Po siódme: nie kradnij, a przynajmniej nie daj się złapać - recenzja Thief Simulator

Małgorzata Trzyna
2018/12/21 11:00
0
0

Włamania to sport, sport to zdrowie, póki lokator się nie dowie.

Thief Simulator od polskiego studia Noble Muffins to, jak sama nazwa wskazuje, gra, w której zajmujemy się przywłaszczaniem sobie przedmiotów, które do nas nie należą. Powiadają, że jak kraść, to miliony, ale zanim będziemy gotowi na włamania do najbogatszych (a zatem i najlepiej strzeżonych) domów, trzeba najpierw nabrać wprawy.

W grze zaczynamy jako nieopierzony złodziej, który siedział w więzieniu, lecz zapłacono za niego kaucję. Nie, nie z dobroci serca - musimy się odwdzięczyć za odzyskaną wolność, wykonując zadania, które otrzymujemy od Vinny'ego. Vinny kontaktuje się z nami tylko przez telefon, ale jest doskonale poinformowany, co w danym momencie robimy. Nasz zleceniodawca zdaje sobie sprawę, że nie mamy doświadczenia w kradzieżach, więc grzecznie tłumaczy, że najpierw powinniśmy zaopatrzyć się w łom, później - wyłamać deski w uszkodzonym płocie i nauczyć się unikać niepożądanego wzroku mieszkańców miasteczka. W następnym kroku bierzemy latarkę, ale to jedyne darmowe przedmioty przydatne w złodziejskim fachu, jakie możemy mieć; każdy inny, od wytrychów poczynając, na narzędziach hakerskich kończąc, musimy kupić sobie sami za pieniądze zarobione ze sprzedaży skradzionych przedmiotów.

Pierwszy dom, do którego mamy się włamać, jest zupełnie pusty, więc można śmiało tłuc szyby, bez obaw, że nagle któryś z mieszkańców wróci i zaalarmuje policję. Możemy więc spokojnie przetrząsnąć każdą szufladę i szafkę, a następnie wynieść, co wpadnie nam w ręce, by później opchnąć w lombardzie. Tam czeka na nas zaprzyjaźniony paser, który przyjmie od nas praktycznie wszystko, co tylko jesteśmy gotowi mu sprzedać - byle rozmontować biżuterię albo zdjąć zabezpieczenia z telefonów. Skradzione przedmioty w większości przypadków resetują się w domach, więc w teorii można by w nieskończoność zdobywać pieniądze i doświadczenie na tych samych garnkach. Na szczęście nie oznacza to żmudnego grindu - po prostu gdy zabraknie doświadczenia albo pieniędzy na nowe umiejętności i gadżety potrzebne do wykonania nowego, fabularnego zadania, jeden lub dwa dodatkowe rabunki najczęściej rozwiązują sprawę.

Po siódme: nie kradnij, a przynajmniej nie daj się złapać - recenzja Thief Simulator

Fabuła w grze w jest, ale tylko jako pretekst do wykonywania nowych misji, w praktyce sprowadza się wyłącznie do przyjmowania kolejnych zleceń. Czasem do misji dodawany jest zabawny opis, że niszczymy sąsiadowi telewizor "z troski o jego zdrowie", bo za długo patrzy w ekran. Poza zadaniami od Vinny'ego możemy też brać dodatkowe zlecenia ze strony o wymownej nazwie rabuj.pl, gdzie ktoś chce, byśmy potłukli komuś sedes albo naczynia, albo wybili okno. Robienie hałasu znacząco zwiększa szansę na to, że ktoś zaalarmuje policję, niemniej każde dodatkowe źródło funduszy na coraz droższe gadżety się przydaje.

