Matthew Vaugh – „Gwiezdny pył” – recenzja filmu

Trashka
2007/10/17 20:38

Neil Gaiman, oryginalny twórca, autor wielu opowiadań i powieści, nie ma zbyt wiele szczęścia do ekranizacji – zwykle długo się na nie czeka. Lecz w przypadku powieści Gwiezdny pył możemy śmiało powiedzieć, że owo czekanie się opłaciło. Nie będziemy trzymać czytelników i czytelniczki w niepewności i od razu powiemy, że film, który obecnie gości na ekranach kin, noszący ten sam tytuł, co książka, to utwór ze wszech miar udany. Przede wszystkim znakomity wizualnie, co więcej jednak – zachowany został klimat literackiego pierwowzoru: rozbrajającej, uroczej, a zarazem emocjonującej baśni, która chwilami straszy (z przymrużeniem oka), ale na pewno nie smuci. Nic dziwnego wszakże, gdy scenariuszem zajmowali się tak utalentowani autorzy jak Jane Goldman i Matthew Vaughn, a Neil Gaiman był jednym z producentów.

Matthew Vaugh – „Gwiezdny pył” – recenzja filmu

Neil Gaiman, oryginalny twórca, autor wielu opowiadań i powieści, nie ma zbyt wiele szczęścia do ekranizacji – zwykle długo się na nie czeka. Lecz w przypadku powieści Gwiezdny pył możemy śmiało powiedzieć, że owo czekanie się opłaciło. Nie będziemy trzymać czytelników i czytelniczki w niepewności i od razu powiemy, że film, który obecnie gości na ekranach kin, noszący ten sam tytuł, co książka, to utwór ze wszech miar udany. Przede wszystkim znakomity wizualnie, co więcej jednak – zachowany został klimat literackiego pierwowzoru: rozbrajającej, uroczej, a zarazem emocjonującej baśni, która chwilami straszy (z przymrużeniem oka), ale na pewno nie smuci. Nic dziwnego wszakże, gdy scenariuszem zajmowali się tak utalentowani autorzy jak Jane Goldman i Matthew Vaughn, a Neil Gaiman był jednym z producentów.

Przybliżmy nieco treść opowieści. Historia ta rozpoczyna się 150 lat temu w niewielkim miasteczku, znanym jako „Mur”. Nazwa ta wzięła się od okalającego go muru, który jednak nie należy do zwyczajnych kamiennych czy też ceglanych barier. Wokół miejscowości rozciągają się najzwyklejsze w świecie pola, ale to tylko jedna strona medalu. Jedno z miejsc w murze musi być dzień i noc strzeżone, by nikt się przezeń nie przedostał na drugą stronę – bynajmniej nie trafi bowiem tam, gdzie się spodziewał. Jeśliby zaś spróbował, konsekwencje mogą okazać się dlań zadziwiające lub straszne. Ostatecznie nie co dzień człowiek wchodzi do magicznego Królestwa Burz. Tak czy inaczej, powróćmy do samej historii.

Głównym jej bohaterem jest młody Tristan Thorne (Charlie Cox). W powieści zowie się Tristran, filmowe miano uległo zmianie zapewne na skutek skojarzeń, jakie wywołują miłosne perypetie Tristana i Izoldy; tu potraktowane nader przewrotnie. To urodzony marzyciel, czujący, iż stworzony został do czegoś więcej aniżeli praca w sklepie czy proste życie w miasteczku. Chłopak jest miły i ma wielki potencjał, niestety również gigantycznego pecha, zapałał bowiem wielce romantycznym uczuciem do Victorii (Sienna Miller) – nie tylko najładniejszej, ale i najbardziej rozkapryszonej i egoistycznej dziewczyny w okolicy. Aby dowieść jej swych uczuć, obiecuje przynieść wybrance ni mniej, ni więcej tylko... gwiazdkę z nieba (spokojnie, chłopię jest nie w ciemię bite, zamierza przynieść fragment meteorytu, który ujrzał, spadający, na horyzoncie). Jak zapewne domyślają się wszyscy czytelnicy i czytelniczki, w rezultacie trafia za mur... czyli do Królestwa Burz.

W jaki jednak sposób się to odbywa, co za niespodzianka spotyka go u celu, i wreszcie, jakie przygody i tajemnicze peregrynacje staną się jego udziałem, to już musicie obejrzeć sami. Z naszej strony za to zapewniamy, iż naprawdę warto. Film bazuje na trzech głównych (i czwartym nieco zawoalowanym, choć nie znaczy przez to, że w konsekwencji mniej miłemu sercu widzów) wątkach zmierzających ku wspólnemu rozwiązaniu. Są one przejrzyste, próżno szukać tu ukrytej intrygi, lecz Gwiezdny pył obfituje w tyle zwrotów akcji, zabawnych dialogów i pełnych napięcia momentów, że postulat rozrywki zostaje spełniony z nawiązką.

Reżyser postawił na mieszankę humoru i dramatyzmu. Koktajl ów wyszedł piorunująco przede wszystkim dzięki powalającej na kolana grze aktorskiej, choć nie zostałaby ona należycie doceniona, gdyby nie świetny montaż Jona Harrisa, o którym na ogół się zapomina, dopóki nie uświadczy się potraktowanych po macoszemu przez montażystów i przez to rozczarowujących „dzieł” typu serial Tajemnica Twierdzy Szyfrów. Na rzęsiste oklaski zasługują głównie Michelle Pfeiffer, która wcieliła się w rolę potężnej złej czarownicy imieniem Lamia i rzec trzeba, iż okazuje się ona dla niej wprost stworzona, oraz Robert De Niro – niezrównany kapitan Szekspir.

