War of the Vikings - wrażenia z bety

Sławek Serafin
2014/03/20 00:16
2
0

Jedyna gra WWW godna tego miana. WWW, czyli Wielka Wojna Wikingów, rzecz jasna.

Nie wiem, czy będę grał w finalną wersję War of the Vikings mało, dużo czy bardzo dużo, ale jednego jestem pewien już teraz - chcę mieć ścieżkę muzyczną z tej gry w swoim odtwarzaczu, chcę tego tak jak Fenrir chce uwolnić się z więzów i zabić Odyna w czasie Ragnarök. Tyle, że mnie nikt posiadania tego soundtracku nie przepowiedział... z drugiej strony jednak, mam na jego zdobycie o wiele większe szanse niż wilczy syn Lokiego na dopełnienie swojej zemsty na Ojcu Wszystkiego. Jeszcze tylko niecały miesiąc i będę mógł słuchać tych świetnych, strasznie klimatycznych, folkowo-nordyckich brzmień nie tylko w War of the Vikings. Choć w grze też nimi nie pogardzę, wręcz przeciwnie. Można by powiedzieć, że muzyka jest w niej taka fajna, że aż żal opuszczać menu, ale to nie jest prawda, bo w bitwie zamiast muzyki towarzyszą nam równie fantastycznie brzmiące głosy mordujących i mordowanych Wikingów i Saksonów.

War of the Vikings - wrażenia z bety

Nauka, jaką przyniosło Chivalry ze swoimi mrożącymi krew w żyłach bojowymi okrzykami nie poszła widać w las i ludzie z Fatshark postanowili do swojej - drugiej po War of the Roses - gry dorzucić trochę nadmiarowych decybeli autentyzmu. Trzeba uczciwie przyznać, że zrobili to doskonale. Zadbali nawet o to, by Saksonowie posługiwali się mową staroangielską, a Wikingowie własnym skandynawskim diabelskim dialektem... ale tylko wtedy, gdy są przeciw nam, bo ta strona, po której gramy, zawsze używa zrozumiałego angielskiego. Tylko ci drudzy brzmią groźne, obco i zaje... fajnie.

War of the Vikings nie tylko kapitalnie brzmi, ale też świetnie wygląda. To akurat spadek po wyjątkowo niebrzydkiej War of the Roses, więc zaskoczeń tu brak, ale i tak należy docenić wysiłek autorów włożony w to, by wszystko, od najskromniejszego unurzanego w posoce topora aż do monumentalnej architektury wyglądało tak, jak powinno. Czyli autentycznie. Widać, że postarano się nie tylko o to, by postacie graczy były bogate w szczegóły, w tych swoich kolczugach i zbrojach łuskowych z przełomu IX i X wieku naszej ery, ale też by brytyjskie lokacje - a walki toczą się w Brytanii właśnie - prezentowały się odpowiednio. I rzeczywiście, są bardzo ładne. O wiele ładniejsze niż teoretycznie ta sama, tylko o kilka wieków starsza Anglia w War of the Roses. I bez porównania ładniejsze niż to, co oferuje główny konkurent War of the Vikings na polu sieciowej średniowiecznej rzezi, czyli Chivalry.

Podchodziłem do finalnej bety War of the Vikings z pewną taką nieśmiałością. Dlaczego? Dlatego, że spodziewałem się w zasadzie powtórki z War of the Roses w trochę innych okolicznościach przyrody, ale z tą samą rozgrywką. Rozgrywką, za którą nie przepadam, bo zbyt zaawansowaną i udziwnioną jak na zwykłe tłuczenie się żelastwem po łbach. Wspomniane Chivalry o wiele bardziej przemawia do mnie swoją prostszą, ale emocjonującą i widowiskową mechaniką szermierki i cięcia na plasterki. I tu mnie War of the Vikings zaskoczyło, bo system ciosów i bloków, choć przypomina mocno ten z poprzedniej gry, jest nieco wygładzony, dynamiczny i bardziej intuicyjny niż tamten, dzięki dodaniu uników. Zmiany nie są wielkie, przynajmniej z punktu widzenia takiego laika jak ja, ale na tyle istotne, że w odróżnieniu od War of the Roses tutaj udawało mi się kogoś zabić raz na jakiś czas, w tym nawet weteranów, którzy zdążyli sobie wbić sześćdziesiąt poziomów. Po części być może jest to zasługa tego, że z racji ram historycznych w War of the Vikings nie ma zbroi płytowych, które potrafiły swą wytrzymałością doprowadzić mnie do szewskiej pasji w poprzedniej grze - już za tę jedną odmianę Wikingowie mają u mnie plusa.

GramTV przedstawia:

Postacie tutaj są lżej opancerzone i dzięki temu nie tylko giną tak jak ginąć powinny, ale też przede wszystkim są szybsze i bardziej zwinne od swoich odpowiedników z War of the Roses, co też dobrze wpływa na odbiór rozgrywki. Tak zwyczajnie mówiąc, w War of the Vikings gra się lepiej. Może to też zasługa nordyckiego klimatu? Może dlatego mi się ci Wikingowie podobają, bo aktualnie jestem w trakcie oglądania świetnego serialu z History Channel o Wikingach? Może. Twórcy gry też zresztą ów serial oglądają, podobnie jak inni gracze, spotkałem już bowiem na serwerach kilka osób z ksywkami nawiązującymi do serialowych postaci, a i sami autorzy dają jasno do zrozumienia, że są jego fanami. Choćby przez to, że za wygranie meczu jako dowódca drużyny dostaje się osiągnięcie zatytułowane... Ragnar Lothbrok. Nie powiem, uśmiechnąłem się na ten widok.

