Zacznijmy od wyznania, które być może wielu wprawi w osłupienie. Ale lepiej żeby było szczerze, prawda? Otóż tak, przyznaje się bez bicia, że zdarza mi się spoilować. Czasem zdradzam niektóre szczegóły dotyczące gier, które recenzuję, ale wcale nie po to, aby zepsuć komuś zabawę. Często po prostu robię to w sposób nieświadomy, wychodząc z błędnego – jak się potem okazuje - założenia, że te aspekty fabuły, o których akurat piszę, są już tak oczywiste, że przecież wszyscy doskonale o nich wiedzą. Nazwijcie to ignorancją i zbesztajcie mnie śmiało. Ale, zaraz, zaraz. Czy rzeczywiście tylko ja tak mam? Czy faktycznie w nieprzebranym gąszczu recenzji gier komputerowych, licznych materiałów, które ich dotyczą, zróżnicowanych form prezentacji wideo (wywiady, gameplaye, trailery etc.) – tylko jeden autor jest na tyle bezczelny, żeby psuć czytelnikom zabawę? Właśnie ten problem zaprzątał mi ostatnio myśli i stąd zrodził się pomysł na ten tekst. Spróbujmy się zastanowić, co dziś właściwie oznacza termin „spoiler” w odniesieniu do interesujących nas „growych” zagadnień i jak to jest z tym „spoilowaniem”?
Zacznijmy od wyznania, które być może wielu wprawi w osłupienie. Ale lepiej żeby było szczerze, prawda? Otóż tak, przyznaje się bez bicia, że zdarza mi się spoilować. Czasem zdradzam niektóre szczegóły dotyczące gier, które recenzuję, ale wcale nie po to, aby zepsuć komuś zabawę. Często po prostu robię to w sposób nieświadomy, wychodząc z błędnego – jak się potem okazuje - założenia, że te aspekty fabuły, o których akurat piszę, są już tak oczywiste, że przecież wszyscy doskonale o nich wiedzą. Nazwijcie to ignorancją i zbesztajcie mnie śmiało. Ale, zaraz, zaraz. Czy rzeczywiście tylko ja tak mam? Czy faktycznie w nieprzebranym gąszczu recenzji gier komputerowych, licznych materiałów, które ich dotyczą, zróżnicowanych form prezentacji wideo (wywiady, gameplaye, trailery etc.) – tylko jeden autor jest na tyle bezczelny, żeby psuć czytelnikom zabawę? Właśnie ten problem zaprzątał mi ostatnio myśli i stąd zrodził się pomysł na ten tekst. Spróbujmy się zastanowić, co dziś właściwie oznacza termin „spoiler” w odniesieniu do interesujących nas „growych” zagadnień i jak to jest z tym „spoilowaniem”?
Spoiluję, bo... muszę?
Wypadałoby zacząć od jakiejś definicji. Termin ten nie jest niestety zbyt szeroko opisany. Należy raczej do tych wytworów popkultury, co do których mamy poczucie, graniczące niemal z pewnością, że dokładnie wiemy, co oznaczają. Znalazłem takie wytłumaczenie słowa „spoiler” w Wikipedii (tak, tak, wiem, że to średnie źródło, ale jakoś słowniki tego terminu nie uwzględniają): Spoiler jest niepożądaną informacją o szczegółach zakończenia utworu literackiego, teatralnego, telewizyjnego lub filmowego. Termin ten bywa używany również w odniesieniu do podpowiedzi lub rozwiązań w grach i łamigłówkach. Stosowany na stronach i forach internetowych oraz grupach dyskusyjnych. Spoiler może wyjawiać szczegóły dotyczące rozwiązania kluczowego dla danego utworu napięcia dramatycznego czy pomysłu, na którym oparty jest utwór i odbierać widzowi przyjemność z jego oglądania (czytania). Ma to szczególnie znaczenie w przypadku utworów kryminalnych czy thrillerów, gdy przedstawiona zostaje informacja o mordercy lub tożsamości czarnego charakteru, choć ma zastosowanie również w przypadku produkcji innych gatunków (…) W grach - także komputerowych - za spoilery uchodzą gotowe podpowiedzi lub rozwiązania zagadek, których rozwiązanie jest niezbędne do uwieńczonego powodzeniem ukończenia gry. Skrajnym przypadkiem są gry, których ukończenie bez odnoszenia się do spoilerów jest niezmiernie trudne (np. Nethack).
