W samo południe ze statystycznym nabywcą gier

Łukasz Wiśniewski
2011/04/20 12:00

Od jakiegoś czasu kręcimy się dookoła tematów związanych z tworzeniem gier. Było już o tym, że są coraz krótsze, było o rosnących kosztach produkcji - pora zabrać się za drugą stronę medalu, czyli za konsumenta.

Od jakiegoś czasu kręcimy się dookoła tematów związanych z tworzeniem gier. Było już o tym, że są coraz krótsze, było o rosnących kosztach produkcji - pora zabrać się za drugą stronę medalu, czyli za konsumenta.

Chyba nikt z ludzi przytomnie myślących nie posunie się do stwierdzenia, że to, co dzieje się na rynku gier, to jakiś spisek wydawców. Jeśli na coś narzekamy, to znaczy, że po prostu różnimy się od statystycznego odbiorcy, pod którego tworzone są wysokobudżetowe produkcje. Możemy jedynie szukać ukojenia w grach niezależnych i niszowych, oraz liczyć na odwagę poszczególnych wydawców - bo wciąż niektórzy mają skłonność do eksperymentów. Jednakże żadne bojkoty ogłaszane na sieciowych forach nie poskutkują na zmianę strategii rynkowych gigantów. Społeczność świadomych graczy, prawdziwych zapaleńców, nie ma sie bowiem nijak liczebnie do armii statystycznych nabywców, klientów napędzających kasę wydawcom. Kim oni są? Spróbujmy to zanalizować...W samo południe ze statystycznym nabywcą gier

Statystyka jest specyficznym narzędziem - jeśli zebrać populację psów i ludzi, to każdy należący do niej osobnik ma średnio trzy nogi. Jednakże to tylko narzędzie, więc winą za błędy powinno się raczej obciążać majstra, nie zaś młotek, prawda? Jakoś musimy się z tą statystyką pogodzić, bo do naszych dzisiejszych potrzeb bardzo się przyda statystyczny nabywca gier. Taki nieistniejący, lecz możliwy twór, konstrukt stworzony na bazie wyników sprzedaży gier, przekroju społecznego graczy i ankiet. Oswoimy go sobie nieco i nazwiemy z imienia i nazwiska: Jan Statystyczny. Ponieważ jesteście w tej chwili w trakcie czytania felietonu na poświęconym grom portalu, na pewno różnicie się bardzo od Statystycznego. Nasz drogi Jan nie zagląda na takie portale i nie czyta o grach. On woli po prostu grać i już, nie plącze ze sobą różnych mediów i typów rozrywki. Was liczymy w tysiącach, a rodzina pana Statystycznego to poważne miliony ludzi...

W życiu Jana Statystycznego wydarzyło się w ostatnim czasie nieco przykrych rzeczy. Omal nie stał się bezrobotny w wyniku niedawnej recesji - a w każdym razie jest o tym przekonany, bo przecież telewizję ogląda, gazetę czasem w toalecie przeczyta, a tam o tym trąbili. Zresztą Jan sam zna przynajmniej jedną osobę, która utraciła zatrudnienie w wyniku kryzysu (nawet jeśli to jedynie wymówka owej osoby). Do niedawna pan Statystyczny nawet bezpośrednio odczuwał skutki recesji, bo w bankach przestano na jakiś czas dawać kredyty na piękne oczy. Te smutne doświadczenia nauczyły go pewnej powściągliwości w wydawaniu pieniędzy. Dlatego Jan Statystyczny stał się przyjacielem Pana Bobicka i na długo pozostanie jego klientem.

Mając ograniczoną pulę pieniędzy do wydania na rozrywkę, Jan Statystyczny stosuje selekcję przy zakupie gier. Nie rzuca się już na nieznane wody, bo przeraża go wizja wydania kasy na coś, co może mu się nie spodobać. Oczywiście wie doskonale, że bez ryzyka i eksperymentów nie będzie emocji związanych z odkryciem czegoś niesamowitego, ale ważniejsze jest to, że nie umoczy. Dlatego kupi grę ze sprawdzonej serii. Może i nie będzie ona jakoś specjalnie porywająca, ale dokładnie wiadomo jaką zabawę zapewni. Dobrą zabawę - dla nas tylko tyle, dla Jana Statystycznego aż tyle. Pamiętajcie, że on grywa po pracy, nie ma na to dużo czasu, bo rodzina i zmęczenie codzienne, więc kwestia długości rozgrywki też mniej go szczypie w oczy.

