Joe Haldeman – „Wieczna wojna” - recenzja

Trashka
2007/05/12 18:36
0
0

Kosmici i potwory

Kosmici i potwory

Kosmici i potwory, Joe Haldeman – „Wieczna wojna” - recenzja

Nie jest łatwo stworzyć porządną militarną fantastykę. Oczywiście czytadła pełne kosmicznych flot i kosmicznych wrogów, charakteryzujące się fajną wartką akcją i brakiem głębszego przekazu, trafiają się na półkach księgarń całkiem często. Gorzej z wizją, która okaże się czymś więcej niż kolejną relaksującą, lecz w sumie błahą historyjką, choćby nawet i niezwykle dramatyczną. Gorzej z lekturą, która pozostawi niezatarty ślad w pamięci. Która skłoni do namysłu na kilkoma ważnymi kwestiami. Albo choć nad banałami. Albo nad rzeczami, które z pozoru są banałami.

Taką książką jest Gra Endera Orsona Scotta Carda, ale i ona – tak znakomita w warstwie psychologicznej – jednak nieco niknie w cieniu Wiecznej wojny Joe Haldemana, powieści napisanej wcześniej i jeszcze bardziej gorzkiej w wymowie. Militarnej powieści, która wręcz bombarduje psychikę odbiorcy, i którą koniecznie powinni przeczytać wszyscy miłośnicy oraz miłośniczki poważnej Hard SF.

Znaczna część czytelników i czytelniczek zapewne kojarzy tę historię dzięki cyklowi komiksowemu rysowanemu przez Marvano według scenariusza samego Haldemana. Teraz, zapoznając się z książkowym oryginałem, będą mieli dodatkowy smaczek.

Naturalnie tematem książki jest wojna z inną inteligentną rasą oraz jej reperkusje, to jak na przestrzeni dziejów wpływa ona na ludzką cywilizację, jednakże utwór Haldemana stanowi w istocie przypowieść o wojnie jako takiej, o wojnie samej w sobie. Objawiony publice cel może jawić się jako niezwykle szczytny i wspaniały, ale ona sama będzie brudna, obrzydliwa i pełna wątpliwych moralnie czynów. A z punktu widzenia zwykłego, szeregowego żołnierza – po prostu beznadziejnie głupia. Lecz przecież politycy i sztab generalny wiedzą lepiej.

Autor wie, co mówi. Książka powstała w połowie lat siedemdziesiątych, względnie świeżo po tym, jak jej autor wrócił z Wietnamu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Haldeman żywcem przenosi do powieści niezwykle przejaskrawione doświadczenia z tej wojny. Wieczna wojna przypomina nieco Paragraf 22 Josepha Hellera. Również pokazuje ludzi wrzuconych w tryby bezdusznej biurokracji lub postawionych w obliczu absurdalnych pomysłów, w których zdają się lubować wszelkie armie świata. Momentami zaś utwór Haldemana budzi ulotne skojarzenia z Cienką czerwona linią Jamesa Jonesa, przedstawia bowiem żołnierzy w sytuacji bez wyjścia, pod gigantyczną presją psychiczną i bez nadziei na przetrwanie.

Wraz z głównym bohaterem, Williamem Mandellą, śledzimy sytuacje równie dziwaczne, co idea wegetariańskiej golonki. Ot, choćby szkolenie obejmuje budowę mostów z termoplastycznych płyt, pomimo że docelowe planety – istotne strategicznie – raczej nie obfitują w rzeki. Wyszkolenie jednego żołnierza kosztuje wielkie pieniądze, ale dowództwo dopuszcza do ogromnej śmiertelności podczas manewrów. Oferowane kombinezony bojowe są śmiercionośne głównie dla... użytkowników. W imię propagandy „bronią nas najlepsi” rekrutuje się osoby mające ponad 150 IQ. Następnie owi nieledwie geniusze zostają obsadzeni w roli armatniego mięsa. Logika nakazuje przeznaczyć ich raczej do pracy nad ulepszeniem sprzętu lub przyhołubić jako wojskowych specjalistów w dziedzinach, które studiowali. Cóż, w Wietnamie również lądowali pechowi studenci, których teoretycznie powinno trzymać się z dala od zbędnego ryzyka (sam autor był bardzo zdolnym fizykiem i astronomem)... W dodatku często otrzymywali nieadekwatne do warunków wyposażenie. Albo uszkodzony sprzęt.

Jednakże wyraźna przesada Joe Haldemana może obniżyć przyjemność z lektury tym miłośnikom Hard SF, którzy przywiązują wagę do logiki związanej z technologicznym rozwojem kreowanego świata. Na przykład już w czasach autora używano bojowych symulatorów – właśnie po to, aby kosztowni rekruci nie ginęli niepotrzebnie.

Na tle czasów, w których tworzył pisarz, tym bardziej przykuwa uwagę jego pomysł na armię przyszłości. W oczach moralistów musi on być nad wyraz karkołomny. Oto w tych samych oddziałach służą i mężczyźni, i kobiety, a ich swobodne kontakty seksualne są wręcz zalecane, by nie rzec indukowane jako nowa obyczajowość armii. Naturalnie nie ma mowy o żadnych gwałtach czy molestowaniu. Wszyscy mają się relaksować po ćwiczeniach, bo „wyposzczony” żołnierz nie działa prawidłowo. Dlatego też dozwolone są lekkie narkotyki.

