Szalejemy na jednym kole w Ride - recenzja zręcznościowej gry motocyklowej

Paweł Pochowski
2015/04/14 17:00
1
0

Po czym poznać nadchodzącą wiosnę? Można po cieplejszej pogodzie, zieleniących się roślinach, wskakujących w ciuchy mniej zakrywające ciało dziewczynach albo też powyciąganych na pierwsze przejażdżki motocyklach.

Szalejemy na jednym kole w Ride - recenzja zręcznościowej gry motocyklowej

Biorąc pod uwagę czwarty czynnik, w Polsce wiosna zawitała już na całego, a na ulicach jest już całkiem dużo motocykli. Osobiście właśnie na to czekałem. Muszę przyznać, że zimowy wysyp informacji o Ride od Milestone sprawił, że moje serce zabiło trochę szybciej. Jestem wielbicielem motocykli, niedawno musiałem tymczasowo rozstać się z własnymi dwoma kółkami i wiem, że w ciągu dwóch najbliższych sezonów raczej nie będę miał możliwości kupienia nowego sprzętu, stąd też swoje zamiłowania przerzucam trochę na gry. Liczyłem co prawda, że włoski deweloper zdecyduje się na kontynuację zeszłorocznej, bardzo przyzwoitej produkcji o motocyklach kategorii off-road w postaci MXGP: The Official Motocross Videogame. Ścieżki Milestone są jednak niezbadane. Ostatnio wypuścili z rąk licencję na WRC, by przygotować własną grę rajdową, ze startującym ostatnio w serii WTCC (!) Sébastienem Loebem w roli głównej. Jeszcze wcześniej kręcili się z tymi grami w miejscu, zupełnie nie wiedząc, w którą stronę je popchnąć i zawsze potrafili wyskoczyć jak Filip z konopi z dziwnymi rozwiązaniami. Więc jakoś nie specjalnie zdziwiłem się, że zamiast kontynuacji MXGP studio zaprezentowało nowy tytuł.

Co więcej, tytuł wpasowujący się w rynkową niszę. Gry motocyklowe oparte o profesjonalne licencje i aspirujące do miana symulacji mają się średnio, ale żyją. Milestone robiło dotychczas dwie takie gry produkcje - MotoGP oraz SBK. Najpierw jednocześnie (lata 2007-2008), potem tylko SBK (2009-2012), by teraz od dwóch lat ponownie skupić się na MotoGP. Tak jak mówiłem, niezbadane są wyroki Milestone. W każdym bądź razie w zalewie sportowych tytułów brakuje cały czas gier, które pozwolą pojeździć motocyklami w bardziej zręcznościowym stylu. Bo przecież ile można jeździć w kółko na torach wyścigowych, prawda? Dla studia nie jest to nowość, bo już w 2006 roku wydało na świat Super-Bikes: Riding Challenge, ale od tamtego czasu podobnych gier prawie się nie widuje. A szkoda, do dziś pamiętam jaką przyjemność dawało mi objeżdżanie Oahu w Test Drive Unlimited. Mimo, że gra ta skupiała się przede wszystkim na samochodach, a model sterowania motocyklami był co najwyżej poprawny. W Ride nie miało być co prawda otwartego świata, ale i tak koncepcja na zręcznościowe wyścigi zapowiadała się smakowicie.

Zapowiadała, bo jak to zwykle z Milestone bywa - Włochom udało się zaprojektować kilka tak dziwnych i niezrozumiałych rzeczy, że aż strach. Jednocześnie jest kilka aspektów, za które Ride trzeba nagrodzić oklaskami na stojąco i to właśnie na nich skupmy się na początku. Na pierwszy ogień niech idzie falanga dostępnych motocykli. Producentów jest aż 14, egzemplarzy natomiast - 114. To prawdziwy ogrom. Pojeździć możemy:

