Transformers: Devastation - recenzja

Zbigniew Trzeciak
2015/10/15 15:00
0
0

Platinum Games wzięło się za Transformery. Dobra decyzja.

Transformers: Devastation - recenzja

Transformery to dla mnie estetyka lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Z całym szacunkiem do wysokobudżetowych produkcji Michaela Baya, a szczególnie ich pierwszej, bardzo udanej części, to dla mnie Autoboty i Decepticony mają rysunkowy sznyt. Nostalgia to potężna broń.

I tak jak filmowo, tak i growo, podświadomie czekałem na coś co odwoła się do mojego dzieciństwa. Tranformers: Devastation robi ukłon właśnie w tym kierunku, prezentując swoje walory właśnie w kreskówkowym stylu. Nie muszę się zastanawiać nad fajerwerkami graficznymi - po prostu skupiam się na kwintesencji, na akcji, na walkach, na przemianach, na cudownie prostej historii.

Tym razem za roboty wzięło się studio Platinum, które bardzo mocno ugruntowało swoją pozycje, jako jeden z najlepszych twórców dynamicznych i widowiskowych gier akcji. W ich portfolio znajdują się takie perełki jak Bayonetta, Metal Gear Rising: Revengence czy Vanquish. Wszystkie te tytuły wiąże ze sobą jedno - świetne, pełne energii, wciągające walki. Poezja pisana za pomocą kilku przycisków na padzie. Widać tu inspirację wcześniejszymi tytułami, bo dla fanów studia wiele ruchów będzie wyglądała znajomo, ale sprawia to zarazem, że mamy do czynienia z produkcją naprawdę wyszlifowaną pod względem rozgrywki.

Transformers: Devastation ciągnąć nas będzie od starcia do starcia, gdzie wraz z postępami spotykać będziemy coraz trudniejszych przeciwników, radząc sobie z nimi za pomocą coraz to wymyślniejszych środków przymusu bezpośredniego lub broni dystansowej. Krótkie przerywniki pomiędzy arenami pozwalają na chwilę oddechu, ale są też często fajnymi minigierkami zręcznościowymi, zmuszając nas do precyzyjnej i szybkiej jazdy czy rozwalania osłon trafiając w odpowiednim momencie w konkretny ich punkt.

Optimus Prime wykonuje trzy mocne ciosy swoim toporem, szybko kontynuuje kombo zmieniając się w ciężarówkę, by za chwilę wrócić do postaci robota, złapać przeciwnika w locie i szybkimi ciosami poradzić sobie z nim do końca. Potem szybki unik przed nadlatującym pociskiem powodujący chwilowe spowolnienie czasu, co daje wystarczająco dużo czasu, by wycelować ze swojej rakietnicy i posłać kolejnych robowrogów na deski.

GramTV przedstawia:

Wszystko to odbywa się z gracją, a od nas wymaga nie tyle nauczenia się jakiejś niesamowicie wielkiej ilości kombinacji przycisków, a raczej dobrej orientacji w terenie i dobrego wyczucia czasu. Sposobów na wyprowadzanie ataków jest sporo, wraz ze wszystkim specjalnymi umiejętnościami, a przeciwnicy zazwyczaj wymagają trochę innego podejścia w zależności od swojej klasy.

Na różnorodność starć wpływa także fakt, że docelowo w grze dostępnych jest pięć Autobotów, pomiędzy którymi możemy dowolnie przełączać się, gdy trafimy na wyznaczoną do tego strefą. Każdemu możemy też mienić uzbrojenie wrzucając przedmioty w jedno z czterech wolnych miejsc, a także podkręcać ich umiejętności chipami, wykonywanymi przez naszego mechanika - Wheeljacka. Dodatkowo oczywiście znalazło się miejsca na znajdywanie przedmiotów odnawiających życie i energię, na nowe bronie, a także na awansowanie na kolejne poziomy doświadczenia podnosząc niektóre ze swoich statystyk.

Wszystko to ma większe znaczenie, kiedy do gry zabierzemy się po raz drugi czy trzeci, celem uzyskania maksymalnej oceny w każdym napotkanym starciu. Wtedy nie możemy już sobie pozwolić na błędy, korzystać musimy z pełnego wachlarza naszych umiejętności, dodatkowo pamiętając, że i czas w jakim zakończymy walkę ma tutaj istotne znaczenie. Każdy rozdział podzielony jest na kilkanaście "misji", odpowiadających po prostu kolejnym walkom i stanowiącymi jednocześnie szybkie podsumowania naszych poczynań.

Mówiąc o drugim czy trzecim przechodzeniu gry tak naprawdę trafiamy w najistotniejszy słaby punkt produkcji. Jest ona po prostu, krótka. Pierwsze przejście to zaledwie kilka godzin w tak naprawdę dwóch, pół-otwartych lokacjach. Nie możliwości, żeby gra się nam znudziła, ale frajdy daje na maksymalnie dwa wieczory, a przecież nie każdy ma w sobie żyłkę "maksowania" gry. Jestem naprawdę pod wrażeniem jak wiele ciekawych rzeczy zmieścili twórcy w tym dość małym produkcie, ale zdaję sobie sprawę, że dla kogoś to może być za mało, nawet jeśli pod uwagę weźmiemy kilkadziesiąt dodatkowych wyzwań, które jednak charakteryzują się dość znaczna powtarzalnością

Transformers: Devastation nie aspiruje do miana tytułu z najwyższej półki, ale jak na grę właśnie ze średniego pułapu robi naprawdę dobre wrażenie. Platinum uchwyciło ducha szybkiej, nieskrępowanej zabawy z jakim kojarzy mi się wczesna, animowana wersja Transformers. Naprawdę dawno nie było tak fajnej możliwości wcielenia się w nasze ukochane roboty.

7,0
Szybko, widowiskowo i w świetnym stylu. Szkoda, że tak krótko.
Plusy
  • System walki
  • prezentacja
  • muzyka i dźwięki
Minusy
  • Dość krótka
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!