GramTV przedstawia:

Można się zżymać na strategię przyjętą przez Pana Bobicka, ale z rynkowego punktu widzenia trudno jej coś zarzucić. Regularne dostarczanie kolejnych produktów ze znanym logo sprawdza się doskonale. Nie w każdym gatunku jednakże jest to łatwe - przekonała sie o tym nawet firma, która od lat ów proceder uprawia, czyli Electronic Arts. O ile kolejne odsłony serii takich jak FIFA czy Madden NFL przez lata mogą się różnić od siebie nieznacznie (ot, lepsza grafika i uaktualnione dane dotyczące składów drużyn), to już na przykład z Need fo Speed zrobił się kłopot. Trzeba było szukać nowej drogi i eksperymenty zaprowadziły wydawcę na manowce. Aktualnie nawet wydzielono już Shift jako osobną markę, a poszukiwania złotego rozwiązania na kontynuację serii trwają.

Chcąc utworzyć z Call of Duty serię generującą przynajmniej jedną nową odsłonę rocznie, Pan Bobick na pewno przyjrzał się dokładnie losom NFS. Zobaczył, że pewne eksperymenty są konieczne, ale za razem nie mogą one odstraszyć Jana Statystycznego od zakupu kolejnej odsłony. Czyli coś trzeba zmieniać, jednocześnie nie zmieniając niemal nic. Trudna sztuka. Na szczęście Pan Bobick doskonale zna pana Statystycznego i umie do niego dotrzeć. Naszego Jana najłatwiej jest nie przekonywać, a utwierdzać w słuszności decyzji. Jak? Za pomocą reklam. Jan Statystyczny bowiem nie ma czasu przekopywać się przez nudne tekstowe informacje, ale z chęcią zobaczy, iż postawił na dobrego konia. Skąd wie, że to dobry koń? Bo jeśli wydawca ma tyle pieniędzy na reklamy, to znaczy że dobrze mu się powodzi, czyli sprzedał fefnaście milionów egzemplarzy gry, czyli... Jan Statystyczny nie jest sam, kupił markowy produkt doceniany na całym świecie. Kupi więc go znowu.

Pan Bobick wie też, że zrobienie gry w ciągu roku to wyzwanie dla dewelopera. Przydziela więc prace nad serią więcej niż jednemu studiu. W ten sposób piecze dodatkową pieczeń nad jednym ogniem - zapewnia sobie bufor bezpieczeństwa w kwestii drobnych eksperymentów. Jan Statystyczny może bowiem zauważać pewne niuanse, jak na przykład inne logo dewelopera w czołówce gry. Kojarzy kropki i cieszy się. Jeśli gra mu przypadła do gustu, kwestia twórcy nie ma znaczenia. Jeśli zaś coś zazgrzytało lekko, to technika dwupolówki działa doskonale. Za duże zmiany? Cóż, to było studio "Y", ale następną grę zrobi "X" i na pewno wróci do kanonu. Za małe zmiany? Nie ma powodu do zmartwień, robiło to studio "X" a następna gra będzie od "Y" - oni na pewno wymyślą coś nowego. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak długo taka zabawa w kotka i myszkę z Janem Statystycznym może trwać...

Chciałbym na koniec zarzucić coś optymistycznego, ale w kontekście powyższej - pobieżnej przecież - analizy, trudno wykrzesać z siebie entuzjazm. Gry stały się produktem masowym, co z jednej strony pozwala na tworzenie z wielkim zapleczem finansowym, z drugiej strony jako masówka podlegają tej samej ewolucji co filmy czy programy telewizyjne. Najwięcej szumu jest wokół wtórnych, pustych wydmuszek z wielkimi fajerwerkami wizualnymi. Ambitniejszych produkcji trzeba szukać na własną rękę i modlić się do cyfrowych bogów o to, by wciąż powstawały. W kinach i telewizji widać na szczęście, że duże budżety ostatnio trafiają się też twórcom ciekawych dzieł. Może gry szybko przeskoczą do tej fazy, z pominięciem okresu przejściowego, czyli fazy produkcji kolorowej tandety? Jak tam, Janie Statystyczny, jesteś po naszej stronie, czy trzymasz dalej z Panem Bobickiem? Rozumiem, no cóż, szkoda...

