10 gier, które w 2010 miały pecha

Adam Bednarek
2011/01/05 14:05

Pewnie wielu twórców w sylwestrową noc z 31. grudnia 2009 na 1. stycznia 2010 usłyszało: wszystkiego najlepszego! Dziś już wiemy, że nie wszystkim te życzenia się spełniły, bo ich projekty w 2010 po prostu wylądowały na śmietniku. Niektóre dlatego, że były słabe, niektóre, bo miały pecha, a niektóre zwyczajnie musiały ustąpić miejsca silniejszemu. Właśnie takim nieszczęśnikom przyjrzymy się w naszym najnowszym zestawieniu.

Pewnie wielu twórców w sylwestrową noc z 31. grudnia 2009 na 1. stycznia 2010 usłyszało: wszystkiego najlepszego! Dziś już wiemy, że nie wszystkim te życzenia się spełniły, bo ich projekty w 2010 po prostu wylądowały na śmietniku. Niektóre dlatego, że były słabe, niektóre, bo miały pecha, a niektóre zwyczajnie musiały ustąpić miejsca silniejszemu. Właśnie takim nieszczęśnikom przyjrzymy się w naszym najnowszym zestawieniu. 10 gier, które w 2010 miały pecha

10. Chrome 2 i Warhound

W 2010 Techland skupił się przede wszystkim na nail’d, Dead Island oraz (najprawdopodobniej) nad Call of Juarez 3. Jako że zdolne wrocławskie studio nie jest w stanie robić wszystkiego naraz, toteż z kilku projektów musiało zrezygnować. Wybór padł na Chrome 2 i Warhound.

Pocieszające jest to, że te dwa tytuły nie wylądowały w koszu, tylko na półce, gdzie grzecznie czekać będą na swoją kolej. Najpierw Techland upora się ważniejszymi z jego punktu widzenia dziełami, a potem powróci do Chrome 2 i Warhound. Przynajmniej tak zapowiada.

Co nie zmienia faktu, że spokojnie możemy zaliczyć te dwa tytuły do grona pechowców, którzy w 2010 roku nie dostali swojej szansy. Szczególnie że to nie pierwszy raz - Chrome 2 i Warhound już przecież po raz kolejny odkładany jest na później. Mimo, iż Techland uspokaja i zapewnia, że to tylko „chwilowe zawieszenie”, to i tak wygląda to niezbyt optymistycznie. Oby w 2011 coś się wreszcie ruszyło, bo szkoda tych dwóch gier: zapowiadały się naprawdę solidnie.

10. Chrome 2 i Warhound, 10 gier, które w 2010 miały pecha

9. Midnight Club

Rockstar skasował nowego Midnight Club pewnie dużo wcześniej niż w 2010, ale skoro o całej sprawie dowiedzieliśmy dopiero w styczniu, to spokojnie możemy wziąć Midnight Club pod uwagę.

O nowym Midnight Club wiemy tylko tyle, że się tworzył. Podobno prace nad projektem zaczęły się sypać, gdy studio zwolniło dwie ważne persony: Jay'a Panek'a i Marka Garone'a. Natomiast reszcie ekipy zalecono, by pomogła przy pracach nad Red Dead Redemption. Dodatkowe wsparcie przyniosło odpowiedni efekt, RDR zachwyciło wszystkich, a Rockstar zarobił grube miliony.

Miejmy nadzieje, że chociaż część z nich pójdzie na tworzenie kolejnej odsłony Midnight Club. W 2010 seria stała się trupem, ale są spore szanse na szybkie zmartwychwstanie.

9. Midnight Club, 10 gier, które w 2010 miały pecha

8. Highlander: The Game

Kostucha w 2010 nie darowała także Nieśmiertelnemu. I tak pod koniec grudnia pojawiła się informacja, że Square Enix skasowało Highlander: The Game.

Ale umówmy się: wieść o śmierci Highlander: The Game tylko przypomniała nam, że taka gra w ogóle się tworzy(ła). Pierwsza jej zapowiedź pojawiła się w... 2004 roku. Od tego czasu informacji było naprawdę niewiele, dopiero w 2008 sypnęło konkretami. Wtedy też dowiedzieliśmy się, że Highlander ukaże się za kilka miesięcy. Czas pokazał, że nic z tych planów nie wyszło.

