Recenzja piątego sezonu The Expanse. Nieskończone możliwości snucia doskonałej historii

Kamil Ostrowski
2021/02/14 10:05
4
0

Przedostatni sezon The Expanse udowadnia, że serial można ciągnąć bardzo długo, nie pozwalając sobie na kompromisy w kwestii jakości. Cieszmy się tą doskonałością.

Recenzja piątego sezonu The Expanse. Nieskończone możliwości snucia doskonałej historii

Piąta seria The Expanse właśnie dobiegła końca. Już teraz można z pewnością stwierdzić, że to najważniejszy serial science-fiction od dobrej dekady, który z miejsca stał się kultowy. Oczywiście twórcy mieli nieco ułatwione zadanie, bowiem bazowali na naprawdę przyzwoitych książkach napisanych przez Daniela Abrahama i Ty Francka (wspólnie występują pod pseudonimem literackim James S. A. Corey), niemniej niejedna doskonała historia została już zaprzepaszczona, kiedy twórcy niezgrabnie przenosili je telewizyjne ekrany. Świat The Expanse intryguje, załoga Rocinante czylik główni bohaterowie, szybko przypadają do gustu widzowi, historia jest doskonale poprowadzona, a serial świetnie nakręcony. Czy coś się zmieniło w tym zakresie w ostatnim czasie?

Ci z Was, którzy seans z The Expanse mają jeszcze przed sobą, mogą odetchnąć z ulgą. Jest doskonale. Twórcy postanowili nieco odświeżyć formułę (po raz kolejny!), rozdzielając naszą załogę i pozwalając im niejako przeżyć swoje własne przygody, które częściowo ostatecznie się przeplatają. Tłem dla historii jest walka Pasiarzy o wolność - w tym przypadku ucieleśnieniem zła i arcywrogiem pokoju Układzie Słonecznym jest nikt inny Marco Inaros, który pragnie doprowadzić do uniezależnienia się Pasa poprzez… dosyć drastyczne metody (a jakże by inaczej).

Zasiadając do The Expanse po aż czterech świetnych sezonach spodziewałem się, że dostanę po prostu tasiemcową kontynuację już otwartych wątków, trochę nowych przygód, może jakieś wskazówki na temat obcych i nieco zapomnianej protomolekuły… Krótko mówiąc, spodziewałem się po The Expanse tego, czego spodziewam się po zwykłych kontynuacjach. Myliłem się, bo poszczególne odcinki rozwiają się w kierunkach, których nie oczekiwałem, a przede wszystkim rozwijają się z sensem i twórczo. Tęskniliście za bardziej kryminalnymi klimatami, rodem z pierwszego sezonu? Na chwilę wracamy do tego. Elementy survivalowe, rodem z The Walking Dead? Też będą.

GramTV przedstawia:

Jeżeli miałbym wskazać na jakieś słabsze strony piątego sezonu, to po niesamowitym początku odrobinę przybiła mnie fabularna flauta. Oczywiście wszystko to w ramach standardów do których przyzwyczaiło nas The Expanse, czyli parę pierwszych epizodów jest niesamowitym doświadczeniem, do którego wracałbym chętnie wielokrotnie, po czym następuje obniżenie lotów, oznaczające że epizody od czwartego do ósmego są “po prostu” bardzo dobre, po czym znowu dostajemy po gębach, bo dwa ostatnie są po prostu niesamowite, bez problemu dorównujące świetnemu początkowi. Podejrzewam, że chwilowy przestój wynikał nieco z faktu, że twórcy wprowadzili parę nowych motywów i koncepcji, którym musieli dać miejsce, na rozłożenie skrzydeł.

Drobne uszczypliwości należą się również piątemu sezonowu The Expanse z uwagi na kwestie aktorskie. Występuje tutaj dosyć mocna nierówność. Z jednej strony bardzo cieszy mnie, że słusznie dano więcej miejsca drugoplanowym postaciom, które potrafiły pokazać się z bardzo dobrej strony. Tutaj wymienić trzeba Carę Gee jako Drummer czy Frankie Adams jako Bobbie Draper. Oczywiście genialny jak zawsze jest Wes Chatham jako Amos. Natomiast nieco irytujące były postaci, które w poprzednich sezonach absolutnie uwielbiałem, takie jak Steven Strait w roli Holdena czy Dominique Tipper jako Naomi Nagata. Wydawały mi się boleśnie jednowymiarowe. Swoją drogą, jednego z głównych bohaterów uśmiercono z uwagi na oskarżenia o molestowanie seksualne (potwierdzone wewnętrznym śledztwem).

Aż szkoda, że przed nami jeszcze tylko jeden sezon. Tak, tak - twórcy postanowili zakończyć na sześciu seriach. Bardzo mocno trzymam kciuki za to, żeby ostatnie odcinki stanowiły piękne ukoronowanie tego doskonałego serialu, o którym już teraz można śmiało powiedzieć, że znalazł swoje miejsce w panteonie absolutnych współczesnych klasyków science-fiction, takich jak Firefly czy Battlestar Galactica. Trochę się nie mogę doczekać, ale też czuję delikatne obawy, bo pamiętam przecież jak było z Grą o Tron. No, ale póki co było świetnie, jest świetnie, więc pozwalam sobie na założenie, że przede mną jeszcze jeden świetny sezon. Widzimy się w tym samym miejscu za około rok. Obym się nie mylił.

