Ozzy Osbourne: No Escape from Now - recenzja filmu. Muzyka łagodzi obyczaje

Jakub Piwoński
2025/10/28 11:00
0
0

Jeśli jako fan rocka liczysz na mocne uderzenie, możesz się rozczarować. Ten dokument nastawiony jest na wywołanie zupełnie innych emocji. To pożegnanie z wielkim artystą zadebiutuje na SkyShowtime już 2 listopada.

Jest taka scena w filmie Ozzy Osbourne: No Escape from Now, w której zmęczony i przytłoczony bólem Ozzy oddaje się swojemu hobby – strzelaniu z wiatrówki. Wtedy jego syn dopowiada, że dla ojca to zajęcie zawsze miało formę medytacji. Oddech Osbourne’a zwalniał, a on sam koncentrował się wyłącznie na celu. Najnowszy dokument o legendzie rocka staje się właśnie taką medytacją – nad życiem, przemijaniem i ceną sławy – bardziej niż zapierającą dech piosenką.

5 lipca 2025 roku przejdzie do historii muzyki rockowej. Tego dnia Ozzy Osbourne po raz ostatni wychodzi na scenę, by pożegnać się z fanami – choroba i wiek nie pozwalają mu już tworzyć, a tym bardziej koncertować. Ponieważ dotychczas nie miał okazji zrobić tego w sposób, jaki przystał na artystę jego formatu, jego żona postanowiła zorganizować mu ten ostatni występ, dwa lata po zakończeniu kariery scenicznej. Otoczony przez Metallikę, Aerosmith i innych gigantów sceny, śpiewa niezapomniane “Mama, I’m Coming Home”, a fani nie mają wątpliwości, że słyszą te słowa po raz ostatni. Ozzy daje z siebie wszystko - dosłownie. Dwa tygodnie później, 22 lipca, w wyniku zawału serca, żegna się z tym światem.

Ozzy Osbourne: No Escape from Now
Ozzy Osbourne: No Escape from Now

Koncert, który przejdzie do historii rocka

Wiedząc, do jakiego momentu nieuchronnie zmierza dokument Ozzy Osbourne: No Escape from Now, jeszcze bardziej trafiają słowa bohatera filmu. W pewnym momencie mówi on z nieskrywaną szczerością, że gdy przyjdzie już ta ostateczna chwila, jego ostatnie spojrzenie wstecz będzie pełne satysfakcji. Wbrew odczuwanemu cierpieniu – wynikającemu zarówno z trawiącej go choroby Parkinsona, jak i z nabytych urazów – Ozzy do ostatnich dni czuł dumę z tego, jak przeżył swoje życie. I miłość, choć kontakt z tym uczuciem nieustannie zaburzał mu ból.

Pewnie jestem w mniejszości i pewnie nie zasłużyłem na wypowiedź o tym artyście, ale moje dłuższe spotkanie z Ozzy Osbournem nie nastąpiło za sprawą muzyki. Stało się to dzięki reality show. Ozzy to nie jest dokładnie moja muzyczna półka, ale w pełni utożsamiam się z jego wrażliwością, która w sposób zaskakujący ujawniła się też w pamiętnym The Osbournes emitowanym na MTV. Tak się składa, że film dokumentalny Ozzy Osbourne: No Escape from Now bliższy jest właśnie temu ludzkiemu obliczu artysty, niż jego karierze muzycznej. Z jednym zastrzeżeniem – mamy tu do czynienia nie tyle z rodzinnymi perypetiami, co raczej z cierpieniem jednostki zmierzającej ku nieuchronnemu. To też film, który bardziej się czuje, niż rozumie. Jakkolwiek daleki jest od muzyki, w sposobie działania jest jednak zbieżny.

Ozzy Osbourne: No Escape from Now
Ozzy Osbourne: No Escape from Now

Piosenkarz, który stał się legendą

Dokument Ozzy Osbourne: No Escape from Now wyreżyserowała laureatka nagrody BAFTA, Tania Alexander. Zdjęcia rozpoczęto na początku 2022 roku, podczas sesji nagraniowej albumu Patient Number 9, a produkcja trwała przez kolejne miesiące — obejmując, jak się okazuje fatalny w skutkach upadek muzyka w 2019 roku, jego walkę ze zdrowiem i przygotowania do pożegnalnego koncertu z Black Sabbath w lipcu 2025. Łatwo założyć, że film powstał z inicjatywy wieloletnich współpracowników muzyka, którzy początkowo chcieli opowiedzieć o jego walce z chorobą Parkinsona i o tym, jak artysta radzi sobie z codziennością poza sceną. Z czasem projekt nabrał jednak zupełnie innego wymiaru — stał się poruszającym zapisem ostatnich miesięcy życia legendy rocka.

