Trivikram Srinivas – "Athadu – poszukiwany" – recenzja filmu DVD

Trashka
2008/03/24 20:46
0
0

Ciekawostka z Tollywood

Ciekawostka z Tollywood

Ciekawostka z Tollywood, Trivikram Srinivas  – "Athadu – poszukiwany" – recenzja filmu DVD

Nazwa Bollywood mówi coś już chyba wszystkim miłośnikom kina. To miejsce będące hinduskim odpowiednikiem Hollywood, a zarazem swoistą odpowiedzią na zagraniczną kinematografię. Chlubi się ono tak gigantyczną produkcją filmów, że gdyby amerykańscy producenci i reżyserzy aspirowali do tego samego, zapewne zzielenieliby z zazdrości albo poszli się utopić. Okazało się jednak, że dla Bollywood istnieje prawdziwa konkurencja – Tollywood z południa Indii, produkująca mniej, lecz również mająca swoje megagwiazdy i fanatycznie oddanych im fanów. Athadu – poszukiwany to pierwszy obraz stamtąd, który możemy obejrzeć w Polsce. I co tu kryć, jest to interesujące doświadczenie. Choćby dlatego, że w filmach hinduskich Południowców normę stanowi mnóstwo scen walki i przeróżne „matrixy”.

Przy okazji: warto wiedzieć, że słowo „Tollywood” pochodzi z połączenia słów „tolly”, czyli określenia dla przemysłu filmowego w języku telugu (używanym przez znikomą część mieszkańców Indii w porównaniu z tą, dla której podstawowym językiem jest hindi, wykorzystywany w Bollywood), i oczywiście „Hollywood”. Recenzowany tytuł nakręcono w telugu, stąd nieco inne brzmienie, chwilami kojarzące się wręcz z językami Dalekiego Wschodu.

Athadu – poszukiwany opowiada o przypadkach pewnego płatnego mordercy o jakże uroczym imieniu Nandu (Mahesh Babu). Odgrywający go aktor jest otoczonym kultem gwiazdorem, zwanym „Księciem”, i swoistym odpowiednikiem bollywoodzkiego Shah Rukh Khana. Jednakże zapewne jeszcze trochę mu brakuje do popularności tego ostatniego. Trudno konkurować z kimś nazywanym „Królem Khanem”, uważanym przez stosunkowo mniej wykształconych mieszkańców północy za jednego z bogów i posiadającym kapliczki w licznych wioskach... Ale jeszcze wszystko przed nim.

Wracając do filmu, nasz bohater ma do spełnienia pewne dość nietypowe zadanie, któremu oczywiście tylko on może podołać. Ostatecznie nie ma większego profesjonalisty aniżeli ktoś, kto trudnił się zbrodniczym fachem od dziecka. Niestety, okazuje się, że nawet jego można wystrychnąć na dudka.

Nandu zmuszony jest ekspediować się z miejsca akcji w przyspieszonym tempie i umykać w nieznane. Nie będzie mu łatwo, gdyż jego tropem podąża policja. I to radząca sobie całkiem nieźle, zwłaszcza jak na technologiczne braki wobec swych odpowiedników z Ameryki Północnej czy Europy.

Wspomnianym „nieznane” staje się pewna niewielka wieś (u nas zapewne uznano by ją za spore miasteczko), gdzie Nandu ukrywa się w przemiłej, nieco zwariowanej rodzinie, która wzięła go za dawno zaginionego krewniaka. Pod jej wpływem mężczyzna odkrywa, że choć nie zdawał sobie z tego sprawy, przez cały czas brakowało mu bliskich i że zdolny jest do uczuć oraz poświęceń, które przedtem nawet nie przyszłyby mu do głowy. Na przykład zakochuje się w pyszałkowatej, lecz zarazem słodkiej Puri (Trisha Krishnan). W konsekwencji pomaga ludziom, którzy przygarnęli go pod swoje skrzydła, okazując się dla nich równie wielkim błogosławieństwem, co oni dla niego.

To jest ta poważniejsza warstwa filmu, niosąca może i banalne, ale optymistyczne przesłanie, że niczyjego życia nie warto spisywać na straty i w każdym znajdziemy coś dobrego (a przynajmniej, jeśli otrzyma właściwą motywację). Jednakże Athadu – poszukiwany zdecydowanie nie miał na celu epatować głębią przesłania. Kokietuje za to mnóstwem komediowych momentów, całkiem ciekawymi scenami akcji (zarówno na poważnie, jak i z przymrużeniem oka), fabularnymi woltami oraz niezbędnymi w hinduskiej kinematografii „teledyskami”.

A stwierdzić trzeba, że odtwórcy głównych ról, wraz z towarzyszącymi im zespołami, dali prawdziwy taneczny i wokalny popis. Naturalnie ci, którzy nie przepadają za hinduską manierą śpiewania, nie będą zachwyceni. Za to układy taneczne – wykorzystujące nie tylko tradycyjne indyjskie tańce, ale także... spuściznę Michaela Jacksona, jak również hip hop – są bezsprzecznie świetne.

