Taniec brzucha w stylu retro - recenzja Shantae Risky's Revenge - Director's Cut

Jakub Zagalski
2016/05/16 13:00
0
0

Shantae nie należy do najpopularniejszych bohaterek w historii gier, ale trzeba przyznać, że od debiutu w 2002 roku nie wystąpiła w słabej produkcji.

Taniec brzucha w stylu retro - recenzja Shantae Risky's Revenge - Director's Cut

Fioletowowłosa heroina, która mieni się pół-dżinem, startowała skromnie od występu na konsolce Game Boy Color, by po latach trafić na nie mal wszystkie możliwe platformy. Niniejsza recenzja dotyczy drugiej części z cyfrowej dystrybucji DS-a (2010), która gościła już jakiś czas temu (z dopiskiem Director's Cut) na Steamie, PlayStation 4, a ostatnio stała się dostępna dla posiadaczy Wii U.

Akcja Shantae Risky's Revenge – Director's Cut rozpoczyna się w trakcie dorocznych Targów Łowców Skarbów, gdzie jeden z wystawców demonstruje tajemnicze znalezisko – magiczną lampę. Nie trzeba długo czekać, by skarbem zainteresowała się odwieczna rywalka Shantae, Risky Boots, która przebija dach budynku ogromną kotwicą, kradnie bezcenny artefakt i daje nogę. Jak nie trudno zgadnąć, bohaterka znowu będzie miała ręce pełne roboty i po raz kolejny będzie musiała deptać po piętach niegodziwej piratce.

Wątek fabularny w Shantae Risky's Revenge – Director's Cut nie jest ani szczególnie oryginalny, ani szczególnie ważny, jednak trzeba przyznać twórcom, że dołożyli wszelkich starań, by cała tekstowa otoczka nadawała przeżywanej przygodzie fajnego charakteru. Stąd zabawne dialogi czy opisy przedmiotów w menu są często małymi perełkami, które wywołują uśmiech na twarzy grającego. Podobnie jak widok całej masy drugoplanowych postaci i przeciwników, o których jeszcze wspomnę przy okazji omawiania oprawy graficznej.

Nie jest żadną tajemnicą, że seria Shantae jest mocno zakorzeniona w 16-bitowej erze, tak pod względem wyglądu jak i rozwiązań gameplayowych. Kalifornijskie WayForward Technologies (to im zawdzięczamy między innymi Ducktales Remastered) czerpało pełnymi garściami z dokonań twórców Mega Mana, Castlevanii (oczywiście tej dwuwymiarowej) czy The Legend of Zelda. Dlatego też Shantae Risky's Revenge – Director's Cut, które na pierwszy rzut oka może przypominać klasyczną platformówkę z ciągłym parciem w prawą stronę ekranu, to w gruncie rzeczy rasowa metroidvania. Z rozwojem postaci, masą poziomów do odkrycia po nauczeniu się nowej umiejętności itp.

Skakanie i uderzanie przeciwników włosami (tak jak biczem w Castlevanii) zajmuje Shantae sporo czasu, jednak wachlarz dostępnych ruchów powiększa się wraz z postępami w grze. Jak na rasową metroidvanię przystało, żeby przejść do dalszego etapu, trzeba się na przykład nauczyć podwójnego skoku czy innej wcześniej niedostępnej umiejętności. W Shantae Risky's Revenge – Director's Cut kluczową rolę odgrywa motyw transformacji bohaterki w zwierzęta. Shantae, która jak na pół-dżina przystało bardzo sprawnie radzi sobie z magicznymi zaklęciami, w odpowiednim momencie może przybrać formę zwinnej i wspinającej się po ścianach małpy, rozwalającego kamienne przeszkody słonia czy syrenkę, która dotrze do każdej podwodnej komnaty.

