Podstawowa wersja gry Dragon Ball Z: Kakarot dostarczyła mi świetną przygodę, którą będę pamiętał na lata. Kolejne DLC również były niczemu sobie, opowiadając w bardzo angażujący sposób znane mi historie. Byłem przekonany, że “Damia Adventure Through the Demon Realm part 1” będzie po prostu kolejnym dodatkiem, który pozwoli mi przeżyć dość świeżą historię z nowymi postaciami i… tutaj się mocno pomyliłem. To nie jest tylko kolejne DLC z dodatkową, oklepaną zawartością. To rozszerzenie, które dodaje nowe mechaniki zabawy i zawartość, której próżno szukać w anime. Jest naprawdę bardzo dobrze, choć pewne mankamenty oczywiście istnieją.
Dragon Ball Z: Kakarot nigdy nie było moją ulubioną bijatyką. Prowadzenie kolejnych starć jest w tej grze bardzo przyjemne, a wyzwanie towarzyszące wyższemu poziomowi trudności zadowalające, ale jednak jest to dla mnie przede wszystkim gra przygodowa, która pozwala mi “własnoręcznie” przeżyć lubiane przeze mnie historie w bardzo wiernie odwzorowany sposób. Na tym polu Damia Adventure Through the Demon Realm part 1 absolutnie nie ustępuje podstawce i poprzednim dodatkom, a nawet daje od siebie coś ekstra.
Eksploracja i przygoda to największa siła Daimy
Fabuła Daimy została w tym rozszerzeniu bardzo dobrze przedstawiona i to do tego stopnia, że gdyby ktoś nie oglądał anime, to poznałby tę historię poprzez grę niemal tak samo dobrze jak podczas oglądania dwudziestoodcinkowej serii. Oczywiście twórcy w niektórych miejscach poszli na pewne uproszczenia, jak choćby [UWAGA SPOILER] w momencie gdy naszej ekipie skradziono statek na samym początku wizyty w świecie demonów. Stało się to podczas zatrzymania się na noc w jednym z noclegów w trzecim świecie. W grze po prostu pominięto fragment nocowania, ale główny wątek kradzieży statku został zachowany [KONIEC SPOILERA]. Co więcej, podobało mi się, że twórcy zadbali nawet o drobne smaczki gagowe, jak choćby fakt, że Goku notorycznie przekręca imię Glorio. Serio, czułem się jakbym nie skończył oglądać anime.
Jedną z kluczowych zmian w DLC Daima jest brak możliwości latania, ale zanim zaczniecie na to narzekać, uspokajam – tak też było w anime, więc twórcy pozostali wierni tej koncepcji. Nie oznacza to jednak, że przemierzanie świata będzie się wlokło bez końca. Mały Goku ma pełno pary w nogach i bardzo szybko biega, więc goniąc za kolejnym zadaniem przez mapę można się poczuć jak w jakiejś grze wyścigowej. Takie rozwiązanie w grze sprawdza się zaskakująco dobrze. Na początku myślałem, że to będzie dla mnie jakiś problem, jednak szybko złapałem się na tym, że latając w podstawce, często na drugi plan spychałem zwiedzanie świata, mknąc ku kolejnemu znacznikowi, a dzięki temu zabiegowi, element podróży nabiera większej głębi i pozwala bardziej wczuć się w świat i przygodę jaka w nim czyha. Mimo wszystko na wszelki wypadek, twórcy zaimplementowali system szybkiej podróży dzięki powietrznym nasionom, więc w razie zmęczenia jest się czym ratować.
