Netflix prezentuje Eternautę – sześcioodcinkowy, argentyński serial science fiction, skąpany w postapokaliptycznym sosie. Co takiego wyjątkowego skrywa ta produkcja? Czy to tylko kolejna wariacja na temat końca świata, czy może coś znacznie bardziej osobistego?
W pewnym momencie główny bohater natrafia na rzeźbę świętego Jerzego walczącego ze smokiem. To symboliczna scena – figura świętego, od wieków utożsamiana z odwagą, walką dobra ze złem i niezłomnością, zostaje przedstawiona w kontekście rzeczywistości, w której ludzkość została nagle wystawiona na próbę. Teraz przetrwanie wymaga nie tylko siły fizycznej, ale i duchowej. Walka z mrozem, śniegiem, samotnością oraz tajemniczym wrogiem z zewnątrz toczy się nie tylko na ulicach Buenos Aires, ale też w ludzkim wnętrzu.
Krajobraz filmowej postapokalipsy bywał różny. Najczęściej trafialiśmy na pustynne piaski – efekt nuklearnego kataklizmu. Odległe echa tego wyobrażenia znajdziemy w Mad Maksie czy Księdze ocalenia. Zdarzało się jednak, że zamiast żaru dostawaliśmy przeszywające zimno. Przykład? Kwintet Roberta Altmana z Paulem Newmanem – dziś niemal zapomniany, a jednak bardzo oryginalny film science fiction. Zima przytłoczyła też ludzkość w blockbusterze Rolanda Emmericha Pojutrze, w którym nagłe załamanie klimatu zamieniło Ziemię w lodową pułapkę. Ciekawym, choć osobnym przypadkiem jest Snowpiercer, bardziej związany z koleją niż klimatem. A Kolonia z 2013 roku? Raczej jeden z mniej chlubnych przykładów taniego kina katastroficznego.
W tym kontekście Eternauta wprowadza świeżość. Śnieg nie jest tu tłem – jest bronią. Nosi w sobie śmierć, nie wybacza błędów. Pojawia się nagle, bez ostrzeżenia, a jego opad wyznacza nowe zasady funkcjonowania świata.
Eternauta
„Kompas działa. To świat się zepsuł” – mówi jeden z bohaterów
Eternauta to produkcja mająca głębokie korzenie (i równie głębokie znaczenie) – oparta na kultowym argentyńskim komiksie science fiction autorstwa Héctora Germána Oesterhelda i Francisco Solano Lópeza, wydanym pierwotnie w latach 50. Dla Argentyńczyków to dzieło kultowe, porównywalne z tym, czym Watchmen są dla Amerykanów. W Polsce dostępne dopiero od 2021 roku. Komiks był nie tylko apokaliptyczną opowieścią – był manifestem egzystencjalnym, alegorią polityczną, dramatem psychologicznym. Teraz jego potencjał odkryto na nowo – reżyser Bruno Stagnaro podjął się trudnego zadania przeniesienia tej wielowarstwowej historii na ekran.
Oryginalny komiks, prowadzony surową, czarno-białą kreską, był dziełem poważnym, pełnym niedopowiedzeń i dusznej atmosfery. Nie inaczej jest w serialu. Akcja toczy się w Buenos Aires, gdzie dochodzi do blackoutu – prąd i elektronika przestają działać. To nie tylko technologiczny paraliż, ale też symboliczny koniec cywilizacji opartej na kontroli i komunikacji. Nagle wszystko, co znane i oczywiste, przestaje istnieć. Na dodatek z nieba zaczyna padać toksyczny śnieg, który zabija ludzi. Przetrwają tylko ci, którzy zdołają się schronić i odizolować.
Mimo tej niezwykłej scenerii, serial stara się opowiadać historię w realistyczny sposób. Bohaterowie to zwykli ludzie, którzy nagle zostali wrzuceni w sytuację graniczną. Ich codzienne odruchy, lęki i nadzieje stają się osią opowieści. W roli tytułowego Eternauty występuje Ricardo Darín – jedna z największych gwiazd argentyńskiego kina, znany m.in. z Sekretu jej oczu oraz politycznego dramatu Argentyna 1985, który walczył o Oscara. Darín jest aktorem niezwykle ekspresyjnym, a zarazem oszczędnym – potrafi jednym spojrzeniem oddać całą wewnętrzną burzę. Warto dodać, że zagrał też w innym filmie zimowym – Czarny śnieg, gdzie również dominowało poczucie izolacji i moralnego niepokoju.