W latach siedemdziesiątych tak zwana „płeć piękna” przypuściła szturm na siły zbrojne, dowodząc, że przecież wiele kobiet walczyło podczas II Wojny Światowej – i wtedy jakoś wszystko było w porządku. Jednakże pomimo wysiłków lądowały w siłach pomocniczych. Praktycznie rzecz biorąc, sytuacja ta zaczęła się powoli zmieniać dopiero od połowy lat dziewięćdziesiątych. Haldeman, jako jeden z nielicznych pisarzy-mężczyzn, wyrażał niezachwiane przekonanie, że zdrowa i wysportowana kobieta po odpowiednim wyszkoleniu będzie równie sprawnym wojownikiem, co takiż mężczyzna. Uważał za oczywiste, że armia przyszłości sięgnie i po te ludzkie zasoby. Po prostu trzeba coś zrobić z seksualnym tabu, bo regulaminowe zakazy spowodują tylko ferment.

W jego wizji jednak sam żołnierz, płci dowolnej, traktowany jest nad wyraz przedmiotowo. W odpowiednim momencie ma stanowić maszynę do zabijania, drapieżnika wypuszczonego na roślinożercę. Poddawany jest więc hipnotycznym uwarunkowaniom i faszerowany stymulantami. Jedną z najbardziej niesamowitych scen w książce okazuje się ta, która opisuje, co dzieje się, gdy hipnotyczne oprogramowanie zaczyna działać. Ludzie stają się potworami, a ostatnie świadome, kierujące się logiką cząstki, rozpaczliwie kołaczące się w ich umysłach, nie mogą nic na to poradzić.

GramTV przedstawia:

Bardzo ważną kwestię stanowią przemyślenia pisarza na temat ludzkich zachowań, a zwłaszcza ksenofobii. Do wojny z Taurańczykami przyczyniła się niemożność porozumienia. A wojskowi, przyzwyczajeni, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to trzeba atakować, bardzo ucieszyli się z takiego obrotu sprawy. Trzeba przyznać, że cała warstwa psychologiczna książki prezentuje się wręcz genialnie: nie tylko reakcja Mandelli na rzeczywistość wojny i jego więź z Marygay Potter (towarzyszką broni), lecz przede wszystkim trudności w dostosowaniu się do coraz to nowych realiów. Realiów zmieniających się jak w kalejdoskopie. Autor porwał się bowiem na rzecz karkołomną: przedstawił historię kosmicznego konfliktu, który toczy się na przestrzeni jedenastu wieków. Wszystko to obserwuje i komentuje człowiek urodzony w latach siedemdziesiątych XX w.

Wskutek przemieszczania się przez czarne dziury oraz z prędkością przyświetlną statki kosmiczne stają się swoistymi wehikułami czasu, przenosząc podróżników w coraz to dalszą przyszłość. Wraz z Wiliamem Mandellą obserwujemy fascynujące swym rozmachem - i niezwykłą odwagą autora – zmiany technologiczne, ekonomiczne, społeczne i obyczajowe. Śledzimy drastyczne zmiany kulturowe – począwszy od języka, na mentalności skończywszy. Sam sposób walki z przeludnieniem na początku XXI w. zapewne przyprawiłby obyczajowych konserwatystów o apopleksję (zwłaszcza co poniektórych polskich polityków).

Wieczna wojna prezentuje pomysły niezwykłe dla ówczesnej (i dzisiejszej) fantastyki, zarazem jednak także typowe dla lat siedemdziesiątych obawy – zwłaszcza co do wzrostu przestępczości (to autor przedstawił wręcz groteskowo), katastrof ekologicznych i gospodarczych. Charakterystyczne dla tamtych czasów jest również swoiste upajanie się kosmosem – tym, że człowiek stanął na Księżycu. Akcja rozpoczyna się w 1997 roku, a Ziemianie już eksplorują całe galaktyki... Trzeba jednak jasno powiedzieć, że – pomimo owej „myszki” – przekaz tej powieści jest uniwersalny. Ona sama zaś przykuwa uwagę chłodnym i zwięzłym stylem. Styl ów świetnie wyraża napięcie akcji, ironię autora i gorycz wykreowanego przezeń głównego bohatera.

Plusy: + odwaga poczynionych założeń fabularnych + złożoność wizji + strona psychologiczna + ironia i czarny humor + zwięzły, a zarazem doskonale oddający napięcie styl Minusy: - przesada w nawarstwianiu typowo armijnych oraz technicznych nielogiczności - irytująca pustka ostatnich stron książki (szkoda, że nie wypełniono ich notkami o co ważniejszych pozycjach wydawniczych)

Autor: Joe Haldeman Tytuł: Wieczna wojna Przekład: Zbigniew A. Królicki Wydawnictwo: Solaris, 2007 rok Wydanie: oprawa twarda, 280 str Cena: 39,90 zł Strona WWW: tutaj

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!