Czyż piaskownice nie są dla dzieci?

Sławek Serafin
2012/12/05 16:58

Zachwyty nad następną grą z tak zwanym otwartym światem po raz kolejny wprawiają mnie w stan zadziwienia

Zacznijmy może od tego, że to stwierdzenie "otwarty świat" jest z gruntu fałszywe. Wszystkie "sandboxy" mają światy dokładnie tak samo zamknięte i ograniczone, jak wszystkie inne gry - tylko większe. Przy czym często ta wielkość sprowadza się jedynie do wydłużenia odległości, jakie należy przebyć między kolejnymi zaplanowanymi przez twórców przystankami. Co z tego, że dana gra ma mapę o wielkości siedemdziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych, skoro 99% z tego to zbędna przestrzeń, gdzie nic nie ma i nic się nie dzieje. To znaczy, oprócz przemarszów losowo wygenerowanych przeciwników. Ale nie to jest zabawne, że w tego typu grach jest wszędzie daleko - śmieszne jest to, że większość z nich pozwala skrócić podróż do jednego kliknięcia, zaprzeczając niejako samym sobie. Hej, jestem grą z wielkim światem! Tak, możesz z jednego końca na drugi dotrzeć w pół sekundy! To naprawdę ma wiele sensu.

Czyż piaskownice nie są dla dzieci?

Ale ty Sławek to wyobraźni nie masz za grosz człowieku, powiecie. Wielkie światy cię przerastają, boś głupi i tyle. Całkiem możliwe, że to dlatego właśnie, ale fakt faktem, przerastają mnie. Wręcz boję się grać w takie gry. Strach mi towarzyszy nieustannie, bo mój czas jest dla mnie ekstremalnie cenny i boli mnie fizycznie, gdy muszę go marnotrawić na bezcelowe działania. Twórcy gier mówią mi, żebym poszedł w ten ich wielki świat i poszukał sobie czegoś do zabawy, nie? A ja mówię, że zainwestowałem swoje pieniądze i swój czas w ten kawałek programu i to on ma mnie bawić, a nie ja mam wynajdować sposoby na zabawienie się nim. To tak, jakbym zamiast książki ze świetną fabułą, dramatycznymi zwrotami akcji i pieczołowicie dobranym tempem dostał encyklopedię opisującą wszystko, co w tej książce jest i co się w niej dzieje, a potem miał się ekscytować wybierając sobie losowo różne hasła bez większego ładu i składu. Gry z wielkimi światami cierpią właśnie na taki przerost całkowicie zbędnej treści. Z której znakomita większość to powtarzalne schematy, badanie ciągle takich samych podziemi, likwidowanie zawsze takich samych posterunków, oczyszczanie identycznych fortów. Jej, siedemdziesiąty raz robię to samo w dokładnie takiej samej scenerii! Ale się świetnie bawię! Łżę jak pies oczywiście, wcale się dobrze nie bawię...

Oczywiście, mógłbym robić misje fabularne. Tak jakby były lepsze. Poproszę o przykład jednej gry z otwartym światem i dobrą fabułą. Brak. Jasne, nie grałem we wszystkie takie gry, to skąd wiem, że brak? A stąd, że gdyby którakolwiek z nich miała dobrą fabułę, to nikt by nie zauważył, że ma otwarty świat, tylko przeleciał od razu wszystkie misje w głównym wątku jednym tchem. Bo tak się robi, gdy historia jest dobra, gdy wciąga, porywa i nie można się od niej oderwać. A fabuły w takich grach projektowane są jako takie, od których odrywać się można nieustannie. Hej, świat stoi na krawędzi zagłady, ale nie przejmuj się, zrób sobie przerwę na dwa tygodnie polowania na zmutowane susły chaosu i nikt nie będzie miał pretensji. Rzeczy nie cierpiące zwłoki spokojnie poczekają, jak sama nazwa wskazuje. To naprawdę ma wiele sensu, doskonale to widać, wystarczy przestać zupełnie myśleć i wszystko staje się jasne i przejrzyste.

Tego chyba w grach z wielkim światem nie lubię najbardziej - wymogu bezmyślności, godzenia się na kompletny bezsens i zaprzeczenie jakiejkolwiek wiarygodności. Szczytowym osiągnięciem są w tej dziedzinie oczywiście erpegi z serii The Elder Scrolls, w których w cztery misje można stać się arcymagiem, szefem gildii wojowników i na dodatek wilkołakiem. Jakie to fajne! - zakrzykną fani. Jakie to durne - wymamroczę ja. Arcymag, który poluje na niedźwiedzie i sprzedaje ich skóry w sklepie w jakiejś dziurze? Serio?! Czy słowo arcymag przestało oznaczać potężnego czarodzieja, który na śniadanie wznosi góry, a po obiedzie dzieli morza i nie zajmuje się przyziemnymi pierdołami? Nie, nie przestało. Tylko niektórzy godzą się na spłycenie go do poziomu brudnej kałuży, żeby było fajnie. Mnie to nie bawi.

