Avangarda 2006 - relacja Mal

Mal
2006/07/10 01:00

Trwa drugi weekend lipca, stolica smaży się we właściwej dla naszego klimatu podzwrotnikowej temperaturze, a w liceum przy Raszyńskiej pełną parą odchodzi konwent Avangarda 2006. Naturalnie wybraliśmy się zwartą brygadą.

Trwa drugi weekend lipca, stolica smaży się we właściwej dla naszego klimatu podzwrotnikowej temperaturze, a w liceum przy Raszyńskiej pełną parą odchodzi konwent Avangarda 2006. Naturalnie wybraliśmy się zwartą brygadą.

Jest sobota, wczesne popołudnie. Wokół budynku raczej pustawo, wszyscy chronią się w chłodnym wnętrzu szkoły. Na ocienionym tarasie pierwszego piętra odchodzą leniwe pogaduszki. Jednak na rozpalonym słońcem boisku coś się dzieje. Podchodzimy bliżej, by patrzeć z podziwem na przebierańców zlanych potem w swoich kostiumach, którzy mimo upału najwyraźniej dobrze się bawią. Tuż obok siebie w świętej zgodzie średniowieczni rycerze i współcześni komandosi rozgrywają swoje LARPy.

Oddziały w pełnym umundurowaniu, w hełmach i z plecakami zza kartonowych osłon strzelają kulkami do przeciwników ukrytych za samochodem. Żołnierze prezentują się świetnie, mają doskonałe mundury i wspaniałe karabiny, niektórzy owinęli głowy arafatkami. Całość wygląda na zaciekłą walkę z terroryzmem. Za to nikt nie ma okularów ochronnych. Kilka metrów dalej, na bramce boiska wiszą worki ćwiczebne dla rycerzy. - Właśnie mamy przerwę – mówi dziewczyna w długiej sukni i białej podwice. – Ja gram damą, o której względy walczą rycerze. - Pojedynki na miecze? – pytam. - Raczej słowne. Robimy to w żartobliwym tonie, ma być śmiesznie, nie poważnie. Średniowieczni wojownicy również mają piękną broń; miecze, tarcze i hełmy, ale najwyraźniej dla parady.

Najwyższy czas wejść do środka i zameldować się u organizatorów. Lista uczestników niezbyt długa, wpisujemy się około trzechsetnej pozycji. Ta niewysoka frekwencja trochę mnie dziwi. Kwestia upału? - To dlatego, że dziś jest mecz o trzecie miejsce w mundialu – twierdzi mój obeznany ze sportem kolega. – Prawdziwy kibic nastraja się na to przez cały dzień. No cóż, jest to jakieś wyjaśnienie...

Konwent na wejściu robi dobre wrażenie: dostajemy ładne identyfikatory i pięknie wydane programy. Oglądam swój i gwiżdżę z podziwem. Wesoło napisane, jest regulamin i wszystkie punkty programu, a prócz tego staranny, przejrzysty plan budynku. Przeglądam i trafiam na konkursy. - A są nagrody? – pytam organizatorów. - Jasne, za wszystkie konkursy. Jest bardzo dużo… - Konkursów czy nagród? - Jednych i drugich. Nagrody zapewnili sponsorzy, dajemy całymi seriami książki, podręczniki, gry komputerowe i mangowe komiksy. Staramy się dopasowywać nagrody tematycznie, ale niektórzy uczestnicy kręcą nosem, bo woleliby wygrać coś, co poszło do innego konkursu. Jasne, trudno zadowolić wszystkich. Idziemy dalej. Na dużej tablicy wiszą listy zapisów na LARPy. Jest mało chętnych; najwięcej na Aliena, 10 osób. Chętnych do grania w Star Trek w ogóle brakuje. Czemu tak cieniutko?

Obchodzimy cały budynek niczym japońscy turyści. Sale noclegowe jak na wszystkich konwentach – pełne plecaków i śpiworów rozłożonych na dmuchanych materacach, karimatach... Swojski widok. Pozamykane pokoje do gier RPG, nie chcemy przeszkadzać, więc nie wiemy czy w środku trwają sesje, czy nie. Największe sale okupują karciarze, gracze w systemy figurkowe porozkładali swoje wspaniałe makiety nawet na korytarzach. W niedużym pokoju skupieni gracze siedzą nad planszami Go. Jedną z sal przeznaczono do gier konsolowych. Stoją tu dwie maszyny. Strzelanina idzie na całego, wokół cierpliwie czekają następni chętni do zabawy.

