Rozmowy na koniec tygodnia #29

Domek
2006/06/18 20:52
0
0

1. Chudnij z Nintendo

1. Chudnij z Nintendo

W minionym tygodniu (no, konkretnie w zeszłą niedzielę) miała miejsce amerykańska premiera nowego DS-a, czyli 2-letniej już niemal konsolki przenośnej w nowych szatach. I zgodnie z wszystkimi przypuszczeniami, Stany zwariowały. No, może nie całe i może nie całkiem, ale 136 tysięcy sprzedanych egzemplarzy handhelda robi wrażenie. Szefostwo Nintendo zapewne zaciera ręce, no ale mają powody...

Domek: Wesoło... szał niemal dokładnie taki sam jak po "pierwszej" premierze... ciekawe ile jeszcze razy wyjdzie im ta sztuczka.

Chamb: Tyle razy ile razy spróbują? :D W końcu to NINTENDO!

Domek: Swoją drogą, to w tej długachnej kolejce przed oficjalnym sklepem Nintendo można było znaleźć nie tylko właścicieli "podstawowej" wersji DS-a, ale też ludzi, którzy... już wtedy mieli DS Lite i na nich grali.

Chamb: Hehe... przecież wszyscy doskonale wiedzą, że japoński DS Lite to zupełnie inna konsolka niż amerykański DS Lite. ;)

Domek: Jasne... Normalnie maniactwo. Zupełnie ich nie rozumiem.

Chamb: Nie maniactwo... kolekcjonerstwo. ;)

Ale czemu tu się właściwie dziwić - na zdrowie im, może za mało się w życiu w kolejkach nastali albo co... Zresztą klimat takiego wydarzenia zapewne wart jest drobnych poświęceń - w końcu tu nie chodzi jedynie o kupienie tego pożądanego przez tysiące sprzętu najszybciej jak to możliwe. Ale też o to, żeby później móc powiedzieć "byłem tam". Tzn. tak zgaduje. Bo sam na tej randze imprezie okazji być nie miałem.

Domek: A Twój DS Lite jak, zamówiony już dawno z Japonii? ;)

Chamb: Nie, anulowałem swoje zamówienie. Powiem tak: zmusiły mnie do tego drobne zmiany życiowe, a żeby nie brzmiało to tak poważnie i "zgredowo" dodam jeszcze, że po prostu ostatnio bardzo mało gram na DS-ie i na razie Lite'a nie potrzebuję. Szlag... to dalej brzmi "zgredowo". Choć dalej mam w planach jego zakup. ;)

Domek: Wiesz co, nawet nie wiedziałem, że go zamówiłeś... Tak sobie żartowałem... :|

A tak w ogóle to on wcale taki ładny nie jest. Wcale. Nic a nic. Nie dam się! Że niby jaśniejsze ekraniki? Phi, też mi coś. Bez sensu, po co to komu. Poważnie mówię! Nie_dam_się... ;)

2. Ałć, Bolli!

Uwe, Uwe... w zeszłym tygodniu wrócił Thompson, teraz przyszedł czas na niemieckiego reżysera, który z jakiegoś powodu pokochał ekranizowanie gier komputerowych. Oszołomy budzą się z wiosennej drzemki (hę?), Polacy odpadają z Mundialu, słowem świat wraca chyba do normy. Dla tych, którzy nie kojarzą sprawy, przypomnijmy - Uwe zaprosił najbardziej krytycznych recenzentów jego filmów do... walki bokserskiej. Żeby przekonać się, czy tacy mocni to oni tylko w gębie. Pomysł dość... hmm, oryginalny, ciekawe ilu będzie chętnych.

Chamb: Wiesz co, a mnie się ten pomysł naprawdę podoba! Z drugiej jednak strony, Uwe dał niejako do zrozumienia, że krytyki się nie boi wcale a wcale... nie ma zatem co liczyć na jakikolwiek skok jakościowy jego "dzieł".

