(Nie)dzielny subiektywista i Wii-kendowi nałogowcy

fett
2008/05/25 18:52

Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki, jak mawiał Heraklit z Efezu. Okazuje się jednak, że dziś nie tylko nie wkraczamy do rzeki, w której woda upłynęła, ale i zmieniamy zupełnie środowisko. Tradycją (Nie)dzielnego subiektywisty jest już chyba to, że tematyka każdego kolejnego wydania różni się przynajmniej w połowie od tego, co początkowo jest planowane. Nie będzie więc dziś dalej o wierze jako wirusie czy o wystawianych w szkatułkach zakonserwowanych trupach. Będzie zaś o... konsolach. I o tym, co mogą zrobić z człowiekiem oraz co producenci mogą (powinni) zdziałać z nimi.

Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki, jak mawiał Heraklit z Efezu. Okazuje się jednak, że dziś nie tylko nie wkraczamy do rzeki, w której woda upłynęła, ale i zmieniamy zupełnie środowisko. Tradycją (Nie)dzielnego subiektywisty jest już chyba to, że tematyka każdego kolejnego wydania różni się przynajmniej w połowie od tego, co początkowo jest planowane. Nie będzie więc dziś dalej o wierze jako wirusie czy o wystawianych w szkatułkach zakonserwowanych trupach. Będzie zaś o... konsolach. I o tym, co mogą zrobić z człowiekiem oraz co producenci mogą (powinni) zdziałać z nimi.

Nie ma tygodnia, w którym moja skromna osoba nie poświęcałaby czasu na przygotowanie kolejnych materiałów (recenzji, zapowiedzi czy też felietonów) na potrzeby gram.pl. Z myślą o trwającym jeszcze długim weekendzie zostałem przed kilkoma dniami obdarowany w redakcji najnowszą konsolą od Nintendo (tylko pożyczona, niestety...). Można powiedzieć, że w kilka minut Wii obróciło o 180 stopni moje poglądy na temat konsol nowej (będącej już obecną) generacji. A przy okazji, mimo faktu wykonywania regularnych ćwiczeń, zafundowało mi zakwasy z prawdziwego zdarzenia.

Jestem posiadaczem Xboksa 360 od listopada 2006 roku. Gdy dokonywałem zakupu konsoli, nie miałem wątpliwości, czego potrzebuję. Świeży produkt Sony należał do grupy "ni mnie ziębi, ni grzeje", a urządzenie Nintendo z miejsca zostało uznane za niegodne uwagi. Czemu? Chociażby przez to, że jak wielu, nie uznałem go za konsolę "nowej generacji", a jedynie zabawkę z tandetną grafiką. Nie jestem w stanie nazwać takiej decyzji błędem, ale na pewno był to z perspektywy czasu brak doświadczenia.

Mianem swoistego sabotażu ze strony członków redakcji mogę określić pozostawienie w czytniku Wii płyty z zestawem Wii Sports, który nijak ma się do produktu, jaki z pomocą konsoli przyjdzie mi zrecenzować. Okazuje się, że ta niewielka kolekcja pięciu gier (dołączana ostatnio do urządzenia) potrafi pochłonąć człowieka niczym narkotyk. A przy okazji zaoferować coś, co w moim niezwykle subiektywnym przekonaniu nie zostało zaoferowane przez Gears of War czy inne "wielkie tytuły" next-genowe.

Mowa rzecz jasna o rodzinnej rozrywce i niezwykle aktywnym wspólnym spędzaniu czasu. Wirtualny boks z bratem? Partyjka w kręgle z wujaszkiem? Pojedynek rodziców w tenisa? Bezcenne. Nie zawaham się stwierdzić, że nawet najbardziej odpicowane wyścigi, nawet najbardziej klimatyczna strzelanka czy do perfekcji zrealizowany RPG nie zapewnią takich emocji, jak krótka "potyczka" z kimś bliskim.

GramTV przedstawia:

Jest to swoisty paradoks. Bo czemu wspólne eliminowanie wrogów pistoletami maszynowymi ma nie bawić? Bawi, oczywiście, ale w odmienny, ciężki do scharakteryzowania sposób. Nie działają tam uczucia do bliskiej osoby, ale adrenalina, podnoszona przez niesłabnącą akcję. Może to naturalność tematyki – rzadko kiedy rzucamy przecież w ciotkę granatem. Znacznie prawdopodobniejsze byłoby wręczenie jej kija golfowego i rozegranie partyjki, na co jednak w "realu" zwykle nie ma czasu. Wszystko przyśpiesza i ułatwia więc Wii Sports. Pojawi się w tym miejscu zapewne zarzut, w pełni dla mnie zrozumiały: Wii to nie konsola "nowej generacji". Może irytować śmieszna moc i raczej żałosna grafika prezentowana przez lwią część wydanych na nią produkcji. Może jednak właśnie o to chodziło ludziom z Nintendo. O pokazanie, że głupi pociąg do coraz to bardziej realistycznej grafiki to błąd, jaki popełniamy my i producenci gier? Że tworzymy idiotyczne koło, w którym wymagamy coraz to piękniejszych obrazów zamiast prawdziwej frajdy. Spytany bez chwili zwątpienia odpowiem, że lepiej bawiłem się grając z bratem w tenisa na Wii niż podczas rozstrzeliwania kolejnych rzesz Szarańczy.