Twórcy, rejestrując intymne rozmowy i domowe chwile, stworzyli portret człowieka pogodzonego z losem, a jednocześnie wciąż pełnego charakterystycznego dla siebie czarnego humoru. Film jest nie tylko hołdem dla ikony rocka, lecz także głębokim studium przemijania i siły ducha. W swym minimalistycznym stylu bardzo przypomina produkcję Apple sprzed dwóch lat - Nieustannie: Historia Michaela J. Foksa, także ze względu na zbieżność doświadczeń głównych bohaterów. Tu także dokument niejako „płynie” razem z widzem. Brak tu krzykliwych wstawek, zamiast tego napisy wyłaniają się z ciszy w sposób mało wymuszony. Słyszymy codzienność artysty, przerywaną od czasu do czasu bardzo swobodnymi wypowiedziami członków jego rodziny, w tym przede wszystkim jego żony, Sharon.

Ozzy Osbourne: No Escape from Now
Ozzy Osbourne: No Escape from Now

Rodzina, która była fundamentem

Jej warto poświęcić osobny akapit, bo nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Sharon odcisnęła piętno zarówno na karierze, jak i życiu Ozzy’ego, co w pełni wybrzmiewa w tym materiale. Nie była tylko partnerką w codziennym życiu – pełniła również funkcję kogoś w rodzaju managera, stojącego za ostatnimi muzycznymi dokonaniami legendy rocka. Co bardzo ważne, w jednym ze wzruszających momentów filmu Ozzy podkreśla z całą stanowczością, że bez niej jego kariera nie byłaby, jak samo określa Ozzy, „w pełni udana”.

GramTV przedstawia:

Są tu łzy rozpaczy, są podniosłe chwile, jest też trochę przymrużenia oka i dystans. Dokument zapewnia emocjonalną huśtawkę, która ponoć była charakterystyczna dla samego Ozzy’ego. Ten po raz kolejny ujawnia bardzo wrażliwą część swojej duszy, ale tak jak bywa rozczarowany własną fizyczną niemocą i niejednokrotnie podkreśla, że życie w bólu jest ponad jego siły, tak już za chwilę daje do zrozumienia, że jeśli nie da z siebie wszystkiego podczas finałowego koncertu, „to jaki jest sens” w ogóle się starać? W tych fragmentach — zwłaszcza gdy kamera towarzyszy mu w czasie prób, przy nagrywaniu nowego materiału czy przygotowaniach do występu — widać wyraźnie, że choć Ozzy ma długą historię z narkotykami, jego największym nałogiem od zawsze była muzyka. Coś w nim się zmienia, gdy dostaje mikrofon — dokument genialnie to wychwytuje. Jakby cierpienie ustępowało miejsca euforii.

Ozzy Osbourne: No Escape from Now
Ozzy Osbourne: No Escape from Now

Muzyka, która okazała się zarówno lekiem, jak i narkotykiem

Ozzy podkreśla w wywiadach, a potwierdzają to jego bliscy, że największym wyzwaniem okazało się dla niego to, iż po latach intensywnego życia nagle musiał wcisnąć hamulec. Jakby samo życie pokazało mu nagle znak „stop” – bez odwołania. Dla artysty niemoc twórcza i brak możliwości wyrażania siebie to nic innego jak pętla zaciśnięta na szyi — z każdym dniem coraz mocniej odcinająca dopływ powietrza. Jeśli tytuł No Escape from Now ma nam coś powiedzieć, to właśnie to: że choć muzyka pozwalała mu na chwilę wyjść poza ból, nawet ten narkotyk w końcu przestał działać.

A jednak trudno mówić tu o przegranej. Ozzy nie poddał się, raczej odszedł z godnością — jak muzyk, który wie, że jego utwór właśnie dobiega końca. Śniącym i marzącym był przecież zawsze, o czym śpiewał w jednym ze swoich utworów — teraz tylko dopełnił formalności. Jedno można zakładać z dużą pewnością: jeśli istnieje raj, od teraz rządzi tam Książę Ciemności.

8,5
Jak na tak krzykliwą i energiczną postać, mamy tu do czynienia z niezwykle subtelnym filmem dokumentalnym, który pozwala wczuć się w ból legendy rocka u schyłku życia.
Plusy
  • Dokument, który bardziej się czuje, a mniej rozumie
  • Minimalistyczna kompozycja, sceny i wypowiedzi płyną swobodnie, bez efekciarstwa
  • Opowiedziany z dużą wrażliwością, Ozzy jest tu mniej ikoną, a bardziej człowiekiem
  • Realizacja - wyłaniające się z ciszy napisy (zamiast mocnych przejść) to jeden z wielu zaskakująco spokojnych elementów filmu
Minusy
  • Może razić to, że film nie ujawnia niczego nowego dla fanów piosenkarza
  • Koniec końców to laurka, która raczej nie podejmuje drażliwych tematów. Ale też nie taki był jej cel
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!