GramTV przedstawia:

Dzięki takiej różnorodności Shantae Risky's Revenge – Director's Cut zachęca do dokładnej eksploracji całkiem sporego (choć nie na miarę Metroida czy Castlevanii) świata, który kryje w sobie masę sekretów. Podążanie śladami Risky Boots nie jest więc żmudnym parciem naprzód, ale prawdziwie zróżnicowaną i wciągającą przygodą. Szczególnie, że twórcy nie podają od razu wszystkiego na tacy i możecie być pewni, że nawet po kilku godzinach gry czekają was nowe niespodzianki.

Przeniesienie gry ze słabego handhelda na współczesne konsole i pecety brzmi pod względem graficznym nie wróży niczego dobrego. W końcu czy tytuł stworzony z myślą o rozdzielczości ekranu 256x192 może się godnie prezentować na o wiele większych powierzchniach? Okazuje się, że może, czego największą zasługą jest pixelartowa konwencja, przywołująca na myśl złotą erę 16 bitów. Mimo upływu sześciu lat (i nawiązania do epoki sprzed lat dwudziestu) Shantae Risky's Revenge – Director's Cut robi piorunujące wrażenie bogactwem detali i pieczołowitością w stawianiu pikseli. To nie jest kolejna gra w modnym stylu retro, której twórcy traktują wykorzystanie pradawnej grafiki wyłącznie jako oszczędność czasu i pieniędzy. WayForward postawili na taki styl, bo doskonale go czują i rozumieją. Bogate tła, wymyślni bohaterowie, animacje ruchwó i efekty są prawdziwą ucztą dla oka. Oczywiście nie każdemu przypadnie do gustu „rozpikselowana” grafika, jednak trzeba mieć na uwadze, że właśnie taka oprawa doskonale się komponuje z ogólnym zamysłem na produkcję zakorzenioną w epoce SNES-a.

Shantae Risky's Revenge – Director's Cut nie jest niestety remasterem w pełni dostosowanym do możliwości współczesnych (mocniejszych od DSi) sprzętów, dlatego obraz wyświetla się w domyślnym formacie 4:3 z ozdobnymi ramkami po bokach. W opcjach możemy wyłączyć te paski, jest również wariant z rozciągnięciem do pełnego ekranu 16:9, ale nie wygląda to zbyt ładnie. Jako ciekawostkę twórcy wrzucili również opcję oryginalnej rozdzielczości.

Dodanie do tytuły gry „Director's Cut” automatycznie sugeruje, że mamy do czynienia z bardziej rozbudowaną, dopracowaną czy posiadającą nowe funkcje edycją. Osoby znające Shantae Risky's Revenge z DSi nie znajdą tu wielu nowości, ale jedna jest szczególnie istotna i warta odnotowania. Mowa o systemie błyskawicznego przenoszenia się z miejsca na miejsce, który bardzo ułatwia podróżowanie do wcześniej odwiedzonych zakątków i nie zmusza gracza do żmudnego i niepotrzebnego backtrackingu.

Czy Shantae Risky's Revenge potrzebowało czegoś więcej? W moim przekonaniu nie, gdyż mimo upływu lat druga odsłona przygód sympatycznej bohaterki broni się jako świetna propozycja dla fanów gatunku. Bogaty, zabawny świat, wciągająca walka i eksploracja, a nade wszystko pixelartowy styl zupełnie się nie zestarzały. Flagowa seria WayForward to mało znana perełka, na którą naprawdę warto zwrócić uwagę. Szczególnie, że już za rogiem czai się czwarta część – Shantae: Half-Genie Hero, która została bez problemu sfinansowana za pomocą Kickstartera (ponad 776 tysięcy dolarów z wymaganych 400 tysięcy) i zbliża się na konsole stacjonarne i pecety.

8,8
Świetna metroidvania w stylu retro.
Plusy
  • Humor
  • pixelart
  • rozwój postaci
  • satysfakcjonująca walka i eksploracja
Minusy
  • 16:9 tylko przez rozciągnięcie ekranu
  • jeden dungeon wypada o wiele gorzej od pozostałych
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!