Skoro już przy eksploracji świata jesteśmy to trzeba przyznać, że jest on dość mocno wyeksponowanym elementem dodatku. W lokacjach porozrzucane są pocztówki, dzięki którym możemy poznawać świat demonów. Po zebraniu kartki, odpala się krótka scenka w której bohaterowie, np. Panzy opowiada Goku na co właśnie patrzymy, jak coś powstało, co stało się z danym miejscem lub po prostu przekazuje inne informacje poszerzające lore świata demonów. Jako, że jest tu kilka smaczków, które nie pojawiły się w anime, kusiło mnie odnajdywanie pocztówek, choć na ogół takie aktywności raczej traktuję w grach po macoszemu. Warto też zagadać czasem do jakiegoś randomowego NPC po drodze, ponieważ Ci mają dla nas czasem mały upominek albo plotkę na temat świata demonów.
Dodatkowo twórcy stworzyli tak zwane szybujące wyspy, na które przenosimy się za pomocą specjalnego znacznika na mapie. Są to małe obszary na których w zasadzie znajdziemy kilka dodatkowych kulek z mocą i zwykle jakąś jedną skrzynię ze skarbem. Muszę jednak przyznać, że akurat ta aktywność jakoś specjalnie nie była zachęcająca. Kul z mocą jest od groma na ziemi, a w skrzyniach często znajdowałem rzeczy pokroju robaczków regenerujących życie, które można kupić tanio w sklepach rozsianych po mapie, tak więc gdybym grał drugi raz, to raczej pomijałbym te wyspy.
Twórcy zaimplementowali w DLC Daima smaczek, który z pewnością spodoba się zagorzałym fanom. W zamku w trzecim świecie możecie zwiedzić pokój Panzy, co powie wam trochę więcej o tej postaci, ale także w trakcie przygody będziecie w stanie poznać tę bohaterkę od strony, której w anime nie pokazano, więc warto obserwować co się dzieje i uważnie czytać dialogi. Fajny pomysł, który ubarwi na ogół znaną już fanom historię.
Walka z powiewem świeżości
Walka, która jest jednym z kluczowych elementów Dragon Ball Z: Kakarot, w zasadzie nie uległa zmianie. Jeśli graliście w podstawkę to oczywiście w DLC Daima poczujecie się jak ryba w wodzie. Nie oznacza to jednak, że nie ma tu powiewu świeżości. Jak wiemy, w anime Goku się zmniejszył i naturalnie w grze również. Bohater postanowił więc sięgnąć po długokrótka, czyli czerwony kijek, którym walczył gdy był młodzieńcem. Konkretne skille, a także sposób walki za pomocą kija dają nowe możliwości na polu walki. Niektórych przeciwników można trzymać na dystans, a większe grupki damy radę poczęstować uderzeniem obszarowym. Do tego mały Goku jest bardzo sprytny i zwinny, dzięki czemu tempo walki wydaje się być bardzo szybkie, zwłaszcza gdy toczymy walki grupowe.
GramTV przedstawia:
Tak, walki grupowe. W Damia Adventure Through the Demon Realm part 1 są momenty w których toczymy walki przeciwko 150 przeciwnikom. Oczywiście rywale dochodzą do nas po kilku, a gdy ich pokonamy, to wskakuje kolejna partia do bicia, ale mimo to jest dynamicznie i przez ilość atakujących nas przeciwników nie ma chwili wytchnienia i to pomimo, że w wielu starciach pomaga nam własna drużyna. Niestety o ile na początku byłem podekscytowany walkami grupowymi tak z czasem zaczęło mi przeszkadzać coraz więcej elementów. Przede wszystkim twórcy poszli na łatwiznę, bowiem w odpowiednim momencie możemy zastosować potężny atak, który w jednej chwili wykańcza od kilkunastu do kilkudziesięciu przeciwników. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że możemy być do nich odwróceni tyłem, aktywować skill, a mimo to i tak ich trafimy. Trochę mi to jednak przeszkadzało, bowiem wolałbym się dobrze ustawić i mieć wpływ na to ilu przeciwników zgarnę swoim Kame Hame Ha. Z czasem okazało się, że kolejne walki grupowe z umownie niekończącymi się przeciwnikami stały się bardzo monotonne. O ironio właśnie wtedy zacząłem doceniać przytoczone wcześniej uproszczenie z ulti, które przyspiesza koniec tych starć, nawet jeśli to głupio wygląda. Po prostu bicie kolejnych dziesiątek wrogów w ten sam sposób zaczyna z czasem męczyć i po którymś z kolei grupowym evencie z niecierpliwością wyczekiwałem końca. Nie zmieniła się też muzyka w trakcie pojedynków, a trochę na to liczyłem. To ta sama melodia która przygrywa nam od pierwszej walki podstawki, więc po tylu godzinach spędzonych od początku istnienia gry łącznie, można po prostu zwariować.