Domek: Jak Ci się tak podoba, to może się zgłoś? Ale nie, musiałbyś przedstawić dowód swojej "nienawiści" do Bolla, w postaci maksymalnie negatywnych recenzji jego dzieł, opublikowanych najwcześniej w zeszłym roku... Ale serio, jakim trzeba by być oszołomem żeby skorzystać z tego zaproszenia?

Chamb: Czy ja wiem czy zaraz trzeba być oszołomem... Ktoś powinien skorzystać z tego zaproszenia dla zasady - po prostu, żeby pokazać Bollowi gdzie jest jego miejsce w szeregu. ;) No może troszkę wybiegłem... pokazaliby mu gdzie jest jego miejsce gdyby zlali go na kwaśne jabłko. :D

Domek: Myślę, że Boll tak samo jak my nie spodziewa się, że na to wezwanie ktokolwiek odpowie... Walką nie będzie się musiał martwić, będzie mógł za to mówić później, że jego krytycy nie mają jaj (czy coś w tym rodzaju). A nawet gdyby jednak ktoś się zdecydował, to przy całej jego nieudolności w roli reżysera, wierzę, że jako bokser przygotowany jest całkiem nieźle... ;)

Chamb: No to teraz wszystko w rękach prasy...

Zresztą zapis walk, do których Uwe zaprosił krytyków, ma później trafić w części do najnowszego filmu reżysera - ekranizacji Postala. Nie powiem, tym razem Niemiec wybrał grę bardzo trafnie. Naprawdę, tym razem jest szansa, że film będzie lepszy od gry...

GramTV przedstawia:

Domek: Nie wiem czy już kiedyś tego nie mówiłem, ale zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego najczęściej ekranizuje się gry tak ubogie fabularnie... Przecież jest masa tytułów opowiadających całkiem ciekawe historie, rozmaite RPG-i czy przygodówki... Ale nie, lepiej zekranizować prymitywną strzelankę (nie żeby w prymitywnych strzelankach było coś złego, ale czy na pewno najlepszy z nich materiał filmowy?)

Chamb: Może jest tak, że materiału fabularnego z RPG-ów czy przygodówek jest tak dużo, że przeniesienie tego na wielki ekran jest niemożliwe, a pocięcie pozostawia zbyt wiele luk i ma już takiego "impactu"? Przy okazji warto się zastanowić ile spośród ekranizacji gier opowiadało historie identyczne z materiałem źródłowym...

Domek: A może taniej im kupić prawa do tytułu i postaci, ale już nie do scenariusza gry? Ja tam nie wiem, może ma to jakieś znaczenie... Bo naprawdę trudno mi inaczej wytłumaczyć to dążenie do ekranizacji najbardziej miałkich fabularnie pozycji.

Zresztą była już przecież ekranizacja gry, ba - całej serii, której zarzucić można wszystko, tylko nie mało skomplikowaną fabułę - Final Fantasy. I wyszło... hmm, no na pewno nie tak dobrze jak w grach. Także ja już sam nie wiem jak to z tym jest...

3. Diablo i Starcraft w Vivendi stali domu

A teraz coś z zupełnie innej beczki - plota tygodnia. Diablo i Starcraft pojawią się w formie MMO. A przynajmniej tego chce Vivendi. Podobno. Na to wygląda. Wiadomo, tytuły są hitowe, rozpoznawalne, znane, mają masę fanów - nic, tylko ciągnąć z nich kasę. Z tej strony wszystko gra. Tylko jakoś tak... Ani Starcraft ani Diablo specjalnie mi jako MMO nie grają...

Domek: Głupawy pomysł... World of Starcraft musiałby być jakimś absurdalnie wielkim przedsięwzięciem (jedna planeta, na której z niewiadomego powodu znalazła się duża ilość Terran, Zergów i Protossów nie brzmi jakoś przekonująco), a Diablo... Czym właściwie miałoby się różnić od WoW-a?

