Rozmowy na ko... na święto pracy...

Chamberlyn
2006/05/01 16:42
0
0

1. Bruce Willis i siły złowieszczego kosmosu

Na początek temat, który chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu. Miałem o tym pisać tydzień temu, ale jakoś tak zabrakło miejsca. Więc teraz szybko, zanim mi wyleci z głowy. Temat - krytycy. Nie tylko growi, chociaż może być, że też. Ale w ogóle wszyscy, filmowi, literaccy, etc. Wiadomo, że im krytyk więcej na temat "swojej" dziedziny wie, tym lepiej. Tylko czy na pewno? Czy o to naprawdę chodzi?

Domek: Doszedłem ostatnio do dość ciekawego wniosku, tak czytając jakieś recenzje, bodaj filmowe...

Chamb: Znów się zaczyna... ;P

Domek: Bo patrz - jest tak, że nie możesz (nie powinieneś) brać się za recenzowanie np. filmów, jeżeli nie jesteś naprawdę dobrze obeznany w filmowej branży, nie wiesz wszystkiego co "powinieneś". Powinieneś być oblatany we wszystkich ważnych dziełach, dobrze znać też trochę teorii, no ogólnie mieć bogate doświadczenia związane z tematem.

Chamb: No teoretycznie dobrze by było - choć z drugiej strony, zależy też jak ta wiedza zostanie wykorzystana przez owego jegomościa. :)

Domek: No w tym wszystkim jest - zdaje mi się - pewna pułapka. Bo - strzelam - 90% widzów kin nie ma takiej wiedzy, takiego obeznania i takich bogatych doświadczeń. Podobnie z graczami czy miłośnikami literatury. Krótko - przeciętny człowiek nie ma wiedzy krytyka danej dziedziny. Więc na co mu tak naprawdę ocena pisana z perspektywy takiego krytyka?

Chamb: To też zależy jak ta ocena jest sformułowana.

Domek: No na przykład - statystyczny Kowalski idąc na film pt. "Bruce Willis kopie tyłki terrorystom" nie musi wcale wiedzieć, że temat ten był już wałkowany pięćdziesiąt razy, że wszystko to powielanie starych schematów, a filozoficzny problem starcia człowieka z siłami złowieszczego kosmosu jest ograny do granic przyzwoitości. I może się na takim filmie całkiem nieźle bawić i może nawet coś z niego wynieść, bo nie widział tych pięćdziesięciu pozostałych filmów.

Chamb: No właśnie to jest to co miałem na myśli wcześniej - krytyk powinien jednocześnie oceniać dane dzieło na tle wszystkich innych produkcji z tego gatunku jak i jako indywidualny twór. Wbrew pozorom to wcale nie powinno być trudne dla takiego "obeznanego" krytyka, właśnie z uwagi na jego wiedzę, a nawet jeśli to w końcu za to mu się płaci więc powinien się postarać. :) Dobra recenzja, moim skromnym zdaniem, to taka recenzja która wytyka wady, wskazuje zalety, konfrontuje je z wadami i zaletami przedstawicieli gatunku oraz stara się pokazać co dana produkcja ma do zaoferowania zarówno starym wyjadaczom jak i totalnym nowicjuszom. Cholera... to może jednak być dość trudne. ;)

Jest też tak, że w powszechnej opinii człowiek niemający całej tej wiedzy, całego tego "oblatania" w dziedzinie, nie ma podstaw do tzw. "obiektywnej" oceny. Tu jest moim zdaniem kolejna pułapka. Ta trudna dla mnie do uzasadnienia, dość powszechna wiara w istnienie czegoś takiego jak "obiektywna ocena". Wiara ta zakłada, że do formułowania "obiektywnych ocen" mają zdolność ludzie, którzy wiedzą o danym temacie możliwie wiele. Czyli w im więcej gier w życiu grałem / filmów widziałem / cokolwiek, tym mój osąd jest "więcej wart". Tylko dla kogo?

Domek: Załóżmy - grałem w życiu w 10 tysięcy gier, albo widziałem 10 tysięcy filmów, mniejsza o to, czy w ogóle tyle powstało. I teraz mówię, że nowy film "Bruce Willis kopie tyłki terrorystom" to nic nie warta szmira i ogólnie lepiej sobie nim głowy nie zawracać. Niektórzy powiedzą, że to "obiektywna ocena", bo znam się na temacie. Ale tak naprawdę ciągle jest to bardzo subiektywna ocena człowieka, który widział cholernie dużo filmów lub grał w cholernie dużo gier. I nic więcej.