GramTV przedstawia:

I te wszystkie ograniczenia... W grze liniowej nawet się ich nie zauważa, bo nie szukamy niczego poza głównym wątkiem. Ale w grach z tym rzekomo "otwartym światem"? Tam większość zawartości jest poza głównym wątkiem... tyle, że prawie wszystko, co tam jest, jest lustrzanym odbiciem tegoż wątku, jego karłowatą, uproszczoną wersją. Nie ma czegoś naprawdę innego, nie ma w ogóle wolności, są tylko ustalone sztywne ramy. Co to za otwarty świat skoro nie mogę robić tego, na co mam ochotę? Chciałbym zbudować szałas nad zatoką i zajmować się rybołówstwem oraz układaniem mozaik stochastycznych z otoczaków. Nie mogę? Dlaczego, przecież to otwarty świat, nie? To może mógłbym zostać wędrownym prorokiem, który niesie dobrą nowinę przez miasta i wioski? Oj, nie przewidziano tego? Pff, jasne, że nie, nie przewidziano 99% rzeczy, które można by robić w prawdziwie otwartym świecie. Więc może przestańmy udawać, co? Przyznajmy, że to dokładnie to samo sztucznie ograniczone granie co gdzie indziej, tylko nadmuchane, żeby wyglądało na większe i wspanialsze. Treść też się przy okazji rozciągnęła jak ten balon i jej warstwa jest tak cienka, że prawie przezroczysta. Strata czasu.

Gry z wielkim światem to takie przerośnięte i z tego powodu ułomne wersje zwykłych gier. Robi się w nich dokładnie to samo, tylko częściej powtarza się te same czynności, więc wszystko się rozmywa i traci na wyrazistości. I fabuła jest pocięta, a scenariusz pozbawiony dynamiki i napięcia, żeby można było sobie w przerwach robić wycieczki krajoznawcze do miejsc takich samych i tak samo nieciekawych. O, jasne, zaraz mi podacie przykłady jakichś strasznie fajnych miejscówek, takich jak schrony z Fallout: New Vegas, czy coś. Jasne, było kilka fajnych. Poproszę grę, która składa się z czegoś tak fajnego w stu, a nie dwudziestu procentach i na dodatek jest spójna, sensowna i nie przynudza. I niech mnie nie zmusza do tego, żebym sam sobie znajdował w nich jakieś ciekawe zajęcie, bo po pierwsze, gdybym miał ochotę na szukanie ciekawych zajęć, to bym nie grał, a po drugie, przecież i tak nic ciekawego w niej nie znajdę. To arcyśmieszne, że te gry zdają się wołać "bądź kreatywny, odkryj coś nowego, zaszalej, zrób coś nietypowego!" a potem pozwalają na dwie czynności - przemieszczanie się z miejsca na miejsce i strzelanie do ruchomych celów. No rzeczywiście, dobrze, że byłem kreatywny, bo tak to mogłoby się skończyć na samym przemieszczaniu bez strzelania i okazałoby się, że gram w Burnout: Paradise...

Co nie znaczy, że nie ma dobrych gier z prawie-otwartym światem. Tyle, że nie udają one, że mają fabułę inną niż ta napisana przez samych graczy, przemierzających ten świat. Dwarf Fortress, Minecraft, nawet DayZ - to są gry, pozwalające tworzyć własne opowieści. Dzięki temu są naprawdę otwarte, nie tylko duże, ale dające graczom wolność w kształtowaniu swojego losu. A Skyrimy, Assassiny, GTA i Far Cry'e to tylko wyroby garmażeryjne, parówki z hipermarketu, w których do 20% mięsa dołożono 30% masy sojowej mięso udającej, 30% wody, 10% powietrza i 10% sztucznych barwników oraz substancji smakowych i zapachowych. Można się napchać tanim kosztem, jeśli nie zwraca się uwagi na skład. Na zdrowie.

Komentarze
134
Usunięty
Usunięty
09/07/2015 13:47

Wątek bądź co bądź już trochę przedawniony...

Usunięty
Usunięty
09/07/2015 13:39

Rozmarudził się pan, panie felietonisto jak kurka kokoszka, ktorej pozostało na grzędzie wysiadywać jajka, bez mozliwości uczestnictwa w bogatym życiu seksualnym swojego kogucika opiekuna. Ja rozumiem, że czegoś nie lubimy i mamy prawo do wyrażenia opinii, ale z użyciem właściwej argumentacji. A niestety do mnie, pana wydumany stylistycznie "epos" nie trafia. Ot, kupy się te uzasadnienia nie chcą trzymać i jedyne co mnie pozostało po przeczytaniu tych bitów informacji, to intelektualne zubożenie mojego wytrawionego przez gry mózgu. A parówki lubię, bo są tanie i dobre. I nie zamierzam udowadniać dlaczego. Po prostu tak jest i już.Oj, jakżesz bardzo lubiłem wychodzić swoim zmanierowanym arcymagiem na łów, by poczuć bijącą w mych trzewiach adrenalinę i choć na chwilę zapomnieć o zatęchłych komnatach kamiennej wieży i sekretnych knowaniach wybrańców :-P

Usunięty
Usunięty
29/03/2015 14:39

Dnia 05.12.2012 o 22:47, KeyserSoze napisał:

A czym to się różni od krainy otoczonej ze wszystkich stron górami nie do przebycia?

LOL. Idąc taką logiką, to otwarty świat nie istnieje i istnieć nie może. Nie tylko w grach, ale i w rzeczywistości. Nawet wszechświat jest (podobno) skończony i ma jakąś tam swoją granicę nie do przebycia.




Trwa Wczytywanie