Techniczny majstersztyk
W Dragon Ball Z: Kakarot Damia Adventure Through the Demon Realm part 1 grałem na komputerze Actina, który jest wyposażony w procesor czternastej generacji Intel Core i5-14600KF 3.5 – 5.3 GHz, kartę graficzną RTX 4070 TI Super 16 GB i 64 GB pamięci RAM DDR5. Ustawienia graficzne na ultra, rozdzielczość 2K. W takiej konfiguracji gra działała perfekcyjnie i mógłbym się przyczepić jedynie do jednej drobnej rzeczy. Bywa tak, że okładanie przeciwnika kończy się krótką animacją, w której Goku pokazuje swoje możliwości kończąc naszą serię ciosów. Zauważyłem jednak, że w momencie gdy z gry przechodzimy do animacji, obraz wyraźnie spowalnia, tak jakby sama animacja była już 25-30 klatkach na sekundę jak zwykły film. Niby nic, ale było to zauważalne i wolałbym, żeby te finiszery były jednak zrealizowane w tym samym tempie co normalna rozgrywka, aby zachować spójność. Jeśli zaś chodzi o grafikę to wygląda ona pięknie, ale naprawdę trudno byłoby zepsuć wygląd bazujący na stylu anime.
Podsumowanie
Damia Adventure Through the Demon Realm part 1 to jedno z najlepszych DLC jakie stworzono dla gry Dragon Ball Z: Kakarot. Świetna przygoda, wierność i szacunek dla materiału źródłowego oraz nowe techniki walki sprawiły, że czas spędzony z dodatkiem był bardzo przyjemny i satysfakcjonujący mimo wypomnianych przeze mnie mankamentów. Niestety był to krótki czas, wynoszący mniej więcej cztery do pięciu godzin. Myślę, że tak skondensowane anime można byłoby spokojnie zmieścić w jednym DLC. Domyślam się jednak, że jest to zabieg, który ma na celu po prostu wyciągnąć od gracza nieco więcej kasy, wszak jak już się zaczęło to chciałoby się dokończyć tę historię prawda? Mimo wszystko, poziom dodatku był bardzo wysoki, więc czekam na drugą część przygody bez zgrzytu zębami.
7,5
DLC Daima to nadal stare dobre Dragon Ball Z: Kakarot, ale z zaskakująco sporym powiewem świeżości.
Plusy
Wiernie odwzorowana historia z szacunkiem do materiału źródłowego
Zaimplementowanie znajdziek fabularnych, które poszerzają lore świata demonów
Dodatkowe elementy fabuły, których nie było w anime, a które rozbudowują postać Panzy
Twórcy nie poszli na łatwiznę dodając nowe mechaniki i aktywności
Brak latania bardziej angażuje do eksploracji świata
Wygląda i działa perfekcyjnie
Walka długokrótkiem daje mnóstwo frajdy, a mały Goku to niezły wariat podczas starć
Walki grupowe są fajnym powiewem świeżości...
Minusy
...ale po czasie stają się monotonne, a atak ulti jest zbyt dużym uproszczeniem
Szybujące wyspy równie dobrze mogłyby nie istnieć. Nie zachęcają do eksploracji
Animacje finiszerów tracą na płynności
Krótkie DLC, niepotrzebnie podzielone na części...
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!