Na Disney+ zadebiutował nowy animowany serial z uniwersum Marvela. Oceniamy, czy to pozycja obowiązkowa dla fanów MCU.
Wakanda w moim sercu od zawsze
Gdy Marvel Studios ogłosiło premierę czteroodcinkowego serialu animowanego Oczy Wakandy, można było mieć uzasadnione nadzieje, że będzie to produkcja, której żaden fan MCU nie może pominąć. W końcu Wakanda to jedno z najbardziej intrygujących miejsc w całym superbohaterskim uniwersum, które w dwóch filmach z Czarnej Pantery nie zostało jeszcze wyeksploatowane. Serial zapowiedziano jako antologię, która przedstawi wakandyjskich wojowników, wyruszających na swoje misje w różnych okresach historycznych. Pomysł był ciekawy, a potencjał ogromny. Końcowy efekt jest jednak rozczarowujący.
Oczy Wakandy
Oczy Wakandy to w zasadzie antologia, gdzie każdy z czterech odcinków przedstawia innego bohatera, wykonującego swoją misję w innej epoce. Raz trafiamy do starożytnej Grecji, innym razem feudalnej Japonii, czy kolonialnej Etiopii. Niestety trwające po około trzydzieści minut odcinki nie dały zbyt wielkiego pola manewru dla twórców, którzy nie mieli czasu, aby rozwinąć poszczególne wątki. W rezultacie otrzymujemy ledwo naszkicowane tło historyczne, przeciętych bohaterów i schematyczną fabułę, która jest płaska emocjonalnie i pozbawiona dramaturgii, a postacie w żadnym razie nie zapadają w pamięć.
Największy problem serialu jest więc brak pogłębienia zarówno postaci, jak i wątków, gdyż bohaterowie pojawiają się i znikają zbyt szybko. Nawet interesujące postacie, jak Noni (dawna Dora Milaje) czy Basha (szpieg o szczególnym poczuciu humoru), nie mają przestrzeni, by się rozwinąć. Oglądamy ich zadania, ale rzadko kiedy widzimy, co te misje z nimi robią. Gdy przychodzi moment decyzji, zdrady, poświęcenia, brakuje odpowiedniego zaznaczenia ciężaru ich decyzji. W dodatku serial, mimo że formalnie osadzony w MCU, bardzo niechętnie odnosi się do głównego nurtu fabularnego. Poza jednym zwrotem akcji w finale, który lekko zmienia perspektywę na Czarną Panterę, większość wydarzeń możnaby spokojnie wyjąć z uniwersum Marvela i umieścić w zupełnie innym świecie. Ostatecznie trudno oprzeć się wrażeniu, że Oczy Wakandy to bardziej ciekawostka niż niezbędny element MCU.
Oczy Wakandy
Nie można zaprzeczyć, że animacja jest na wysokim poziomie. Paleta barw jest ciepła, zdominowana przez złota, fiolety i błękity, co buduje atmosferę niemal baśniową, ale też bliską temu, co znaliśmy szczególnie z pierwszej kinowej Czarnej Pantery. Tła przypominają dzieła malarstwa cyfrowego, a postacie, choć nieco zbyt stylizowane, są pełne ekspresji. Walki są dynamiczne i efektowne, chociaż stanowią też danie główne serialu, więc w połowie serialu przestają zaskakiwać. To właśnie wizualia są największym atutem Oczu Wakandy. Problem polega na tym, że piękny styl nie wystarcza, gdy za formą nie idzie treść.
Żelazna pięść wkracza do MCU
Obsada głosowa wykonuje swoją pracę poprawnie, czasem nawet z wyczuciem. Aktorzy tacy jak Cress Williams, Gary Anthony Williams czy Lynn Whitfield mają świetne głosy i potrafią zbudować charakter postaci w zaledwie jednej scenie. Szkoda tylko, że nie mają więcej do zagrania i często ograniczają się do ekspozycji lub monologów wprowadzających w tło wydarzeń. Dobrze wypada również oprawa dźwiękowa, zarówno muzyka, jak i efekty, które są nienachalne i budują odpowiedni klimat, ale też nie zapadają szczególnie w pamięć. Nie ma tu motywów przewodnich, które zostają z widzem po seansie. Widać, że wszystko zostało zrobione z profesjonalizmem, ale bez większego ryzyka artystycznego.
Oczy Wakandy
GramTV przedstawia:
Pozostaje więc pytanie, po co właściwie Oczy Wakandy powstały w takiej formie. Czarna Pantera była wielkim hitem i wciąż jest uważana za jeden z najlepszych filmów Marvela w historii. Druga część, znacznie gorsza, obnażyła sporo problemów tej serii, ale również współczesnego MCU. W produkcji jest również aktorski serial o Wakandzie i wydaje się, że ten ma o wiele ciekawszy na siebie pomysł, niż animowana produkcja. O wiele bardziej wolałbym, aby studio eksplorowało teraźniejszość w swoim uniwersum, pokazując aktualnych agentów Wakandy działających na całym świecie i walczących z przestępczością, niż historycznych wojowników, którzy niemal na pewno więcej nie powrócą na ekrany. I nawet obecność Iron Fista niewiele tu zmienia, gdyż tak ważny bohater powinien najpierw zadebiutować w swojej aktorskiej formie, a dopiero później Marvel powinien wprowadzić animowany wariant z przeszłości.
Oczy Wakandy to serial, który mógł być wielką okazją do eksploracji jednego z najciekawszych miejsc w MCU, ale został zmarnowany przez fragmentaryczność i brak wyraźnego celu. Jest ładnie narysowany, ciekawie zrealizowany, ale jednocześnie nijaki i emocjonalnie pusty. Dla zapalonych fanów MCU może to być interesujące uzupełnienie świata Wakandy. Dla reszty raczej niepotrzebna ciekawostka, a szkoda, bo pomysł zasługiwał na dużo więcej i możemy jedynie liczyć, że aktorski serial o Wakandzie będzie o wiele lepszy.
5,0
Stylowe, ładne wizualnie, ale rozczarowująco powierzchowne. Oczy Wakandy to serial, który chce być epicki, ale ledwo przekracza próg przeciętności.
Plusy
Dynamiczne sceny walki
Świetna oprawa wizualna
Poszerza kulturę i mitologię Wakandy
Ciekawy koncept fabularny
Dobra obsada głosowa
Minusy
Zbyt krótka forma, która nie pozwala na rozwinięcie wątków