Recenzja Aliens: Fireteam Elite - bij ksenomorfa, bij!

Trzech marines i cała masa ksenomorfów do wyeliminowania – niby nic nowego, a jednak Aliens: Fireteam Elite zaskakuje pozytywnie.

Recenzja Aliens: Fireteam Elite - bij ksenomorfa, bij!

Nie ukrywam, że przez odgrywaniem tego tytułu nie wiedziałem czego konkretnie się spodziewać, a nawet miałem trochę obaw. Nie chodzi nawet o fakt, iż jedną z ostatnich gier bazujących na uniwersum “Obcego” było dość słabo przyjęte Aliens: Colonial Marines (można postawić wirtualną świeczkę), a dla równowagi Alien: Isolation było jedną z najlepszych gier survival horror w ostatnich latach. W tym przypadku Aliens: Fireteam Elite stoi po zupełnie przeciwległej stronie mocy stawiając na kooperacyjne strzelanie do hordy ksenomorfów w dobrze znanych klimatach. W teorii można byłoby powiedzieć, że brak tu szukania nowych mechanik i prób odnalezienia receptury na nowo. Ot kolejna próba wstrzelenia się w dobrze znaną i lubianą przez graczy w ostatnich latach formę rozgrywki.

W praktyce natomiast mniej czasami znaczy więcej, bo mimo małych problemów bawiłem się w Aliens: Fireteam Elite bardzo dobrze. A to już uznaję za spory sukces jak na grę, o której było stosunkowo cicho przed premierą… może po prostu z kosmosu rzadko dobiega jakikolwiek dźwięk.

Blasterów dźwięk, obcych jazgot…

Wracając jednak do tego, co napisałem na wstępie, to zrozumiem jeśli ktoś się zapyta: „Muradin, a gdzie tu jest klimat z „Obcego”?”.

Jest go tutaj stosunkowo niewiele od strony czystego horroru i budowania napięcia. Chyba, że mówimy o losowo spadających kratkach wentylacyjnych czy skaczących na plecy Prowlerach czyhających za rogiem, ale one już nie straszą po kilku razach. Jeśli jednak mowa o miejscówkach samych w sobie, to z jednej strony mamy klimat znany z „Obcego”… ale i również te nawiązujące klimatem do filmu „Prometeusz”. Prezentuje się to niesamowicie i przyznam, że nawet zastanawiałem się nad tym dlaczego ostatecznie nie pokuszono się o losowe generowanie map. Fabularnie również całość jest prosta niczym budowa cepa, a temat różnych gatunków ksenomorfów, z którymi walczą marines zostaje wyjaśniony w prosty sposób – eksperymentami genetycznymi. Szkoda tylko, że całość fabularnie zostaje zepchnięta na boczny tor i poza rozmowami przez interkom w trakcie misji to reszta zostaje przekazana przez dialogi z NPC, które również nie porywają. Niby rozumiem zabieg, bo chodzi głównie o strzelanie we wszystko co się rusza, ale możliwe również, że zabrakło budżetu na coś więcej. A szkoda, bo mogło być zdecydowanie lepiej.

Tak jak wspomniałem we wstępie trudno tu się przyczepić do formuły rozgrywki, bo jest ona prosta. Przejście z punktu A do punktu B, strzelanie do różnych typów przeciwników (ksenomorfów, syntetyków etc.) i wykonywanie zadań. Przy okazji jeszcze poszukiwanie zaginionych skrzynek z lootem oraz informacji poszerzających historię elitarnego oddziału marines. Tylko tyle i aż tyle, bez zbędnego wydziwiania, chociaż fajnym aspektem jest to, że niektóre rzeczy zmieniają się wraz z ponownym rozgrywaniem tej samej misji. Dodatkowo trudno tutaj się zatrzymać, bo gra stale wywiera na graczu presję wysyłając przeciwników z różnych stron. Jeśli liczyliście na utrzymywanie pozycji i nabijanie doświadczenia do oporu, to może być o to trudno. Zwłaszcza, że gra w pewnym momencie wysyła nie tylko ogromną liczbę przeciwników w stronę graczy, ale również kilku zawodników wagi ciężkiej. Innymi słowy – nie ma farmienia!

Jeśli do tego dodamy cztery klasy postaci na start, wiele sztuk broni z kultowym M41A Pulse Rifle czy M56 Smartgunem na czele, przeróżne modyfikacje i cechy klas do odblokowania, to całość nabiera rumieńców. Zwłaszcza, że feeling strzelania jest naprawdę przyjemny i zachęca do kombinowania. Również jeśli chodzi o różne ustawienia kompozycji zespołu. O ile lubiłem się bawić zwykłym strzelcem lub operatorem broni ciężkiej, to dobrze również czułem się wcielając się w rolę inżyniera czy medyka. Zarówno grając w kooperacji pełnym fireteamem, jak i grając solo z syntetykami (chociaż osobiście uważam, że fajnie byłoby móc ustawić sobie klasy postaci AI – wtedy byłoby idealnie).