GramTV przedstawia:

Znajdujemy stoiska handlowe. Na długich stołach leżą stosy książek, naszywek i znaczków. Wrażenie jest apetyczne, podchodzimy bliżej. Kolega marszczy nos, a w oczach ma głęboki zawód: - Wziąłem kasę, myślałem, że kupię podręczniki do „Adeków”, a tu sama Manga i Crystalicum… Rzeczywiście, największą powierzchnię na stołach zajmują azjatyckie komiksy. Najwyższy czas dowiedzieć się, co o tym wszystkim sądzą uczestnicy konwentu. Przybieram światowy wyraz twarzy i zaczynam zaczepiać ludzi...

Piotr niedawno przyszedł, jest z Warszawy: - Patrząc na program, to tylko Manga, Star Trek i karcianki. To mnie nie interesuje. Chciałbym, żeby było więcej rzeczy związanych z RPG-ami. Wczoraj dotarłem za późno, żeby było coś ciekawego. Dzisiaj może pójdę na LARPa. - Co ci się tu podoba? - Podoba mi się lokalizacja i ta szkoła. I to, że dostałem grę planszową za to, że przyszedłem jako dwusetny. - Czy są jakieś wyraźne minusy? - Uważam, że mieszanie konwentu mangowego z RPG-owym to nieporozumienie. Nie podobają mi się też ludzie, którzy strzelają do siebie bez masek.

Faktycznie, strzelaniny rozprzestrzeniają się nawet po korytarzach, więc obrywa się i „cywilom”. Gdzie organizatorzy? Czy wychodzą poza swój pokój? Chcę się dowiedzieć, jak ludzie oceniają organizację imprezy, więc dalej nagabuję uczestników: - Organizacja jest cokolwiek karygodna – mówi Maciek z Zabrza. – Ktoś pomylił dyscypliny sportu. - Co masz na myśli? - Konwent jest zjazdem ludzi, którzy chcą być razem i bawić się, a tymczasem wszyscy są kontrolowani. Zamknięto nas na noc bez możliwości wyjścia i nie można było iść do sklepu, jeśli zaszła taka potrzeba. Hmm, a gdzie jest ta kontrola, kiedy dzielni wojacy strzelają sobie po oczach? Tymczasem Maciek ma więcej do powiedzenia: - Punkty programu częściej się nie odbywają, niż odbywają. W konkursie na przebranie jury poszło sobie do bufetu zostawiając w upale ludzi owiniętych w folię na pół godziny. Dziewczyna mało nie zemdlała! Organizatorzy robią raczej za ochronę, wąchają ludzi czy nie pili. A kiedy próbuje się znaleźć organizatorów, to wiecznie ich nie ma. W nocy przyjechała policja, bo ktoś się głośno zachowywał; to też nie polepszyło atmosfery. Panuje poczucie wszechobecnej nudy i chaosu. Zamknięcie na ograniczonej przestrzeni, gdzie nie ma możliwości fajnego spędzenia czasu sprawia, że jest to najgorszy konwent, na jakim byłem. Na Avangardę więcej nie przyjadę. Brzmi ponuro. Postanawiam zapytać o zdanie dziewczynę. Agharti jest fajnie przebrana, wygląda na zadowoloną, ale też zaczyna od narzekania: - Część programu nie jest realizowana, straszny chaos organizacyjny. Na Pyrkonie w Poznaniu było lepiej. Zdaje się, że tu ochrona ma większe uprawnienia od organizatorów. Mieliśmy z góry ustalone z organizatorami odstępstwa od regulaminu, ale ochrona nie dopuściła do nich. Niesłowność sprawia, że ludzie się zniechęcają. Wczoraj do wieczora byliśmy zadowoleni, ale później zaczęliśmy myśleć o tym, żeby się zbierać. Ochrona jest nieprzyjemna. Wczoraj wróciliśmy z miasta krótko po 22.00 i dostaliśmy uwagi. Ci, co przyszli o 2.00 weszli bez problemów. Równi i równiejsi? Poza tym kontrola antyalkoholowa jest nachalna i źle zorganizowana. W nocy zapalają światła, przerywają rozmowy… Z innymi sprawami też nie jest najlepiej. Bywa, że na prelekcji jest prelegent, a w ogóle nie ma słuchaczy, albo gorzej: pełna sala, a nie ma prelegenta. - Czy coś ci się tu podoba? - Pokaz aikido był fajny, ale moim zdaniem za krótki. Wormsy w śpiworach zapowiadają się nieźle. - Pójdziesz? - Będzie mi ciężko – pokazuje na swoją długą suknię z imponującymi, koronkowymi rękawami i uśmiecha się – ale pooglądam sobie. Na razie z głównych atrakcji nie znalazłam nic dla siebie, no może Wampiry i Wilkołak… Z Wilkołaka był LARP, ale zrobiono z tego grę zamkniętą, bo zgłosiło się za mało osób. Fantaści są tu trochę zaniedbani. Za to duży plus za kuchnię, od tej strony nie mam nic do zarzucenia. Z konwentowych kuchni ta jest najfajniejsza.