Na potrzeby tego tekstu przyjmijmy właśnie takie znaczenie terminu „spoiler”. Załóżmy też, że zajmiemy się nim tylko w odniesieniu do gier. Z definicji najważniejsze wydaje mi się to, że spoiler może „odbierać przyjemność” innym graczom. Teraz niezwykle ważne będzie poczynione, jak mniemam powszechnie, spostrzeżenie. Istnieje spora (przeważająca?) grupa graczy, która spoilerów nie cierpi w sposób wręcz chroniczny i skrajny. Nazwijmy ich "anty-fanami spoilerów". Powody, dla których tak jest, są przekonujące i sensowne. Ludzie ci nie chcą, żeby ktoś zdradzał im aspekty dotyczące konkretnych gier, ze względu na to, że wolą samodzielnie je odkrywać. W końcu mamy czerpać z grania przyjemność (w tym na przykład z poznawania fabuły na własną rękę), a trudno o nią, kiedy od początku wiemy, co nas czeka. Dokładnie tak samo ma się rzecz z filmami. Ręka do góry, kto lubi, żeby ktoś inny powiedział mu przed rozpoczęciem seansu, jak ten się skończy?
I tu następuje moje drugie wyznanie. Ja sam nienawidzę, jak ktoś psuje mi frajdę, spoilując nawet drobne aspekty gry... Teraz już pewnie utwierdziliście się w opinii, że jestem złośliwcem, więc postaram się nieco zburzyć ten obraz. Otóż zdarza mi się, że jako autor recenzji spoiluję, bo często po prostu muszę. Niejako z przyczyn zawodowych. Inaczej po prostu się nie da. Bywa, że nie można napisać czegoś o grze, nie posuwając się przy tym choćby do drobnego zdradzenia pewnych jej aspektów. Weźmy choćby zalążek fabuły. Przecież patrząc w sklepie na pudełko z grą, w zasadzie jej nie znamy. Pomijamy tu krótkie notki, które mają po prostu charakter promocyjno-informacyjny. To, w jaki sposób zaczyna się akcja gry, poznamy dopiero po jej uruchomieniu. A zatem każda, nawet najdrobniejsza wzmianka o tym, gdzie toczy się cała historia, w którym roku, jakie jest źródło potencjalnego konfliktu, w którym przyjdzie nam uczestniczyć, to klasyczne spoilowanie. Pokażcie mi jednak recenzję, która pomija tego typu aspekty! Inna sprawa, że często nawet anty-fanami spoilerów na ten typ „psucia przyjemności z zabawy” raczej przymykają oko. Wychodząc zapewne, z logicznego skądinąd założenia, że skoro coś jest na początku gry, to i tak można o tym wspomnieć właśnie w recenzji. Jest to takie "przestępstwo mniejszego kalibru".
Spoilerowy Matrix
Zwróćcie jednak uwagę na pewien istotny fakt. Otóż w dzisiejszej branży gier na potęgę spoilują wcale nie recenzenci, ale przede wszystkim... twórcy, autorzy gier, a wielu przypadkach ich producenci. To taki swoisty, samonapędzający się "spoilerowy Matrix", w którym informacje napędzają się i żyją własnym życiem. W jaki sposób? Podstawowa metoda to już... strona oficjalna danej produkcji. Są przypadki, że na długo przed premierą znajdziemy tam bardzo szczegółowy rys fabularny, z detalami opisane tło wydarzeń, wzmianki o bohaterach, lokacjach, broniach. Patrząc z perspektywy gracza, anty-fana spoilerów, jest to materiał ze wszech miar przerażający. A zapytajmy po prostu – czemu on służy? Otóż jest kluczowy z punktu widzenia marketingowego! Nakręca hype na dany tytuł jeszcze na długo przed premierą. Daje pole do spekulacji i zgadywanek, które toczą się na różnych forach, ale służy także np. autorom zapowiedzi (bo przecież COŚ o nadchodzącej grze trzeba napisać). Hm..., a więc pośrednio służy też... graczom.