Cóż, fani filmu, serialu czy też komiksu na pewno z tego powodu uronili łezkę, ale obiektywnie patrząc, reszta raczej niewiele straciła. Ot, kolejna młócka, z interesującym bohaterem w roli głównej. Square Enix najlepiej widziało, że nic dobrego się nie szykuje i z Highlander: The Game ostatecznie zrezygnowało.

8. Highlander: The Game, 10 gier, które w 2010 miały pecha

7. Piraci z Karaibów: Armada Potępionych

Rok 2010 nie był także łaskawy dla Piratów z Karaibów. Armadę Potępionych zaplanowano na rok 2011, zaś gra miała ukazać się na PC, Playstation 3 oraz Xboksie 360. Sęk w tym, że w październiku Disney podziękował stu pracownikom Propaganda Games i wysłał ich na zieloną trawkę. Reszcie twórców zlecono pomoc przy pracach nad Tron: Evolution. A Piraci z Karaibów poszli na dno.

Niedoszli Piraci mogli pochwalić się filmową licencją. Jednak to wcale nie oznaczało, że gra oparta była na kinowych hitach. Wręcz przeciwnie: mieliśmy brać udział w wydarzeniach poprzedzających akcję znaną z trylogii.

Bohaterem był James Sterling, który rozpoczyna swoją „karierę” na lądzie i oceanie. Nasze poczynania miały mieć wpływ na to, jak postrzegano korsarza: albo z szacunkiem, albo ze strachem i niechęcią. Pod względem grafiki Piraci z Karaibów: Armada Potępionych prezentowali się całkiem nieźle, bajkowa stylista mogła się podobać.

Patrząc na gameplaye, należy żałować, że ostatecznie z tego projektu nic nie będzie. Chociaż kto wie, Piraci z Karaibów to już dochodowa marka, więc może ktoś zdecyduje się po nią sięgnąć. Nie tylko pod postacią klocków lego.

7. Piraci z Karaibów: Armada Potępionych, 10 gier, które w 2010 miały pecha

6. LMNO

Równie mało wiemy na temat LMNO, skasowanego projektu samego Stevena Spielberga. Z tą różnicą, że jego końca należało się spodziewać: pierwsze plotki na temat pojawiły się jeszcze w 2009 roku.

Jake Kazdal, który pracował przy LMNO, mówił tak o nieskończonym dziele reżysera: To był bardzo ambitny projekt. Pracowaliśmy w małym zespole, ale składał się on z inteligentnych ludzi. Naprawdę dużo pracowaliśmy. Nie wiem, co mogło spowodować, że projekt został skasowany (…) Istniała konkurencyjna gra, która być może była od EA, a być może nie. Była mniej więcej podobna do naszego projektu, różniła się tylko rzeczami, które my wymyśliliśmy. Chodziło po prostu o politykę wydawniczą.

Fani Spielberga mogą liczyć na co najmniej jeszcze jedną grę reżysera – tak przynajmniej wynika z umowy z EA. Nam pozostaje życzyć, że 2011 przyniesie same dobre informacje na jej temat.

6. LMNO, 10 gier, które w 2010 miały pecha

5. Downfall

Downfall to chyba najkrócej "żyjący" projekt na naszej liście. Pod koniec czerwca pojawiły się pierwsze informacje na jego temat, a już na początku sierpnia wiedzieliśmy, że nic z tego nie wyjdzie. A co miało być?

GramTV przedstawia:

Za Downfall odpowiedzialni byli twórcy Tomb Raidera, a więc studio Crystal Dynamics. O grze wiemy tylko tyle, że miał to być trzecioosobowy survival horror z otwartym światem, zaś jego akcja toczyła się w San Francisco. Jedyne, co po Downfall zostało, to koncepcyjne grafiki, które ukazują zrujnowane miasto.

Dziś możemy się domyślać, że Crystal Dynamics porzuciło Downfall dla nowej odsłony Tomb Raider. Słusznie?

5. Downfall, 10 gier, które w 2010 miały pecha

4. NBA Elite 11

Jesienią 2010 roku miała nastąpić koszykarska rewolucja. A wszystko to za sprawą NBA Elite 11 od EA Sports. Zwiastunem wielkich zmian była... nowa nazwa serii. NBA od EA Sports to już nie Live, tylko Elite.

Co można zmienić w grze o koszykówce? EA Sports starało się nas przekonać, że wiele. Elektronicy opowiadali więc o niesamowicie dokładnym sterowaniu zawodnikami, zupełnie nowym systemie rzutów i podań, mega realistycznej fizyce, no po prostu szok i szał, NBA 2K11 na pewno się schowa .