Chamb: Oceny/Opinie zawsze są subiektywne... obiektywna ocena to mit, czegoś takiego według mnie nie ma.

Domek: No właśnie! Co za uczucie, spotkać kogoś, kto podziela tę opinię. ;) To, do czego nieuchronnie zmierzam, to następujące stwierdzenie - ocena tego hipotetycznego mnie, który widział taką masę gier czy filmów, jest tak naprawdę niewiele warta, a już na pewno nie więcej, niż ocena kogoś, kto się "mniej zna". Bo prawdopodobnie nie powtórzy się u statystycznego gracza, który widział tych gier / filmów znacznie mniej. On będzie miał zupełnie inne doświadczenia, bo może wcale nie wiedzieć, że to strasznie wtórne. Niekoniecznie musi oczywiście dojść do wniosku, że to wspaniała produkcja, ale też w większości przypadków nie będzie dla niej aż tak surowy. Nie wszyscy grają od 15 lat, wiesz...

Chamb: Wiem. ;)

Domek: Śmiejemy się chociażby z tych dzieciaków, które podniecają się jakimiś szitami... ale może one mają rację? A my po prostu nie potrafimy się już niczym cieszyć, bo jesteśmy już skażeni zbyt długim graniem?

Jakie z tego wyjście? Sam nie wiem. Oceny graczy? Może, chociaż czytając je można się jeszcze bardziej załamać niż przy tych "profesjonalnych". Także póki co pomysłu na wyjście z tej "pułapki ocen" nie mam. Jak tylko będę miał, to opatentuję i będę kosił wielką kasę. ;)

2. Ni(e)jakie łi

News tygodnia siłą rzeczy skomentowany zostać musi. Dla tych, którzy ostatnie kilka dni spędzili na Syberii czy w jakimś innym dziwnym miejscu, bez dostępu do informacji, przypomnijmy - Nintendo ogłosiło oficjalną nazwę swojego next-gena. Tak, okazało się, że Revolution to tylko nazwa kodowa i że na Wii (wymawiane "łi") jesteśmy już skazani. Informacja ta wywołała wiele emocji, w większości dość negatywnych. Krótko mówiąc - znakomita większość graczy uznała ją za kretyńską. Poza Chambem, rzecz jasna.

Domek: Wii? Moim zdaniem beznadziejne, chociaż to też może kwestia przyzwyczajenia do Revolution...

Chamb: Nazwa jak każda inna.

Domek: Wg mnie dziwna. A że ja tu piszę newsy, to oficjalne stanowisko gram.pl brzmi: "dziwna". ;)

Chamb: Ale filmik fajny.

No dobra, filmik to im się udał, faktycznie. Świetny filmik. Na miarę następnej generacji. Dość o nim jednak - wracamy do meritum. We wspomnianej wiadomości napisałem niewinnie dość, że nie wiem jak to odmieniać, to całe Wii. Reakcja Chamba była szybka i gwałtowna.

GramTV przedstawia:

Chamb: Eee, co Ty chcesz w tym Wii odmieniać?

Domek: No normalnie.

Chamb: Ale w jakich sytuacjach? Podaj przykład.

Domek: W normalnych kiedy potrzebna jest odmiana. Np. "Nowa gra na Wii"... bo ja wiem, jakoś mi to nie gra.

Chamb: Co Ci tam nie gra?

Domek: W ogóle ta nazwa mi nie gra!

Chamb: W "Nowa gra na PlayStation 2" też Ci nie gra?

Domek: Nie nie, PlayStation to rodzaj żeński... a Wii brzmi jak męski. :P Właściwie to nie wiadomo.

Chamb: Raczej nijaki moim zdaniem.

Rodzaj nijaki, ale o samej nazwie powiedzieć że jest "nijaka" raczej ciężko. I to chyba trzeba Nintendo przyznać - faktycznie udało im się wywołać wokół konsoli spore emocje. Że akurat negatywne - tego nikt nie będzie za kilka miesięcy pamiętał, a ważne, że jest szum. Pomyślałem sobie nawet w pewnym momencie, że może był to ich jedyny sposób na wywołanie zainteresowania swoim next-genem. Ale to już trochę wredna konkluzja. A przecież lubimy Nintendo i nie będziemy im dowalać.

Domek: Inna sprawa, że jak już zauważyło paru naszych "kolegów" z zachodu, większość konsol ma raczej głupawe nazwy.

