Until Dawn – recenzja filmu. Co to ma wspólnego z grą?

Radosław Krajewski
2025/04/25 20:00
0
0

Ekranizacja największego hitu Supermassive Games doczekała się premiery. Oceniamy, czy to udany horror na motywach gry.

Noc śmierci

Sony wyrasta na pioniera ekranizacji gier. Może i nie mieli jeszcze tak dużego sukcesu jak Nintendo z Mario, czy ostatnio Warner Bros. z Minecraftem, ale coraz więcej marek z PlayStation próbuje swoich sił na dużym, bądź małym ekranie. Dopiero co wystartował drugi sezon The Last of Us, a na swoją premierę czekają nowe odcinki Twisted Metal. Między nimi w kinach zadebiutował Until Dawn, którą to franczyzę Sony próbowało ożywić wydanym w ubiegłym roku pełnoprawnym remake’iem, który nie został jednak ciepło przyjęty przez graczy. Jak więc będzie z filmem? Niestety wiele wskazuje na to, że nie będzie to hit na miarę wspomnianych wyżej tytułów. To ten rodzaj growej adaptacji, której można byłoby zmienić tytuł i nikt nie zorientowałby się, że nie jest to oryginalny projekt. Szkoda, że twórcy zmarnowali potencjał na przeniesienie historii znanej z gry, gdyż ta filmowa nie ma sobą nic ciekawego do zaoferowania.

Until Dawn
Until Dawn

Clover (Ella Rubin) wraz z czwórką swoich przyjaciół – Maxem (Michael Cimino), Niną (Odessa A'zion), Megan (Ji-young Yoo) i Abelem (Belmont Cameli) – jadą do miejsca, gdzie przed rokiem zaginęła siostra dziewczyny, Melanie (Maia Mitchell). Podczas burzy przypadkowo trafiają na tajemniczy dom, który szybko okazuje się śmiertelną pułapką. Grupa odkrywa, że posiadłość zamieszkiwana jest przez potwory w maskach, które na nich polują. Jednak każdej nocy cała piątka odradza się na nowo, a wyjściem z sytuacji jest przetrwanie nocy, zanim samemu staną się jej częścią. Clover nie zamierza jednak jedynie uratować siebie i przyjaciół, ale także dowiedzieć się, co stało się z jej siostrą i kim jest pan Hill (Peter Stormare). Nie mają jednak zbyt wiele czasu, gdyż poprzednie grupy przetrwały w domu maksymalnie trzynaście nocy.

Film obiera zupełnie inne podejście do całej historii niż gra od Supermassive Games. W kinie brakuje elementu interaktywności, gdzie nasze decyzje, refleks i zręczność wpływałyby na losy postaci. Zamiast więc tradycyjnego slashera otrzymujemy horror oparty na pętli czasowej, co od razu przywodzi na myśl dwie części Śmierć nadejdzie dziś Christophera Landona. I w tym tkwi największy problem Until Dawn, że z jednej strony nie próbuje wymyślić niczego nowego w tym temacie, oferując zwykły horror oparty na jump scare’ach, a z drugiej tę produkcję dałoby się uratować, gdyby była mniej poważna, a bardziej nastawiona na komedię i zrywanie z gatunkowymi schematami. Cały koncept pętli czasowej nie jest wykorzystany i po prostu śledzimy kolejne śmierci bohaterów do czasu, aż nie zdadzą sobie sprawy, że każdy kolejny ich zgon może być ostatnim.

Until Dawn
Until Dawn

Na domiar złego marna z tego przygodówka. Przez pierwszą połowę film skupia się na ekspozycji, ale i tak nie tłumaczy niektórych kwestii, w tym jak działa mechanizm powtarzania nocy, raczej skupiając się na eksperymentach głównego antagonisty i genezy potworów. Mimo to Until Dawn powinien bardziej skupić się na poszukiwaniu przez bohaterów kolejnych poszlak, wskazówek i rozwiązywaniu zagadek, gdzie same morderstwa byłyby tylko emocjonującym i efektownym dodatkiem, a nie głównym daniem, którego ma się szybko dość. Niestety historia szybko staje się monotonna i pozbawiona napięcia, skoro wiadomo, że głównym postaciom, przynajmniej przez większość filmu, nic się nie może poważnego stać.

