![]()
![]()
![]()
![]()
Teraz, rozochoceni maślanką (dobry rocznik, 19 bodajże!) mogliśmy przejść do Meritum, Idei (Szefostwo ma telefony w Elo! i troszkę bruździło) tego spotkania. Demokratycznie zdecydowałem, iż to ja rozpocznę Temat! Podszedłem więc do tablicy i ładnie napisałem literkę „T”. Co prawda dolny brzuszek odrobinę się przekrzywił, ale to od tego pisania na linie (ang. on a line). Koledzy nagrodzili mnie brawami i kostką cukru w płynie! Po chwili wyemitowano postulat, bym opowiedział ich ulubioną anegdotkę! (w tym miejscu autor przewidział plik dźwiękowy, ze wzgledów technicznych nie został on umieszczony, zainteresowanych anegdotką prosimy o kontakt z autorem :) - dopisek red.) Gdy salwy śmiechu przebrzmiały, poczęliśmy wspominać i kolektywnie zużywać jedyną chusteczkę higieniczną. Aż przyszła kolej i na mnie, bym Urzekł Ich Swoją Historią... Tak! Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Siódmy października... Tfuj! Szósty, znaczy!
Szedłem sobie cichą, spokojną uliczką, gdy nagle usłyszałem kobiecy wrzask: „GRASZ?!”. Ułamek sekundy później elewacja obok mnie pokryła się zdezorientowanym osobnikiem płci wybitnie brzydkiej, mielącym w szczerbatym pysiu partykułę „nie”. Dalszy ciąg tej sceny rodzajowej nadszedł w formie potężnie zbudowanej dziewoi, dzierżącej w dłoni wałek dociastny z wypisanymi na nim inskrypcjami: „15-22 dmg, 15^50, 30 hp, 5/1, PERFECT, WTS!”. „Althea jestem” - przedstawiła mi się kobiecina. Mąż wgniecion w ścianę splunął tylko trzonowcem i zdołał wycharczeć: „Z prochu powstałaś, w proch się obrócisz...”. Rozbawiony opuściłem zajętą sobą parę i kontynuowałem spacer, unikając ciskanych we mnie podstawowych narzędzi rolniczych i przeterminowanych produktów spożywczych z „Żuczka”. Będąc skromnym Obywatelem IV Rzeczypospolitej Mocarnej, głośno wyraziłem swe zdumienie dla tego typu praktyk i rozejrzałem za kimś lepiej poinformowanym. Wydał mi się być nim szeroki w barach, odziany w skórę i ubranie człeczyna, stojący nieopodal. Kubrak jego olśniewał czystością, paznokcie i małżowiny uszne takoż, wzbudził więc we mnie zrozumiałe zaufanie. Nim zdążyłem wypowiedzieć charakterystyczne dla naszej epoki słowa „Co się...”, on już zapytał: „Grasz ty, misiaczku?”. Nauczony uprzednim doświadczeniem pokiwałem ochoczo głową. Ten, Który Toczył Ze Mną Dialog tylko się uśmiechnął, kazał czekać i odwrócił do mnie częścią grzbietowo-zadnią. Nie było to zbyt miłe, aczkolwiek coś kazało mi go usłuchać... Zdezorientowanym będąc stałem przeto nieruchomo, nasłuchując padających zewsząd haseł „GRASZ?!” i odzewów pozytwno-negatywno-nijakich. Aż w końcu...
Punkt w południe, wraz z rzeszami innych mieszkańców miasta mojego wojewódzkiego, wciągnięty zostałem w tryby maszyny GRAM.PL! Resztę historii już znacie... Chciałbym jeszcze wyrecytować wam, Mili Moi, wiersz. Wiersz, który popełniłem właśnie tu, w tym bufecie, nad szklanką Maślanki... Dobrze, że się nie obraził, ja tylko pożyczałem.
Oto jest poemat Na Gramowy Temat, Słuchajta, Towarzysze, Gąb waszych nie słyszę! Aj-waj, Staszek, graj! Od dobrego roku, Jestem na widoku W naszym zakładzie, Żyję z dnia na dzień, W pocie i znoju, W ciągłym rozwoju, Młodszym Wajchowym byłem w listopadzie, Starszym Nastawczym... -Buuu! Dość już rymów Tych, eee! -Żeś to Sknocił! -Wal-bierz go! -Poczekajcie! Czy nie widzicie, ile się zmieniło przez te 12 miesięcy?! -Fakt. Znalazłem dziewczynę, z którą gram po nocach w mordobicia i sonczem browary. -A ja znalazłem mi... MONETĘ! -Nie płakusiaj, Monk. -Argh! Czy wy nic nie rozumiecie?! Ten rok był udany, Towarzysze! Pamiętacie te zakładowe Konkursy? Bombki, koszyki, rysunki? Kolektyw się nam zawiązał! Mamy godziwe płace, zniżki na pyzy w bufecie, Rada Nadzorcza wyposaża nas w słuszną literaturę, zapewnia rozrywkę, imprezy integracyjne organizuje! Za dzielne wyrabianie normy sam otrzymałem Kalesony Męskie Duże oraz Biurko Olchowe Laminowane! I jeszcze na Święta: czekoladę, draże i baton! Czego chcieć więcej?! -Maślanki! -Budyniu! -Prażynek!? -Co za reakcja...-zapluł się Marchewa Stanisław, karzeł. -Panowie, stanowicie przypadki beznadziejne. Ale... i tak was lubię! -Tylko się nam tu nie rozklej, cała taśma na paczki poszła...
Tu nastąpiła już niestety pożegnalna wymiana niedźwiadków i rybek. No, innych Plushowych Zwierzaczków również. Gdy lokal opustoszał a jedynym dźwiękiem było już tylko skrzypienie ścierki stojącej na stole i miarowe mruczenie niedopitej maślanki – wpadłem w liryczny nastrój, stanąłem na stole! Gdy wróciła mi już przytomność, zgarnąłem połamane deski do kąta, nalałem wody do wazonu a po chwili zastanowienia – dorzuciłem także kwiatki. Postawiłem oczy w słup (bolało, ale w końcu już się nie przewracały), otworzyłem otwór gębowy i wygłosiłem myśl, która klarowała mi się przez ostatnie parę godzin w procesie sedymentacji...
12 miesięcy, jak jeden dzień, Jak Cień w Icewindzie (jak WIĘKSZY Cień!), Było, minęło, lecz nadal trwa, I niech trwa wiecznie + lata dwa!
Wydobyłem ze schowka szczotkę, zmiotłem zamarłe z wrażenia stawonogi z powrotem pod próg, zgasiłem światło i opuściłem teren Zakładu. Górnopółkową Rozrywkę Aranżująca Manufaktura (Przedsiębiorstwo Ludowe) błyskała do mnie swym czarno-czerwonym neonem...