"Fanboy w cztery dni"? Nie, daleko mi do takiego określenia. Nigdy nie byłem gorącym zwolennikiem żadnej z panujących obecnie konsol. Mimo posiadania Xboksa 360 nie byłem gotów do obrony jego dobrego imienia niczym Rejtan. Nigdy nie próbowałem znaleźć się w gronie miłośników PlayStation 3. I choć przez ostatnie dni bez reszty pochłonęła mnie Wii, nie mogę powiedzieć, że uważam ją za ideał. Ba, jestem zdania, że te trzy produkty muszą przejść jeszcze długą drogę, by znaleźć się na etapie „zadatek na cudo”.

W urządzeniu Microsoftu pokochałem z miejsca achievementy i usługę Xbox Live. W dziecku Sony niezwykle cenię sobie drzemiący w nim potencjał, chcąc czy nie najwyższy z całej trójki, ale wciąż niewykorzystany. Od paru dni w "zabawce" Nintendo widzę produkt, który potrafi zapewnić inny rodzaj frajdy, nie płynący z kolorowej, przesadzonej grafiki, a wywodzący się z obcowania z bliskimi osobami. Wychodzi więc na to, że obecny etap rozwoju konsol musi być dla mnie, jak i dla wielu, etapem przejściowym.

Jak na ironię, każda z trzech wielkich firm postawiła kilka kroków, które zbliżyły je do złotego środka. Jednak też żadna z nich nie ma tego, co – przynajmniej po części – posiada konkurencja. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni, są na swój sposób wzrokowcami. Choć czuję się obecnie uzależniony od Wii, kole mnie grafika, która jest nie tylko przeciętna, ale często sprawia wrażenie, że specjalnie nie dołożono starań, by wyglądała lepiej. Porównać to można do niefortunnego bąka, puszczonego przez uroczą niewiastę na ważnej uroczystości. Jednorazowa wpadka czy przewlekły problem? Czas tylko może to pokazać.

Pokuszę się też o jedno ryzykowne stwierdzenie: to Microsoft jest najbliższy osiągnięcia sukcesu. Przynajmniej z mojej perspektywy – ta firma zgarnia obecnie większość tytułów (zarówno multiplatformowych, jak i dedykowanych tylko Xboksowi 360), jakie mnie interesują. Prace nad nowym kontrolerem, mającym być odpowiedzią na Wiilota, są póki co owiane tajemnicą. Ale jego wprowadzenie, a więc udostępnienie możliwości, jakie daje obecnie Wii, przy pomocy usługi Live! oraz mocy, jaką dysponuje urządzenie, może sprawić, że nie potrzeba nam będzie kolejnej generacji konsol. Oby.

Komentarze
33
Usunięty
Usunięty
27/05/2008 15:12
Dnia 27.05.2008 o 14:22, au_rel napisał:

Jest jeszcze Mario Kart, Mario Party, Rayman Raving Rabbids...

Mario Kart już mam, jest super, ale wbrew pozorom nie należy do najłatwiejszych gier;), ale RRR i RRR2 rzeczywiście wydają się mega sympatycznymi grami:)Jeszcze raz dzięki:)

Usunięty
Usunięty
27/05/2008 14:22
Dnia 27.05.2008 o 10:08, Nights64 napisał:

Mario i Zeldę znam, są naprawdę wspaniałe, ale chodziło mi o gry proste i niewymagające,

W takim razie polecam Boom Blox. Gra jest jeszcze świeża, od EA, pracował przy niej Steven Spielberg ;) Dla kilku graczy jest to zdecydowanie jedna z lepszych gier, przynajmniej tak twierdzą recenzenci.Jest jeszcze Mario Kart, Mario Party, Rayman Raving Rabbids...

Usunięty
Usunięty
27/05/2008 10:08

Dzięki:)Mario i Zeldę znam, są naprawdę wspaniałe, ale chodziło mi o gry proste i niewymagające, z tego co widziałem WarioWare wygląda bardzo przyjemnie, więc z pewnością zaopatrzę się właśnie w ten tytuł:)Jeszcze raz dzięki.




Trwa Wczytywanie