Chamb: Chociażby cała odchodząca generacja - Xbox, PlayStation, GameCube...

Domek: No właśnie - Xpudło, StacjaDoGier, GrajKostka? Co to ma być? To naprawdę wygląda jak lista najgłupszych nazw jakie można wymyślić. Jedno dodatkowe Wii nic tu nie zmieni.

Chamb: Poza tym... nazwa jest ABSOLUTNIE nieważna! Ważne są gry! Dana gra - jeśli jest dobra - będzie tak samo dobra na Wii jak byłaby na Revolution. Można nawet lepsza, bo przy kupowaniu w sklepie będziesz miał mniej do gadania. ;)

Domek: Ciekawe tylko czy się przyjmie. Czy wszyscy będą mówili Revolution.

Chamb: No po pewnym czasie wszystko się przyjmuje. :) Choć wiesz przez chwilkę miałem nadzieję, że Nintendo zrobi się troszkę nostalgiczne i przywróci nazwę "Nintendo Entertainment System" z jakimś fancy-pancy przymiotnikiem. :) To jednak za długa nazwa jak na dzisiejsze czasy, poza tym myślę, że dla znakomitej większość zarówno graczy jak i nie-graczy byłaby dzisiaj zupełną nowością... tak samo jak Wii.

Domek: Tak samo było z nowym Windowsem - cały czas był Longhorn, wszyscy się przyzwyczaili, potem Microsoft powiedział w końcu "Vista". Ludzie popsioczyli, popsioczyli i co? Ktoś jeszcze pamięta tego nieszczęsnego Longhorna? ;)

Chamb: Poza tym Wii - jak pisze Nintendo - jest bardzo łatwe do zapamiętania.

Zapamiętajcie więc. Wii.

3. Będziemy bogaci!

Będziemy z Chambem bogaci! Serio. Kolega mój (pozdro Owsiany ;)) wymyślił sprytny sposób na zarobienie wielkiej gotówki i zamierzamy go wykorzystać (pomysł nie kolegę, koledze możemy ewentualnie odpalić procencik ;)). Ale że jesteśmy dobrzy dla bliźnich z natury, to postanowiliśmy się tym rozwiązaniem podzielić również z Wami.

Domek: Słuchaj, możemy być bogaci. Nieprzyzwoicie bogaci. Wpadł na to mój kumpel, ale nie musimy mu mówić .

Chamb: No cóż - masz jakiś okres "eXtremalnych pomysłów z którymi koniecznie chcesz podzielić się z całym światem, a przynajmniej jego cząstką"? :) Zresztą, wiesz co, nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie. Kontynuuj. :)

Domek: Taki myk - Microsoft sprzedaje X360 poniżej kosztów, tak? Załóżmy, że 100 dolarów poniżej kosztów, takie chyba ploty chodziły. Czyli zrobienie takiego Xboksa za 400 dolców kosztuje 500 dolców.

Chamb: Aha.

Domek: No to robimy tak - kupujemy masę Xboksów 360 w sklepach, ile tylko się da. Sprowadzamy zza granicy, robimy pre-ordery, ile wlezie. Po 400 dolarów. Tak?

Chamb: Ahaaaaaa....

Domek: I sprzedajemy fabrykom produkującym Xboksy 360 po 450 dolarów. My wychodzimy na +50 dolarów, oni też. I wszyscy są zadowoleni. :D A my jesteśmy bogaci.

Chamb: Lol, świetny biznesplan.

Domek: To jak, działamy? ;)

Tutaj jedyną przeszkodą jest to, że decyzję podjąć trzeba całkiem szybko. Bo cały plan ma sens tylko do końca bieżącego roku. Później Microsoft przechodzi na nowy proces produkcyjny i wytwarzanie Xboksów 360 już w przyszłym roku ma być wyraźniej tańsze. Także działać trzeba natychmiast. Ach, no i jeszcze jeden problem. Całkiem możliwe, że ktoś już w Microsofcie na to wpadł. Dlatego tak mało tych Xboksów 360 na rynku. ;)

Chamb: Yup, zapewne byli to stary poczciwy Bill i jego kolega szalony Stevie. ;)

Domek: Oj wcale bym się nie zdziwił...


Teksty Chamba: Chamb
Teksty Domka: Domek
Narrator: Domek

Domek: Zgadnij co będzie pierwszą rzeczą, jaką kupię za tę kasę. ;)

Chamb: Nie wiim. Wiim co ja kupię. ;)

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!