9,2
Doskonały serial, który nic nie traci na swojej świeżości, pomimo pięciu sezonów na karku. Trzymam kciuki, żeby wielki finał był równie satysfakcjonujący.
Plusy
  • Twócy po raz kolejny odświeżyli koncepcje
  • Walki w kosmosie inne niż standardowe, ale emocjonujące jak zawsze
  • Uczta dla oczu i uszu
  • Poczucie przygody, możliwości i "nowoświatowości" bije z każdego elementu scenografii, wypowiedzianej kwestii i każdego efektu specjalnego
Minusy
  • Fabularna flauta w odcinkach od czwartego do ósmego
  • Niektóre postaci nie urzekły mnie aktorsko tak jak w poprzednich sezonach
Komentarze
4
JaCzyliJa
Gramowicz
15/02/2021 10:56
Yarod napisał:

Ja się za to trochę wyłamię. 5 sezon, w porównaniu do poprzednich, wydaje mi się słabszy - rozumiem, że to  przez fabułę z książek (wstyd przyznać, nie czytałem jeszcze) bo c'mon, mamy pierścień, nowe światy a tu nadal układ słoneczny? Pod tym względem, podobał mi się znacznie bardziej, krytykowany sezon 4

 ok, rozumiem, sytuacja na Marsie, Inaros itp ale jednak brakuje mi trochę tej otoczki tajemniczości z 4 sezonu. Po za tym poza sytuacją na ziemi (świetnych swoją drogą) i niektórych scen z przestrzeni to znalazło się sporo dłużyzn.

Mimo to czekam z niecierpliwością na sezon 6 (i niestety ostatni), bo zgodzę się z autorem że jest to jeden z najlepszych seriali SF

W sumie to się nie wyłamałeś, bo zdecydowana większość osób na innych forach również krytykuje ten sezon w tym ja.

W moim odczuciu poziom spadł niemiłosiernie. Czwarty sezon też nie był idealny, ale nadał było czuć jakiś pomysł na historię, a sam Ashford miał bardzo dynamiczny wątek. Natomiast w tym sezonie leży dosłownie wszystko poza warstwą wizualną (w której też już czuć oszczędność). Fabuły praktycznie nie ma - umiejętny scenarzysta zamknąłby wydarzenia w tym sezonie w 4-5 odcinków. W miarę istotne odcinki w tym sezonie to w sumie tylko 1,4,9 i 10 (moim zdaniem).

To co twórcy zrobili z postacią Alexa to szkoda nawet gadać. A rykoszetem oberwała również Draper, którą lubię.

Dziwne jest również to, że w tym sezonie tak zmarginalizowano główną postać serialu, czyli Holdena. W kilku odcinkach nie ma go praktycznie wcale, a większą rolę odgrywa może w dwóch. W ogóle wszystkie postacie stały się jakieś takie miałkie i po prostu "żadne". Może poza Avasaralą i Inarosem (który jest na pewno dobrze zagrany, ale jego wątek jest wybitnie słaby i rozciągnięty do granic możliwości).

Yarod
Gramowicz
15/02/2021 09:54

Ja się za to trochę wyłamię. 5 sezon, w porównaniu do poprzednich, wydaje mi się słabszy - rozumiem, że to  przez fabułę z książek (wstyd przyznać, nie czytałem jeszcze) bo c'mon, mamy pierścień, nowe światy a tu nadal układ słoneczny? Pod tym względem, podobał mi się znacznie bardziej, krytykowany sezon 4

 ok, rozumiem, sytuacja na Marsie, Inaros itp ale jednak brakuje mi trochę tej otoczki tajemniczości z 4 sezonu. Po za tym poza sytuacją na ziemi (świetnych swoją drogą) i niektórych scen z przestrzeni to znalazło się sporo dłużyzn.

Mimo to czekam z niecierpliwością na sezon 6 (i niestety ostatni), bo zgodzę się z autorem że jest to jeden z najlepszych seriali SF

Fang
Gramowicz
14/02/2021 11:34

Raczej nie będzie tego problemu co w Grze o Tron bo książki są już napisane. Co do tego sezonu to według mnie wypadł średnio w porównaniu do książek. Wiedziałem że prędzej czy później niewprowadzenie Michio Pa tylko połączenie jej wątków z wątkami Drummer odbije się czkawką. Zgodnie z książką Drummer powinna się pojawić dopiero w tym sezonie a Michio Pa w już w trzecim (pojawia się dopiero teraz jako postać drugo-trzecioplanowa). Dodatkowo kompletnie nie rozumiem czemu nagle wprowadzili postać "Byka". W książkach jest jedną z głównych postaci trzeciego tomu i tam też kończy się jego wątek. Teraz wprowadzenie jego postaci nie ma sensu. Dodatkowo kompletnie nie pasuje do książkowego pierwowzoru. W książce jest osobą oschłą skupioną na jak najlepszym wykonywaniu swojej pracy (był szefem ochrony na Behemocie) ale nie był niemiły czy złośliwy tak jak to odebrałem w serialu. Tak samo na minus względem książek wypada wątek Bobbie od momentu spotkania Alexa (wcześniej jest ok). Dodatkowo uśmiercenie "sami wiecie kogo" z powodu zarzutów względem aktora jest średnie. Mogli przecież zrobić że był wypadek na Razorback i musieli mu zrekonstruować twarz i w następnym sezonie podmienić go innym aktorem (jak wiemy technologia rekonstrukcji tkanek w tym uniwersum istnieję więc to nawet nie było by coś odstającego od kanonu). Tak czy inaczej żałuję że następny sezon jest ostatnim i zapewne skończą to pokonaniem Inaros-a i ewentualnie cliffhanger pokazującym co się dzieje na Lakonii (tak wiem że pokazali ją w końcówce tego sezonu).




Trwa Wczytywanie