Przez całą grę Vinny mówi nam, jakich umiejętności powinniśmy się nauczyć, by móc wykonać nowe zadanie. W ten sposób przez kilkanaście godzin rozgrywki stopniowo wprowadzane są nowe mechaniki zabawy i jedne umiejętności rozwijamy, inne zastępujemy czymś nowym (np. zamiast wybijać okno, korzystamy z noża do szkła, który nie robi hałasu. Wydawać by się mogło, że mamy sporą swobodę - każdy dom w dzielnicy da się obrabować - całość jest jednak dość liniowa, bo kolejne domy są coraz lepiej strzeżone, więc w zasadzie i tak trzeba wszystkie umiejętności kolejno wykupić i ograniczyć się do tych miejsc, z którymi w danym momencie jesteśmy w stanie sobie poradzić. Działanie na własną rękę nie ma też większego sensu, bo trzeba będzie kiedyś też wrócić do już odwiedzonych miejsc (chyba, że zupełnie zignorujemy przyznawane nam misje). Może zresztą tak byłoby lepiej? Zakończenie gry raczej mnie nie usatysfakcjonowało, choć nie stało się tak, jak przewidywałam i główny bohater nie wylądował z powrotem za kratkami.

W miarę postępów, gdy poznajemy nowe sztuczki, zabawa staje się coraz ciekawsza. Uczymy się posługiwania wytrychem - na pierwszym poziomie skomplikowania musimy ustawić odpowiedni kąt i przekręcić zamek, na drugim czeka nas mini-gra wymagająca odrobiny refleksu, z czasem otrzymujemy jeszcze lepsze narzędzie i wreszcie uczymy się otwierać sejfy. W złodziejskim fachu przydają się też takie umiejętności, jak wspinaczka po pnączach, rozmontowywanie biżuterii czy zdejmowanie z telefonów zabezpieczeń, co wymaga połączenia w odpowiedni sposób elementów ścieżki od punktu startowego do końcowego. Mini-gry są łatwe i stanowią miłą odskocznię od buszowania po domach.

GramTV przedstawia:

Jeśli chcemy być skuteczni jako włamywacze, same narzędzia nie wystarczą. Musimy wpierw poznać zwyczaje mieszkańców przez obserwowanie, co się u nich dzieje. Warto zaznaczać ciekawe rzeczy, typu otwarte okno, pnącza na płocie, po których można się wspiąć albo kamery strzegące posesji (jeśli wcześniej nie wykupiliśmy informacji). Gdy ktoś jest w domu i np. dostrzeżemy go przez okno, można go zaznaczyć, wówczas będziemy wiedzieli, gdzie każdy z domowników spędza połowę dnia lub nocy, godzina po godzinie. Trzeba jednak przy tym uważać, by mieszkańcy nie zauważyli nas na swojej posesji. Informacje o każdym z domostw da się też kupić i wówczas mamy dostęp do przydatnych wskazówek dotyczących słabych punktów albo potencjalnych, najcenniejszych rzeczy do obrabowania, możemy też dowiedzieć się, w jaki sposób każdy z domowników spędza kolejne godziny doby bez narażania się. Często jednak nie stać nas na takie luksusy. Na szczęście w pewnym momencie proces obserwacji zachowań lokatorów łatwo przyspieszyć, montując ukrytą kamerę przy skrzynce na listy.

Bywa, że swym nietypowym zachowaniem zaalarmujemy kogoś, kto wezwie policję. W tym wypadku musimy uciekać lub ukryć się pod łóżkiem, w szafie czy kontenerze na śmieci. Policja czasem stanie tuż przy naszej kryjówce i nic się nie wydarzy, innym razem wpadnie na pomysł, by nas jednak wywlec. Jeśli zobaczy nas policjant, natychmiast mierzy do nas z pistoletu i zostajemy zatrzymani, nie pozostaje wówczas nic innego jak wczytać grę i powtórzyć misję. Z tego powodu zdecydowanie wolę uciekać samochodem albo na piechotę po bezdrożach, bo wystarczy dotrzeć do granicy dzielnicy i już jesteśmy bezpieczni. Gdy zjawią się gliny, nie otrzymamy wysokiej oceny za dyskretne działanie, które jest premiowane dodatkowym doświadczeniem, ale też nie ma czym zbytnio się przejmować. W mechanice wzywania policji może drażnić fakt, że gdy zostaniemy zauważeni, funkcjonariusze natychmiast się pojawiają i nie ma żadnej możliwości powstrzymania NPC-a, który nas zobaczył, nawet jeśli ukradliśmy mu z domu wszystkie telefony.

