Tydzień z Reideen – dzień siódmy

Michał Myszasty Nowicki
2008/10/26 17:00
0
0

Wczoraj i dziś

Wczoraj i dziś

Wczoraj i dziś, Tydzień z Reideen – dzień siódmy

Dziś już ostatnie nasze spotkanie z serialem Reideen. Dzień siódmy składał się będzie z dwóch części. W pierwszej w kilku słowach przedstawimy historię cyklu, nie każdy bowiem zdaje sobie sprawę z faktu, iż prezentowane anime sięga swymi korzeniami lat siedemdziesiątych. Całotygodniowy cykl tekstów zwieńczy oczywiście recenzja, z której dowiedzieć będziecie się mogli o – mamy nadzieję – wszystkich zaletach i wadach tej produkcji.

Protoplaści Za prekursorów gatunku mecha uważane są powszechnie seriale Gigantor i Mazinger Z. Pierwszy z nich, wyemitowany w 1963 roku i powstały na kanwie o pięć lat starszej mangi, nie był jeszcze co prawda mecha w czystej postaci, jednak jako pierwszy wprowadził do anime wielkie roboty. W Gigantorze mieliśmy bowiem do czynienia z olbrzymim bojowym robotem, jednak sterowanie nim odbywało się nie z jego wnętrza, lecz za pomocą specjalnego urządzenia pozwalającego na zdalną kontrolę maszyny. Dopiero wyemitowany po raz pierwszy w 1972 roku Mazinger Z tak naprawdę zdefiniował gatunek. W tym przypadku mieliśmy już do czynienia z klasycznym wielkim robotem, kierowanym przez zamkniętego w jego wnętrzu pilota. Serial zdobył bardzo dużą popularność, co między innymi przyczyniło się do jego wyjątkowej żywotności – powstały aż 92 odcinki Mazingera. Jednocześnie zapoczątkowało to narodziny mecha jako podgatunku anime i istny wysyp filmów o wielkich robotach.

Jednym z pierwszych seriali mecha był mający premierę w 1975 roku Brave Reideen, który pod kilkoma względami również należał do produkcji pionierskich. Przede wszystkim było to pierwsze anime, w którym nowoczesna technologia przeplatała się z atmosferą tajemniczości i mistyką. Głównym bohaterem był młody chłopak, Akira Hibiki, który pewnego dnia usłyszał tajemniczy głos ostrzegający go o Imperium Demonów i nakazujący odszukanie złotej piramidy. W niej bowiem przebywa tytułowy Reideen, stworzony przez nieznaną cywilizację super robot obdarzony świadomością, a pełniący rolę obrońcy ludzkości przed zagrożeniem nadciągającym z bezkresnych przestrzeni kosmosu. Chłopiec spotyka robota i zostaje jego pilotem, by wspólnie z nim zmierzyć się z potęgą Imperium Demonów. W walce wspomaga go Mari Sakurano, córka słynnego naukowca, oraz przyjaciele z drużyny futbolowej.

Serial doczekał się dwóch remake’ów, z których drugi jest głównym tematem tego tygodnia. Natomiast w 1990 roku Toshifumi Kawase wyreżyserował serial zatytułowany Reideen the Superior. Jednak poza tytułem i kilkoma zaledwie motywami, wyraźnie zaczerpniętymi z pierwszej serii, anime to niewiele miało wspólnego z oryginałem. Przede wszystkim bohaterami była piątka nastolatków, nazywanych Reideens, którzy toczyli niekończące się walki z zagrażającym światu złem pod postacią Super Devils. Zarówno pod względem klimatu jak i formy bardziej przypominało to skierowane do najmłodszych widzów seriale typu Power Rangers, niż klasyczne mecha. Warto natomiast zwrócić uwagę na inny serial, który wykazuje wiele podobieństw do oryginalnego Reideen, choć cały setting jest oczywiście oryginalny. Mowa o RahXephon, który w bardzo wielu aspektach przypomina omawiany przez nas serial. Trudno tu jednak mówić o plagiacie - kwestie podobieństw należałoby rozpatrywać raczej w kategoriach inspiracji.

