Już na wstępie, nie tracąc czasu, powiedzieć wypada, że Vexille, czyli najnowszy film anime autorstwa twórców Appleseed, to utwór co najmniej godny uwagi z różnych względów. Po pierwsze, choć jego przesłanie nie należy może do niezwykle oryginalnych, koresponduje bowiem z mnóstwem katastroficznych filmów i książek o charakterze przestrogi, to jednak jest cały czas aktualne i zawiera w sobie więcej odniesień do obecnej sytuacji na świecie, niż można by sądzić na pierwszy rzut oka. Po drugie, został zrealizowany w sposób oszałamiający i budzący bezsprzeczny zachwyt miłośników fotorealistycznego stylu animacji. Zajrzyjmy zatem w rzeczywistość, w której przyszło żyć bohaterom owego - zdecydowanie nie kanonicznego - anime.
Wyobraźmy sobie świat zrobotyzowany, gdzie wszechobecne maszyny rozwiązują większość problemów – od tych podstawowych typu "gdzie zaparkować" po skomplikowane akcje policyjne i militarne. A w każdym razie tak to wygląda w USA. Jednakże w świecie tym pod względem technologii prym wiedzie Japonia, eksperymentująca z budzącymi coraz większy niepokój światowej społeczności rozwiązaniami. Kiedy zapada decyzja nakazująca Krajowi Kwitnącej Wiśni rezygnację z badań związanych z robotyzacją ludzkiego ciała, ów szokuje wszystkich, podejmując krok nader radykalny – w 2067 roku występuje z ONZ i wprowadza całkowitą izolację. Wyspy otoczone zostają elektromagnetyczną barierą, nie przepuszczającą sygnałów ani na zewnątrz, ani do wewnątrz. Ich systemy obronne są tak skuteczne, iż przedostanie się do Japonii wydaje się niemożliwe.
Jednakże handel nie zostaje przerwany. Europa i Ameryka coraz bardziej uzależniają się od japońskich produktów – a konkretnie od wytworów potężnej korporacji Daiwa Heavy Industries. Nawet S.W.O.R.D. – formacja armii amerykańskiej wyglądająca na Deltę po długotrwałej i owocnej w techniczne dokonania ewolucji – masowo korzysta z robotów wspomnianej korporacji. Po dziesięciu latach odizolowany kraj daje znak życia, organizując nieoficjalne spotkanie z udziałem polityków najbogatszych państw oraz przedstawiciela Daiwa Heavy Industries. Konferencja owa nie toczy się zgodnie z planem większości uczestników, dla widzów zaś staje się wstępem do wspaniałego animowanego spektaklu o zapierającej dech niczym skuteczność pancerzy bojowych S.W.O.R.D. akcji i ciekawej fabule, zawierającej pewne nawiązania do Ghost in the Shell.
Dość rzec, że Amerykanie decydują się w końcu zaryzykować i zinfiltrować Japonię. Misja ta stanowić będzie dla głównej bohaterki filmu, porucznik Vexille, istny koszmar, jednak dzięki niemu nauczy się cenić coś, o czym żadne z nas nie myśli, nawet kiedy celebruje jego przejawy – spożywa wykwintny posiłek, pali papierosa, śmieje się z żartu lub patrzy na ukochaną osobę. A jest to rzecz najważniejsza: człowieczeństwo. Vexille to nie tylko proste ostrzeżenie przed nadmiernym zaufaniem do technologii, cechującym konsumpcyjne społeczeństwa krajów rozwiniętych, które może sprawić, iż – uzależnieni od technicznych cudeniek – okażemy się bezbronni wobec nieetycznych działań organizacji bądź firm mających nad nią pieczę. To także swoista pochwała tego, co czyni człowieka człowiekiem, czyli uczuć, sumienia, honoru, umiejętności poczucia się częścią rodzaju ludzkiego bez względu na różnice kulturowe czy rasowe, a przede wszystkim odwagi aż do samopoświęcenia w imię obrony tychże kwestii. Bez trudu znajdziemy tu także przestrogę przed izolacjonistyczną polityką, społecznym marazmem i brakiem zainteresowania działaniami wpływowych osób.
Co ciekawe, na świecie ów film postrzega się jako metaforę lęku przed współczesnymi Chinami, które traktują swych obywateli nader przedmiotowo i niemal wcale nie liczą się z innymi krajami, natomiast sami Japończycy percypują go jako zawoalowaną krytykę polityczną, aluzję wobec niebezpieczeństwa związanego z mentalnością sakoku (sakoku – "zamknięty kraj").