Oczywiście do tego dochodzi również sklepik z bronią, ekwipunkiem, kartami-modyfikatorami do misji i dodatkami do kupienia za jedną z dwóch walut. Na ile to jest przedsmak ewentualnych popremierowych DLC… nie wiadomo, ale na tyle, na ile graliśmy i wykonywaliśmy różne zadania dzienne oraz tygodniowe to problemów z jej zdobywaniem nie było. Z drugiej strony natomiast, gdyby twórcy wpadli na pomysł dodawania kolejnych trybów gry czy mini-kampanii do rozegrania w ramach aktualizacji to jestem na tak. I nie zdziwię się, jeśli pojawią się dodatkowe skiny z Ripley czy innymi bohaterami uniwersum.

Graficznie przyjemnie, dźwiękowo cudownie… choć nie bez wpadek.

GramTV przedstawia:

Jak już wspomniałem wcześniej – miejscówki są niezwykle klimatyczne i wręcz wyciągnięte żywcem z uniwersum „Obcego”, a przy okazji prezentują się zacnie. Niestety największym problemem gry jest to, że wraz z postępami w kampanii oraz większą liczbą przeciwników na ekranie zaczęły się również spadki liczby klatek wyświetlanych na sekundę. Co prawda nie były to spadki, które przekreślały komfortowe granie na PlayStation 5, ale mimo wszystko były mocno zauważalne. Również rozczarowuje brak wsparcia dla kontrolera DualSense – to chyba pierwszy przypadek gry, w której właściwie żaden z jego „ficzerów” nie jest wykorzystany nawet w najmniejszym stopniu.

Trzeba natomiast pochwalić twórców za udźwiękowienie oraz klimatyczną muzykę, która płynie w trakcie rozgrywki. Z jednej strony dobrze buduje klimat w trakcie eksploracji, a z drugiej świetnie się wkomponowuje w trakcie kasowania kolejnych fal przeciwników. Jest moc!

Po co szukać problemów tam, gdzie ich nie ma?

Cały czas próbowałem znaleźć odpowiedź na to pytanie w trakcie ogrywania Aliens: Fireteam Elite i dochodzę do wniosku, że nie ma to większego sensu. Gdyby nie to, że momentami gra potrafi zwolnić przy większym zamieszaniu na ekranie, a fabuła zaprezentowana jest tylko powierzchownie w myśl „aby była”, to ocena byłaby pewnie nieco wyższa. I zdaję sobie sprawę z tego, że hardkorowym fanom „Obcego” może średnio odpowiadać zabawa różnymi typami Ksenomorfów.

Za taką cenę i dobrym towarzystwie może być to świetna odskocznia od innych gier – bo strzelanie we wszystko co się rusza zawsze sprawia wiele frajdy, zwłaszcza w tak świetnym uniwersum. Ewentualnie można zawsze spróbować poczekać do pierwszych obniżek cen i będzie idealnie. Czasami mniej znaczy więcej, a w przerwie między większymi tytułami taka prosta i niezobowiązująca gra może się przydać. Zwłaszcza, że spełnia swoje zadanie naprawdę dobrze. Całą kampanię można przejść w jakieś sześć godzin, ale dokładając do tego wyższe poziomy trudności oraz tryb hordy, to spokojnie ten czas można dowolnie wydłużyć.

Jeśli szukacie kooperacyjnej zajawki na dłuższy lub krótszy czas, to warto dać Aliens: Fireteam Elite szansę. Nie zawiedziecie się.

7,5
Dobry shooter w dobrze znanych klimatach - dla fanów kasowania obcych jak znalazł!
gram poleca
Plusy
  • Dobrze znane i lubiane uniwersum.
  • Prosta rozgrywka bez konieczności wgryzania się w systemy.
  • Klasy postaci, zabawa cechami i mieszaniem ekwipunku.
  • Klimatyczne miejscówki.
  • Sprawnie działający tryb sieciowy.
  • Audiowizualnie przyjemnie dla oka...
Minusy
  • ... ale spadki płynności przy dużym chaosie mogą zaboleć.
  • Fabularnie istnieje bardzo powierzchownie.
  • Mimo prostoty szkoda, że nie zdecydowano się na odrobinę szaleństwa.
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!