Dobra kuchnia? Trzeba to zobaczyć! Idziemy do sutereny, gdzie rozłożyła się „Karczma pod Palantkami”. Rzeczywiście, uśmiechnięci ludzie siedzą przy stołach i wcinają tanie dania o miłych nazwach: „Dziewicza kapusta” to bigos, „Członek ogra” – kiełbasa, „Gęba elfa po ogroterapii” jest pizzą, a pod nazwą „Diabelskiego nasienia” kryje się kawa i herbata. Są też naleśniki i napoje Tymbark. Ceny jak na Warszawę bardzo niskie. Sympatyczne Palantki organizują też dodatkowe atrakcje, jak karaoke. Ta japońska rozrywka przypomina mi o Mandze i Anime. Skoro gracze narzekają na małą ilość rozrywek fantasy, miłośnicy Mangi powinni z kolei czuć się usatysfakcjonowani. Szukam więc mangowego gracza i znajduję 19-letniego Macieja: - Nie ma nic z Anime i Mangi – wypala na wstępie. - Sklep trochę za mały. Zapowiadane były projekcje i panele tematyczne, ale nic nie znalazłem z tego tematu. Jest tylko RPG i fantasy. - Zatem nie jesteś zadowolony? - Pół na pół. Fajne są gry planszowe i konsolowe. Wczoraj grałem w nie cały dzień, a jeszcze pod wieczór miałem sesję RPG. Krótką, ale zawsze. Organizacja nie jest zła, miejsce do gier też ok, tylko monotonnie, jeśli chodzi o tematykę. - Nocowałeś tu? - Nie, jestem z Warszawy.

Najwyraźniej na imprezie nie ma w pełni usatysfakcjonowanych ludzi. Konwent mangowo – RPG-owy, a za mało jednego i drugiego... Organizacja do ponownego zorganizowania, tyle że jest co jeść i gdzie spać. Rozglądamy się za jakimiś atrakcjami, ale popołudnie się kończy, poprzebierani ludzie gdzieś się rozeszli, wieje nudą. Wychodzimy z terenu szkoły w poszukiwaniu jakiegoś chłodnego pubu. Rozmawiamy o przyszłorocznym Polconie. Może Warszawa się na nim zrehabilituje? Tylko, czy zniechęceni gracze zechcą jeszcze odwiedzić to miasto...

Komentarze
33
Usunięty
Usunięty
19/07/2006 15:25

Przepraszam za ortografy i małą pomyłkę. Widze, że ludzie tutaj strasznie na takie rzeczy cięci więc od razu sprostuję - "alkohol" miał 4-6% (nie wiem dokłądnie ile, bo nie mam specjalistycznego sprzętu) i legalny.Na strzelance na boisku wszyscy mieli gogle.