  • Dziewięcioma maszynami od Aprilia - w tym zawadiacką RS250 z '2001, jak i RSV4 w wersji znanej z zawodów SBK
  • Pięcioma motocyklami od BMW, wliczając w to S 1000 w wersjach R oraz RR z poprzedniego roku, jak i w wyścigowym wydaniu
  • Dziesięcioma Ducati reprezentującymi pełną gamę producenta - od Monster 696, przez Streetfighter 848, aż do ekskluzywnego 1199 Panigale Superleggera
  • Piętnastoma Hondami - w tym CB, CBR, NR750 oraz czterema Fireblade'ami
  • Dziewięcioma Kawasaki - wliczając w to sześć różnych wersji Ninja
  • Dziesięcioma Suzuki - w zestawie znajdują się GSX R600 z 2000 oraz 2014, GSX-R 750 z 1998 czy chociażby GSX-R 1000 K5 i zabójczy TL1000R z '98
  • Ośmioma Triumphami - wśród nich są uliczne Speed Triple oraz sportowa Daytona, z moją ukochaną trzycylindrową 675 na czele
  • Dwunastoma motocyklami Yamaha - z trzema R6 oraz czterema R1 w zestawie
  • A i to jeszcze nie wszystko, bo nie wspomniałem o modelach Bimota, EBR, KTM, MV Agusta (jest i F4, i Brutale), a także elektrycznych maszynach od Energica i Lightning

Pewnie w recenzji nie jest mile widziane wrzucanie takiej ściany tekstu z wyliczanką dostępnych w grze motocykli, ale uwierzcie dla Ride ma to ogromne znaczenie, podobnie jak i dla fanów motocykli. Z samochodami jest inaczej, np. Honda Civic danej generacji pomiędzy kolejnymi latami nie różni się aż tak mocno. Kawasaki Ninja z 2005 może być natomiast zupełnie innym motocyklem od tego z 2006 roku. A już wersje Yamaha R6 z roku '99, a 2015 to kompletnie inne maszyny. Stąd też ogromnie ważne jest, że Milestone zadbało o tak szeroką gamę maszyn. Nawet jeżeli zainteresujecie się tylko połową z nich, nacieszenie się nimi zajmie Wam całe miesiące.

W zestawieniu motocykli w grze znajdziemy także wyjątkowe Ducati 1199 Panigale Superleggera. Wyjątkowe, bo bardzo ekskluzywne - jest to jeden z najdroższych motocykli na świecie, za który zapłacić trzeba 279 900 złotych. Co więcej, nawet posiadanie takich pieniędzy nie gwarantuje, że staniecie się posiadaczem tego sprzętu, bo liczba egzemplarzy produkcyjnych została ograniczona do 500. W związku z tym to Ducati zgłasza się do klientów z ofertą sprzedaży - nie odwrotnie. Panigale Superleggera wykonane jest ze szklanego włókna, magnezu i tytanu. Waży jedynie 177 kg po zalaniu płynami. Mocy ma natomiast około 200KM, dzięki czemu uzyskano genialny stosunek masy do mocy - jeden koń mechaniczny przypada tu na mniej niż jeden kilogram masy, co owocuje świetnymi wynikami podczas jazdy. Jego prędkość maksymalna wynosi 299 kilometrów na godzinę.
Gdyby tego było mało, każdy motocykl nie tylko można, a nawet trzeba ulepszać. I dopieszczać. Obrabiamy więc głowicę cylindra, wymieniamy wydech i łańcuch, montujemy sportowy filtr powietrza oraz lepsze opony, wymieniamy skrzynię biegów, manetki, tarcze hamulcowe, zawieszenie oraz zaciski. Zmieniamy także lusterka, rączki, jak i kolor maszyny starając się, aby wyglądała dokładnie tak, jak tylko tego oczekujemy. Podobne zabiegi czekają nas przy doborze wyścigowego stroju. Może on być bardziej profesjonalny, w postaci kombinezonu, jak i codzienny - w postaci kurtki i jeansów. Następnie wybieramy kask, wizjer, rękawice czy kolor ochraniaczy na kolana. A wszystkie akcesoria, podobnie jak i części do motocykli, są licencjonowane.

