Znów masakra przez gry, czyli czy Olejniczak ma rację?

Sławek Serafin
2012/12/18 15:14

Ten schemat widzieliśmy już sto razy - zbrodnia dokonana przez nastolatka, politycy obwiniający gry, gracze wyśmiewający polityków. No bo przecież gramy od lat i nikogo nie zabiliśmy, nie?

Jasne, że nie. Przynajmniej większość z nas, jak myślę. Ale piwo też pijemy być może, nie? I czy spowodowaliśmy kiedyś wypadek śmiertelny prowadząc po alkoholu? Albo zarąbaliśmy sąsiada siekierą w czasie alkoholowej libacji? Też pewnie nie. Ale wszyscy zgadzamy się, że nadużywanie alkoholu może być szkodliwe, bo nawet jeśli on sam nie zabija, to pomaga wytworzyć sytuację, w której zabójstwo, czy to siekierą czy samochodem, jest o wiele bardziej prawdopodobne. Czy gry też mogą kreować takie okoliczności? Nie wiem. Zastanówmy się nad tym.

Znów masakra przez gry, czyli czy Olejniczak ma rację?

Śmiejemy się z Olejniczaka, gdy mówi, że to megaduży problem (...) gdy dzieci ścigają się, kto szybciej zabije wirtualnego przeciwnika. Słusznie twierdzimy, że to głupia i ignorancka wypowiedź? Nie. To jest problem, całkiem możliwe nawet, że rzeczywiście duży. Zabijanie dla nas graczy, to rzecz naturalna. Jasne, wirtualne zabijanie to nie to samo co zabijanie normalne. I większość badaczy jest zgodna, że gry nie wywołują agresji ani do mordowania się nawzajem nie nawołują, a nawet mają jakieś działanie pozytywne, głównie jako ćwiczenie umysłowe i poprawiające koordynację ruchową. Więc o co chodzi?

O przyzwyczajenie. I nakładanie się rzeczywistości. Kiedyś zdarzyła mi się ciekawa sytuacja. Po kilku godzinach ciągłego grania w jeden z modów Battlefielda 2, gdzie większość czasu spędziłem z karabinem enfielda wypatrując zbliżających się wrogów, wyszedłem z psem na nocny spacer. Pies buszuje w krzakach, ja wciągam w płuca świeże powietrze i rozpamiętuję ostatnią rundkę - znacie to, nie? I nagle kątem oka dostrzegam jakiś ruch, jakąś sylwetkę. Pierwszy odruch? Przyłożyć karabin do ramienia, wziąć na muszkę, być może strzelić, jeśli ma niemiecki mundur. Serio, to była moja pierwsza myśl na widok jakiegoś przypadkowego przechodnia. Jasne, nie zrobiłbym tego, kontrolowałbym się, zresztą nawet nie miałem enfielda ze sobą. Ale na ułamek sekundy nałożyły mi się na siebie rzeczywistości - ta wirtualna i ta realna. Mieliście tak kiedyś?

I teraz wyobraźcie sobie kogoś, kto nie potrafi dobrze rozróżnić świata wyobrażeń od tego prawdziwego. Dzieciaka na przykład, albo nawet kogoś w miarę dorosłego, kto ma po prostu problemy psychiczne, coraz bardziej powszechne w nowoczesnych społeczeństwach. Jemu takie przenikanie rzeczywistości może się zdarzać częściej i może być o wiele głębsze. A to już jest groźne, prawda? Tyle, że to nie jest wina gier przecież. To wina rodziców, którzy nie zwrócili na to uwagi, tak? Tak. Łatwo zwalić na nich całą odpowiedzialność. Tylko skąd oni mieli wiedzieć, hę? Sprawdzili PEGI, wiek się zgadzał, wszystko było w porządku. Nie słuchali głupich polityków, bijących na alarm, tylko zgadzali się z trzeźwym głosem graczy, którzy twierdzili, że gry nie uczą zabijać, bo przecież oni grają i nikogo jeszcze nie zabili. A potem zdarzyła się tragedia, bo nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.

