Obecność 4: Ostatnie namaszczenie – recenzja filmu. Lustereczko powiedz przecie…

Radosław Krajewski
2025/09/05 19:00
0
0

Finałowa odsłona Obecności zadebiutowała już w kinach. Oceniamy, czy jest się czego bać.

Wielki finał

Chociaż historia Eda i Lorraine Warrenów pełna jest ciekawych momentów do opowiedzenia, to w końcu musiał przyjść ten moment, kiedy uniwersum Obecności zaczęło się wypalać i należałoby go zakończyć. Tym bardziej że liczne spin-offy nie poradziły sobie aż tak dobrze, jak główna seria i kontynuowanie uniwersum w obecnym kształcie nie miało więcej sensu. Tym samym Obecność 4: Ostatnie namaszczenie to istne zwieńczenie, wielki finał, będący jednocześnie najbardziej osobistą historią z życia Warrenów, jak również składanką „best of”. Ambitny projekt powierzono prawdziwemu weteranowi serii, Michaelowi Chavesowi, który wcześniej nakręcił trzy inne filmy z serii, w tym trzecią odsłonę Obecności. Można było więc mieć obawy, czy to odpowiednia osoba, aby kończyć tak dochodową franczyzę. Nieoczekiwanie Chaves nie tylko rozwinął się reżysersko, ale dostarczył również jedną z najlepszych odsłon serii. Obecność 4: Ostatnie namaszczenie to udany film, który łącznie konwencję horroru z wątkami obyczajowymi, a nawet szczyptą humoru.

Obecność 4: Ostatnie namaszczenie
Obecność 4: Ostatnie namaszczenie

Przez problemy z sercem Eda (Patrick Wilson), małżeństwo Warrenów musiało wycofać się ze swojej profesji, poświęcając całą uwagę studentom oraz swojej dorosłej już córce Judy (Mia Tomlinson), która od pół roku spotyka się z Tonym (Ben Hardy), mającym wobec dziewczyny poważne plany. Jednak pewna sprawa z przeszłości Warrenów powraca, gdy dom rodziny Smurlów zostaje nawiedzony przez demoniczne istoty, gdy jedna z córek otrzymuje w prezencie ogromne lustro. Każdy ze Smurlów zostaje dotkliwe poddany próbie przez zjawy, więc rodzina nie chcąc czekać na decyzję Kościoła co do egzorcyzmów, zwraca swoją uwagę najpierw lokalnym, a później ogólnokrajowym mediom. W końcu sprawa trafia do Eda i Lorraine (Vera Farmiga) Warrenów, którzy w obliczu dramatycznych wydarzeń, decyzją się pomóc rodzinie z Pittsburgha. Wraz z Judy i Tomem stają do nierównego pojedynku z demonami, nie wiedząc, że kryje się za tym drugie dno.

Czwarta część Obecności rozpoczyna się nietypowo i otrzymujemy wgląd w pierwszą sprawę podjętą przez Warrenów, gdy Lorraine była jeszcze w ciąży z Judy. Lekkomyślność kobiety doprowadziła do połączenia między jej córką a światem demonów, przez co Judy przez całe swoje życie zmagała się z niepokojącymi wizjami. Ten początek, mogący być podstawą do osobnego filmu, nie tylko pokazał reżyserski kunszt Chavesa, czego w poprzednich jego produkcjach nie widzieliśmy, ale również nadał opowieści osobisty charakter, jednocześnie budując postać głównych bohaterów, których przecież doskonale znamy już od ponad dekady. To jedno wydarzenia sprawia, że na Lorraine patrzy się nieco inaczej i łatwiej jest zrozumieć jej silną więź z córką, którą musi chronić nie tylko przed światem ludzkim, ale również demonicznym. Tym samym obok typowe horroru, otrzymujemy również melodramatyczną historię, która pozwala załapać nieco oddechu między kolejnymi scenami straszenia, ale również nadając całej historii odpowiedni ton, aby zaprocentowało to w wielkim finale.

Obecność 4: Ostatnie namaszczenie
Obecność 4: Ostatnie namaszczenie

Osobista historia Warrenów zdecydowanie wysuwa się na pierwszy plan i staje się o wiele ciekawsza, od dramatycznych wydarzeń rozgrywających się w domu Smurlów. Gdy dodamy do niego nieśpieszną narrację, która jednak w żadnym momencie nie nudzi, to nawet przy względnie długim metrażu, w Obecność 4: Ostatnie namaszczenie demony schodzą na ubocze. Co prawda, film w odpowiednich dawkach serwuje nam sceny grozy, ale w tego typu horrorach najciekawsze są tajemnice, które kryją się za nawiedzeniami. Nieprzypadkowo więc demon Valak pod postacią zakonnicy z drugiej Obecności doczekał się aż dwóch własnych spin-offów. W Ostatnim namaszczeniu zjawy są również przerażające i charakterystyczne, ale nie nadano im żadnego większego znaczenia, przez co nie niewiele o nich wiemy. A już w szczególności do głównego przeciwnika, który zaklęty jest w lustrze. Przydałoby się nadać mu jakąś tożsamość, zbudować jakieś podłoże, bo choć samo lustro wzbudza niepokój, to jednak trochę za mało.

