Warhammer: End Times - Vermintide - betatest

Sławek Serafin
2015/10/05 16:24
3
0

Czteroosobowa ręczna deratyzacja z dodatkiem za pracę w niebezpiecznych warunkach

Chcecie wiedzieć jaki jest Vermintide, tak? Jasne, że tak, nie czytacie przecież tego dla moich pięknych oczu, tylko żeby się właśnie dowiedzieć. Służę więc uniżenie - Vermintide jest fajny. Nie jestem do końca przekonany czy wystarczająco fajny, bo trzeba być ostrożnym mając do czynienia z niepełną wersji beta, a w taką mieliśmy przyjemność grać. Ale tak się zwierzę w sekrecie, że mimo wszystko była to jednak przyjemność, więc jest nadzieja i jakiś tam potencjał w tym tłuczeniu szczurów młotem wojennym.

Warhammer: End Times - Vermintide - betatest

Warhammer: End Times - Vermintide to gra, którą bardzo łatwo wytłumaczyć. Graliście kiedykolwiek w Left 4 Dead? Założę, że owszem. Kojarzycie uniwersum Warhammera Fantasy? Też przyjmijmy, że trochę tak. I to nam wystarczy. Vermintide to takie Left 4 Dead, tyle że zamiast zombie są skaveni, szczuroludzie przepodli i śmierdzący okrutnie. I cała akcja rozgrywa się w nierealiach mrocznego, realistycznego fantasy, w dotkniętym szczurzą plagą miasteczku Ubersreik. I... cóż, w zasadzie to tyle. Podoba się? Bo tak się składa, że podobać się może.

Vermintide strasznie, ba, wręcz bezczelnie, rżnie z Left 4 Dead. Nie tylko ogólną koncepcję czteroosobowej, fabularyzowanej, kooperacyjnej sieczki. Detale też skopiowano i wklejono, dostosowując tylko do konwencji, ale zasadniczo pozostawiając je w takiej samej formie, jak w pierwowzorze. Każdy, kto grał w pierwszą lub drugą część Left 4 Dead, przeżyje w Vermintide niejedno zabawne deja vu. Na przykład gdy po raz pierwszy na któregoś z kolegów wskoczy skaveński zabójca i przyszpili go do ziemi spaczonymi nożami. Albo też innego kolegę złapie na sznur szczurzy przywódca stada i zacznie odciągać od reszty. Albo też cała drużyna zajęczy unisono, gdy zza rogu wytoczy się olbrzymi szczurogr. Znamy to, nie? Jasne, wszystko znamy. Wszystko było już w Left 4 Dead, w prawie dokładnie tej samej formie. W Vermintide bezpretensjonalnie ściągnięto nawet mechanikę zabijania bohaterów, którzy po śmierci mogą wrócić do gry, jeśli tylko koledzy deratyzatorzy znajdą ich związanego klona w jakiejś ciemnicy w dalszej części mapy. Ta gra jest tak bezwstydnie ściągnięta z Left 4 Dead, że... aż nie można się na nią gniewać. Tak jakby twórcy sami przyznali, wobec graczy i świata, że owszem, pożyczyli bardzo wiele i że nie zamierzają tego ukrywać. Rozbrajająca prewencyjna szczerość. W końcu chodzi o to, żeby było fajnie, nie? I nie jest też tak, że Vermintide jest stuprocentową kalką, bo jakieś tam swoje własne elementy i rozwiązania posiada. A jakie dokładnie?

Zacznijmy może od tego, że mamy w Vermintide konkretnych bohaterów, w liczbie pięciu do wyboru. Imperialny żołnierz, fanatyczny łowca czarownic, ognista czarodziejka, twardy krasnolud i szybkostrzelna elfka. Każdy jest inaczej uzbrojony, każdym gra się inaczej. Mają swój styl i charakter. To nie zuniformizowane, mechanicznie identyczne postacie z Left 4 Dead. Tutaj mamy role, mamy swoją niszę w drużynie. Nie jesteśmy w nią jakoś nachalnie wciskani, na szczęście, bo każda z postaci radzi sobie i w zwarciu i w walce na dystans, ale są pewne preferencje. I na ich podstawie rodzi się taktyka, nie tylko ta sytuacyjna, ale ogólna. Zachowujemy szyk, obstawiamy się nawzajem, każdy ma swoje zadanie. I to jest fajne. Jeśli bierzesz żołnierza lub krasnoludzkiego zwiadowcę, to wiesz, że drużyna będzie polegać na twojej pancerności. Masz iść z przodu i brać szczurzą masę na klatę. Masz wchodzić w zwarcie ze szturmowcami czy szczurogrem. Masz być tankiem, krótko mówiąc. Nie takim typowym, bo strzelać też możesz, jak każdy, ale generalnie to za twoimi plecami będą się chować łucznicy i magowie. I choć nie jest to żadna nowość wielka, wręcz przeciwnie, to nawet ten stary jak świat schemat podbija kooperowanie w Vermintide o oczko wyżej, niż by się należało zwykłemu, bezmyślnemu klonowi Left 4 Dead.

