Jeśli jako fan rocka liczysz na mocne uderzenie, możesz się rozczarować. Ten dokument nastawiony jest na wywołanie zupełnie innych emocji. To pożegnanie z wielkim artystą zadebiutuje na SkyShowtime już 2 listopada.
Jest taka scena w filmie Ozzy Osbourne: No Escape from Now, w której zmęczony i przytłoczony bólem Ozzy oddaje się swojemu hobby – strzelaniu z wiatrówki. Wtedy jego syn dopowiada, że dla ojca to zajęcie zawsze miało formę medytacji. Oddech Osbourne’a zwalniał, a on sam koncentrował się wyłącznie na celu. Najnowszy dokument o legendzie rocka staje się właśnie taką medytacją – nad życiem, przemijaniem i ceną sławy – bardziej niż zapierającą dech piosenką.
5 lipca 2025 roku przejdzie do historii muzyki rockowej. Tego dnia Ozzy Osbourne po raz ostatni wychodzi na scenę, by pożegnać się z fanami – choroba i wiek nie pozwalają mu już tworzyć, a tym bardziej koncertować. Ponieważ dotychczas nie miał okazji zrobić tego w sposób, jaki przystał na artystę jego formatu, jego żona postanowiła zorganizować mu ten ostatni występ, dwa lata po zakończeniu kariery scenicznej. Otoczony przez Metallikę, Aerosmith i innych gigantów sceny, śpiewa niezapomniane “Mama, I’m Coming Home”, a fani nie mają wątpliwości, że słyszą te słowa po raz ostatni. Ozzy daje z siebie wszystko - dosłownie. Dwa tygodnie później, 22 lipca, w wyniku zawału serca, żegna się z tym światem.
Ozzy Osbourne: No Escape from Now
Koncert, który przejdzie do historii rocka
Wiedząc, do jakiego momentu nieuchronnie zmierza dokument Ozzy Osbourne: No Escape from Now, jeszcze bardziej trafiają słowa bohatera filmu. W pewnym momencie mówi on z nieskrywaną szczerością, że gdy przyjdzie już ta ostateczna chwila, jego ostatnie spojrzenie wstecz będzie pełne satysfakcji. Wbrew odczuwanemu cierpieniu – wynikającemu zarówno z trawiącej go choroby Parkinsona, jak i z nabytych urazów – Ozzy do ostatnich dni czuł dumę z tego, jak przeżył swoje życie. I miłość, choć kontakt z tym uczuciem nieustannie zaburzał mu ból.
Pewnie jestem w mniejszości i pewnie nie zasłużyłem na wypowiedź o tym artyście, ale moje dłuższe spotkanie z Ozzy Osbournem nie nastąpiło za sprawą muzyki. Stało się to dzięki reality show. Ozzy to nie jest dokładnie moja muzyczna półka, ale w pełni utożsamiam się z jego wrażliwością, która w sposób zaskakujący ujawniła się też w pamiętnym The Osbournes emitowanym na MTV. Tak się składa, że film dokumentalny Ozzy Osbourne: No Escape from Now bliższy jest właśnie temu ludzkiemu obliczu artysty, niż jego karierze muzycznej. Z jednym zastrzeżeniem – mamy tu do czynienia nie tyle z rodzinnymi perypetiami, co raczej z cierpieniem jednostki zmierzającej ku nieuchronnemu. To też film, który bardziej się czuje, niż rozumie. Jakkolwiek daleki jest od muzyki, w sposobie działania jest jednak zbieżny.
Ozzy Osbourne: No Escape from Now
Piosenkarz, który stał się legendą
Dokument Ozzy Osbourne: No Escape from Now wyreżyserowała laureatka nagrody BAFTA, Tania Alexander. Zdjęcia rozpoczęto na początku 2022 roku, podczas sesji nagraniowej albumu Patient Number 9, a produkcja trwała przez kolejne miesiące — obejmując, jak się okazuje fatalny w skutkach upadek muzyka w 2019 roku, jego walkę ze zdrowiem i przygotowania do pożegnalnego koncertu z Black Sabbath w lipcu 2025. Łatwo założyć, że film powstał z inicjatywy wieloletnich współpracowników muzyka, którzy początkowo chcieli opowiedzieć o jego walce z chorobą Parkinsona i o tym, jak artysta radzi sobie z codziennością poza sceną. Z czasem projekt nabrał jednak zupełnie innego wymiaru — stał się poruszającym zapisem ostatnich miesięcy życia legendy rocka.
