Let's Dance With Mel B - recenzja

Rafał Dziduch
2011/07/10 09:30
7
0

Odkąd gry taneczne zagościły na naszych konsolach, utarło się postrzegać je jako rozrywkę co najmniej wstydliwą, a już zdecydowanie nie przeznaczoną dla „prawdziwych” graczy. Jak pokazał przykład choćby Dance Central i Michael Jackson: The Experience całkiem niesłusznie. A zatem, czy Let’s Dance with Mel B jest w stanie dorównać tym dwóm pozycjom?

Odkąd gry taneczne zagościły na naszych konsolach, utarło się postrzegać je jako rozrywkę co najmniej wstydliwą, a już zdecydowanie nie przeznaczoną dla „prawdziwych” graczy. Jak pokazał przykład choćby Dance Central i Michael Jackson: The Experience całkiem niesłusznie. A zatem, czy Let’s Dance with Mel B jest w stanie dorównać tym dwóm pozycjom? Let's Dance With Mel B - recenzja

Pierwsze chwile z grą z pewnością nie zachwycają. Była „Spicetka” ma już swoje lata i po karierze wokalnej nie przestaje odcinać kuponów od sławy. Jakiś czas temu proponowała nam dojście do formy przy Get Fit with Mel B, obecnie sugeruje naukę tańca. Menu jest ascetyczne, a trenerka, no cóż, pewnie większość graczy wolałaby ćwiczyć z Anią Bosak, która promowała w Polsce konkurencyjne Dance Central. Melanie jest nienaturalna i zarówno w menu, jak i podczas wykonywania poszczególnych kawałków raczy nas komunałami w stylu: „smile”, „great”, „try harder”, „show me more” itp. Zwróćcie jednak uwagę na to, że napisałem „pierwsze chwile”, gdy bowiem zaprosiłem do gry znajome koleżanki i kolegów zapomnieliśmy o "nędznej" Mel B i wszystko nabrało rumieńców.

Czas na imprezę

Żeby całkiem znośnie bawić się przy Let’s Dance with Mel B trzeba wbić sobie do głowy dwie sprawy: po pierwsze to „party game”, a po drugie zabawa robi się o wiele lepsza, kiedy tańczą dziewczyny. Wybaczcie proszę ten szowinistyczny ton, ale gdy początkowo testowałem grę solo, to samotne wywijanie hołubców szybko mnie znudziło. Nie wspomnę już o tym, jak żałośnie wygląda, kiedy stary koń skacze przed ekranem i próbuje naśladować wirtualne tancerki. Gdybyście to zobaczyli, spadlibyście z krzeseł, ale na swoją obronę mam tylko to, że „inne dziewczyny” w redakcji nie chciały tej gry do testów - pewnie taniec jest im jeszcze bardziej obcy niż mi, he, he. Owszem – jeżeli chcemy ćwiczyć i trenować, po to by dogłębnie poznać wszystkie układy, to warto bawić się solo, ale to jednak nie to samo co z kimś. Właśnie: „bawić”, a nie „grać”, bo choć nasze występy są oceniane, to jednak da się oszukać Kinecta, więc rywalizacja ma charakter do pewnego stopnia umowny.

Czas na imprezę, Let's Dance With Mel B - recenzja

To co do zaoferowania ma Let’s Dance with Mel B streścić można w kilku zdaniach. Gramy w trybach solo, we dwoje lub maksymalnie w ośmiu tancerzy. Samotnie możemy tańczyć w trybie normal lub survival. W tym ostatnim mamy ograniczony czas na popełnianie błędów, więc jeśli tańczymy słabo, zabawa szybko dobiega końca. Koniecznie trzeba podkreślić fakt, że Let’s Dance with Mel B jest pierwszą „party games”, w której jednocześnie tańczyć mogą dwie osoby. Tryby do gry w parze są takie same jak solo, ale rywalizacja jest o wiele bardziej zacięta, bo punkty w czasie rzeczywistym zliczane są dla każdego gracza osobno. Z kolei dla trzech i więcej grających przewidziano tryby Team Battle i Party. Oczywiście na parkiet nie wskakuje nigdy więcej niż dwójka zawodników, ale osiągnięcia w zespołach sumują się.

Wizualnie jest trochę disco-polo...