Na tamtejszych filmowców nie nałożono obowiązku przestrzegania hollywoodzkich reguł dotyczących utworów i limitów czasu trwania. Zatem Athadu – poszukiwany liczy sobie aż 172 minuty, a zawarto w nim praktycznie pełnometrażowy film sensacyjny, pełnometrażową komedię i sześć teledysków (które można również obejrzeć sobie osobno w ramach dodatku na płycie DVD). Analizując, da się wyróżnić następujące po sobie trzy segmenty: kryminał, komedia i znów kryminał. Twórcy czerpali pełnymi garściami ze wszystkiego, co mogli, a szczególnie z kinematografii USA i azjatyckiej w rozumieniu Dalekiego Wschodu. Mamy tu elementy charakterystyczne dla filmów japońskich, chińskich i koreańskich, a sposobu realizacji scen akcji nie powstydziłyby się wytwórnie z Hongkongu.

Zwłaszcza część humorystyczna zdaje się czerpać z „żółtych” komedii. „Kwaśne” sytuacje rodem z kreskówek lub aktorska gra Trishy Krishnan, która, gdyby ją komputerowo przetworzyć, mogłaby swobodnie zostać umieszczona w jakimś jajcarskim anime (włącznie z mimiką i akcentem), sprawią, że miłośnicy wspomnianych komedii będą płakać ze śmiechu. Odpowiednio osoby, które nie przepadają za takim rodzajem humoru, ukontentowane nie zostaną. Przy okazji warto dodać, że uczestnicy seansu jednogłośnie przyznali scenie z rowerem złotą statuetkę Radżkumara (tych, co nie wiedzą, któż zacz, odsyłamy do Superprodukcji Machulskiego).

Fakt, iż w indyjskich filmach tak ważną funkcję pełni muzyka, czyni, że twórcy dzięki niej doskonale panują nad nastrojem i świetnie wiedzą, jak wykorzystać ścieżkę dźwiękową, by odpowiednio było „strasznie, śmiesznie i puchato”. Kolejną zaletę stanowi możliwość zapoznania się z różnymi obyczajowymi ciekawostkami tamtejszego społeczeństwa, przemyconymi w różnych momentach owej produkcji. Scenarzysta, a zarazem reżyser z przymrużeniem oka zwraca uwagę na chęć amerykanizacji Hindusów – ukazane postacie wyraźnie lubują się we wtrącaniu angielskich słówek przy każdej możliwej okazji – co pogłębia komiczny efekt.

W części sensacyjnej recenzowanego tytułu znajdziemy motywy rodem z gier komputerowych, wyraźne odniesienia do Terminatora, Matrixa i filmów Johna Woo. Autorzy radośnie tworzyli, nie wykazując obaw przed wtórnością czy plagiatem. I wszystko fajnie, choć w tym momencie nadarza się okazja, by przejść już do nielicznych minusów tego naprawdę przyjemnego filmu.

O ile parodiowanie różnych elementów nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz dodaje atrakcyjności, o tyle wzięcie żywcem, na poważnie, „reżyserskiego podpisu” pana Woo, jakim są gołębie, do eleganckich poczynań bynajmniej nie należy. Innym minusem w oczach nas, person z kręgu cywilizacji Zachodu, okazują się straszliwe dłużyzny. Hindusi zdecydowanie mają inne poczucie czasu. Oczywiście w końcu się przyzwyczajamy, ale początek jest naprawdę ciężki do zniesienia (napisy początkowe wraz z intro trwają niemal tyle, co niejedna europejska krótkometrażówka). Jednakże atuty filmu pozwolą odbiorcy przymknąć na to oko.

GramTV przedstawia:

Podsumowując: nie tylko ciekawostka, ale i prawdziwa perełka. No, chyba że ktoś nie trawi zaprezentowanego poczucia humoru i sposobu śpiewania (ale to ostatnie można przewinąć).

Plusy: + komediowe momenty (a zwłaszcza scena z rowerem) + rozbrajająca gra aktorów + pomysł na fabułę + kulturowe ciekawostki w fabule + zręczne połączenie motywów czerpanych z różnych kinematografii + całkiem niezła realizacja + taniec i piosenki (piosenki stanowią zaletę dla tych, którzy lubią hinduski sposób śpiewania) Minusy: - dłużyzny (zwłaszcza na początku) - dość bezczelne wykorzystanie „reżyserskiego podpisu” Johna Woo - piosenki (wada dla tych, którzy nie lubią hinduskiego sposobu śpiewania) - „kwaśny” humor, jeśli ktoś nie trawi takowego

Tytuł: Athadu – poszukiwany Reżyseria: Trivikram Srinivas Scenariusz: Trivikram Srinivas Zdjęcia: Brak danych Muzyka: Mani Sharma Obsada: Mahesh Babu, Trisha Krishnan, Prakash Raj, Sonu Sood Produkcja: Indie 2005 Dystrybucja: Blink Cena: ?

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!