GramTV przedstawia:

I ma Vermintide coś jeszcze. Łupy. Wszyscy lubią łupy. Dają motywację. Pod koniec każdego etapu oceniana jest nasza skuteczność w eksterminacji szczurzej zarazy a także czujność i operatywność jeśli chodzi o odnajdywanie przedmiotów premiowanych. I po rzucie kostkami dostajemy nową zabawkę. Broń do walki wręcz, jakieś szpejo do strzelania, szykowny berecik albo coś z biżuterii. Jak będziemy mieli pecha, to zwykłe. A jak szczęście dopisze, to magikowe, czasem nawet bardzo. Fajnie, nie? Z tego co widziałem, nowe cacuszka nie naruszają zbytnio balansu rozgrywki, bo pomijając dodatkowe cechy wynikające z poziomu umagicznienia, nie są w taki prosty, liniowy sposób lepsze. Inne, tak, ale nie zwyczajnie lepsze. Zamiast ostrych sztyletów nasza elfka może się uzbroić w cięższe krótkie miecze, mające większy zasięg, ale nie tnące tak szybko. Łuk też możemy wymienić na taki, który strzela wolniej i ma mniej amunicji, ale zadaje większe obrażenia. Tak to działa mniej więcej. Łupy dają opcje. Pozwalają dostosować styl gry. I mają też te swoje magiczne właściwości, jasne, ale bez przesady, bez dawania jakiejś olbrzymiej przewagi. Tylko trochę. Tylko tyle, żeby miało to sens, żeby pobudzić pierwotny zmysł zbieracko-łowiecki. Żeby dać dodatkową, solidną motywację do grania, której w Left 4 Dead nie było. Kolejny plus w tabelce po stronie Vermintide.

No i ta najbardziej oczywista kwestia i różnica. Vermintide jest przyjemnie drastyczny. Nawet jeśli łuczniczka elfia potrafi strzelać prawie tak szybko jak z kaemu, to ta gra jednak przede wszystkim polega na biciu szczura z liścia. Z bliska, czymś ostrym lub ciężkim. Na krwawo, na bogato. Amunicja jest reglamentowana i każdy musi pogodzić się z faktem, że przyjdzie mu zmierzyć się ze skavenami na dystansie obezwładnienia śmierdzącym oddechem. A to przekłada się na strasznie fajny, dynamiczny, emocjonujący chaos. Trzeba pamiętać, że Vermintide to dzieło szwedzkiego studia Fatshark, które dało światu bardzo porządne rycerskie mordobicia War of the Roses i War of the Vikings. Vermintide to gra całkiem inna, to prawda, ale doświadczenie autorów w kreowaniu dzikiego młynu zaraz pod sceną zaprocentowało tutaj autentycznie radosnym przelewem krwi w przestrzeni osobistej. I myślę, że właśnie dlatego należy się Vermintide szansa. Wątpię czy nawet w pełnej wersji będzie to gra doskonała i bez skazy. I mimo wszystko jest jednak tym klonem Left 4 Dead. Ale grając razem, z TeamSpeakiem, mieliśmy solidny ubaw. I chciałbym to powtórzyć. Tudzież pograć więcej samemu, z jakimiś obcymi ludźmi, żeby sobie wydłubać jakieś fajne zabawki.

A więc... nie jest źle. Bez jakiejś wielkiej ekscytacji, bez ekstatycznych podrygów i ślinienia się na klawiaturę, ale... naprawdę nie jest źle. Vermintide jest po prostu fajne. A czy wystarczająco fajne, to się okaże po premierze, za niecałe trzy tygodnie. Wtedy sprawdzimy jeszcze raz, bardziej dogłębnie i być może nawet ostatecznie. Na razie zaś powiem tak - są powody do ostrożnego optymizmu. I tyle. Może być? Wystarczy wam taki warunkowy werdykt? Mam nadzieję, że tak, bo chwilowo innego nie mam na podorędziu.

Komentarze
3
Usunięty
Usunięty
07/10/2015 11:56

Chętnie bym zagrał, ale tylko jeśli chociaż jeden z dwóch kumpli co mają ps4 skusi się ze mną na coopa.

KeyserSoze
Gramowicz
Autor
06/10/2015 14:01
Dnia 06.10.2015 o 07:53, Arhoz napisał:

Kiedy była ta beta? Dostałem klucz, zaproszenie ale nie widziałem daty rozpoczęcia testów. Pominąłem coś? :(

Sprawdź teraz, jest następna faza.

Usunięty
Usunięty
06/10/2015 07:53

Kiedy była ta beta? Dostałem klucz, zaproszenie ale nie widziałem daty rozpoczęcia testów. Pominąłem coś? :(




Trwa Wczytywanie