I żeby twórcy tylko na tych marketingowych trikach ze stroną oficjalną poprzestali, byłoby może jeszcze w miarę znośnie dla przeciętnego anty-fana spoilerów. Problem w tym, że oni wcale na tym nie kończą. Stawiam tezę, że obecnie o grze wiadomo już niemal wszystko przed jej premierą. Nie chodzi rzecz jasna o pełen scenariusz, bo z takim kuriozum jeszcze się nie spotkałem, ale wszechobecne w internecie narzędzia zaprzęgnięte do celów machiny promocyjnej, które ujawniają już tak wiele, że z powodzeniem można powiedzieć – „znam tą grę” – jeszcze nim trafi do sklepów. Najbliższy z brzegu przykład? Bardzo proszę - pt choćby Duke Nukem Forever. Zwróćcie uwagę, że podczas różnych targów i pokazów prezentowano już bardzo obszerne fragmenty rozgrywki, które dokładnie pokazują, jak przebiegać będzie zabawa. Oczywiście materiały te wiszą sobie spokojnie na YouTube i pewnie w tysiącach różnych miejsc w internecie, gdzie spokojnie można sobie je obejrzeć. Na kolejnej stronie znajdziecie zresztą jeden z nich.
Informowania o niuansach w przebiegu rozgrywki w Duke Nukem Forever nie szczędził choćby Randall S. "Randy" Pitchford z Gearbox Software. W licznych wywiadach opowiadał oczywiście o całej historii związanej ze wznowieniem produkcji, ale mówił też, jak gra się rozpocznie, jaki będzie główny bohater, z kim będzie walczył, co się wydarzy, jakich broni użyje i co gracze będą mogli uczynić. Ba! Jeden z filmików prezentuje nawet początek rozgrywki, na którym (przepraszam za spoiler) widać jak Duke gra w grę o sobie samym, o czym zresztą dowiadujemy się dopiero po jakimś czasie. Co jest grane, do cholery?! A potem się mówi, że to ja puszczam spoilery? Jasno widać, że nawet twórcy, którzy czasami lubią wciskać nam kit o tym, że nie chcą nic zdradzać, jeszcze przed premierą wpuszczają nas do swojej twórczej alkowy. Oczywiście to sprzężenie zwrotne, bo dziennikarze na nich ostro naciskają, żeby zdradzali jak najwięcej, by później mogli o tym napisać. A jak jeszcze jeden portal będzie miał coś ekstra, pierwszy, przed innymi, to dopiero będzie cudownie! I czy właśnie w ten sposób, pisząc i zarzekając się, że spoilowania nie lubimy, nie spoilujemy na potęgę?
GramTV przedstawia:
Przykłady, takie jak ten powyższy można mnożyć. Sięgnijcie pamięcią, niezbyt przecież daleko, i przypomnijcie sobie choćby Medal of Honor (wiedzieliśmy niemal wszystko o bohaterach, z licznych filmików promocyjnych, znaliśmy przebieg części misji), świeżutkiego Bulletstorma (znany cały system – nowatorski! – skillshotów, obszerne fragmenty rozgrywki w sieci), czyKillzone 3 (z tą grą jest o tyle ciekawie, że w czasie długiego procesu produkcji, zobaczyliśmy baaaardzo dużo na filmikach oraz mogliśmy przeczytać w zasadzie wszystko o niuansach fabuły).