Twardy ów mężczyzna chlubi się straszliwą reputacją, wszyscy wiedzą, iż nie ma z nim żartów – gdy wpadnie w gniew wyrzuci adwersarza za burtę swego powietrznego statku. Kapitan Szekspir jest bowiem piratem i łowcą błyskawic... oczywiście, to tylko wierzchołek góry lodowej, a sam kapitan ma pewien sekrecik... Odegranie tej roli przez De Niro to istny majstersztyk. Oboje z Pfeiffer zresztą wywołują u widzów szczere wybuchy entuzjazmu ze względu na doskonałe wyczucie komediowych bądź dramatycznych momentów.

Na pochwałę zasługują praktycznie wszyscy aktorzy biorący udział w projekcie (chociażby rewelacyjna załoga kapitana Szekspira...), choć może Claire Danes (znana na przykład z trzeciej części Terminatora) wypada na ich tle nieco blado. Lecz nadal jest to porządne aktorskie rzemiosło. Bardzo dobrze wypadły zdjęcia, efekty specjalne i ogólnie starannie przeprowadzona realizacja strony wizualnej. Wszystko podkreśla świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa. Muzyka Ilana Eshkeri’ego zdaje się patetyczna, żywiołowa bądź dla odmiany nastrojowa i sentymentalna dokładnie tam, gdzie powinna.

Czy film zatem nie ma żadnych wad? Malkontenci mogliby stwierdzić, iż treść, pomimo rozrywki, którą zapewnia (tu nawet totalni „wybrzydzacze” muszą się zgodzić), zdaje się w sumie nazbyt prosta, przesłanie dość banalne. Bohaterem jest przecież ktoś zwyczajny w oczach innych ludzi, traktowany z przymrużeniem oka, kto okazuje się niezwykły. Staje się „prawdziwym bohaterem”. Sama fabuła to przecież po prostu zwariowana baśń o szalonej miłości, która rodzi się w najdziwniejszych okolicznościach, o tym, że chłopiec staje się mężczyzną wtedy, kiedy przejrzy na oczy i posłucha uważnie własnego serca. A także o tym, że nie można sądzić po pozorach, bo można zdrowo się przejechać, że „nie wszystko złoto, co się świeci”, i tak dalej, i tak dalej...

Bardzo ciekawe, choć bynajmniej nie nowatorskie jest zwrócenie uwagi przez twórców filmu na fakt, iż często o czymś marzymy, nie doceniając tego, co mamy. Ktoś inny może pragnąć czegoś, co uważamy za szare i zwyczajne. Każdy przecież tęskni do krainy czarów, ale może istoty stamtąd rozmyślają z zachwytem o „magicznej”, „tajemniczej” Anglii? Może też lepiej nie tyle pilnować, byśmy nie mogli przejść przez mur, lecz by siły spoza niego nie dostały się tutaj?

GramTV przedstawia:

Same banały, prawda? A czy to tak źle? Potrzebujemy przecież nie tylko relacji o grozie rozgrywającej się na co dzień w różnych miejscach świata, tej smutnej prawdy, ale i emocjonujących, pełnych przygód i w sumie optymistycznych baśni. Zwłaszcza takich, które również zawierają pewien rodzaj prawdy – o ludzkich sercach i o tym, że tylko dzięki miłości nasz świat staje się w ogóle znośny.

Plusy: + znakomita baśń opowiedziana z wdziękiem + udana mieszanka humoru i dramatyzmu + gra aktorska + świetne efekty specjalne + udane zdjęcia i montaż + porywająca muzyka Minusy: - malkontenci mogą uznać, iż przesłanie jest banalne, a wszystko nazbyt optymistyczne

Tytuł: Gwiezdny pył (Stardust) Reżyseria: Matthew Vaughn Scenariusz: Jane Goldman i Matthew Vaughn Zdjęcia: Ben Davis Muzyka: Ilan Eshkeri Obsada: Claire Danes, Charlie Cox, Sienna Miller, Peter O’Tulle, Michelle Pfeiffer, Robert De Niro Produkcja: USA, Wielka Brytania 2007 Dystrybucja: United International Pictures

Komentarze
13
Usunięty
Usunięty
25/10/2007 13:21

Książki nie czytałem, ale mimo to wybiore się na to do kina w najbliższym czasie.

Usunięty
Usunięty
20/10/2007 13:33

Gorąco polecam! Najpierw obejrzałem film i zrobił na mnie takie wrażenie (uwielbiam baśnie), że od razu przeczytałem książkę. Ta, choc nie najgorsza, nie przypadła mi aż tak do gustu. Trudno porównywac opowiadanie Gaimana (powieścią bym tego nie nazwał z racji objętości) z jego ekranizacją, zbyt wiele rozbieżności. Gdybym miał jednak polecic jedno z dwojga, zdecydowanie bylby to film.

Usunięty
Usunięty
20/10/2007 13:33

Gorąco polecam! Najpierw obejrzałem film i zrobił na mnie takie wrażenie (uwielbiam baśnie), że od razu przeczytałem książkę. Ta, choc nie najgorsza, nie przypadła mi aż tak do gustu. Trudno porównywac opowiadanie Gaimana (powieścią bym tego nie nazwał z racji objętości) z jego ekranizacją, zbyt wiele rozbieżności. Gdybym miał jednak polecic jedno z dwojga, zdecydowanie bylby to film.




Trwa Wczytywanie