Rynek survivali robi się już przesycony, a więc jeśli ktoś chce na nim coś osiągnąć, musi mieć na to konkretny pomysł.
Gatunek survival horrorów znany jest od dawna. Mimo wszystko tego survivalu zawsze było tam stosunkowo mało. A co gdyby połączyć ten gatunek i lekko polać go klimatem grozy? Na przykład takim związanym z Cthulhu i okolicami? Na ten pomysł wpadł polski zespół Vixa Games, który przygotował dosyć ciekawy survival Edge of Sanity. Ciekawy z tego względu, że teoretycznie nie robi nic nowego, ale jednak wiele rzeczy jest tam odrobinę inna niż u klasycznych przedstawicieli gatunku. Stąd też trudny do odmówienia grze urok.
Zimowa sceneria to nic odkrywczego dla survivali. W Edge of Sanity to jednak tylko jeden, mały element układanki. W sumie będący wyłącznie tłem. Akcja gry rozgrywa się latach 60-tych. Na Alasce ulokowana jest placówka badawcza pewnej mało etycznej korporacji. Kiedy trafiamy tam po raz pierwszy, szybko dostrzegamy, że coś jest nie tak. Odpoczynek po zakończonej ekspedycji przerywa alarm wywołany przez przerażające monstra. Celem jest nie tylko ucieczka, ale też przeżycie w niesprzyjających warunkach. Nie będzie to łatwe, bo wszyscy dookoła zniknęli, a punktu ewakuacyjnego nie ma. Gra ma w tym pewną głębię związaną z badaniami, potworami i obłędem stopniowo ogarniającym głównego bohatera. Mimo wszystko podstawa historii to motyw ucieczki. To ona, a konkretnie jej kolejne etapy, będą w tym kluczowe. Reszta to tylko didaskalia.
Gra o zapełnianiu plecaka
Aby przetrwać potrzebne są zapasy. Tych mamy kilka rodzajów. Na pewno potrzebujemy broń, apteczki i amunicję. Gotowe rzeczy albo składniki, z których te przedmioty stworzymy. W grze mamy też kilka surowców jak drewno czy elementy metalowe. Nie zapominajmy o zapasach - żywność i woda. Te rzeczy potrzebne będą do przetrwania towarzyszy, o których więcej nieco później. Ogólnie liczba przedmiotów do zebrania nie jest zbyt długa, ale pamiętajmy że mówimy o mniejszej grze w 2D. Rzeczy jest tyle ile potrzeba, zwłaszcza przy bardzo ograniczonej ilości miejsca w plecaku. Podstawą rozgrywki jest więc zbieranie przedmiotów i odpowiednie nimi zarządzanie.
Punktem wyjścia dla rozgrywki jest nasza baza. To w niej korzystamy z mapy, z której możemy wyruszyć na ekspedycję do lasu, kopalni czy placówki naszego byłego pracodawcy. Wszędzie znajdziemy nieco inne zasoby, a więc warto wybierać różnorodne cele. Na tym polega większość zabawy w Edge of Sanity. Z bazy wybieramy destynację, na miejscu zbieramy co się da i wracamy. Oczywiście musimy po drodze oszczędzać niektóre zasoby (np. paliwo w lampie) i starać się zebrać maksymalnie dużo rzeczy, unikając po drodze potworów. Początkowo nie ma ich zbyt wielu, ale z biegiem czasu trzeba spokojnie przeczesywać teren i uważać w każdej lokalizacji.
Warto tutaj wspomnieć, że ekspedycje nie są zbyt długie. Lokacje są raczej małe i w miarę szybko da się je całe przeszukać. Edge of Sanity to też gra 2D, a więc nie wymagajmy zbyt wiele. Myślę jednak, że to mocny atut gry. Zabawę można podzielić na małe kawałki. Dzięki temu produkcja Vixa Games świetnie nadaje się na Steam Decka. Łatwo złapać sprzęt, zrobić 2-3 ekspedycje i wrócić do innych obowiązków. Przyznam szczerze, że mimo iż gra jest dobrze wykonana nie czułem aby jakoś wybitnie mocno ciągnęło mnie do zabawy. Jak już jednak odpalałem grę, potrafiłem zrobić całkiem sporo ekspedycji. No i bądź tu teraz mądry - czy to świadczy o Edge of Sanity dobrze czy źle. Myślę jednak, że należy uznać to za istotny plus - możliwość konsumowania kampanii w małych dawkach.
GramTV przedstawia:
Jako, że mówimy o miksie survivala z horrorem trzeba napisać kilka słów o elemencie grozy. Zacznijmy od tego, że o wielkim strachu nie ma mowy. Oczywiście niektórych może przerażać dźwięk chodzących po okolicy potworów. Nie jest jednak tak, że któryś może zaatakować z zaskoczenia. Ważniejszy jest wskaźnik obłędu głównego bohatera, który wypełnia się przy każdym kontakcie z monstrami. Nie ma znaczenia czy uciekamy przed nimi czy bezboleśnie je zabijemy. Jak pasek dojdzie do końca odblokujemy traumę. Zazwyczaj wpływają one pozytywnie i negatywnie na postać. Na przykład koszty stworzenia jakiegoś przedmiotu są większe, ale poprawia się też ich wytrzymałość. Trzeba jednak pamiętać, że traum można mieć tylko kilka. Możliwe więc, że w pewnym momencie bohater umrze i trzeba będzie zaczynać od początku. Na szczęście gra ma kilka ułatwień. Na normalnym poziomie trudności rozgrywka zapisuje się przy powrocie do bazy, a więc jeśli jakaś ekspedycja nie pójdzie po naszej myśli, zawsze można ją powtórzyć. W grze jest też kilka opcji zmniejszenia obłędu. Osobiście nie lubię takich mechanik, ale na szczęście dzięki tym ułatwieniom w Edge of Sanity nieszczególnie mi to ciążyło.