Jasne, nie mówię tu o tym konkretnym niedawnym przypadku, bo tam akurat powiązanie z grami jest nader wątłe. Ale sięgnijmy trochę wstecz. Anders Breivik zabija ponad 70 osób w 2011 roku. Twierdzi, że trenował zabijanie w Call of Duty. Też bzdury? A niby dlaczego? Call of Duty świetnie nadaje się do takiego treningu. I zanim się oburzycie, mała lekcja historii. W czasie II wojny światowej tylko niewielki odsetek żołnierzy był w stanie strzelić do człowieka. Większość strzelała gdzie bądź, a najwięcej żołnierzy zginęło od ognia artylerii. W czasie wojny w Wietnamie było już inaczej, nie było problemu z wzięciem człowieka na muszkę i pociągnięciem spustu. Dlaczego? Co się zmieniło? Programy treningowe armii, przede wszystkim zaś te związane ze strzelaniem. Zastąpiono klasyczne tarcze z czarnymi okręgami takimi z sylwetkami wrogów. Pomogło, rekruci przyzwyczaili się do strzelania do ludzi. A jak gramy w Call of Duty czy innego Battlefielda, to co robimy? Sami sobie fundujemy o wiele bardziej realistyczne szkolenie w zabijaniu.

Hola, hola, ale strzelanie padem czy myszką jest zupełnie inne od strzelania z prawdziwej broni, prawda? Prawda. Tyle, że cała reszta odruchów jest już na miejscu. A opanowanie strzelania z broni jest tylko trochę bardziej skomplikowane od nauczenia się nowych skrótów klawiszowych - to umiejętność czysto manualna. Miałem okazję kilka razy używać broni krótkiej i już po pierwszym kontakcie miałem uczucie deja vu, bo choć całe przygotowanie broni do strzału wygląda całkiem inaczej, to branie celu na muszkę i samo prowadzenie ognia było w zasadzie takie samo jak w grze. Tylko hałas trochę większy i odrzut bardziej fizyczny, ale to kwestia przyzwyczajenia - od samego początku strzelanie wydało mi się czymś naturalnym, czymś dobrze znanym i swojskim. Gry nie nauczyły mnie obsługi prawdziwej broni. Ale strzelania? Owszem, nauczyły.

GramTV przedstawia:

Nikt nie przeprowadził jeszcze takiego eksperymentu, ale ciekaw jestem, jak by się sprawdzili gracze w rzeczywistej akcji. Weźmy grupę fanów Call of Duty i grupę przypadkowych ludzi nie grających w nic. Jednym i drugim dajmy broń, na przykład paintballową, z którą nie mieli wcześniej do czynienia. I napuśćmy ich na siebie. Kto by wygrał? Jak myślicie? Ja stawiam na fanów strzelanek. Muszą tylko opanować nowe urządzenie, a całą resztę potrzebnych przyzwyczajeń, odruchów i schematów myślenia już mają wrytą w pamięć. Co wcale nie oznacza, że są bandą potencjalnych morderców i powinniśmy od razu bić na alarm. Bez przesady.

Ale bez przesady też w drugą stronę. Gry działają trochę jak używki, jak alkohol, czy nawet narkotyki. Nie oddziałują aż tak silnie, ale wpływ na psychikę mają i można się uzależnić od oferowanych przez nie zastrzyków adrenaliny. Alkohol w małych ilościach szkodliwy nie jest - i gry też nie. Ale w dużych? Tu już trzeba uważać. Nie wyklinajmy takich laików jak Olejniczak, twierdzących że gry to duży problem. Nie mają racji tak do końca, ale nie mają też racji ci, którzy twierdzą, że to nie jest problem. Za dużo jest tego zabijania w grach. Większość żyje tylko nim. Raz na kilka lat zdarza się coś takiego jak Minecraft, co pozwala tworzyć zamiast niszczyć. I wszyscy twierdzimy, że to normalne.

Zabijanie dobrze się sprzedaje. I już się do niego przyzwyczailiśmy na tyle, że gry, w których się nie zabija, traktujemy jako te drugiej kategorii. Bo przecież nie będziemy grali w jakieś tam głupie The Sims czy denne przygodówki, skoro możemy jak prawdziwi mężczyźni postrzelać do siebie. Nie jest tak? Jest. Najlepsze gry 2012 roku? Far Cry 3, Assassin's Creed 3, Black Ops 2, Dishonored, Borderlands 2... Orgia mordu, prawda? A potem się dziwimy, że ktoś z zewnątrz widząc to całe masowe wirtualne zabijanie, zaczyna się bać, że któremuś z milionów graczy, takiemu mniej zrównoważonemu, coś w końcu strzeli, nomen omen, do łba i zacznie zabijać. Ja to rozumiem. Ja się wręcz sam dziwię, że to się nie dzieje częściej.

