Wyprawa po Złote Runo Za ową myślą poszli projektanci ze studia Liquid Entertainment, którzy postanowili na nowo przedstawić mit raczej rzadko w grach poruszany - przedstawiający losy Jazona, króla Jolkos. Pomysł zacny, jest to bowiem dobry motyw do fabularnych eksperymentów, od których scenarzyści nie stronili.
Rise of the Argonauts zaczyna się od wielkiego dramatu głównego bohatera. Kiedy Jazon, wraz z wybranką serca Alceme, przygotowują się do zaślubin, pałac w Jolkos napadają tajemniczy wojownicy, plądrując budynek. Mimo starań zaskoczonej natarciem straży oraz interwencji samego Jazona w incydencie ginie niedoszła żona króla, ugodzona zatrutą strzałą. Beznadziejną, wydawałoby się, sytuację ratuje wizyta w świątyni, zwiastująca lepsze zakończenie tej historii. Jazon dowiaduje się bowiem, że jest szansa na uratowanie Alceme, ale by tego dokonać, musi zdobyć legendarne Złote Runo. Po krótkich przygotowaniach wyrusza ekspedycja mająca na celu odszukanie mitycznego artefaktu i przywrócenie ukochanej głównego bohatera do świata żywych.Wraz z postępami Jazona pojawiają się nowe wątki, historia nieco się gmatwa i coraz wyraźniej daje o sobie znać tajemnicza organizacja, której wysłannicy uśmiercili Alceme. Przywódca Jolkos dowiaduje się między innymi, że do wykonania zadania niezbędna będzie krew samych bogów, a jej zdobycie wiąże się z eksploracją trzech wysp, na których drużyna Argonautów (wśród których znajdziemy m.in. Herkulesa, Medeę i sympatycznego, gadającego satyra Pana) musi szukać wskazówek.
Literki, literki, dużo literek, za dużo literek!![]()
Każda kwestia została oczywiście zdubbingowana – raz lepiej, raz gorzej - ale granica przyzwoitości i pewnego ogólnego poziomu nie została przekroczona. Wystarczy zresztą spojrzeć na listę płac - aktorów podkładających głosy jest tam chyba więcej, aniżeli samych deweloperów. Jeśli interesuje Was tylko młócka w najczystszej postaci, to niestety będziecie musieli przebrnąć przez efekt prac scenarzystów i dźwiękowców.
Został tu bowiem zastosowany znany z Mass Effect system konwersacji i nie ma możliwości szybkiego ich pominięcia. Teoretycznie powinno to być zaletą, wszak w grze BioWare'u patent z filmową prezentacją rozmów sprawdził się znakomicie i każdą wymianę zdań bohaterów obserwowało się z niekrytą przyjemnością. Miały na to wpływ głównie zachowania postaci, ich gestykulacja i mimika twarzy. Pech chciał, że w grze od Liquid oglądamy jedynie występy drewnianych kukiełek. Mimika wypada biednie, a gestykulacji nie ma prawie żadnej, ot stoją dwa kołki i sobie gaworzą.W większości rozmów pojawiają się dodatkowo symbole czterech bogów – Ateny, Aresa, Apolla oraz Hermesa, odwzorowujące charakter wypowiedzi Jazona, co wpływa po części na zdobywanie przychylności danego bóstwa (o czym za chwilę szerzej wspomnimy). Nie jest to jednak żadnym novum, podobnie jak pozorne wybory moralne, które pojawiają się w paru miejscach i także niewiele wnoszą, przez fakt, że Rise of The Argonauts jest grą liniową. Podążamy w niej zgodnie z wytyczonym szlakiem, a lokacje specjalnie nie ukrywają owej linearności, rozczarowując niezbyt wielkim rozmiarem i co najwyżej przeciętnym wykonaniem.
W trakcie wędrówki Jazon nie pozostaje do końca statyczną postacią, autorzy dorzucili bowiem system rozwoju bohatera. Choć tak właściwie określenie "system rozwoju" jest nazbyt obszernym pojęciem, wszak mamy wpływ tylko na powiększanie asortymentu defensywnych i ofensywnych atutów króla Jolkos. Projektanci mieli swój pomysł na rozwiązanie tego mechanizmu, nieopartego na tradycyjnych punktach doświadczenia. Za co w takim razie możemy nabywać kolejne skille? Kolokwialnie rzecz ujmując – za dobre uczynki. Wykonując zadania oraz zaliczając dodatkowe aktywności np. zabijając określoną ilość wrogów danego typu, otrzymujemy coś na wzór osiągnięć znanych z Xbox’a 360. Po ofiarowaniu ich wybranemu bogu zwiększamy poziom jego przychylności, co odblokowuje dostęp do nowych umiejętności. W trakcie gry mechanizm ten sprawdza się bardzo dobrze, choćby z powodu motywacji do wykonywania wszystkich questów, nie tylko tych z głównego wątku.Oddzielnym motywem jest kamera, która wraz z częstymi spadkami płynności animacji potrafi pogrzebać grywalność. Głównie w sytuacjach, gdy walczymy z większą ilością adwersarzy. Wówczas walka miast dawać choć trochę frajdy, zaczyna męczyć. Zdecydowanie zbyt wiele jest takich momentów, gdy kamera wariuje, a framerate skacze. Czy beta-testerzy naprawdę tego nie dostrzegli? A może w trakcie prac przy Rise of the Argonauts w ogóle nie było beta-testów?
Na włócznię Ateny, co za widok...![]()
Jedynie dwa ostatnie etapy podróży Jazona można uznać za mały przebłysk inwencji projektantów. W ogóle finalne momenty wyszły chyba najlepiej. Gdyby cała gra utrzymała podobną tonację, byłoby na prawdę sympatycznie. Dopiero pod koniec, po wielu godzinach pertraktacji z postaciami niezależnymi, możemy dłużej powalczyć w przyzwoitych warunkach. W ten właśnie sposób powinien wyglądać gameplay, który przytłoczony został przez tony tekstu. Zupełnie niepotrzebnie w tego rodzaju grze.
Rise of the Argonauts jest rozczarowujące – tak moglibyśmy krótko podsumować najnowszą grę Liquid Entertainment. Nie spodziewaliśmy się po tym tytule, że będzie jednym z hitów bieżącego roku, ale oczekiwaliśmy utrzymania pewnego poziomu, tym bardziej że grę wydaje Codemasters, mające w ofercie naprawdę zacne pozycje. Boli fakt zmarnowania ciekawej historii, bo akurat ta w grze wybija się ponad resztę. Jest wciągająca, co samo w sobie motywuje do ukończenia tytułu i poznania finału, owszem, przewidywalnego, ale to akurat nam nie przeszkadzało. Grę położyły przede wszystkim aspekty techniczne i hmm... chyba brak doświadczenia twórców, znanych głównie z dobrych strategii na PC. Szkoda jest też nam ogromu pracy, jaki włożyli w tytuł aktorzy użyczający swych głosów w dialogach, bo rozmów jest aż nadto. Gdyby nie opowieść i - ogólnie rzecz ujmując - przyzwoity system walki, Rise of the Argonauts leżałoby w agonii, błagając o zakończenie swej męki. Kolejny tytuł, o którym wszyscy szybko zapomną - taka już dola niewykorzystanych potencjałów.