Liczy się tylko gra

Problemem są również sami bohaterowie, którzy nie należą do specjalnie ciekawych. Clover to ta zdeterminowana osoba, która zrobi wszystko, aby doprowadzić do szczęśliwego zakończenia. Max i Nina są tak bezbarwni i pozbawieni własnych osobowości, że nawet nie warto tracić na nich czasu. Z kolei Abel to ten irytujący typ, który wszystkim dogryza, zaś Megan wyróżnia się zdolnościami medium, łącząc się ze światem duchów. Gdyby takie postacie były w growym Until Dawn, to produkcja nie odniosłaby większego sukcesu.

Until Dawn
Until Dawn

GramTV przedstawia:

Z tego powodu ich śmierci, a już tym bardziej, czy uda im się wszystkim przetrwać noc, raczej nie zajmują uwagi widza. I to jest ogromny problem tej filmowej ekranizacji, która pozostawia biernym na losy bohaterów. Szczególnie że twórcy niespecjalnie mają pomysł na ciekawe, kreatywne i oryginalne śmierci lub chociaż wprowadzenie potworów. W pewnym momencie bardziej zaczyna przypominać to Noc żywych trupów, niż Until Dawn które znamy z konsol PlayStation i komputerów. Czuć również, że reżyser David F. Sandberg najlepiej radzi sobie w scenach, w których może zbudować jakiekolwiek napięcie, ale nie ma tu przestrzeni do zabawy z widzem, która była obecna chociażby w jego Kiedy gasną światła. Przez to każda taka scena po prostu kończy się jump scarem, po którym akcja na chwilę przyśpiesza, zazwyczaj kończąc żywot jednej z postaci.

Dałoby się to jeszcze wszystko uratować, gdyby widz miał poczucie, że film jest elementem większej całości i koherentnym spin-offem do gry. Jednak elementów znanych z produkcji Supermassive Games jest tu jak na lekarstwo. Już samo wprowadzenie pętli czasowej, czy też czasami dziwnych metod uśmiercania bohaterów, jeszcze bardziej oddala adaptację od oryginału. Pan Hill, a także podobnie wyglądające potwory, to zdecydowanie za mało, aby jakkolwiek uważać filmowe Until Dawn za ekranizację. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że gdyby zmieniono tytuł, to łaskawszym okiem można byłoby spojrzeć na tę produkcję.

Until Dawn może i miało dobre założenia, aby nie adaptować historii z gry i przedstawić zupełnie nową, ale cały ciężar tak prostej fabuły polegał właśnie na interaktywności i decydowaniu o losach postaci przez gracza. W filmie Davida F. Sandberga nawet dodanie pętli czasowej na niewiele się zdało i w konsekwencji otrzymaliśmy zwykły horror, który niestety wybija się tylko w tych momentach, w których reżyser rzeczywiście możne zbudować trochę napięcia i pozwolić widzom na martwienie się o tych bohaterów. Te próby i tak spełzły na niczym przez postacie, których nie da się polubić. Gdy Minecraft może jest słabym filmem, a idealnie trafiającym do grupy docelowej, tak Until Dawn zadowoli jedynie najmniej wybrednych fanów kina grozy.

3,0
Sony znowu próbuje i trafia niecelnie ze swoimi ekranizacjami gier. Może następnym razem się uda.
Plusy
  • Tych kilka scen z nieźle zbudowanym napięciem
  • Obiecujący początek z pętlą czasową
Minusy
  • Niewiele tu elementów znanych z gry
  • Zbyt daleko idące zmiany względem koncepcji z oryginału
  • Prosta historia
  • Nieciekawi bohaterowie
  • Kiepskie wprowadzanie potworów i mało kreatywne metody zabijania bohaterów
  • Nie rozbudowuje tego uniwersum
  • Za dużo gatunkowych schematów
  • Straszenie w głównej mierze oparte na jump scare’ach
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!