Ale co zrobić? Zakazać grania? Nie, to głupi pomysł. Nie da się tego zrobić bez wywoływania jeszcze większych problemów. A na dodatek nie da się tego zakazu egzekwować. Ale coś trzeba zrobić? Co? Na pewno nie wyśmiewać się z polityków, że głupio gadają. Trzeba zacząć myśleć, trzeba próbować szukać rozwiązania problemu - bo problem mamy. Gry nie szkodzą w zasadzie, ale są ludzie, którzy raczej nie powinni w nie tyle grać moim zdaniem. Nie zaczną zabijać od grania, ale granie, razem z innymi, być może mającymi silniejszy wpływ okolicznościami, może ich do zabijania czy innych nieprzyjemnych czynów popchnąć. Z osobami niestabilnymi psychicznie nigdy nic nie wiadomo, ale szczerze mówiąc wolałbym, żeby nie grali za dużo w Hitmana na przykład. Tyle, że zabranianie grania w niego wszystkim nam, zdrowym, jest kretyńskie. Trzeba skupić się na odnalezieniu chorych w masie graczy, a nie stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej. Może powinno się prowadzić jakieś obowiązkowe badania psychologiczne nastolatków, czy nawet młodszych dzieciaków właśnie pod kątem tego, jak sobie radzą z odróżnianiem rzeczywistości wirtualnej od tej prawdziwej? Może. A może coś zupełnie innego. Nie wiem, nie znam się. Ale nie będę krzyczał, że nie ma problemu.

Gry to nowa zmienna. Ich wpływ na społeczeństwo jeszcze nie jest dobrze zbadany. Naukowcy jak na razie podchodzą do sprawy fragmentarycznie, skupiają się na wycinkach, zajmują szczegółami. I nic dziwnego, w końcu gry mają dopiero dwie czy trzy dekady, a powszechne stały się jeszcze później. Nie było czasu, by przeanalizować ich wpływ na nas wszystkich. Ale nie można powiedzieć, że tego wpływu nie ma, bo gry i internet kształtują naszą nową rzeczywistość tak jak kiedyś telewizja i książki. To znaczy, mam nadzieję, że nie aż tak jak książki, bo co by złego nie powiedzieć o grach, to niektóre książki i głoszone w nich idee odpowiedzialne są za o wiele więcej śmierci, niż mogłyby kiedykolwiek spowodować wszystkie części Call of Duty - dreszcze człowieka przechodzą, gdy sobie pomyśli ile milionów zginęło, bo jacyś nie do końca normalni ludzie czytali Manifest Komunistyczny, Mein Kampf, czy nawet Biblię. Gry może i uczą jak zabijać, ale to książki dają motywację do zabijania.

Podsumowując więc - nie krytykujmy bezmyślnie bezmyślności. Sami jeszcze za dobrze nie wiemy, co z naszą psychiką zrobiło to całe mniej lub bardziej nałogowe granie. Nie jesteśmy tego w stanie ocenić analizując własny przypadek, bo człowiek już tak ma, że obiektywnie ocenić samego siebie nie potrafi. Mówiąc więc, że "gram, a nikogo nie zabiłem" dodajmy chociaż to "jeszcze"... No dobra, teraz to żartuję. Ale tak serio - dajmy się zająć tą kwestią specjalistom. Niech Olejniczak i jemu podobni robią szum w mediach, nawet jeśli się mylą. Im więcej nacisku zostanie położone na ten problem, tym szybciej ktoś kompetentny zacznie szukać prawdziwych rozwiązań. Pozwólmy im obwiniać gry, bo może przez to ktoś w końcu sprawdzi, czy rzeczywiście są winne czy nie i będziemy mieli jasną sprawę. Na razie zaś z obu stron argumentami przerzucają się dokładnie tacy sami laicy i ignoranci i kompletnie nic z tego nie wynika. I to dopiero jest głupie. Czy możemy być mądrzejsi niż oni?

Komentarze
113
Usunięty
Usunięty
28/05/2014 13:38

Ciekawe kiedy politycy przyjmą na siebie odpowiedzialność za takie wydarzenie?

Arthur030393
Gramowicz
28/05/2014 11:31

> Bardzo ciekawy i mądry artykuł. Jak bym miał się czepiać to zmienił bym biblię na koran> raczej, ale to już szczegół. Jeszcze raz powtórzę-mądry artykuł.Wyjąłeś mi to z ust, ktoś bardzo po macoszemu tu potraktował pewne fakty : ) Moża warto by się zastanowić, że gdyby nie krucjaty to dziś europa byłaby jednym wielkim meczetem, co nie zmienia faktu, że " nie zabijaj" było jest i będzie pewną nienaruszalną "zasadą". Nigdy "zabij" nie jest po Bożemu, po ''człowieczemu"

Usunięty
Usunięty
20/04/2013 11:11

Teraz jak doczytałem do końca wszystkie posty to przyszła mi do głowy scena z filmu :"To złodziej. I pijak, bo każdy pijak to złodziej "czyżby?"To morderca. I gracz, bo każdy gracz to morderca"




Trwa Wczytywanie