War of the Vikings wygląda tak na pierwszy, kilkugodzinny rzut oka, na grę lepszą niż War of the Roses. Ale czy wystarczająco dobrą, by się za nią na serio wziąć? Nie wiem. Najbardziej boli mnie tutaj brak jakichkolwiek sensownych trybów rozgrywki. Ileż można grać w drużynowy deathmatch czy podobnie bezcelową arenę? Jedynie podbój wykazuje jakieś znamiona rozrywki dla myślących i trzeba przyznać, że mapy przeznaczone dla tego trybu są naprawdę solidnie zrobione. Podoba mi się też, że tym razem wprowadzono ograniczenia co do kolejnego przejmowania punktów jeden po drugim, czy też przejmowania jednoczesnego, więc nawet jeśli jedna z drużyn jest silniejsza od drugiej, to nie zdominuje jej tutaj tak łatwo i szybko, jak w War of the Roses. A to, że jedna z drużyn jest dużo silniejsza, to niestety nadal zjawisko często spotykane - mimo pewnych uproszczeń, War of the Vikings nadal ma skomplikowany system walki wręcz, z tymi wszystkimi kierunkowymi blokami i ciosami, który daje naprawdę dużą przewagę bardziej doświadczonym graczom. A że serwery są tu klasyczne, dedykowane, bez dobierania graczy poziomem i umiejętnościami, to często zdarza się, że w jednej z drużyn jest więcej weteranów niż w drugiej. Sprytem i taktyką się braku manualnych umiejętności nie nadrobi, nie przy tak prostych i niewymagających trybach rozgrywki. I dlatego War of the Vikings najprawdopodobniej będzie grą dla cierpliwych i zdeterminowanych, którzy gotowi są przez wiele godzin uczyć się jak walczyć każdą z broni, którą można tutaj odblokować. Serwery będą również pełne weteranów potyczek z War of the Roses, co wcale nie ułatwi nauki początkującym.

Trzeba przyznać, że War of the Vikings wykonana jest znakomicie. Ma piękną grafikę i świetne udźwiękowienie. Ma też bardzo dobrze wykreowany, gęsty klimat wczesnego średniowiecza. Możliwe, że to wystarczy, by utrzymać przy niej na dłużej fanów sieciowego tłuczenia się po łbach żelastwem, mimo niepotrzebnie skomplikowanego systemu walki wręcz. Ta sama mechanika, co ciekawe, z pewnością sprawdziłaby się znakomicie w jakiejś spokojniejszej grze singlowej, choćby i takiej bez fabuły, w stylu Mount & Blade, na którym zresztą War of the Vikings jest wzorowane, tak samo jak poprzednia gra studia Fatshark. Wielka szkoda, że nie ma tu żadnej kampanii, bo mogłaby być hitem, podczas gdy sam tryb wieloosobowy wydaje się być przeznaczony raczej tylko dla fanów War of the Roses lub nielicznych, wystarczająco zdesperowanych miłośników wszystkiego co nordyckie Tym ostatnim prawdopodobnie niestraszne będzie wielogodzinne zbieranie cięgów w czasie nauki grania w tę grę. Ale o tym przekonamy się dopiero za kilka tygodni, po premierze War of the Vikings.

Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
20/03/2014 23:44

To ja akurat odbiłem się od Chivalry, a za to War of the Roses bardzo przypadło mi do gustu i spędziłem tam sporo godzin. Jak dla mnie to właśnie system walki był jego mocną stroną i nie uważam by był on "niepotrzebnie skomplikowany" - ale faktem jest, że trzeba było sporo poćwiczyć :) Zbroja płytowa rzeczywiście dużo dawała, ale nie była aż tak trudna do zdobycia, a za to jak się już udało wyposażyć to można było siać niezły pogrom.Zresztą przyznam, że WotR generalnie miało świetny klimat, w sporej części dzięki graczom (zabawa na serwerach duelowych).Po Vikingów zapewnę też sięgnę, tylko na jakąś przecenę na steamie poczekam (a przy okazji gra będzie też bardziej połatana :)).

Usunięty
Usunięty
20/03/2014 22:49

Gram w early access od samego poczatku. Nie zgadzam się co do trybów gry. Conquest to najgorszy tryb w tym tytule. W obecnym stanie conquest mozna ukonczyc w minute, bo wystarczy przejac tylko bazy i gra sie konczy co rujnuje rozrywke biorac pod uwage, że czesto mamy doczynienia z wspomnianym przez autora brakiem balansu w poziomach graczy.Autor tekstu chwali to, że poszczególne bazy sa zablokowane i trzeba je przejmowac po kolei - myśle, że gdyby tak nie bylo oraz gdyby wprowadzono system ticketów - tryb zyskałby na różnorodności rozwiązań i sposobów na zwyciestwo no i co najwazniejsze - zadszym ładowaniu kolejnych map.Teoretycznie conquest mozna ukonczyc nie zabijajac nikogo.A nie oszukujmy się, w War Of The Vikings własnie o to zabijanie chodzi, poniewaz daja duzo satysfakcji. Uderzajac kogos dwurecznym toporem naprawde czujemy jego ciężar łamiący przeciwnika, po opanowaniu sterowania w grę można się na prawdę wkręcić.Autorzy musza zadbac o jakieś dodatkowe rozbudowanie istniejacych juz opcji np. kustomizacji postaci. A na pewno poprawić wydajność - bo ta leży.