Wszystkim nam się wydawało, że EA Sports spokojnie nad NBA Elite 11 pracuje, a my wynik ich starań tradycyjnie ocenimy jesienią. Tymczasem zaczęło się coś komplikować: najpierw twórcy poinformowali, że gra się nieco spóźni, bo zostało jeszcze kilka ważnych kwestii wymagających poprawy. Cóż, teoretycznie decyzja dla nas korzystna: w końcu dostaniemy lepszą grę.

Jednak okazało się, że NBA Elite 11 potrzebuje tak wielu zmian, że po prostu najlepiej będzie, gdy gra się w tym roku nie ukaże. Dotychczasowym twórcom podziękowano za „ciężką” pracę, a na ich miejsce sprowadzono zespół EA Tiburon, ojców Madden NFL i Tiger Woods PGA Tour.

Z rewolucji wyszły nici, a NBA Elite 11 dołączyło do grona pechowców, którzy w 2010 odeszli ze świata żywych. Skoro EA zdecydowało się na taki krok, to jasny dowód na to, że nie mamy po kim płakać. A jeśli wciąż jest Wam z tego powodu przykro, to niech pocieszy Was NBA 2K11.

4. NBA Elite 11, 10 gier, które w 2010 miały pecha

3. All Points Bulletin

Zaraz, zaraz, coś tu nie pasuje – przecież All Points Bulletin, w przeciwieństwie do innych opisywanych gier, się ukazał, więc o co chodzi? Ano o to, że było to życie wyjątkowo krótkie.

GTA MMO – tak wszędzie opisywano All Points Bulletin. Chociaż do produkcji Rockstar wiele brakowało, to i tak APB mogło się podobać (w każdym razie my byliśmy zadowoleni i wystawiliśmy siódemkę). Wiadomo, parę wad się znalazło, ale po kilku patchach można je było spokojnie wyeliminować. Jak to w grach MMO zwykle bywa.

Tak się jednak nie stało, bo po 1,5 miesiąca po premierze twórcy po prostu wyłączyli serwery. Realtime Worlds zwyczajnie nie było stać na utrzymanie gry i 130 tysięcy graczy znalazło się na lodzie (chyba że kupili APB na Steam – wtedy EA postarało się o małą rekompensatę).

Na ich szczęście znalazło się kilku chętnych, którzy zechcieli podtrzymać przy życiu All Points Bulletin. Plotkowało się o Epic Games, ale ostatecznie MMO trafiło pod skrzydła K2Network. Nowy właściciel obiecał zmiany i darmową rozgrywkę. Tak się jednak stanie dopiero w tym roku, bo do końca 2010 APB pozostało trupem i jednym z niewielu MMO, które istniało tak krótko.

3. All Points Bulletin, 10 gier, które w 2010 miały pecha

2. This is Vegas

Jak zmarnować 43 miliony dolarów? Cóż, my nie wiemy, ale zawsze możecie zapytać twórców z Surreal Software, którzy lekką ręką wydali tyle na produkcję This is Vegas. Niestety były to pieniądze wyrzucone w błoto, bo projekt w 2010 roku został pochowany.

A, jak to zwykle bywa, miało być tak pięknie. W 2008 This is Vegas zostało zapowiedziane i obiecano nam, że odwiedzimy (uwaga, niespodzianka) Las Vegas. Po co? Bo biznesmen Preston Boyer wymyślił sobie, że stolica hazardu stanie się miejscem grzecznym i przyjaznym wszystkim rodzinom. Co za tym idzie, koniec z kasynami, skąpo ubranymi dziewczynami, alkoholem i innymi używkami. A z takim obrotem spraw nie mógł pogodzić się główny bohater gry.

Dlatego też miałby rozkręcić swój własny, pełen przemocy, hazardu i tego typu rzeczy interes, który przepędziłby z miasta pomylonego biznesmena. Rozgrywka przypominała serię GTA, twórcy obiecywali wielkie, a przy tym tętniące życiem miasto, niezłą grafikę i masę atrakcji.

I tak od czasu do czasu jakaś informacja o This is Vegas się pojawiała, ale generalnie konkretów było tyle, co kot napłakał. A w końcu jak coś się wypłynęło, to były to raczej nieprzyjemne wieści, typu: projekt wylądował w koszu. Potem twórcy temu zaprzeczali i znowu była cisza. Aż wreszcie Warner Bros, wydawca gry, poczuł, że nic z tego nie będzie i pod koniec sierpnia rozgonił całe towarzystwo. A 43 miliony dolarów? Łatwo przyszły, łatwo poszły. W końcu to Las Vegas, nie?