Eternauta
Adaptacja komiksu z politycznymi odniesieniami
Komiks powstawał w czasach zimnowojennego niepokoju, co miało ogromny wpływ na jego ton. Inspirowany był dziełami klasyków, takich jak Wojna światów H.G. Wellsaczy 451 stopni Fahrenheita Raya Bradbury’ego. Szczególnego znaczenia nabrał jednak po 1976 roku, gdy w Argentynie władzę przejęła junta wojskowa. Oesterheld – zdeklarowany lewicowiec i intelektualista – otwarcie krytykował reżim. W 1977 roku został porwany przez wojsko – razem z czterema córkami i zięciami. Prawdopodobnie został zamordowany rok później. Do dziś uchodzi za jedną z ofiar tzw. brudnej wojny – okresu masowych represji, zniknięć i zbrodni dokonywanych przez argentyńską dyktaturę.
GramTV przedstawia:
Ta tragiczna historia przenika Eternautę, ale koreluje ze współczesnością, odnosząc się do obecnych lęków. Serial to opowieść o szukaniu ciepła, nadziei i sensu w świecie ogarniętym katastrofą. Co się właściwie stało? To pytanie powraca przez sześć odcinków, tocząc się powolnym, kontemplacyjnym rytmem. Nie spodziewajcie się akcji rodem z Mad Maxa – bliżej tu do atmosfery Stalkera Tarkowskiego (lub tego znanego z gier) lub Mgły Stephena Kinga. W kolejnych odcinkach serial zaskakuje, skręcając w stronę Projekt: Monster, a nawet tematyki i klimatu serialu Dark, gdzie czas i rzeczywistość zdają się falować.
Doceniam starania twórców – serial wygląda świetnie. Zrealizowano go za 15 milionów dolarów, a efekt końcowy często przewyższa produkcje kosztujące tyle samo za jeden odcinek. To casus Godzilli Minus One, która pokazała, że efekty specjalne za rozsądną cenę mogą zawstydzać hollywoodzkie hity. Zdjęcia kręcono od maja do grudnia 2023 roku – w ponad 35 lokalizacjach w Buenos Aires oraz na 25 scenografiach stworzonych dzięki technologii wirtualnej produkcji. Wykorzystano m.in. skanowanie cyfrowe miasta i projekcje w czasie rzeczywistym. Brawo, bo ekranowa iluzja działa wybornie.
Wewnętrzne demony
Choć wizualny rozmach imponuje – scenografia to cichy bohater tej opowieści – Eternauta ma wyraźne problemy narracyjne. Zdarzają się długie przestoje, a napięcie budowane jest powoli – czasem zbyt powoli. Montaż wprowadza dezorientację: niektóre wątki gasną lub rozwiązują się same, bez logicznego wyjaśnienia. Jak choćby toksyczny śnieg, który po prostu… przestaje padać, bez żadnego wyjaśnienia.
Sytuacja z córką głównego bohatera też budzi wątpliwości. Najpierw przez dwa odcinki bohater jej szuka, ryzykując życie – by nagle zobaczyć ją, już bezpieczną, w schronieniu. Nie otrzymujemy żadnego dialogu, który wyjaśniłby tę sytuację. Podobnie z maskami ochronnymi – początkowo rzadkość, nagle mają je wszyscy, a potem – jakby przestały być potrzebne. Wygląda to bardziej na bałagan montażowy niż celowy zabieg narracyjny. Trudno uwierzyć, że nie było więcej materiału do gospodarowania. Wypada liczyć, że narracja się wyprostuje w kolejnym sezonie, który już został zapowiedziany.
Eternauta odnosi się do wydarzeń o szerokiej skali, ale rozgrywa się też blisko głównego bohatera. Walczy on nie tylko z zewnętrznymi smokami, ale też tymi wewnętrznymi. Czasami ucieka w swoje myśli, fantazje, wspomnienia – jakby świat wokół był tylko zasłoną. Pojawia się wrażenie, że co wszystko to już przeżył i wraca w formie déjà vu. To nadaje tej historii wymiar metafizyczny – jakby tragedia była nieunikniona, a bohater był tylko obserwatorem swojego przeznaczenia. Co ciekawe, kluczem przetrwania jest tu nie tyle znajomość technik surwiwalu, co umiejętność bycia… obecnym. W Eternaucie podtekstu nie brakuje.
7,0
Powstały na bazie kultowego, argentyńskiego komiksu serial broni się realizacyjnym rozmachem i bardzo dobrym aktorstwem. To zimny powiew świeżości. Drugi sezon musi jednak poprawić narrację.
Plusy
15 milionów dolarów budżetu, a ekranowa iluzja wygląda zaskakująco dobrze
Ricardo Darín ma w sobie coś hipnotyzującego w swoim spojrzeniu
Niby postapokalipsa oparta na schematach, ale jednak czuć tu osobowość...
...to taki konklomerat wielu tekstów science fiction, jakie znamy z popkultury
Minusy
Narracja idzie czasem za wolno, czasem się rwie, a czasem daje dość zaskakujące rozwiązania
4. odcinek zdecydowanie najmocniejszy, szkoda, że reszcie brakuje impetu