Tak, ta gra jest aż tak szczegółowa. Ale to jeszcze nic. Wyobraźcie sobie, że można w niej wybrać jak nasz motocyklista ma się składać w zakrętach - rozróżniając w tym wolniejsze zejścia na kolano, jak i szybkie łuki w złożeniu za kierownicą. Wybieramy co do centymetra nachylenie obu łokci czy ułożenie ramion. Wskazujemy nawet w jaki sposób nasz zawodnik ma celebrować przekroczenie mety na punktowanym miejscu. Ba, umieszczamy specjalne tytuły widoczne pod naszą ksywą w trybie multi, by reprezentować się innym graczom jako "fan jazdy na jednym kole", "znawca ustawień" czy "ambasador Suzuki". Jest ich łącznie sto - odblokowujemy je podczas jazdy za nasze poczynania. Jest to poziom przywiązania do szczegółów, jaki cechować może jedynie prawdziwych pasjonatów gier wyścigowych i uwierzcie, że prawdziwi pasjonaci wśród fanów i graczy naprawdę to doceniają.

Co więcej, mogłoby się wydawać, że gdzieś tu musi czaić się jakiś haczyk. Na przykład w modelu jazdy. Otóż haczyk czai się owszem, ale jeszcze nie tu, bo ten jak na zręcznościową grę o motocyklach jest naprawdę dobry. Przede wszystkim daje sporo przyjemności z prowadzenia motocykla - przechylanie się w szybszych łukach wymaga trochę treningu, ale wraz z poświęconym czasem na naukę jeździmy coraz lepiej. Model sterowania pozwala na dostosowanie wybranych ustawień. Hamulce mogą działać łącznie jak i rozdzielnie (mowa o podziale na przód i tył), kierowca może także pochylać się za owiewką przybierając bardziej opływową pozycję w automatyczny lub manualny sposób. Do włączenia są także różne wspomagacze, jak np. idealna linia jazdy, kontrola trakcji, automatyczne przyhamowanie przed zakrętami. Jest także możliwość cofania czasu w sytuacji, w której popełnimy błąd. Owszem, nawet jeżeli zrezygnujemy z wszelkich ułatwień, by gra była jak najtrudniejsza i najbliższa rzeczywistości, nie straci ona swojego charakteru. Nadal w maksymalnym przechyle można przyhamować lub trochę odkręcić manetkę bez poważnych konsekwencji, ale trudno mieć to Ride za złe. Gra od początku pokazuje zręcznościowy charakter i trzyma się go dość kurczowo. Najważniejsze, że pomiędzy różnymi motocyklami występują wyczuwalne różnice w prowadzeniu. Inaczej jeździ mały naked, inaczej ścigacz, a inaczej wyścigowa maszyna. I tak powinno być.

Głównym trybem zabawy są Mistrzostwa Świata, które podzielono na kategorie. Rozpoczynamy od średnich "golasów", w ramach których wydzielono sześć grup - poniżej 700 centymetrów pojemności, powyżej 700 centymetrów, dwu, trzy, czterocylindrowe oraz ostatnia, ogólna. W ramach każdej z grup bierzemy udział w od pięciu do siedmiu zawodach. Łatwo więc policzyć, że jedna kategoria to około 30 wyścigów. A jest ich siedem. Następne to: cięższe nakedy, supersport, historyczne ścigacze, nowoczesne ścigacze, profesjonale wyścigówki oraz kategoria open. Teraz policzcie ile tu jest zabawy, mnożąc 30 wyścigów przez siedem kategorii. Tak, w tej grze kariera przygotowana została z myślą o całych tygodniach i z całą pewnością nie da się jej ukończyć w dwa weekendy. Ale to jeszcze nie wszystko, bo wraz z postępami w grze wspinamy się po drabince najlepszych graczy (niczym w Project Gotham Racing), a wraz z nią otrzymujemy dostęp do wyścigów w ramach elitarnych trofeów. Każdy z nich ma wyznaczony limit miejsca, które musimy zajmować na liście najlepszych zawodników, zanim staniemy na linii startu. Ale warto się postarać, bo nagrodami są chociażby nowe motocykle do naszego garażu.