Chamb: Nie, nie, nie! World of StarCraft absolutnie NIE MOŻE dziać się na jednej planecie! Moim zdanie skonstruowanie gry w ten sposób oznaczałoby jej porażkę. Ta gra, jeśli powstanie, musi dziać się w ogromnym wszechświecie, gdzie gracze z jednej nacji rozsiani są po różnych planetach i istnieje możliwość podróży międzyplanetarnych, ale nie takich jak rejsy morskie w WoW. To powinna być w pełni interaktywna wyprawa, gracze powinni mieć możliwość "rozwoju" swojego statku kosmicznego, a w przypadku operacji militarnych (raidy ;)) podróżowania w wielkich grupach. W skrócie World of StarCraft powinien być MMORPG na znacznie większą skalę niż WoW.

Domek: Taa, a planowana data wydania gry - gwiazdka 2053...

Chamb: Co do World of Diablo... to już kiedyś o tym rozmawialiśmy - model rozgrywki z Guild Wars po odpowiednich modyfikacjach sprawdziłby się tutaj świetnie. :) Ta gra powinna być z kolei nieco "mniejsza" od WoW.

Domek: Nadal nie wiem czy to miałoby tak naprawdę sens... WoW ma przecież w ogóle sporo elementów wziętych jakby "żywcem" z obu części Diablo. Podobne statystyki, przedmioty, elementy interfejsu... Jakoś po prostu dziwna wydaje mi się wizja Diablo MMO konkurującego z WoW-em.

Chamb: Jeśli wcelowaliby się w inny segment rynku... to ja problemu nie widzę. ;)

Tak się zastanawiam, na ile Vivendi ma tak naprawdę "władzę" nad Blizzardem. Jasne, wydają im gry, płacą za produkcję, mogą więc wymagać, problem jest jednak taki, że jak powszechnie wiadomo, przychody z produkcji kalifornijskiego developera są dla Vivendi źródłem naprawdę sporych zysków. Przecież nie mogą tego nie wiedzieć sami zainteresowani. Mam takie przemożne wrażenie, że tutaj mamy do czynienia z taką sytuacją, że to Vivendi bardziej potrzebuje Blizzarda niż na odwrót. Czyli jeżeli twórcy WoW-a powiedzą, że Diablo MMO nie zrobią, to tego ostatniego raczej nie będzie.

Chamb: Tak było, jest i będzie... niezależnie od tego co będzie się dziać w samym Blizzardzie. Pamiętasz jak przy okazji kiedy jakiś czas temu z firmy odeszła masa osób, w tym również te znane, lubiane i cenione (Bill Roper, David Brevik, Max Schaefer, Erich Schaefer)?

Domek: Taa, tylko że mam silne wrażenie, że te "znane, lubiane i cenione" niekoniecznie są tymi najbardziej odpowiedzialnymi za kształt gier. To po prostu takie ikony, postacie, z którymi gracze mogą firmę identyfikować... Dlatego zawsze tyle jest płaczu jak tego rodzaju "figury" odchodzą z zespołów developerskich. Ale często okazuje się, że wcale tak kluczowe dla ich działania nie były.

Chamb: No właśnie. Wiele osób skazało wtedy Blizzarda na spadek do niższej ligi, zapowiedziało że nie będą kupować gier z ich logo. I co? Dziś Blizzard odpowiedzialny jest za najpopularniejszą obecnie grę. :D Vivendi doskonale zdaje sobie z tego sprawę i raczej nie będzie wywierać nacisków na tę ekipę. Szkoda tylko, że w dzisiejszych czasach taką moc ma tak niewiele zespołów... właściwie to chyba jeszcze tylko ID Software może się pochwalić taką wolnością, ewentualnie jeszcze BioWare. Zapomniałem o kimś?

Domek: A Valve? Vivendi zaczęło im "podskakiwać", skończyło się na procesie sądowym (zresztą przez francuzów przegranym) i przejściem twórców Half-Life'a do EA. Kto na tym stracił? Mam nieodparte wrażenie, że właśnie Vivendi - i to nie tylko dlatego, że musieli zapłacić odszkodowanie...


Teksty Chamba: Chamb
Teksty Domka: Domek
Narrator: Domek

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!