Dzień dzisiejszy – recenzja serialu Reideen

W marcu 2007 roku ma miejsce premiera pierwszej części nowego serialu wyreżyserowanego przez Mitsuru Hongo i zatytułowanego po prostu Reideen. Całość liczy sobie 26 odcinków tworzących zamkniętą i pełną opowieść. Głównym bohaterem serialu jest Junki Saiga, piętnastoletni licealista, chłopiec niezwykle spokojny i dojrzały, którego życie zmienia się całkowicie pod wpływem pewnego niezwykłego wydarzenia. Ojciec Junkiego, słynny archeolog, zaginął dziesięć lat wcześniej podczas prowadzenia badań w okolicach tajemniczej góry, nazywanej Japońską Piramidą. Pewnego dnia mieszkający z matką i młodszą siostrą Junki dowiaduje się, że w okolicach góry trafiono na pozostałości po ekwipunku jego ojca. Wyrusza wraz z rodziną do odległej wioski, gdzie ma miejsce niezwykłe wydarzenie. Na ziemię spada meteoryt, a po chwili na jego miejscu pojawia się olbrzymia, wykonana w nieznanej technologii maszyna bojowa.

W tym samym czasie w ręce chłopca wpada tajemnicza bransoleta, która okazuje się być integrującym się z ciałem urządzeniem do wzywania potężnego super robota noszącego miano Reideen. Junki zostaje w kojarzący się z magią sposób przeniesiony do wnętrza maszyny i wraz z nią stara się dać odpór wrogiemu robotowi. Powoli uczy się i odkrywa kolejne moce swej maszyny, która zdaje się mieć własną wolę. Wszystko to trzyma w tajemnicy przed rodziną i przyjaciółmi ze szkoły, wśród których prym wiedzie zakochana w chłopaku jego wieloletnia przyjaciółka Shiori. Opiekę i ochronę zapewnia chłopakowi specjalnie do tego celu powołana grupa specjalna japońskich Sił Obrony, działająca pod kryptonimem Białe Czaple. W tym samym czasie do klasy Junkiego dołącza nowa uczennica, zielonooka, czarnowłosa dziewczyna o imieniu Akira. Chłopak zakochany w nastoletniej piękności przestaje zwracać całkowicie uwagę na dawną przyjaciółkę, dodatkowo wciąż musi ukrywać przed wszystkimi – łącznie z rodziną – prawdę o Reideen.

Tak pokrótce przedstawia się początek serialu, który tym razem bardzo wyraźnie nawiązuje do swojego protoplasty z lat siedemdziesiątych. Tym razem możemy z czystym sumieniem mówić o remake’u, gdyż mimo wielu zmian, ogólna koncepcja serii pozostaje wierna klasycznej opowieści. I to właśnie ona stanowi jeden z największych atutów serialu. Choć nie ma tu jakichś wielce spektakularnych zwrotów akcji, całość opowieści związanej z samym Reideen potrafi skutecznie przykuć do ekranu. Jest ona przedstawiona na dwóch podstawowych płaszczyznach, przez cały czas przeplatają się wątki obyczajowe i te związane z historią wielkiego robota.

Prywatne życie chłopaka i jego przyjaciół pokazane zostało w dojrzały sposób, a klasyczny motyw miłosnego trójkąta potraktowany został poważnie i wiarygodnie. Sprawia to, że nawet widz dorosły nie ma poczucia obcowania z czymś niezwykle naiwnym i infantylnym, często towarzyszącego oglądaniu przeznaczonych dla młodzieży seriali. Wręcz przeciwnie, wątek miłosny, choć istotny, nie jest zbyt wyeksponowany, a wiele kwestii pozostawia się w domyśle. Dzięki temu zabiegowi młodociani bohaterowie wydają się być bardzo prawdziwi i wiarygodni; pod tym względem bliżej temu anime do filmu obyczajowego, niż kreskówki przeznaczonej dla młodych widzów.

Równie ciekawie prezentuje się historia stanowiąca główną oś fabularną filmów. Przez niemalże cały czas towarzyszy nam atmosfera niedopowiedzeń i niepewności, nawet główny bohater do samego końca nie ma pojęcia, z czym tak naprawdę ma do czynienia. Odpowiednio dawkowane informacje, odkrywanie kolejnych tajemnic i umiejętne wprowadzenie kilku elementów rodem z horrorów sprawiają, że niektóre z odcinków od początku do końca trzymają nas w całkiem przyzwoitym napięciu. Szkoda tylko, że pod tym względem nie są one równe – kilka potrafi zrobić naprawdę spore wrażenie, inne przez dużą część zwyczajnie nudzą. W wielu przypadkach można to jednak usprawiedliwić chęcią zachowania spójności opowieści.

