Protoplaści Za prekursorów gatunku mecha uważane są powszechnie seriale Gigantor i Mazinger Z. Pierwszy z nich, wyemitowany w 1963 roku i powstały na kanwie o pięć lat starszej mangi, nie był jeszcze co prawda mecha w czystej postaci, jednak jako pierwszy wprowadził do anime wielkie roboty. W Gigantorze mieliśmy bowiem do czynienia z olbrzymim bojowym robotem, jednak sterowanie nim odbywało się nie z jego wnętrza, lecz za pomocą specjalnego urządzenia pozwalającego na zdalną kontrolę maszyny. Dopiero wyemitowany po raz pierwszy w 1972 roku Mazinger Z tak naprawdę zdefiniował gatunek. W tym przypadku mieliśmy już do czynienia z klasycznym wielkim robotem, kierowanym przez zamkniętego w jego wnętrzu pilota. Serial zdobył bardzo dużą popularność, co między innymi przyczyniło się do jego wyjątkowej żywotności – powstały aż 92 odcinki Mazingera. Jednocześnie zapoczątkowało to narodziny mecha jako podgatunku anime i istny wysyp filmów o wielkich robotach.
Jednym z pierwszych seriali mecha był mający premierę w 1975 roku Brave Reideen, który pod kilkoma względami również należał do produkcji pionierskich. Przede wszystkim było to pierwsze anime, w którym nowoczesna technologia przeplatała się z atmosferą tajemniczości i mistyką. Głównym bohaterem był młody chłopak, Akira Hibiki, który pewnego dnia usłyszał tajemniczy głos ostrzegający go o Imperium Demonów i nakazujący odszukanie złotej piramidy. W niej bowiem przebywa tytułowy Reideen, stworzony przez nieznaną cywilizację super robot obdarzony świadomością, a pełniący rolę obrońcy ludzkości przed zagrożeniem nadciągającym z bezkresnych przestrzeni kosmosu. Chłopiec spotyka robota i zostaje jego pilotem, by wspólnie z nim zmierzyć się z potęgą Imperium Demonów. W walce wspomaga go Mari Sakurano, córka słynnego naukowca, oraz przyjaciele z drużyny futbolowej.
Dzień dzisiejszy – recenzja serialu Reideen![]()
Prywatne życie chłopaka i jego przyjaciół pokazane zostało w dojrzały sposób, a klasyczny motyw miłosnego trójkąta potraktowany został poważnie i wiarygodnie. Sprawia to, że nawet widz dorosły nie ma poczucia obcowania z czymś niezwykle naiwnym i infantylnym, często towarzyszącego oglądaniu przeznaczonych dla młodzieży seriali. Wręcz przeciwnie, wątek miłosny, choć istotny, nie jest zbyt wyeksponowany, a wiele kwestii pozostawia się w domyśle. Dzięki temu zabiegowi młodociani bohaterowie wydają się być bardzo prawdziwi i wiarygodni; pod tym względem bliżej temu anime do filmu obyczajowego, niż kreskówki przeznaczonej dla młodych widzów.
Równie ciekawie prezentuje się historia stanowiąca główną oś fabularną filmów. Przez niemalże cały czas towarzyszy nam atmosfera niedopowiedzeń i niepewności, nawet główny bohater do samego końca nie ma pojęcia, z czym tak naprawdę ma do czynienia. Odpowiednio dawkowane informacje, odkrywanie kolejnych tajemnic i umiejętne wprowadzenie kilku elementów rodem z horrorów sprawiają, że niektóre z odcinków od początku do końca trzymają nas w całkiem przyzwoitym napięciu. Szkoda tylko, że pod tym względem nie są one równe – kilka potrafi zrobić naprawdę spore wrażenie, inne przez dużą część zwyczajnie nudzą. W wielu przypadkach można to jednak usprawiedliwić chęcią zachowania spójności opowieści.Co zresztą można uznać za kolejną zaletę serii. Fabuła sprawia bowiem wrażenie dobrze przemyślanej i szczegółowo zaprojektowanej od początku do końca. Nie mamy tu często spotykanego wrażenia, że któryś z epizodów został dopisany na siłę, aby tylko wydłużyć sezon. Wszystko składa się na naprawdę zgrabną historię, która choć może nie porywa, to jednak potrafi zaintrygować i wciągnąć. To jednak niestety jeden z tych seriali, które wymagają od widza odrobiny zaufania i cierpliwości – dopiero po kilku epizodach zaczynamy odczuwać chęć poznania dalszych losów Junkiego i jego przyjaciół.