W obłędzie najlepiej w towarzystwie
Wspominałem wcześniej o towarzyszach. Poznajemy ich w kilku misjach fabularnych. Ich funkcja, oprócz wyjadania zapasów, to praca na rzecz obozu. Dochodzimy w tym momencie do kolejnej, bardzo ważnej warstwy Edge of Sanity. Ta gra w dużym stopniu polega na zarządzaniu obozowiskiem. Po powrocie z ekspedycji najlepiej zostawić w magazynie rzeczy i przydzielić członkom ekipy zadania. Podstawa to praca przy gotowaniu i zbieraniu wody. Można też wysłać ludzi w przeznaczone tylko dla nich wyprawy, z których mogą przynieść nowe zapasy. Im dalej w las tym jednak więcej stanowisk, przy których można coś wytwarzać. Ważne więc, aby zawsze przydzielać zadania swoim ludziom, aby zbierać dokładnie to co potrzeba. Nieco w tym też działania strategicznego. Przykładowo na początku rozgrywki, aby przejść do kolejnego rozdziału należy zebrać odpowiednie zapasy żywności. Chodząc samemu na ekspedycje nigdy to się nie uda. Trzeba więc zbudować kuchnię i najlepiej ulepszyć ją, aby była wydajniejsza. Dopiero to pozwala osiągnąć cel.
Rozgrywka w Edge of Sanity ma więc swoją głębie. Postawa to zbieranie zapasów, chociaż crafting nie jest szczególnie rozbudowany. Ważne jest też kontrolowanie poczytalności bohatera i zarządzanie bazą. Same ekspedycje też nie są bieganiem z kąta w kąt, bo wymagają spokojnej eksploracji, aby przypadkiem nie natrafić na wroga. Z drugiej strony nie jest też tak, że te wszystkie elementy są jakoś szalenie rozbudowane. Każdy z nich pojedynczo to zdecydowanie za mało, aby gra była ciekawa. Twórcy musieli więc natworzyć tych klocków, aby całość nie była zbyt powtarzalna. Udało się połowicznie. Urozmaicenie próbują tworzyć misje fabularne i postęp historii. Mimo wszystko większość zabawy to jednak proste w konstrukcji eksplorowanie bazy korporacji, lasu czy kopalni. Nie ma tego aż tak dużo.
Oczywiście Edge of Sanity próbuje od czasu do czasu zrobić coś ekstra. Nadal jednak większość zabawy to prosta pętla ekspedycja, odstawienie zasobów, wydanie nowych poleceń towarzyszom i od nowa. Jak uda się uzbierać surowców to można coś ulepszyć lub przejść do kolejnego rozdziału. Nie jest to nudne, ale też nie jest szalenie pasjonujące. Stąd właśnie to o czym pisałem wcześniej. Aby włączyć grę musiałem się lekko zmusić, ale jak już miałem w rękach Steam Decka, dzięki krótkim ekspedycjom potrafiłem ich kilka zrobić. W efekcie nawet nie zauważyłem kiedy licznik godzin spędzonych w grze wykręcił całkiem przyzwoity wynik.
Ciągle więc biję się z myślami komu polecić tę grę. Na pewno jest to ciekawy survival, z własnym pomysłem na siebie, bardzo ładną oprawą i unikatowym na skalę gatunku klimatem. Fajnie, że ekspedycje są krótkie, ale troszkę szkoda że nie ma w nich więcej różnorodności. Do tego poziom trudności nie jest szczególnie duży, zwłaszcza oceniając go miarą innych survivali. To wszystko sprawia, że Edge of Sanity jest moim zdaniem dobrą grą do zabawy z doskoku. Jeśli więc potrzebujecie czegoś mniejszego, na krótsze sesje i co nie wymaga ogromnego zaangażowania, produkcja Vixa Games może być dobrym wyborem.
7,0
Głębi rozgrywki mogłoby być nieco więcej, ale na krótkie sesje sprawdza się idealnie.
Plusy
Oprawa wizualna
Krótkie ekspedycje
Mechaniki są proste, ale jest ich całkiem sporo
Sensownie łączy survival z horrorem
Minusy
Na dłuższą metę brakuje różnorodności
Ekspedycje są zbyt podobne do siebie
Zmiana broni pod presją przeciwnika jest problematyczna
Redaktor z prawie dziesięcioletnim stażem na Gram.pl. Zajmuję się głównie recenzjami i publicystyką. Od kilkunastu lat moją specjalizacją jest polski gamedev.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!