Gry narracyjne wyszły z mody, ale może dla polskiej produkcji umieszczonej w samym sercu słowiańskiego świata warto zrobić wyjątek?
Czasami po ograniu gry pojawia się mętlik w głowie. Zwłaszcza jeśli liczba oczywistych problemów zrównuje się z bardzo dobrymi rozwiązaniami. Polecić czy nie polecić? Równie ważne jest to czy w ogóle takie gry mogą kogoś zainteresować. Z drugiej strony tak bliskie nam słowiańskie klimaty pojawiają się w elektronicznej rozrywce tak rzadko, że jak już są, koniecznie trzeba zwrócić na nie uwagę. W końcu Wiedźmin pokazał, że jest w tym ogromny potencjał. Tego samego nie zrobiło jednak Blacktail. Jak pójdzie indyczemu The End of the Sun?
Gry powinno się oceniać przez pryzmat tego jakie są, ale czasami warto też mieć z tyłu głowy jaki zespół za nimi stoi. W szczególności jeśli nie jest on ani liczny, ani doświadczony. The End of the Sun prawie w całości stworzyły raptem dwie osoby, z czego jedna ma na koncie starą strategię The Mims Beginning. Trudno spodziewać się po takim duecie cudów. Czy to dla kogoś wystarczający argument łagodzący pewne wyraźne niedociągnięcia? To już pozostawiam do indywidualnej oceny. Zacznijmy jednak od opisania czym w ogóle jest ten słowiański Ethan Carter.
Porównanie nie jest przypadkowe. The End of the Sun najbliżej do debiutanckiej gry The Astronauts. Podobnie jak w Zaginięciu Ethana Cartera pełnimy rolę kogoś w rodzaju detektywa. Tyle, że tutaj mamy słowiański świat, a więc protagonista jest Żercą, kapłanem z mocą odtwarzania pewnych wydarzeń z przeszłości, a nawet manipulowania nimi. Rozgrywkę zaczynamy poznając historię młodej pary, która zamiast założyć rodzinę, rozstaje się z trudnych do wytłumaczenia powodów. To właśnie wokół nich kręci się oś fabuły. Gra przedstawia jednak kilka linii czasu, dzięki czemu poznamy dzieciństwo bohaterów, ich starość, a nawet wątki związane z ich rodzicami. Cała fabuła jest przedstawiona właśnie w taki sposób - życie młodej pary jest poszatkowane, a my odkrywając nowe fragmenty musimy ułożyć to w spójną całość.
Podobieństwa do Zaginięcia Ethana Cartera widać też w innych miejscach. Podstawą gry są ogniska, przy których możemy wzniecić ogień, z którego wychodzą smugi dymu prowadzące do pewnych miejsc. Tam musimy odtwarzać historię z przeszłości. Sama obserwacja to za mało. W The End of the Sun kluczowe będzie przeszukiwanie okolicy w poszukiwaniu przydatnych przedmiotów, a czasami nawet rozwiązanie zagadki logicznej. Poziom trudności nie jest banalnie prosty i czasami wymaga chwili pomyślenia. Nie jest ona jednak na tyle długa, abym chociaż raz stracił cierpliwość i nie wiedział co mam zrobić. Przez grę przechodzi się więc całkiem płynnie. Ognisk jest też około 20, dzięki czemu zabawa, jak na fabularnego indyka, jest całkiem długa.
W tym miejscu warto wspomnieć o pierwszym problemie. Gra niewiele tłumaczy i początkowo trzeba się lekko pomęczyć, aby zrozumieć o co chodzi. Ogniska to jedno, ale w The End of the Sun jest też motyw czterech osi czasu, pomiędzy którymi trzeba przeskakiwać, bo każda ma swoje paleniska. Dodatkowo świat jest całkiem spory, a na mapie nie ma zaznaczonej naszej pozycji. Z czasem można się nauczyć okolicy na pamięć, ale początkowo można się poczuć lekko zdezorientowanym. Pierwsze mniej więcej pół godziny może być problemem, ale warto się przemęczyć, bo później jest już znacznie lepiej.
Stężenie Słowian w słowiańskiej grze
Jeśli więc ktoś tak jak ja lubi gry narracyjne, powinien dopisać The End of the Sun do listy gier do przejścia. Mimo początkowych problemów dosyć szybko złapała mnie ta historia. Niby nic niezwykłego, bo to z pozoru prosta relacja dwójki ludzi. Samo podzielenie tej opowieści na drobne kawałki sprawia jednak, że co chwilę dowiadujemy się czegoś nowego. Ciągle też coś nas motywuje do pójścia do kolejnego ogniska, aby dowiedzieć się więcej. Sam gameplay jest też bardzo płynny - nie jest prosty, ale też nie pozwala się nigdzie zaciąć. Niekiedy gra wymaga od gracza pokonywania zbyt dużych dystansów (mapa mogłaby być nieco mniejsza), ale i tak przy The End of the Sun spędzałem miło czas.