Wśród zawodów, w których bierzemy udział, znajdą się zarówno zupełnie tradycyjne zmagania (jazda na czas, zwykły wyścig), jak i mniej konwencjonalne (pojedynki jeden na jednego, wyprzedzanie przeciwników na torze na czas) oraz zupełnie zwariowane, jak zawody na 1/4 mili, podczas których... w ogóle nie musimy sterować motocyklem. Trzymamy tylko gaz i odpowiadamy za wbijanie wyższych biegów, podczas, gdy maszyna prowadzi się sama. Dziwne to trochę rozwiązanie, ale powiedzmy, że można przymknąć na nie oko.

GramTV przedstawia:

Ale tak jak wspominałem od samego początku, z Ride nie wszystko jest w porządku. Milestone nie byłoby sobą, gdyby nie położyło pewnych kwestii technicznych. I tak ponownie spotykamy się z trybem wieloosobowym stworzonym w zewnętrznej usłudze, w której trzeba założyć konto zanim przystąpimy do zabawy. Zresztą, online nie znajdziecie tu zbyt wielu graczy. Wkurzające podczas zabawy są długie wczytywania, czasem zupełnie niepotrzebne. Przed zawodami ekran z napisem "loading" oglądamy dwa razy. Za pierwszym razem gra ładuje... trójwymiarowy model motocykla, którym będziemy się ścigać. Jest on ładny, dopracowany, obejrzeć można go z każdej strony - tylko po kiego przymusowo musimy na niego patrzeć przed każdymi, jednymi zawodami? Nie mam pojęcia. Fakt, że dopiero, gdy wczyta się model i potwierdzimy przejście do następnego ekranu zacznie wczytywać się sam wyścig. Brawo, Milestone, dawno nie widziałem głupszego rozwiązania.

Ride ma także problem z poziomem trudności oraz opcją cofania czasu po wypadku. Z poziomem trudności, bo sztuczna inteligencja praktycznie tu nie istnieje - jedziemy raczej z bandą zaprojektowanych od A do Z skryptów, które nawet nie udają prawdziwych kierowców. Przeciwnicy są podzieleni na grupę słabiaków, jednego lepszego oraz jednego bardzo dobrego - ta dwójka trzyma się z przodu na odpowiedni dystans. Walka z nimi jest dość ciężka, aż do czasu, gdy nie zainwestujemy sporo pieniędzy w ulepszenie motocykla. Wtedy nie ma już problemu z dogonieniem ich, a nawet pozostawieniem daleko z tyłu. Ten trik napędzać ma rozwój w trybie Mistrzostw - musimy najpierw nazbierać pieniędzy, potem ulepszyć motocykl, by rywalizować w nowej kategorii o podium, zbierając tym samym pieniądze na dalsze ulepszanie posiadanych sprzętów. Na dłuższą metę nie jest to dobre rozwiązanie. Zamiast tego wolałbym SI z prawdziwego zdarzenia.

Twórcy skopali także opcję cofania czasu. Dlatego, że nie można korzystać z niej raz po razie. Wyobraźcie sobie taką sytuację, wchodzicie w zakręt zbyt szeroko, lądujecie na płocie - cofacie grę do bezpiecznego momentu. Po zmianie toru jazdy wpada na Waszą maszynę zawodnik sterowany przez komputer. Chcecie ponownie cofnąć się, by naprawić błąd, ale w tym momencie już się nie da. Dlaczego? Bo nie. Nie ma takiej możliwości, w tej bowiem chwili i przez następnych kilka sekund cofanie czasu jest nieaktywne, a Wy zostaniecie z palcem w dość ciemnym i nieprzyjemnym miejscu. Strasznie wkurzające rozwiązanie, które dla mnie nie ma żadnego sensownego uzasadnienia.

