Recenzja filmu Free Guy, po którym wyjdziecie z kina w świetnym humorze

Kamil Ostrowski
2021/08/20 08:00
0
0

Do kina szedłem bez większych nadziei, a wyszedłem podbudowany i rozpromieniony. To obraz przyjemny, który z gracją bawi się popkulturą.

Recenzja filmu Free Guy, po którym wyjdziecie z kina w świetnym humorze

Umówmy się, nie każdy film musi być wielkim, nadętym dziełem, które daje do myślenia i odciska na widzu piętno, niczym pierwszy seans z Wołyniem w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego czy chociażby recenzowany tydzień temu metafizyczny, przeładowany odniesieniami do klasyki literatury Zielony Rycerz. Filmy mogą być też rozrywką i to niekoniecznie tą spod znaku Marvela/DC (chociaż ostatnio niezmiernie ciężko o cokolwiek innego). Rozrywka może być niegłupia, może bawić się konwencją, może zawierać w sobie odniesienia które pobudzają widza, wreszcie może budować w odbiorcy uczucia, które zostaną w nim na dłużej. Uczucia takie jak szczęście czy optymizm. I takim właśnie filmem jest Free Guy.

Tytułowego „Guy’a” (ang. „gościu”) poznajemy na początku filmu, a jego perspektywa na świat przedstawiony, czyli życie w jego ojczystym „Free City” jest dosyć nietypowe. Jest on bowiem NPC (niegrywalną postacią) w arcypopularnej sieciowej strzelaninie, wydawanej przez korporację Soonami. Przyjaźni się z ochroniarzem nazywanym „Buddy” (ang. „znajomy”) i pracuje w banku, który regularnie jest rabowany przez nikogo innego, jak faktycznych graczy, których w świecie Free City można rozpoznać po tym, że noszą okulary przeciwsłoneczne. To oni skaczą na spadochronach, rozbijają się luksusowymi autami, jeżdżą czołgami i demolują całą okolicę wyrzutniami granatów. Świat gry jest czymś w rodzaju połączenia Just Cause z Grand Theft Auto, Fortnite i Second Life. Nie brakuje tu strzelania, ale obecne są też funkcje społecznościowe, interakcji z innymi graczami, zbierania przedmiotów, wykonywania misji i odnajdywania sekretów. Krótko mówiąc, gra totalna.

Życie Guy’a zmienia się kiedy poznaje Milly (której nick w grze to „Molotova”) w której momentalnie się zakochuje. Zaraz… NPC się zakochuje? No tak, algorytmy tworzące jego zachowania zaczynają się rozwijać, jego kod rozbudowuje się, a on zyskuje świadomość. Jak się domyślacie, tworzy to szereg nieprzewidzianych komplikacji, zarówno dla głównego bohatera, innych graczy, deweloperów czy wreszcie reszty świata. Chociaż kwestia etyki wobec sztucznej inteligencji jest tutaj poruszona, tak mówimy tutaj o bardzo powierzchownym dotknięciu tego tematu. To nie dramat sci-fi w stylu Ona, a rasowa komedia.

GramTV przedstawia:

Dodajmy, że jest to komedia bardzo udana, bo oparta nie tylko o niezłych słownych akrobacjach czy drobnych slapstickowych gagach, ale przede wszystkim na wszędobylskich odniesieniach do świata gier wideo i popkultury. Twórcy Free Guy’a całymi garściami czerpią z dorobku twórców cyfrowych światów, atmosfery Doliny Krzemowej czy nowych trendów, takich jak streaming (w filmie pojawiają się zresztą, w roli okazjonalnych komentatorów, postaci znane z Twitcha, m.in. słynny Richard Tyler Blevins, pseudonim Ninja). Idzie im to bardzo sprawnie, a film jest przepełniony duchem czerpania radości z wirtualnej rozrywki. Rozmaitych nawiązań jest mnóstwo: od broni takich jak portal gun czy jednorożec z Fortnite, po zachowanie się postaci uderzonych przez samochody, które wyglądają dokładnie tak, jakby animował je system rag-doll.

Do tego dochodzi fakt, że pomimo początkowej zadyszki, fabuła trzyma się kupy, a postaci są dobrze napisane i przyzwoicie wykreowane. Historię obserwujemy dwutorowo: akcję dziejącą się w świecie gry przeplatają wątki ze świata realnego, a jedno oddziałuje na drugie. Poprowadzone jest to bardzo sprawnie, bez niepotrzebnego nadęcia, bez udawania, że Free Guy jest przesadnie poważny, ale z zachowaniem pewnego poziomu napięcia, które zaskakująco dobrze pasowało do całości.

Wspomniałem o tym, że Free Guy cierpi z powodu niezbyt udanego początku. Rzadko kiedy zdarza się, żeby druga połowa filmu była wyraźnie lepsza od pierwszej, ale tak jest właśnie w tym przypadku. Struktura historii musiała się wyklarować, widz musiał przyjąć pewne formuły, a także przekonać się do postaci głównego bohatera, który początkowo wydaje się być niezbyt fortunnie skonstruowany. Pierwsze pół godziny miałem wrażenie, że mam do czynienia z ordynarną kalką jego charakteru z Lego Przygoda, na szczęście z biegiem czasu postać rozwija się w dosyć przewidywalny, ale sympatyczny i wiarygodny sposób. Bawią dialogi, cieszy to jakim dobrym gościem jest tytułowy „Guy” i to jak zmienia perspektywę mas graczy na kwestię NPC w świecie przedstawionym. Konsekwentnie przez niecałe dwie godziny budowane są w nas pozytywne emocje: do bohaterów, do innych ludzi, do idei poświęcania się innego typu rozrywce, do świata. Wychodząc z kina byłem po prostu w doskonałym nastroju, a to właśnie dzięki Guy’owi.

Free Guy jest wypełniony świetnymi dialogami, okazjonalnie przesadzonym, ale niegłupim humorem, dobrze poprowadzoną akcją i całą toną błyskotliwych nawiązań. Bardziej inspirowanego grami komputerowymi filmu nie widziałem chyba nigdy, co czyni go obowiązkową pozycją dla każdego miłośnika wirtualnej rozrywki. Sam jestem zdziwiony tym, jak wysoką ocenę wystawiam, ale nie mogę przecież zaprzeczyć temu, że bawiłem się doskonale i chętnie obejrzałbym ten film drugi raz. Czasami nie trzeba nam na ekranie sztuki, a wystarczy rozrywka i zabawa konwencją na poziomie.

8,4
Free Guy jest inspirowany grami wideo jak mało który film, a to dopiero jedna z zalet tego przesympatyczngo, prześmiesznego filmu
Plusy
  • Ciekawy koncept i dobrze współgrająca z nim "waga" całej produkcji
  • Mnóstwo bardzo trafnych nawiązań do gier i kultury grania
  • Niegłupi humor (przez większość czasu)
  • Świetnie napisane dialogi
  • Bardzo dobre aktorstwo
  • Widz wychodzi z kina radosny i rozpromieniony
Minusy
  • Chwilę się rozkręca
  • Zdarzają się nietrafione, mało porywające żarty
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!