Nie rozumiem dlaczego recenzenci tak zachwycają się The Dishwasher: Vampire Smile i na szczęście nie jestem w tym osamotniony. Spora część z nich przyznała grze notę na poziomie 80 – 90 procent. Ale zdarzyli się i tacy, którzy wystawili 40 oczek na 100 możliwych. Ja jestem gdzieś pośrodku ze wskazaniem na tę drugą grupę.

The Dishwasher: Vampire Smile to nic innego, jak dynamiczna gra akcji z elementami platformowymi pozbawiona trzeciego wymiaru. Całość przechodzimy kierując się to w prawą, to w lewą stronę ekranu, likwidując kolejne fale wrogów za pomocą rozmaitych rodzajów broni. Tych, którzy po raz pierwszy słyszą o grze informujemy, że jest ona kontynuacją wydanego w 2009 roku The Dishwasher: Dead Samurai.
Pierwsze wrażenie po uruchomieniu The Dishwasher: Vampire Smile jest jak najbardziej pozytywne. W niuanse fabularne, dotyczące dwóch postaci: tytułowego Dishwashera i Prisonera, wprowadzają nas interaktywne przerywniki filmowe stworzone w formie komiksu. Interaktywne, gdyż bardzo często do naszej dyspozycji zostaje oddana możliwość, a nawet konieczność pokierowania bohaterem. Musimy na przykład wciskać odpowiedni przycisk, by uniknąć śmierci. Jeśli zaś chodzi o samą jakość komiksów, to tutaj już jest nieco gorzej. Owszem, da się zauważyć, że efekt niedokładnej kreski jest jak najbardziej zamierzony. Lecz wielokrotnie spotkałem się, chociażby w komiksach, z tego typu stylem i muszę przyznać, że w The Dishwasher: Vampire Smile widać pośpiech, a nie artyzm.

Skoro już mowa o warstwie wizualnej, to dodam, że w grze The Dishwasher: Vampire Smile autorzy wykorzystali sporo kolorów, ale przed szereg ewidentnie wybija się czerwony, czyli krew, która leje się strumieniami. Jeśli jednak zapomnimy o niej na chwilę to zauważymy, że lokacje w większości są dość ponure – zazwyczaj trafiamy do ciemnych miejscówek, sporadycznie odwiedzamy pomieszczenia, w których światło bije po oczach. Z kolei podczas starć z przeciwnikami zazwyczaj ciężko cokolwiek zobaczyć. Bohater porusza się z zawrotną prędkością, a ekran zachlapany jest krwią.
Dużym atutem The Dishwasher: Vampire Smile jest stosunek cena/długość rozgrywki. W tej kwestii dzieło Ska Studios wypada bardzo przyzwoicie. Gra jest dostępna na Xbox Live w cenie 800 punktów Microsoftu. Kampania fabularna pozwala pokierować dwoma postaciami – wspomnianym już Dishwasherem lub Prisonerem. Przejście całości zajmuje około 3-4 godzin, ale po tym czasie można także wybrać drugiego bohatera i pokonać niektóre poziomy raz jeszcze, po to, by poznać wszystkie niuanse fabularne. Dostępny jest także tryb wyzwań, w którym znajdziemy co najmniej 20 lokacji wypełnionych po brzegi przeciwnikami.

Walka z The Dishwasher: Vampire Smile tylko początkowo mnie satysfakcjonowała. O ile najpierw czerpałem przyjemność z pokonywania kolejnych przeciwników, o tyle wówczas, gdy zaczęli pojawiając się oni w ilościach przechodzących granice zdrowego rozsądku, miałem ochotę po prostu wyłączyć grę i nigdy więcej do niej nie powrócić, bo zaczęło się robić po prostu nudno. Co za dużo, to nie zdrowo. Odniosłem wrażenie, że twórcy sztuczne wydłużyli czas rozgrywki. Na mapie wciąż (znikąd, to znaczy z sufitu lub powietrza) pojawiali się ci sami wrogowie przez dość długi czas. Faktem jest jednak to, że modele przeciwników są dość zróżnicowane (i byłoby to zaliczone in plus, gdyby pojawiało się ich mniej). Walczymy między innymi z nieumarłymi i robotami, stawiamy czoła pewnym jegomościom w garniturach, a także wojownikom ninja. Każdy etap kończy się dość wymagającym starciem z bossem.
W arsenale bohatera The Dishwasher: Vampire Smile znajdować się mogą jednocześnie cztery rodzaje broni, takie jak na przykład miecz, tasak lub piła. Możemy je zmieniać jednym przyciskiem, co jest bardzo przydatne w niektórych pojedynkach. Ponadto nasz ekwipunek zawiera jedzenie, które kupujemy w określonych miejscach. Jedząc, regenerujemy energię życiową. Możemy korzystać z wolnych ataków, szybkich ciosów, kombosów, walczymy w powietrzu, na ziemi, skaczemy, oraz przebiegamy po ścianach. Generalnie wachlarz ruchów jest niezwykle rozbudowany. Co ważne, kluczem do sukcesu bardzo często jest wciskanie odpowiednich przycisków we właściwych momentach. Szkoda tylko, że nie wiadomo czemu, w niektórych Quick Time Eventach informacje o tym, z jakich przycisków mamy korzystać pojawiają się zdecydowanie za szybko (czasem moje oko nie nadążało za ich śledzeniem, nie wspominając już o wciskaniu ich na padzie).

Osobny akapit należy poświęcić grupie docelowej The Dishwasher: Vampire Smile. Oglądając obrazki lub niektóre filmiki można odnieść mylne wrażenie, że jest to gra nawet dla nastolatków. W istocie mamy tutaj do czynienia z produkcją adresowaną wyłącznie do pełnoletnich graczy. A to za sprawą tego, że podczas walki, o czym już zresztą napisałem, krew leje się strumienia, a ponadto przeciwnikom urywamy/obcinamy głowy, odpadają im kończyny, i tak dalej. Klimat jest przygnębiający – mimo iż jest to platformowa gra akcji w 2D, to jednak potrafi ona zadziałać na psychikę gracza. Oczywiście jak najbardziej jest to zaleta, a nie wada.
The Dishwasher: Vampire Smile to jedynie solidna produkcja, która nie oferuje raczej nic nowego w stosunku do innych tego typu gier, ale charakteryzuje się świetną atmosferą, dobrym systemem walki (o ile kogoś nie nudzi ciągłe pokonywanie tych samych przeciwników), a także pozwala bawić się przez co najmniej kilka godzin i kosztuje zaledwie 800 MSP. Nie sądzę jednak, by zasługiwała ona na notę wyższą niż 7/10.