Zachowanie się sztucznej inteligencji to jedna z głównych wad gry. Wystarczy przykucnąć np. na ulicy, a już budzimy podejrzenia. Na niczyich oczach nie powinniśmy też wchodzić na teren cudzej posesji - zapewne w tym świecie chyba nikt nie słyszał o czymś takim, jak odwiedziny u znajomych. Z drugiej strony, może tak jest dobrze, w końcu raczej nie kuca się na ulicy i nie chcemy żadnych świadków, którzy zobaczą nas tuż przed włamaniem. Jeśli lokator nas nie nakryje, i tak może wezwać stróżów prawa, gdy zauważy ślad bytności nieproszonego gościa, jak np. otwarte drzwi lub brak choćby jednego przedmiotu. Lokatorzy pojawiają się znikąd, gdy nadchodzi godzina, w której wracają do domu, albo gdy nastaje czas, by przebywali poza domem, po paru krokach od wejścia do budynku rozwiewają się w powietrzu. Największym głupstwem jest jednak to, że jeśli staniemy na chodniku, NPC, który do nas podejdzie, zatrzyma się i zacznie sarkać, że blokujemy ruch - nie wpadnie na pomysł, że mógłby nas ominąć, robiąc dwa kroki po trawie. Thief Simulator nie jest też symulatorem skradania i w cudzym domu nie sposób przemknąć niezauważenie za cudzymi plecami albo wejść po cichu do sypialni, gdy ktoś śpi.

W grze nie zaimplementowano też mechaniki związanej z reagowaniem ludzi na fakt, że ich dom został okradziony - choćbyśmy rabowali w nim dziesięć nocy z rzędu. Normalny człowiek zapewne zmieniłby zamki, zamontował dodatkowe zabezpieczenia albo zmienił plan dnia. Mnie nie przeszkadzało to zbytnio, za każdym razem powtarzać obserwacje albo kupować zaktualizowane informacje byłoby nudne. Sensu w skupianiu się na jednym domu zresztą nie ma za wiele, skoro czekają nowsze, ciekawsze wyzwania gdzieś indziej, a za kradnięcie w kółko tych samych przedmiotów otrzymamy mniej doświadczenia.

Thief Simulator został wydany przez PlayWay, które słynie z symulatorów wszystkiego. Łatwo dostrzec podobieństwa w oprawie wizualnej do innych tytułów tej firmy, niemniej gra wygląda w porządku - nie spodziewajcie się jednak grafiki powalającej na kolana ani niesamowitych efektów. Muzyka, jaką czasem słychać w radiu w domu lub podczas jazdy samochodem to parę skocznych dźwięków, które umilają rozgrywkę i dobrze budują klimat. Nie będzie jednak plusa za oprawę audiowizualną.

Przy Thief Simulator, mimo czasem dziwnych rozwiązań, bawiłam się zaskakująco dobrze. Najbardziej obawiałam się, że będzie to symulator wymagający nieprzebranych pokładów cierpliwości, na szczęście tak się nie stało. Jeśli trzeba poczekać aż lokator opuści dom, można przespać się w aucie na parkingu i przewinąć czas do odpowiedniej godziny, później trzeba działać szybko, nim ktoś zjawi się w domu i zobaczy, że nie wszystko jest na swoim miejscu. Coraz ciekawsze zadania sprawiały, że chciałam zrobić jeszcze tylko jedną misję, odblokować nowy gadżet, zajrzeć, co ciekawego skrywa się w nowym domu. Zapewne czasem uruchomię jeszcze tę grę, by pobawić się w złodzieja. Po prostu wciąga.

7,2
Rabowanie w wydaniu Noble Muffins to prawdziwa przyjemność.
Plusy
  • Swoboda przy obmyślaniu taktyki każdego włamania
  • Różne ulepszenia, narzędzia i mini-gry
  • Humorystyczne wtrącenia i nazwy przedmiotów
  • Wciąga i oferuje niezłą zabawę
Minusy
  • Fabuła to głównie informacje, którą umiejętność wykupić i gdzie się przyda
  • Czasem nielogiczne zachowania NPC-ów
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!