Lato chyli się ku końcowi i wielkimi krokami nadciąga jesień. Wieczory stają się coraz dłuższe a w okna coraz częściej bębni deszcz. Opadające liście i mgły doskonale nadają się by wczuć się w klimat grozy, dlatego właśnie o nim dziś napiszę.
Nie da się ukryć, że uwielbiam horrory. Czytam klasyków gatunku, oglądam filmy no i oczywiście gram w gry komputerowe. To co dla wielu jest niezrozumiałą i głupawą rozrywką dla mnie stanowi swoistą pasję. Lubię się porządnie przestraszyć i poczuć jak krew żywiej krąży mi w żyłach. Jeśli opowieść jest naprawdę dobra wracam do niej po kilka razy aby poznać jej mechanizmy i zrozumieć czego tak naprawdę się boję. Ma to niestety również swoje wady. Teraz już mało który film, gra czy książka potrafi mnie naprawdę przerazić. Oczywiście nie mam nerwów ze stali i najprostsze triki działają na mnie tak samo jak na wszystkich. Przestraszę się kiedy coś nagle wyskoczy z szafy, lub muzyka dotąd niepokojąca acz cicha i spokojna wybuchnie nagle głośno i gwałtownie. Jednakże te proste zabiegi nie wystarczą by zbudować prawdziwy nastrój grozy i naprawdę mnie przerazić. Do tego potrzeba dobrego scenariusza i powoli budowanego, ciężkiego nastroju. Niestety tak skonstruowane pozycje stanowią rzadkość zarówno w literaturze, filmie jak i grach.
Należy przyznać, że gry w swej krótkiej historii dorobiły się całkiem sporej liczby tytułów odwołujących się do klimatu grozy a wiele z pośród nich jest pozycjami naprawdę godnymi uwagi. Niestety większość pozostaje tylko bezsensowną krwawą jatką, której autorzy starają się nas przestraszyć za pomocą ogranych sztuczek nie robiących wrażenia nawet na wyjątkowo strachliwych przedszkolakach. Weźmy choćby takiego Doom III. Tyle nam wmawiano, że będzie to gra wspaniała i przerażająca zarazem aż wszyscy w to uwierzyli. Tymczasem nie ma w niej nic tak naprawdę godnego uwagi. Gasnącego światła i atakujących w nieprzeniknionej ciemności potworów można wystraszyć się tylko raz, góra dwa. Później strzelanie na oślep, lub bzdurna konieczność ciągłego przełączania się między latarką a bronią staje się co najwyżej nużąca. Potwory zamiast czaić się w mroku teleportują się z nikąd i na oślep rzucają do ataku. O fabule nawet nie ma co mówić. Za pierwszym razem kiedy znalazłem czyjegoś „loga” ucieszyłem się, że twórcy gry postarali się o coś ciekawego. Niestety nie. Pomysł zaczerpnięty ze stareńkiego już System Shock 2 jest kompletnie niewykorzystany. Niby dowiadujemy się z niego co nieco o wydarzeniach rozgrywających się wcześniej na stacji, ale tak naprawdę nie ma czego się dowiedzieć. Wszystko wiemy już wcześniej, piekielne hordy opanowały kompleks badawczy a naszym celem jest je powstrzymać... Jestem pod wrażeniem...
Z drugiej strony mamy wspomniany już System Shock2. Gra ta jest prawdziwym arcydziełem, istną symfonią grozy. Penetrując opustoszały statek i ścierając się z jego dawną załogą poznajemy powoli wydarzenia, które doprowadziły do stanu obecnego. Zastosowano tu kilka sztuczek. Pierwszym z nich są, nieudolnie skopiowane w Doom III „logi” załogi. Poznajemy z nich historię kilku ostatnich dni niektórych członków załogi. Zapisy te porozrzucane są w różnych pomieszczeniach na całym statku. Ze strzępów rozmów i pamiętników stopniowo wyłania się historia szaleństwa stopniowo ogarniającego załogę statku międzygwiezdnego. Widać jak niektórzy starają się z nim walczyć, podczas gdy inni poddają mu się od razu. Drugim trikiem mającym za zadanie budować napięcie są zjawy a raczej obrazy przeszłości, które animowany przez nas bohater może postrzegać. Są to sceny ukazujące ostatnie chwile życia załogi, rozgrywające się w miejscu do którego trafiliśmy. Wspaniale oddają grozę, której zaznali ci ludzie i budują ciężki mroczny klimat gry. Do tego wszystkiego należy dodać wspaniałą oprawę muzyczną znakomicie zgrywającą się z ukazywanymi scenami oraz głosy postaci i potworów. Ciężko zapomnieć idącego w twoją stronę zombie, który błagalnym tonem powtarza w kółko „zabij mnie, zabij mnie”. Oczywiście największym atutem gry pozostaje serwowana powoli fabuła. Bardzo szybko okazuje się, że nasz bohater nie jest wcale rycerzem w lśniącej zbroi. Scena, w której spotykamy po raz pierwszy wciąż jeszcze żywych ludzi, a oni zamiast z nami porozmawiać ryglują drzwi i uciekają, daje do myślenia. Bez dwóch zdań SS2 pozostaje najlepszym horrorem wśród FPS na Pecety. Dość powiedzieć, że niekiedy bałem się w niego grać dalej.
Jak zatem widać da się zrobić dobry horror, należy tylko nad nim pomyśleć. Graficzne fajerwerki nie zastąpią wyobraźni, bo strach tkwi w nas i należy go umiejętnie wydobyć. Nam, dzieciom wychowanym na serwowanej na każdym kroku przemocy, potrzeba nieco więcej niż nawet najładniej animowanych potworków abyśmy się porządnie wystraszyli.
Północ zbliża się wielkimi krokami, a ja wciąż nie dobrnąłem do sedna swoich rozważań. Nic to jednak przed nami wiele jesiennych wieczorów i zamierzam wam jeszcze co nieco opowiedzieć o strachu.
Dobranoc Nocne Marki.