Komentarze
22
Usunięty
Usunięty
26/04/2011 11:33

Mnie się osobiście Crysis 2 bardzo podobał, i zgadzam się z ocenami, a porównywanie do COD jest moim zdaniem krzywdzące. Choć powiem że nie wszystko mi się podobało i pod paroma względami widzę regres względem pierwszej części, ale ogólnie wyszło im fajnie. Inna sprawa to cała seria COD, ona jest jak komedia romantyczna, monotonna, przewidywalna i tania, ale to "my" gracze kupujemy i to "my" gracze decydujemy o tym kto dzierży berło króla FPS. Po MW2, które mi się na początku pobało, ale przeraziło mnie to że jest tak samo "potężne" w zmiany jak dodatek do Crysis''a, BO już sobie darowałem. Brakuje gier wyposażonych w edytory, z nastawieniem na SP, bo Multi zrobić to nie sztuka, kiedyś edycje na multi to nawet za darmo były (Enemy terretoty [ mogłem napisać z błędem:p]). Acti robiło kiedyś zajebiste gry : Seria Jedi Knihgt, wspomniany WOLF, czy pierwszy Call of Duty, a teraz kurka kupuję grę i się zastanawiam czy ukończę ją w 3 czy w 4 h. Dlatego Crysis 2 mi się podobał: nie wytyczał jednej drogi, jednego sposobu gry, grało się z 10h, etc. Znajdźcie mi grę która w ciągu ostatnich lat była tak rozbudowana. Mówcie bubel, szmelc itp, ale nie popieracie żadną argumentacją.p.s : Mnie też wkurzało AI ale mają to poprawić:Pp.s2. Polecam: seria Arma (zwłaszcza II), Mass Effect i czasem porócić do gier z przed paru lat jak chociażby Jedi Knight 2, Academy, Far Cry 1,2, Crysis 1, Max Payne, 1,2. Bo mi się wydaje że jak sobie przypomnimy jak się to robiło kiedyś to będziemy inaczej patrzeć na gry teraźniejsze.

Usunięty
Usunięty
24/04/2011 23:51

I jaki z tego morał ?Takich Janow Statystycznych to są miliony na calym swiecie. Wszyscy co grają w Call of Duty na ten przyklad. Bobick i jego banda.

Usunięty
Usunięty
21/04/2011 13:49

Widać, że niektórych niczego poprzedni artykuł nie nauczył. Jasne, dawniej gry były trudniejsze, wychodziły co kilka lat i były dla garstki hardcorowców... ale mogły takie być. Mówimy o czasach w których jak produkcja kosztowała milion to już było grubo. Dziś od miliona to się zalążki kampanii reklamowej zaczyna. Gry muszą być prostsze i przystępniejsze dla "Jana Statystycznego" bo muszą jakoś na siebie zarobić, a nie zarobią jeżeli stylem starych gier będą trwały po 50-100 godzin, będą trudne, skomplikowane i niestety nowatorskie. Wciąż jeszcze wychodzą gry które ryzykują i chwała im za to ale jak widać ryzyko to jest duże. Dead Space zaryzykowało i stało się hitem, NFSy próbują kombinować i jeden jest gorszy od drugiego. Alan Wake o ile pamiętam jest grą inną niż typowe horrory (pewności nie mam, nie posiadam konsoli) i o ile recenzje dostawał genialne to sprzedaż już genialna na pewno nie była. Smutną prawdą jest to, co napisał Lucas. Jeżeli chcemy gier ambitnych to musimy ich szukać w innych sektorach niż AAA bo tutaj takich jest jak na lekarstwo (chociaż wciąż pozostaje kilka wartych uwagi produkcji).Tekstu o kupowaniu recenzji nie ma chyba nawet co komentować... kolejny zadufany idiota z podejściem "jak ocena jest inna niż MOJA to oczywiste, że recenzja była kupiona"... żałosne.Nie zgodziłbym się również z pojęciem rzetelnej recenzji . Uważam właśnie, że właściwym podejściem jest godzenie się z pewnymi stałymi elementami dzisiejszej produkcji i nie odejmowanie za to punktów patrząc na pryzmat dawnych czasów. Dawne czasy były fajne i "hardcorowe" ale minęły i o ile zwykły gracz ma pełne prawo patrzeć i porównywać ze starymi grami o tyle recenzent jeżeli ma rzetelnie oceniać NOWE produkcje to powinien IMO patrzeć na nie pod kątem NOWYCH czasów.




Trwa Wczytywanie