Postaci wykreowane przez twórców to zresztą chyba największa zaleta tego anime. Są po prostu niezwykle prawdziwe i ludzkie, na pewno nie można ich nazwać papierowymi. Choć oczywiście sięgnięto tu po cały garnitur archetypów, to jednak sama kreacja postaci pozbawiona jest jakiejkolwiek sztuczności czy zadęcia. Nie słyszymy tu w ogóle kojarzących się z gatunkiem podniosłych i patetycznych tyrad o konieczności obrony ludzkości przed złem z kosmosu, tudzież innych podobnych form taniej propagandy skierowanej do młodego i niewyrobionego widza. Główny bohater, choć spokojny i zamknięty w sobie, również nie raczy nas nudnymi i długimi monologami wewnętrznymi, mającymi co mniej domyślnym widzom wyjaśnić zawiłości jego duchowości. Świetnymi i bogatymi postaciami są członkowie Białych Czapli. Oddział ten jest zbiorem indywiduów, które może do reszty społeczeństwa specjalnie nie pasują, doskonale jednak porozumiewają się między sobą. Naprawdę rewelacyjnie pokazano tu stopniowe rodzenie się więzi między nimi a młodym bohaterem, czyniąc to znów bez zbędnego patosu i napuszonych inwokacji do samotnego księżyca. Owszem, mamy tu i sceny wzruszające, jednak należą one do rzadkości i na szczęście nie są one oparte na najtańszych chwytach, dzięki czemu doskonale spełniają swoją rolę, wywołując – zamiast śmiechu i zażenowania – uczucia podobne do doświadczanych przez bohaterów. Niestety, największą wadą serialu jest animacja. Warto tutaj nadmienić, iż serial wykonany został w technice mieszanej – mamy wiec zarówno animację tradycyjną, jak i grafikę renderowaną komputerowo. Oddajmy jednak sprawiedliwość rysownikom - ta pierwsza stoi na bardzo przyzwoitym, choć często nierównym poziomie. W jednej chwili widzimy świetną i płynną animację na przepięknym tle, by po kilku minutach odnieść wrażenie, że plansza pochodzi z elementarza dla sześciolatków. O wiele gorzej prezentują się sceny wyrenderowane z pomocą komputerów, choć pomysł ze spowolnionym ruchem wielkich i ciężkich machin jest – trzeba przyznać - dość ciekawy. Problem w tym, że o ile same modele wykonane są na wysokim poziomie, to już pokrywające je gładkie i błyszczące tekstury sprawiają, iż mechy bardziej przypominają tanie zabawki, niż groźne roboty bojowe. Aranżacje scen walki i przywoływania poszczególnych mocy Reideena po pewnym czasie zaczynają męczyć swą powtarzalnością do tego stopnia, że czekamy z niecierpliwością na koniec potyczki i normalną animację. Co najzabawniejsze, największy "power" mają tutaj sceny, w których widzimy nie Reideena czy wrogie mechy, lecz należące do Sił Obrony mechy klasy Jinrai i Hayate. Trudno pozbyć się w tym momencie natrętnej myśli, że miało być raczej odwrotnie. Nie można natomiast narzekać na muzykę. Doskonale spełnia swoją ilustracyjną rolę, a otwierający każdy odcinek temat jest na tyle chwytliwy, że nie mamy odruchu przewinięcia filmu do pierwszej sceny.Reideen to ewidentny hołd złożony protoplaście z lat siedemdziesiątych. Nie jest to może serial porywający, jednak dzięki ciekawej i nasączonej odpowiednią dozą tajemniczości fabule z czasem zaczyna nas coraz bardziej wciągać. Warto go też obejrzeć choćby po to, aby zobaczyć naprawdę dojrzałą kreację bohaterów i relacji między nimi, gdzie każdy z tych elementów podany został bez zbędnego patosu oraz tanich chwytów. Jeśli tylko przymkniemy oko na nieco jarmarczny chwilami charakter animacji komputerowej, Reideen może zapewnić nam kilkanaście godzin rozrywki na naprawdę wysokim poziomie.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!