Każdy rodzaj rozgrywki pozwala skorzystać z tych samych kawałków. Tych jest łącznie 28, a każdy ma wersję pełną i skróconą. Utwory wybieramy sami, albo możemy zdać się na podpowiedź Mel B, którą i tak potem trzeba zatwierdzić. Czyli ten element nie ma większego sensu. Poziom trudności oznaczony został gwiazdkami – od jednej do maksymalnie pięciu. W Let’s Dance with Mel B oprawa graficzna widowiska jest słaba. Kamera statycznie pokazuje tancerki, a my jesteśmy pośród nich. Może na prawdziwej scenie byłoby to nawet miłe, ale tu wygląda jak rodem z koncertu disco-polo. Choć trzeba przyznać, że digitalizacja naszego wizerunku wypada lepiej niż w takim Michael Jackson: The Experience. Na ekranie widoczne są też wskaźniki, które pozwalają się zorientować, jakie ruchy zaraz przyjdzie nam wykonać oraz, jak nam idzie. Za każdy udany układ otrzymujemy punkty i ocenę od Mel B. I to w zasadzie wszystko.Wizualnie jest trochę disco-polo..., Let's Dance With Mel B - recenzja

Gry taneczne są sporym wyzwaniem, dla kogoś kto wcześniej ich nie próbował. Nawet jeśli wydaje ci się, że jako tako ruszasz się na parkiecie Let’s Dance with Mel B udowadnia, że tak nie jest. Wykonywanie prostych z pozoru ruchów w określonym rytmie, tempie i następujących po sobie sekwencjach to klucz do sukcesu. Klucz, który wielu (w tym piszący te słowa) posiądzie dopiero po długich treningach. Z jednej strony to plus – bo można przy takiej zabawie zrzucić kilka kilogramów, jeśli ktoś potrzebuj oraz po prostu się poruszać. Z drugiej strony spory minus, bo Let’s Dance with Mel B nie oferuje choćby śladu czegoś, co można nazwać treningiem. Nawet utwory na jedną gwiazdkę są w sumie niełatwe i zapomnijcie o banałach w stylu „kroczek w prawo, kroczek w lewo”. Przetańczenie 3-4 piosenek z pełnym zaangażowaniem wyciśnie z was siódme poty. Ale to dobrze! Szkoda tylko, że ikonki pomocnicze w trakcie utworów są bardzo umowne. Gra nie zaznacza, tak jak np. Dance Central, którą nogą czy ręką powinniśmy wykonać ruch. Tam było to oddane za pomocą czerwonych obrysów wokół kończyn, które pojawiały się jeśli nie trafialiśmy w tempo z układem. Tutaj, niestety, nie ma takiego ułatwienia.

GramTV przedstawia:

Tańce-połamańce dla każdego

Let’s Dance with Mel B broni się również pod względem doboru utworów. W pakiecie znalazły się m.in. Wannabe Spice Girls, Don’t Cha Pussy Cat Dolls, Gold Spandau Ballet, Mama Do Pixie Lott, Word Up Cameo, Disturbia Rihanny, Enola Gay OMD, Karma Chameleon Culture Club czy In Da Club 50 Centa. Nie zabrakło Pixie Lott’s Boys and Girls Maroon 5, Car Wash Rose Royce, Poker Face Lady Gagi, czy nieśmiertelnego I Will Survive Glori Gaynor. W sumie każdy powinien znaleźć, coś co doskonale zna i jest w stanie przy tym trochę poskakać. Tańce-połamańce dla każdego, Let's Dance With Mel B - recenzja

W sumie Let’s Dance with Mel B w niewielkich dawkach jest znośne dla samotnego tancerza, choć, jak napisałem, może się znudzić. Zabawa nabiera rumieńców dopiero w większej grupie i wówczas naprawdę gra się bardzo fajnie. Razi trochę uproszczona „reżyseria widowiska” oraz główna prowadząca, której na dobrą sprawę równie dobrze mogłoby nie być, ale nie są to wady wielkiego kalibru, które dyskwalifikowałyby całą produkcję. Owszem bywa czasami tak, że Kinect potrafi się pogubić, ale o tym wszyscy jego posiadacze już doskonale wiedzą. Jednak w porównaniu do Michael Jackson: The Experience gra wymaga nieco mniej miejsca, więc grające we dwie osoby spokojnie zmieszczą się na takiej powierzchni, jaka tam była potrzebna jednej. Osobiście pani Mel B nie należy do mojej bajki, a i niektóre spośród utworów nie specjalnie mi się podobają. Jednak muszę przyznać, że chętnie ruszyłem się z kanapy i bawiłem się całkiem nieźle. Pomijając oczywiście późniejsze zakwasy.

6,8
Poskakać zawsze warto, tym bardziej że tutaj można robić to we dwie osoby jednocześnie
Plusy
  • możliwość zabawy we dwie osoby jednocześnie
  • kawałki o różnym stopniu trudności
  • zróżnicowane utwory
  • tryb Survival
Minusy
  • prowadząca
  • cepeliowa oprawa
  • da się oszukiwać
Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
18/07/2011 12:54

Fajność tego typu gier rośnie wraz z promilami. xD

Usunięty
Usunięty
18/07/2011 12:33

Kto to jest Mel B?Oo

Usunięty
Usunięty
18/07/2011 12:28

Jeszcze jedno. Czy da się potańczyć z 50 Centem?




Trwa Wczytywanie