ESWC, tej!
Delegacja z Warszawy w postaci Laid backa oraz wyżej podpisanego wyruszyła rano z dworca centralnego Luxtorpedą w kierunku stolicy Wielkopolski. Mało brakowało, a zmuszeni bylibyśmy wraz z Piotrkiem dzwonić po Hana Solo, by podrzucił nas Sokołem Millenium. Winę zwalamy na jedyną wolną kasę i wczesną porę – zegar biologiczny każe wtedy smacznie spać, a nie ciężko pracować. Do naszej ekipy dołączył Piotrbov, zaś ranny ptaszek Siepu wyruszył pół godziny wcześniej. Podróż umknęła bez większych perturbacji bądź przekrętów, jeżeli nie liczyć morderczego sedesu i darmowego prysznica, który gwarantuje podróżnym PKP InterCity. Po naciśnięciu spłuczki toaleta wydaje dźwięki rodem z pola walki – aż złapałem się za głowę z okrzykiem "take cover!", natomiast umywalka myje nie tylko ręce, ale pierze również spodnie i koszulkę. Trochę EXP’a mi za to nabiło, nie powiem.
Po wysypaniu się z wagonu na peron powitaliśmy Poznań bananami na twarzach i ruszyliśmy zgodnym krokiem w kierunku Międzynarodowych Targów Poznańskich, obierając marsz na tak zwaną "iglicę". Gramowiczki i gramowicze, wszyscy wyposażeni w odpowiednie koszulki, czekali już na nas na miejscu (a że długo? Przeca mówiliśmy, że zbiórka o 10!). Deih, nie marudź! Nawyściskalim się i tym podobne przemiłe rzeczy, ale koniec już tych romantycznych bzdetów. Wszyscy dobrali się w pary i weszli na darmowe wejściówki, które wydębiło dla nas gramowe community. Hala, w której odbywała się impreza, stanęła otworem (zionącym ciemnością, warto dodać).Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że ESWC raczej nie będzie miało co równać się rozmachem i frekwencją z Poznań Game Arena. Z drugiej strony trudno się temu dziwić, gdyż event ten to przede wszystkim rozgrywki turniejowe – takież to było właśnie jego główne przeznaczenie. Kilkunastu wystawców także wystawiło swoje kramiki, niektóre natomiast bardzo ciekawe. Między innymi można było z bliska podziwiać bolid, którym jeździ Robert Kubica, a także zasiąść w jego replice i spróbować swoich sił na wirtualnym torze F1. Na odwiedzających czekało również sporo stanowisk free-play. Chętni mogli popykać między innymi w Wii Sports, Frontlines, PES 2008, GTA IV (wersja PS3 – brrr...!), pecetowe wersje Mass Effect (który Baal Namibowi, się nie podoba – na stos!) i Assassin's Creed, Guitar Hero III, Dancing Stage (groovy!), Bad Company, UEFA Euro 2008 i Devil May Cry 4. Nie zabrakło również zabawek w stylu mat do tańca, gadżetów Real Play (PS2) oraz piłkarskiej maty, dzięki której można było się poczuć prawie jak na prawdziwym boisku (a prawie robi wielką różnicę!). Chętni mogli również zgarnąć nagrody za potyczki na tanecznych matach i w TrackManię Nations. Periodyki growe rozdawane były za darmo, zaś RMF MAXXX umożliwiło wcielenie się na chwilę w didżeja – każdy mógł sobie „podrapać” winyle. Trzeba było jednak przyznać, że impreza była rajem dla smycz-hunterów – gadżetowy gamescore niektórzy powykręcali wręcz na maksa! Gramowa brać rzecz jasna musiała zaznaczyć swoją obecność. Co chwila widać było osoby przemykające w spersonalizowanych koszulkach poruszające się grupami od stoiska do stoiska. Jeżeli chodzi o tradycję rozkładania się pod toaletą i ocenianie przechodzących booth babes to wyszło mizernie, gdyż żadne nowe hostessy się nie pojawiły i męska część naszej ekipy z dezaprobatą wyrażała się o tym fakcie. Nic jednak straconego, gdyż narobiliśmy fotek w różnych niekonwencjonalnych pozach i minach. Stwór, który wpadł na parę chwil, przeszedł samego siebie wskakując na mnie i dając mi wyrazy swojej miłości. Fuj! Nermi zaś napastowała biednego Laid backa i innych przedstawicieli płci brzydszej. Normalnie Elexis Sinclair (SiN) w realu!Podsumowując – pomimo pewnego niedosytu i niezbyt wielkiej ilości zwiedzających, wszystko dzięki gramowiczom wypadło in plus! Humory dopisały, a i niezapomniane rozmowy warte były przybycia na ESWC 2008. Co do niedzieli – sugeruję wypowiedzieć się tym, którzy byli, w dedykowanym wątku. My tu jeszcze – na PGA – wrócimy, tej!