Annabelle 3,5

W całym uniwersum Obecności wykorzystano już wszystkie techniki straszenia, więc z ulgą przyjąłem fakt, że Ostatnie namaszczenie nie próbuje iść po linii najmniejszego oporu, po prostu co jakiś czas wrzucając jump scare’a. Chociaż sceny grozy nie są szczególnie wymyślne, to Chaves nie buduje sztucznie napięcia, aby po chwili zaatakować widzów nagłym pojawieniem się zjawy na ekranie, co zawsze towarzyszy przesadnie głośnym dźwiękom. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że to najmniej straszna odsłona serii, która jednak obiera odpowiedni balans między scenami czysto horrorowymi a pozostałymi, przez co ani na moment nie nudzą, ale też nie męczą przeciąganiem punktu kulminacyjnego. Mimo to reżyserowi udaje się wywołać napięcie i emocje, szczególnie wobec głównych bohaterów, co też znajduje swoje odzwierciedlenie w finale, który na moment przypomina nawet desperacką walkę superbohaterów z wielkim zagrożeniem. Jest w tym widowiskowość i moc, która podkreśla, że to pożegnanie z Warrenami.

Obecność 4: Ostatnie namaszczenie
Obecność 4: Ostatnie namaszczenie

GramTV przedstawia:

Skoro żegnamy się z demonologami, to twórcy wyszli z założenia, że wypadałoby jakoś to wszystko podsumować. Niestety zrobiono to w dosyć leniwy sposób, wykorzystując do tego Judy i jej lęk przed Annabelle. Lalka z piekła rodem wcześniej otrzymała już cztery filmy (pierwszą Obecność oraz trzy spin-offy), więc na kolejne spotkanie z pierwowzorem laleczki Chucky raczej nikt nie czekał. Na szczęście Obecność 4 potrafi ograć to w zabawny sposób i jedna ze scen z Annabelle jest równie przerażająca, co i zabawna. Mimo to gdyby wyciąć ten wątek z filmu, historia nic by nie straciła.

Również aktorsko Obecność 4 wypada lepiej od poprzedniej części. Vera Farmiga jako Lorraine Warren jest równie ciepła, co enigmatyczna, jednym gestem lub zmianą mimiki potrafiąca pokazać spektrum emocji swojej bohaterki. Także Patrick Wilson dał radę, chociaż w jego przypadku ewolucja bohatera nie jest aż tak spektakularna. Świetnie wypada dwójka nowych aktorów, czyli Mia Tomlinson jako Judy oraz Ben Hardy w roli Tony’ego, którzy wprowadzają nieco młodzieńczej, ożywczej energii, nie tylko do historii o duchach, ale przede wszystkim w relacjach rodzinnych Warrenów. Żal jedynie, że więcej czasu nie poświęcono Smulrom, gdyż przede wszystkim Rebecca Calder, Kíla Lord Cassidy oraz Beau Gadsdon tworzą ciekawe kreacje, które w drugiej połowie filmu nie bardzo mają co grać.

Obecność 4: Ostatnie namaszczenie to miłe zaskoczenie. Jeżeli ktoś skreślił już tę serię po trzeciej części lub ostatnich spin-offach, zrobił to niesłusznie. Michael Chaves pokazał, że warto było na niego stawiać, chociaż szkoda, że udało się to dopiero za czwartym razem. Nie jest to wymarzone pożegnanie z uniwersum i Warrenami, ale Ostatnie namaszczenie zdaje egzamin jako nieskomplikowany, a przy tym potrafiący wywołać emocje horror, który tym razem bardziej niż na straszydłach, skupia się na postaciach i ich rozwoju. To zdecydowanie moja ulubiona część serii obok drugiej odsłony.

6,5
Obecność 4: Ostatnie namaszczenie dostarcza wrażeń i to nie tylko tych z zakresu kina grozy.
Plusy
  • Bardziej osobista, a dzięki temu emocjonująca historia
  • Dobrze balansuje między horrorem a wątkami obyczajowymi
  • Udane wprowadzenie nowych bohaterów
  • Michael Chaves wyrobił się pod względem reżyserii
  • Kilka udanych scen grozy
  • Zaskakujący humor
  • Vera Farmiga jest świetna jako Lorraine Warren
Minusy
  • Niewykorzystane zjawy
  • Postacie z rodziny Smurlów zasługiwały na nieco więcej
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!