GramTV przedstawia:

Co zresztą można uznać za kolejną zaletę serii. Fabuła sprawia bowiem wrażenie dobrze przemyślanej i szczegółowo zaprojektowanej od początku do końca. Nie mamy tu często spotykanego wrażenia, że któryś z epizodów został dopisany na siłę, aby tylko wydłużyć sezon. Wszystko składa się na naprawdę zgrabną historię, która choć może nie porywa, to jednak potrafi zaintrygować i wciągnąć. To jednak niestety jeden z tych seriali, które wymagają od widza odrobiny zaufania i cierpliwości – dopiero po kilku epizodach zaczynamy odczuwać chęć poznania dalszych losów Junkiego i jego przyjaciół.

W bohaterach siła

Postaci wykreowane przez twórców to zresztą chyba największa zaleta tego anime. Są po prostu niezwykle prawdziwe i ludzkie, na pewno nie można ich nazwać papierowymi. Choć oczywiście sięgnięto tu po cały garnitur archetypów, to jednak sama kreacja postaci pozbawiona jest jakiejkolwiek sztuczności czy zadęcia. Nie słyszymy tu w ogóle kojarzących się z gatunkiem podniosłych i patetycznych tyrad o konieczności obrony ludzkości przed złem z kosmosu, tudzież innych podobnych form taniej propagandy skierowanej do młodego i niewyrobionego widza. Główny bohater, choć spokojny i zamknięty w sobie, również nie raczy nas nudnymi i długimi monologami wewnętrznymi, mającymi co mniej domyślnym widzom wyjaśnić zawiłości jego duchowości.

Świetnymi i bogatymi postaciami są członkowie Białych Czapli. Oddział ten jest zbiorem indywiduów, które może do reszty społeczeństwa specjalnie nie pasują, doskonale jednak porozumiewają się między sobą. Naprawdę rewelacyjnie pokazano tu stopniowe rodzenie się więzi między nimi a młodym bohaterem, czyniąc to znów bez zbędnego patosu i napuszonych inwokacji do samotnego księżyca. Owszem, mamy tu i sceny wzruszające, jednak należą one do rzadkości i na szczęście nie są one oparte na najtańszych chwytach, dzięki czemu doskonale spełniają swoją rolę, wywołując – zamiast śmiechu i zażenowania – uczucia podobne do doświadczanych przez bohaterów.

Niestety, największą wadą serialu jest animacja. Warto tutaj nadmienić, iż serial wykonany został w technice mieszanej – mamy wiec zarówno animację tradycyjną, jak i grafikę renderowaną komputerowo. Oddajmy jednak sprawiedliwość rysownikom - ta pierwsza stoi na bardzo przyzwoitym, choć często nierównym poziomie. W jednej chwili widzimy świetną i płynną animację na przepięknym tle, by po kilku minutach odnieść wrażenie, że plansza pochodzi z elementarza dla sześciolatków. O wiele gorzej prezentują się sceny wyrenderowane z pomocą komputerów, choć pomysł ze spowolnionym ruchem wielkich i ciężkich machin jest – trzeba przyznać - dość ciekawy. Problem w tym, że o ile same modele wykonane są na wysokim poziomie, to już pokrywające je gładkie i błyszczące tekstury sprawiają, iż mechy bardziej przypominają tanie zabawki, niż groźne roboty bojowe.

Aranżacje scen walki i przywoływania poszczególnych mocy Reideena po pewnym czasie zaczynają męczyć swą powtarzalnością do tego stopnia, że czekamy z niecierpliwością na koniec potyczki i normalną animację. Co najzabawniejsze, największy "power" mają tutaj sceny, w których widzimy nie Reideena czy wrogie mechy, lecz należące do Sił Obrony mechy klasy Jinrai i Hayate. Trudno pozbyć się w tym momencie natrętnej myśli, że miało być raczej odwrotnie. Nie można natomiast narzekać na muzykę. Doskonale spełnia swoją ilustracyjną rolę, a otwierający każdy odcinek temat jest na tyle chwytliwy, że nie mamy odruchu przewinięcia filmu do pierwszej sceny.

Reideen to ewidentny hołd złożony protoplaście z lat siedemdziesiątych. Nie jest to może serial porywający, jednak dzięki ciekawej i nasączonej odpowiednią dozą tajemniczości fabule z czasem zaczyna nas coraz bardziej wciągać. Warto go też obejrzeć choćby po to, aby zobaczyć naprawdę dojrzałą kreację bohaterów i relacji między nimi, gdzie każdy z tych elementów podany został bez zbędnego patosu oraz tanich chwytów. Jeśli tylko przymkniemy oko na nieco jarmarczny chwilami charakter animacji komputerowej, Reideen może zapewnić nam kilkanaście godzin rozrywki na naprawdę wysokim poziomie.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!