Usunięty
Usunięty
19/07/2006 15:12

Witam wszystkich.Czytałem powyższą relacje(artykuł? wywiad?) i komentarze poniżej, w związku z czym postanowiłęm się wypowiedzieć.Na Avangardzie byłem od początku do końca niemal. Od razu zaznaczę, że zaliczam się do tych bardzo rozczarowanych tą imprezą.Oto powody:O ile lokalizacja nie była zła (ładna szkułka z boiskiem, toaletami i bufetem nawet), o tyle niewarta swoich uroków. Ochrona, czy jacykolwiek inni panowie krawężniki nie są mile widziani na żadnym konwencie i ich pojawienie się psuje atmosferę dobrej zabawy i wolności intelektualno obyczajowej, a o nie przecież głównie na konwentach chodzi.Informator faktycznie był bardzo łądny. Ale co z tego skoro program biedny, że aż trzeszczy? Oprócz ASG nie znalazłem ani jednego punktu, który by mnie interesowa, ba!, który chociażby zwrócił moją uwagę! Dodam, że dla pewności czytałęm trzy razy.Konkursy (byłem na dwuch, może inne były lepsze) były naprawdę marne i uszłyby ewentualnie w duży tłumie innych atrakcji jako coś "przy okazji". Tłumu jednak nie było.Logicznym jest, że grupa ludzi, któtrzy dzielą wspólne zainteresowania i mają wspólne tematy, jeśli nie zorganizuje się im czasu, organizuje go sobie sama. Tak też uczyniliśmy. Sprawa tego "alkoholu" została wcześniej uzgodniona z organizatorami. Wiedzieli wcześniej, że mamy "alkohol" (dodam, że nie była to żadna wódka, czy tanie wina, ale normalna cola z rumem rozrobiona w śmiesznych proporcjach o stężeniu alkoholu w "alkoholu nie przekraczającym 6% - czyt. jak piwo) i zgodzili się na jego spożywanie. No bo i czemu nie mieliby się zgodzić na to, żeby grupka dorosłych ludzi mogła wypić coś przy okazji kulturalnej dyskusji??? Problem zaczął się wieczorem, kiedy to "ochrona" wpakowała się do naszego pokoju (alkochol był spożywany TYLKO tam i w naprawde małych ilościach [5 litrów 4% na 15 osób, czyli jak małe piwo na głowę!] i tylko przez osoby z naszego grona) i skonfiskowałą pozostałę 3 litry. Potem usłyszałęm tłumaczenie, że było u nas za głośno... Widział kto kiedy 15 osób żywiołowo dyskutujących w pokoju, które robią to cicho? Ja rozumiem to tak - NA AVANGARDZIE NIE WOLNO DYSKUTOWAĆ. My nic innego tam nie robiliśmy, więc wnioskuje, że to była przyczyna owego "hałasu".Krótkie podsumowanie - jechałem na Avangardę pół Polski w upale i słońcu. Na miejscu mało, że nie czekało na mnie nic ciekawszego ponad to co znaleźć mogę na dowolnym "zadupiowym" konwencie, to jeszcze dużo mniej. Gdybym nie widział tablicy z napisem "Warszawa" pomyśłałbym, że trafiłem na jakiś ciężki wygwizdów. Konwent był zdecydowanie najgorszym jaki odwiedziłem, a parę już widziałem i nigdy nie nażekałem.Co od żekomej tendencji do "objeżdżania wszystkich konwentów". To pierwszy jaki "objechałem" w swoim życiu i jakoś nie weszło mi to w zwyczaj, bo właśnie wróciłęm z "Tornada" w ćzyżowicach i czapkę chylę przed ludźmi, którzy tę imprezęzorganizowali, bo na lepszej nie byłęm w życiu. Środków mieli o 90% mniej niż ludzie z Avangardy, ludzi przyjechało o 2/3 mniej, a było genialnie. Uczcie się panowie od nich, ale na mój udział w najbliższej przyszłości już nie liczcie. Dwa razy byłem w Warszawie i wreszcie się nauczyłęm - trzeciego razu nie będzie.Co do ASG na koniec. NIKT nie strzelał ŻADNYMI kulkami na terenie szkoły. W magazynkach i prowadnicach nie było ani jednej kulki i tylko dlatego nie mieliśmy masek i zdecydowaliśmy się wejść do szkoły i pokazać ludziom jak w przybliżeniu się bawimy. Na innych konwentach przyjmowano to nieźle. Tutaj widać lud nawykły do porządku i rygoru, chaos i adrenalina mu szkodzi.Strzelanka na kulki miała miejsce, ale w specjalnie przeznaczonym do tego miejscu, a i tak dla pewności obieraliśmy takie kierunki natarcia, żeby żadna zabłąkana kula nie doleciała choćby do ogrodzenia.

Usunięty
Usunięty
12/07/2006 23:27

Spokojnie SolPrzedsmak tego co przygotowałem dostaniesz jutro przed południem.( Tylko się nie bój )Co będzie w następnych latach? Nie wiem, choc świta mi pewien pomysł do głowy ;)




Trwa Wczytywanie