W obu spostrzeżeniach zapewne istnieje ziarno prawdy. Ponadto warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt charakteryzujący japońskie społeczeństwo – wdrażany etos maksymalnego utożsamienia swojego honoru z honorem firmy, której jest się pracownikiem, jak również z poziomem wykonania tejże pracy uczynił z wielu Japończyków nieomal trybiki wielkiej maszyny. Roboty, które straciły coś ważnego – nie miały już czasu normalnie żyć. Protest przeciwko takiej egzystencji także zdaje się odciskać swój ślad w niniejszej produkcji.
Zapewne jednak większość polskich widzów miast daleko idącymi przemyśleniami i przesłaniem zafascynowana będzie samym pomysłem fabularnym, ciekawymi postaciami, animacją 3D i genialnie wręcz wpasowaną w klimat ścieżką dźwiękową. Porywająca muzyka takich gwiazd jak chociażby Basement Jaxx, Boom Boom Satelites, Dead Can Dance i The Prodigy nieraz podgrzeje i tak wysoką temperaturę emocji, generowanych przez obraz w Vexille.
Zapowiedz filmowa - Polska wersja
GramTV przedstawia:
Plusy:
+ zapierająca dech w piersiach akcja
+ ciekawy pomysł i jego fabularne rozwinięcie
+ interesujące postacie, a zwłaszcza bohaterki
+ zachwycająca animacja
+ porywająca muzyka w wykonaniu gwiazd
+ może i banalne, ale aktualne przesłanie
Minusy:
- nie stwierdzono
Tytuł: Vexille
Reżyseria: Fumiko Sori
Scenariusz: Fumiko Sori, Haruka Handa
Muzyka: Basement Jaxx, Black Strobe, Boom Boom Satelites, Carl Craig, Dead Can Dance, DJ Shadow, M.I.A., Paul Oakenfold, The Prodigy, Underworld
Obsada: Meisa Kuroki, Shosuke Tanihara, Yasuko Matsuyuki, Akio Ohtsuka, Romi Paku
Produkcja: Japonia 2007
Dystrybucja: Vision
Wizualnie - wymiara - i cięzko znaleźć coś co mu dorówna w tym gatunku chociaż fani tradycyjnego anime będa zniesmaczeni i to bardzo - ja mimo wszystko też byłem nieco zniesmaczony (ale nie można twórców odrzegnywać od ilości włożonej pracy).Merytorycznie i treściowo - nuda i wtórność bijąca z każdego kadru. Nie czuć żadnego suspensu, napięcia, cięzko identyfikować się z bohaterami. Typowe japońskie kino anime (widziałeś Akire - widziałeś wszystkie katastroficzne anime). Pod tym względem film bardzo rozczarowuje i widać, że autorzy nie wiedzieli jak w pełni wykorzystać potencjał tematu. I bardzo szkoda bo zmarnował się dobry pomysł (wystarczyło tylko odejść od sztampy).Nie rozumiem dlaczego Ghost in the Shell dorasta razzem ze mną a inne filmy anime jakoś nie mogą...
Karharot
Gramowicz
01/04/2008 03:35
Co prawda film nie zrobił na mnie aż tak dużego wrażenia jak Appleseed (być może zresztą nie jestem tu całkiem sprawiedliwy gdyż obecnie z dużą niecierpliwością czekam aż Ex Machina będzie miała u nas swoją premierę), jednak zdecydowanie go polecam. Wspaniała muzyka i animacja stanowią dobrą oprawę dla wciągającej fabuły. Zdecydowanie nie żałuję obejrzenia tego filmu i myślę że każdy kto lubi takie kino będzie miał podobne odczucia:)
Usunięty
Usunięty
01/04/2008 01:40
Lucas w zapowiedzi - "Bez względu na to, czy ktoś ceni sobie stronę wizualną, czy fabularną, warto na niego przejść się do kina."Mnie dwa razy powtarzać nie trzeba ;-). Daaawno już w kinie nie byłem, więc najpewniej bym ten tytuł przeoczył, a później pluł sobie w brodę. A i - jak to wynika z praktyki - w ocenę Trashki można wierzyć. Z rzadka jedynie zdarza się Jej z moim gustem mijać. Ale łaskawie Jej, te chwile zaćmienia gustu, darujemy ;-).P.S.A co z recenzjami książek? Cicho coś ostatnio.