Weekend z grą Wolfenstein: The New Order rozpoczynamy od przybliżenia historii serii Wolfenstein uznawanej za protoplastę gatunku pierwszoosobowych strzelanin.
Weekend z grą Wolfenstein: The New Order rozpoczynamy od przybliżenia historii serii Wolfenstein uznawanej za protoplastę gatunku pierwszoosobowych strzelanin.
Castle Wolfenstein zostało stworzone przez nieżyjącego już dziś projektanta gier wideo, Silasa Warnera, który wydał swoje dzieło pod szyldem Muse Software. Była to dwuwymiarowa strzelanka, w której nasz bohater próbował rozprawić się z hordami nazistów w tytułowym zamku, gdzie został uwięziony. Po wydostaniu się z celi i odnalezieniu pistoletu postanowił za wszelką cenę wydostać się stamtąd, siejąc spustoszenie w szeregach nieprzyjaciela. Niedługo później, bo w 1985 roku do sprzedaży trafił Beyond Castle Wolfenstein, który kropka w kropkę przypomniał poprzednika.
![]()
I tym oto sposobem doszliśmy do jednego z najważniejszych momentów w historii elektronicznej rozrywki. Castle Wolfenstein stał się bowiem inspiracją dla słynnego twórcy, Johna Romero, który w 1991 roku zaproponował id Software stworzenie trójwymiarowej przeróbki Castle Wolfensteina. Jak to się skończyło, dobrze wiemy. 5 maja 1992 roku przyniósł nam premierę gry Wolfenstein 3D będącej strzelanką osadzoną w realiach II wojny światowej, oferującą wiele fikcyjnych wątków. Na początku autorzy postanowili skorzystać z popularnej licencji shareware, oferując pierwszy epizod, Escape from Wolfenstein, zupełnie za darmo. Chętni mogli sięgnąć do portfela i nabyć kolejne dwa, Operation: Eisenfaust i Die, Fuhrer, Die!, płacąc określoną kwotę. Niedługo później gra wzbogaciła się o jeszcze trzy odcinki.
![]()
Wolfenstein 3D odniósł niesamowity sukces, co sprawiło, że kilka miesięcy po jego premierze światło dzienne ujrzała pełnoprawna kontynuacja. id Software postanowiło skorzystać z usług studia FormGen, które przygotowało Spear of Destiny. Ponownie mieliśmy do czynienia z FPS-em, którego akcja toczyła się w trakcie II wojny światowej. Jako słynny amerykański komandos, B.J. Blazkowicz, tym razem próbowaliśmy dorwać Adolfa Hitlera i zdobyć Włócznię Przeznaczenia, która miała znajdować się w ukrytej twierdzy. Grę na pierwszy rzut oka ciężko odróżnić od Wolfensteina 3D. Nie wprowadziła ona żadnych rewolucyjnych rozwiązań. Można ją raczej potraktować jako pakiet dodatkowych etapów do kultowego poprzednika, w których mieliśmy okazję stawić czoła nowym przeciwnikom.
![]()
Return to Castle Wolfenstein pozostał jednak wierny korzeniom. Twórcy postawili nacisk na niczym nieskrępowaną rozgrywkę, zróżnicowane etapy, bogaty arsenał broni i wielu przeciwników, wśród których nie zabrakło bossów. Do tego doszła wyjątkowo zaawansowana oprawa graficzna i świetne udźwiękowienie. Wszystko to spowodowało, że grę wielu sympatyków cyklu wspomina po dziś dzień, a nawet do niej wraca, co zresztą warto uczynić, przygotowując się na debiut Wolfenstein: The New Order. Kampania to nie wszystko, co RtCW miał do zaoferowania - bawić się można było także w trybie wieloosobowym z innymi graczami.
![]()
Tym oto sposobem doszliśmy do 2007 roku, w którym światło dzienne ujrzała gra Enemy Territory: Quake Wars. Za jej stworzenie ponownie odpowiedzialne było Splash Damage (autorzy Wolfenstein: Enemy Territory), a projekt powstał we współpracy z id Software. Trzeba przyznać, że gra spełniła pokładane w niej nadzieje, oferując wiele zróżnicowanych misji, które musieliśmy wykonywać we współpracy z innymi graczami (nie doświadczyliśmy tu żadnej kampanii fabularyzowanej - wszystkie moce przerobowe skupiono na trybie multiplayer). Sama akcja rozgrywała się nie podczas II wojny światowej, jak w pierwszym Enemy Territory, Return to Castle Wolfenstein i poprzednich odsłonach cyklu, lecz w niedalekiej przyszłości. Przenieśliśmy się do świata science-fiction, by poznać opowieść, która przedstawiała wydarzenia rozgrywające się przed... fabułą Quake'a 2. Stąd też taki właśnie tytuł opisywanej produkcji.
![]()
To już jednak przeszłość, bowiem Wolfenstein: The New Order ma szansę być tym, czym dla serii swojego czasu był Return to Castle Wolfenstein. Autorzy nie próbują zadowolić wszystkich graczy i chcą, by gra była stuprocentowym Wolfem. Z apteczkami, zbieraniem skrzynek z amunicją, dynamiczną walką i starciami z bossami. Twórcy nie boją się jednak wprowadzić kilku współczesnych rozwiązań, które do Wolfensteina pasują. O czym dokładnie mowa? Tego dowiecie się już jutro, w kolejnym artykule, przybliżającym to, co czeka nas w produkcji przygotowywanej przez MachineGames.
Weekend z grą Wolfenstein: The New Order jest wspólną akcją promocyjną firm Cenega i Gram.pl