Te przykłady świadczą niezbicie o tym, że dzisiaj spoilowanie stanowi marketingową broń twórców. Służy podgrzaniu atmosfery, umiejętnemu budowaniu napięcia w oczekiwaniu na premierę, czy po prostu sprawia, że o tytule nie daje się nam zapomnieć, dozując sukcesywnie informacje. A ponieważ gąszcz informacyjny jest we współczesnym świecie tak gęsty, narzędzia te - trzeba przyznać - są całkiem skuteczne. Zresztą – pod tym ostatnim kątem patrząc, spoilerami mogą być także newsy, które zawierają konkretne informacji o tym np. ile i jakie postacie w grze zobaczymy. Przykład? Diablo III, którego proces spoilowania przez autorów w zasadzie właśnie zaczyna się rozkręcać - obserwujcie, co będzie działo się dalej z tą produkcją w ciagu najbliższych miesięcy, a przekonacie się, że mam sporo racji..
A na koniec tego krótkiego felietonu pytanie: czy jesteśmy w stanie ustrzec się dzisiaj przed spoilerami? Wydaje mi się, że nie. Stały się one, jak kiedyś trailery filmowe, częścią naszej branży. Nikogo nie dziwią filmiki w rodzaju, „zobacz pierwsze 38 minut z gry XYZ”, nawet wówczas, gdy przejście całej zajmuje pięć godzin. Wielu może się na ten fakt obruszać, ale to po prostu zmiana, której nie da się powstrzymać. I cóż począć ma biedny recenzent, zastanawiając się, czy zdradzić istnienie jakiegoś bossa w grze, którą akurat opisuje? Przecież zazwyczaj personalia, a może i wizerunek tego bossa są już czytelnikom doskonale znane z filmiku, kontrolowanego przecieku, czy jakiegoś wywiadu? Choć pewnie nie wszystkim...
Jedna prośba do gramu.Rozdawajcie bany za spoilery, w tym wypadku nie będe miał za złe. :D
Vojtas
Gramowicz
26/02/2011 14:33
@ MastermindPróbujesz usprawiedliwić siebie i swoich kolegów po fachu. Uważam, że recenzent powinien zdradzić tylko tyle, ile jest naprawdę konieczne. Tym progiem jest moment, w którym już wszystko jest zrozumiałe i nie trzeba nic więcej dodawać do opisu zalążka fabuły. Po drugie - recenzent powinien założyć, że gracz nie wie kompletnie nic nt. danej gry - że nie czytał wcześniej żadnej recenzji, nie oglądał trailerów, gameplayów itd. Gdy dziennikarz będzie się pilnował, na pewno niczego nie zdradzi. Recenzent nigdy nie powinien zakładać, że czytelnik już coś wie na dany temat - w ten sposób autor sam przesuwa granicę, do której może się zbliżyć nie psując fabuły - ale dokonując takiego przesunięcia, de facto zwyczajnie psuje zabawę - bo zdradza za dużo. Serwisy o grach nie czytają tylko ludzie, którzy się grami interesują codziennie, którzy śledzą nowinki, emocjonują się nowymi screenshotami i trailerami. Dbając o bezspoilerową przestrzeń dla czytelnika okazjonalnego, dbasz o wszystkich użytkowników. I tego należy się IMO trzymać.Co do tego że część marketingowa opiera się na spoilerach - to prawda, niestety. :( Czy można tego uniknąć? Będąc dziennikarzem raczej nie, ale czytelnikiem - owszem. Trzeba mieć tylko silną wolę, chociaż ciśnienie czasem jest trudne do zniesienia. Ja np. przestałem czytać oficjalne forum Wiedźmina 2, a z ostatnich filmów przejrzałem kilkanaście pierwszych sekund. Nie muszę i nie chcę znać wszystkiego.
Usunięty
Usunięty
26/02/2011 12:30
Autor ma rację. Co mnie najbardziej zabolało, to wejście na strone oficjalną Dragon Age 2. Otóż co tam zastałem? Są tam przedstawieni NPC. Przecież to jedna z najciekawszych zagadek każdego RPGa, Członkowie drużyny to takie brylanciki,coś, na co zawsze zwraca się uwagę podczas rozgrywki. Część z nich Bioware wykłada na tacy (co pewnie związane było z demkiem,ale jednak!)