Ride nagana należy się także za brak możliwości rozegrania treningu lub kwalifikacji bezpośrednio przed zawodami. Owszem, to gra zręcznościowa, ale szybka jazda motocyklem to przede wszystkim dobra znajomość trasy i odpowiednie wchodzenie w łuki poszczególnych zakrętów. Bez znajomości trasy wykręcenie dobrego czasu przy założeniu, że rozgrywka toczy się na odpowiednio dobranym do umiejętności zawodnika poziomie trudności, jest po prostu niemożliwe. Przeciwnicy są po prostu zbyt szybcy, by rywalizować z nimi popełniając błędy polegające na złym dohamowaniu do zakrętu czy zbyt szerokim wejściem w łuk - a błędów tych nie da się uniknąć, jeżeli nie mamy obycia z danym torem. Stąd też konieczność ciągłego restartowania wyścigu, aż się go w końcu nauczymy. Oczywiście można objeździć go w trybie treningu w dowolnym trybie zabawy, ale wchodzenie w Mistrzostwa, by zobaczyć gdzie jedziemy następny wyścig, a następnie cofanie się do początku menu, by wybrać trening na odpowiednim torze jest dość uciążliwe. No i gdyby w grze były kwalifikacje, mielibyśmy wpływ na pozycje na starcie, a i miejsce do ćwiczeń przy okazji. Zamiast tego twórcy wolą każdorazowo wrzucać nas na dalsze miejsca startowe. Szkoda.

Co do samych tras i tu nie jest zbyt kolorowo. Cześć z nich to po prostu licencjonowane tory wyścigowe z całego świata - Milestone pewnie zrobiło użytek z tego, że miało gotowe modele z innych gier. Oprócz tego występują także tory w miastach, ale ich wykonanie jest mocno nierówne. Niektóre są naprawdę fajne, jak Park Narodowy Stelvio, Francuska Riwiera czy trasy w Północnej Walii - są szybkie, pełno w nich fajnych łuków, które przechodzimy w pełnym złożeniu przy dużej prędkości, no i są dość malowniczo położone. Na ostatniej z wymienionych można poczuć się prawie jak na Wyspie Man! Ale z drugiej strony napotykamy chociażby na trasę w Miami, w której każdy jeden zakręt wykonany jest pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Każdy jeden! W grze o motocyklach! Toż to czyste szaleństwo.

Dla niezorientowanych w temacie, szybkie wyjaśnienie. Wyspa Man gości co roku najbardziej ekstremalne wyścigi motocyklowe na świecie, które odbywają się na publicznych drogach. Trasa jest bardzo malownicza i wiedzie chociażby przez małe miasteczka, jak i klif położony niedaleko morza. Problem jednak w tym, że to publiczna (choć oczywiście na ten czas zamknięta) droga, a kierowcy absolutnie nie odpuszczają, wchodząc w zakręty przy pełnych prędkościach. Ryzykują przy tym swoim życiem, bo o wypadek łatwo - tuż obok asfaltu są krawężniki, chodnik, lampy, płoty i domy. Jeżeli coś pójdzie nie tak, motocyklista wprost może przebierać w rzeczach, w które walnie przy pełnej prędkości, co pewnie zakończy się dla niego śmiercią na miejscu. Jest to definicja motosportu i czystego szaleństwa, zawodnicy jeżdżą na pełnym gazie, pozostawiając sobie zero miejsca na błędy i są świadomi czekających na nich konsekwencji. Średnia prędkość podczas najlepszych przejazdów wynosi ponad 200 kilometrów na godzinę. Wyspa pochłonęła już 245 ludzkich istnień, w tym pięć tylko w zeszłym roku. Poniżej kompilacja wideo prezentująca na czym polega fenomen Wyspy Man.

To jednak jeszcze nie koniec, bo "pochwalić" grę należy także za skopaną stronę audio. Mówię to zarówno o dźwiękach motocykli, z czym Milestone ma problemy od zawsze, ale także fatalnie dobranym soundtracku. W zręcznościowej grze wyścigowej, do tego o motocyklach, aż prosiłoby się o szybkie rockowe kawałki czy jakieś mocniejsze, elektroniczne bity. Nawet niekoniecznie najbardziej znanych wykonawców. Wystarczyłoby dogadać się z kilkoma młodymi, dobrze zapowiadającymi się zespołami czy muzykami, którzy sprzedaliby prawa do piosenek w niskiej cenie i jeszcze cieszyliby się, że ich utwory znalazły się na ścieżce dźwiękowej. Twórcy nie wpadli jednak na ten pomysł, zamiast tego wsadzili ciąg utworów wykonanych najmniejszym wysiłkiem w programach do robienia muzyki. Efekt nie jest zbyt powalający i przypomina radio z Hard Truck, a nie soundtrack z wyścigowej gry.