Twórcy, rejestrując intymne rozmowy i domowe chwile, stworzyli portret człowieka pogodzonego z losem, a jednocześnie wciąż pełnego charakterystycznego dla siebie czarnego humoru. Film jest nie tylko hołdem dla ikony rocka, lecz także głębokim studium przemijania i siły ducha. W swym minimalistycznym stylu bardzo przypomina produkcję Apple sprzed dwóch lat - Nieustannie: Historia Michaela J. Foksa, także ze względu na zbieżność doświadczeń głównych bohaterów. Tu także dokument niejako „płynie” razem z widzem. Brak tu krzykliwych wstawek, zamiast tego napisy wyłaniają się z ciszy w sposób mało wymuszony. Słyszymy codzienność artysty, przerywaną od czasu do czasu bardzo swobodnymi wypowiedziami członków jego rodziny, w tym przede wszystkim jego żony, Sharon.
Ozzy Osbourne: No Escape from Now
Rodzina, która była fundamentem
Jej warto poświęcić osobny akapit, bo nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Sharon odcisnęła piętno zarówno na karierze, jak i życiu Ozzy’ego, co w pełni wybrzmiewa w tym materiale. Nie była tylko partnerką w codziennym życiu – pełniła również funkcję kogoś w rodzaju managera, stojącego za ostatnimi muzycznymi dokonaniami legendy rocka. Co bardzo ważne, w jednym ze wzruszających momentów filmu Ozzy podkreśla z całą stanowczością, że bez niej jego kariera nie byłaby, jak samo określa Ozzy, „w pełni udana”.
GramTV przedstawia:
Są tu łzy rozpaczy, są podniosłe chwile, jest też trochę przymrużenia oka i dystans. Dokument zapewnia emocjonalną huśtawkę, która ponoć była charakterystyczna dla samego Ozzy’ego. Ten po raz kolejny ujawnia bardzo wrażliwą część swojej duszy, ale tak jak bywa rozczarowany własną fizyczną niemocą i niejednokrotnie podkreśla, że życie w bólu jest ponad jego siły, tak już za chwilę daje do zrozumienia, że jeśli nie da z siebie wszystkiego podczas finałowego koncertu, „to jaki jest sens” w ogóle się starać? W tych fragmentach — zwłaszcza gdy kamera towarzyszy mu w czasie prób, przy nagrywaniu nowego materiału czy przygotowaniach do występu — widać wyraźnie, że choć Ozzy ma długą historię z narkotykami, jego największym nałogiem od zawsze była muzyka. Coś w nim się zmienia, gdy dostaje mikrofon — dokument genialnie to wychwytuje. Jakby cierpienie ustępowało miejsca euforii.
Ozzy Osbourne: No Escape from Now
Muzyka, która okazała się zarówno lekiem, jak i narkotykiem
Ozzy podkreśla w wywiadach, a potwierdzają to jego bliscy, że największym wyzwaniem okazało się dla niego to, iż po latach intensywnego życia nagle musiał wcisnąć hamulec. Jakby samo życie pokazało mu nagle znak „stop” – bez odwołania. Dla artysty niemoc twórcza i brak możliwości wyrażania siebie to nic innego jak pętla zaciśnięta na szyi — z każdym dniem coraz mocniej odcinająca dopływ powietrza. Jeśli tytuł No Escape from Now ma nam coś powiedzieć, to właśnie to: że choć muzyka pozwalała mu na chwilę wyjść poza ból, nawet ten narkotyk w końcu przestał działać.
A jednak trudno mówić tu o przegranej. Ozzy nie poddał się, raczej odszedł z godnością — jak muzyk, który wie, że jego utwór właśnie dobiega końca. Śniącym i marzącym był przecież zawsze, o czym śpiewał w jednym ze swoich utworów — teraz tylko dopełnił formalności. Jedno można zakładać z dużą pewnością: jeśli istnieje raj, od teraz rządzi tam Książę Ciemności.
8,5
Jak na tak krzykliwą i energiczną postać, mamy tu do czynienia z niezwykle subtelnym filmem dokumentalnym, który pozwala wczuć się w ból legendy rocka u schyłku życia.
Plusy
Dokument, który bardziej się czuje, a mniej rozumie
Minimalistyczna kompozycja, sceny i wypowiedzi płyną swobodnie, bez efekciarstwa
Opowiedziany z dużą wrażliwością, Ozzy jest tu mniej ikoną, a bardziej człowiekiem
Realizacja - wyłaniające się z ciszy napisy (zamiast mocnych przejść) to jeden z wielu zaskakująco spokojnych elementów filmu
Minusy
Może razić to, że film nie ujawnia niczego nowego dla fanów piosenkarza
Koniec końców to laurka, która raczej nie podejmuje drażliwych tematów. Ale też nie taki był jej cel
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!