GramTV przedstawia:
Możecie zapytać czy ważnym czynnikiem budującym przyjemność z gry jest słowiański klimat. Oczywiście jest to pewien powiew świeżości, ale jednak nie sądzę, aby The End of the Sun jakoś znacząco zainteresowało zagranicznych graczy naszą mitologią. Oczywiście jest tutaj wiele rzeczy - pojawią się Dziady, Noc Kupały czy demon ognia Raróg. Wszystko jest jednak raptem liźnięte, jakby twórcy chcieli pokazać jak najwięcej rzeczy, przez co ucierpiała jakość. Kiedy więc przy jednym ognisku pojawił się Leszy, był on tylko chwilową ciekawostką. Nieco brakowało mi więc tego, aby twórcy skupili się na mniejszej liczbie tematów, ale pokazali je z większym rozmachem.
Jak jednak można oczekiwać rozmachu od dwuosobowego zespołu? To fakt, po The End of the Sun widać, że to klasyczny indyk robiony bez dużego budżetu, zaawansowanej technologii i armii ludzi. Otoczenie nie jest więc specjalnie ładne, a animacje, w większości, bardzo mało szczegółowe. Scenek do obejrzenia jest zaskakująco sporo, ale ich poziom wykonania pozostawia nieco do życzenia. Z drugiej strony są rzeczy, które wyglądają świetnie. Mam na myśli przede wszystkim efekty dymu czy rozpalanego ognia. Wielkim zaskoczeniem są też bardzo dynamicznie zmieniające się pory dnia. W ciągu kilku małych sekund słońce potrafi zrobić całe okrążenie dookoła Ziemi, dzięki czemu natychmiast przechodzimy z dnia w noc i ponownie w dzień. Wygląda to bardzo efektownie. Spore zaskoczenie, że takie rzeczy udały się niewielkiemu zespołowi. Dzięki temu The End of the Sun, mimo że całościowo do pięknych nie należy, potrafi momentami ucieszyć oko.
Grając w tę grę trzeba więc liczyć się z kilkoma problemami. Dialogi powinny być lepiej napisane, animacje bardziej szczegółowe, a grafika ładniejsza. Mimo wszystko gameplay oparty na rozwiązywaniu “zagadek” kolejnych ognisk bardzo mi pasował. Gra nie jest przez to liniowa tylko daje pewną swobodę w podejmowaniu działań i momentami pozwala wczuć się w słowiańskiego detektywa, bo na przykład niektóre ogniska wymagają zdobycie przedmiotu, który otrzymuje się za wykonanie zadania w innym miejscu. Cała opowieść, mimo że finalnie wybitnym dziełem nie jest, ostatecznie pozwoliła mi zostać przy ekranie na dłuższą chwilę.
Jeśli jednak liczycie na fantastyczny słowiański klimat, aż tak dobrze niestety nie jest. Gra ma zaskakująco dobrą muzykę, a nawet nagrane piosenki i polski dubbing. To jednak nieco za mało. Aby atrakcyjnie pokazać naszą mitologię trzeba znacznie więcej. Przykładowo o tym, że jesteśmy świadkami Dziadów wiemy tylko z tego, że tak powiedziała jedna z postaci. Wiele można zrzucić na fakt, że grę robiły tylko dwie osoby. Mimo wszystko jeśli ktoś liczyć na słowiańską ucztę to muszę ostrzec, że czeka na niego raptem przystawka.
Wakacje na słowiańskiej wsi
Mimo tych wszystkich problemów bawiłem się zaskakująco dobrze. Bardzo pasowała mi rola słowiańskiego detektywa majstrującego w różnych zdarzeniach z życia pewnej pary. Z naszej lokalnej mitologii dało się wyciągnąć więcej, a kilka kwestii designerskich można było zrobić lepiej. Grafice też przydałby się lifting, chociaż w kilku miejscach pokazuje jakość. Jeśli nadal cenicie gry narracyjne, warto dać The End of the Sun szansę – nie tylko dla wsparcia rodzimych twórców, ale także dla samej satysfakcji z angażującej i klimatycznej przygody.
7,0
Słowiański Ethan Carter może nie jest tak dobry jak oryginał, ale też warto dać mu szansę.
Plusy
Ciekawie poprowadzona historia
Mimo wszystko swojski klimat
Swoboda w eksplorowaniu mapy
Niektóre efekty wizualne są bardzo dobre
Minusy
Grafika jako całość nie jest jednak najlepsza
Animacje mogłyby być lepsze
Mapa w niektórych miejscach jest niepotrzebnie duża
Redaktor z ponad dziesięcioletnim stażem na Gram.pl. Zajmuję się głównie recenzjami i publicystyką. Od kilkunastu lat moją specjalizacją jest polski gamedev.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!