1. Project Milo

Gdy Microsoft po raz pierwszy zaprezentował możliwości Project Milo, większość patrzyła na to z podziwem i chciała, by Kinect jak najszybciej zagościł w ich domach. Chociaż niektórzy mieli wątpliwości, co do autentyczności Projectu Milo, to i tak można było wiązać spore nadzieje z tym projektem.

Dzieło znanego nam wszystkim Petera Molyneux mogło imponować. W końcu tego jeszcze nie było: z chłopakiem „z telewizora” można było pogadać, bawić się z nim, uczyć go sztuczek, pomagać mu w pracy – po prostu czad. Sprawa zaczęła się jednak komplikować, gdy Microsoft nie zabrał Milo and Kate (bo tak Project Milo został ostatecznie ochrzczony) na tegoroczne E3. Peter Molyneux liczył na to, że kiedyś jego wirtualne dziecko na Kinecta trafi do graczy, natomiast Microsoft postawił sprawę jasno: dla nas to tylko techniczne demo, nic więcej, sorry, Pete.

Ale co jakiś czas słychać było, że może jednak Milo and Kate trafi do sklepów i każdy z nas będzie mógł sprawdzić, na co tak naprawdę stać tę technologię. We wrześniu Microsoft dosadnie wybił nam to z głowy, zwalniając pracowników, którzy pracowali nad projektem.

Pocieszeniem może być fakt, że reszta ekipy Lionhead ma wykorzystać wiedzę zdobytą przy Milo and Kate, tworząc coś osadzonego w świecie Fable, właśnie na Kinecta. Do dzisiaj te plotki się nie potwierdziły, ale że nadzieja umiera ostatnia, to my wciąż wierzymy. A przy okazji wspominamy nieźle zapowiadających się Milo and Kate.

Jak widzicie, w minionych dwunastu miesiącach pechowców nie zabrakło. Którego miejsca na naszej liście najbardziej żałujecie, a którego bez żalu pożegnaliście? W każdym razie miejmy nadzieje, że w 2011 skasowanych gier będzie garstka. Czego sobie i Wam życzymy.

Komentarze
32
Usunięty
Usunięty
11/01/2011 22:45

żadnym z wymienionych tytułów się nie interesowałam, ale~>1) Midnight Club - gdyby wyszedł na rynek, całkiem możliwe, że bym zakupiła do swojej kolekcji ( pierwsza ''część'' tej gry na prawdę mi się spodobała :) )2)Peter Molyneux ma niesamowitą wyobraźnię. Pomysł z Milo ... wow, I''m amazed.

Usunięty
Usunięty
10/01/2011 22:50
Dnia 10.01.2011 o 22:40, xxxtonyxxx napisał:

Wszystkie te przypadki świadczą o tym, że (wbrew "antypirackiej" propagandzie) robienie gier to GIGANTYCZNY INTERES i kupa szmalu. Skoro firmy stać na zmarnowanie kilkudziesięciu mln dolarów - to znaczy że gdzie indziej muszą te pieniądze zarabiać!

Oczywiście, że to jest gigantyczny interes, a firmy produkujące gry to wielkie kompanie są. Tylko tutaj nie chodzi o to, że te firmy "stać na marnowanie milionów dolarów". Gdyby było na to stać to by te gry powychodziły na rynek. Chodzi o to, że koncernów nie stać na wkładanie kolejnych zielonych w niepewny projekt.

Usunięty
Usunięty
10/01/2011 22:50
Dnia 10.01.2011 o 22:40, xxxtonyxxx napisał:

Wszystkie te przypadki świadczą o tym, że (wbrew "antypirackiej" propagandzie) robienie gier to GIGANTYCZNY INTERES i kupa szmalu. Skoro firmy stać na zmarnowanie kilkudziesięciu mln dolarów - to znaczy że gdzie indziej muszą te pieniądze zarabiać!

Oczywiście, że to jest gigantyczny interes, a firmy produkujące gry to wielkie kompanie są. Tylko tutaj nie chodzi o to, że te firmy "stać na marnowanie milionów dolarów". Gdyby było na to stać to by te gry powychodziły na rynek. Chodzi o to, że koncernów nie stać na wkładanie kolejnych zielonych w niepewny projekt.




Trwa Wczytywanie