No i pozostaje jeszcze strona wizualna. Na pełnych detalach Ride prezentowało się nawet ładnie, ale podziwiałem w ten sposób grę przez całych kilka minut, bo jeździć przy takich ustawieniach się po prostu nie dało. Dramatyczne spadki animacji doprowadzające wręcz do freezów wymusiły szybką i drastyczną obcinkę w szczegółowości oprawy wizualnej. Optymalizacja nigdy nie była dobrą stroną Milestone, efekt jest taki, że produkcję podziwiałem na tak obciętych detalach, że prezentowała się po prostu brzydko, a i tak nie działała zbyt płynnie. Modele motocykli wykonano bardzo starannie, podobnie jak i efekty pogodowe oraz oświetlenie. Reszta natomiast, w szczególności otoczenie tras, drzewa i kibice, to z kolei pójście po najniższej linii oporu, które wprost kłuje w oczy. Oczywiście przy dużych prędkościach nie ma to większego znaczenia - na szczęście.

Ride cierpi więc na klasyczny syndrom produkcji włoskiego studia. Część elementów w grze wykonano świetnie, do części się nie przyłożono lub ich nie przemyślano, część natomiast skopano po całości. Wychodzi z tego typowa gra od Milestone, której techniczna część pozostawia sporo do życzenia. Na szczęście na plus policzyć można sporo najważniejszych aspektów, dzięki czemu Ride naprawdę można się cieszyć i miło spędzić z tą produkcją czas. A to chyba najważniejsze. Fanom gier wyścigowych, szczególnie koncentrujących się na motocyklach, Ride mogę polecić, o ile nie są symulacyjnymi purystami. Gra jest zręcznościowa i czuć to podczas zabawy. Ale czuć też, że wykonali ją pasjonaci przywiązujący wagę do detali, a to cieszy i przyciąga innych pasjonatów. Na Steam gracze założyli wątek, w którym chwalą się motocyklami posiadanymi w rzeczywistości - na ten moment wpisało się tam już ponad sto osób. To pokazuje, że Ride jest niszowe, ale wśród grupy do której jest adresowane, znajduje spore uznanie. Szkoda tylko, że twórcom trudno słucha się głosu tej grupy. Część problemów dałoby się łatwo rozwiązać, a otwarcie na modyfikacje przyniosłoby z pewnością zaskakujące efekty - także w kwestii popularności tytułu. Niestety, Milestone póki pozostaje na takie prośby głuche.

7,0
Ride jest jak jazda motocyklem w deszczowy dzień - zimno, mokro, niewygodnie, ale i tak fajnie
Plusy
  • ogromna liczba motocykli i możliwość ich przerabiania
  • prawdziwe akcesoria i części
  • przyjemny, zręcznościowy model sterowania motocyklem
  • przywiązanie do szczegółów
  • od pasjonatów dla pasjonatów
  • długi tryb Mistrzostw
  • kilka przyjemnych tras
Minusy
  • multi korzystające z zewnętrznych rozwiązań
  • fatalny soundtrack
  • słaba optymalizacja oprawy graficznej
  • bezmyślny loading przed zwodami
  • słaba SI
  • trudno rywalizować bez dobrze ulepszonego motocykla
  • skopane cofanie czasu
  • brak treningu i kwalifikacji
Komentarze
1
Kash28
Gramowicz
17/04/2015 08:21

Motocyklem zawsze jest wygodnie nawet na sporcie. Co do tematu to widzę że wersja na Pc jest znacznie ładniejsza graficznie. Demko na Ps4 wypada graficznie średnio aczkolwiek konsola głośno nie zaczyna pracować. Czy te wyścigi są arkadowe? No nie wiem. Można z tego zrobić symulator. Sama jazda dużo fajniejsza niż po surowych torach ala moto Gp 2014. Fajnie że tym razem mają licencję na motocykle:D