Niestety, na tym świecie nie ma rzeczy doskonałych, więc i nie każdy artysta zawsze święci tryumfy. Najnowszy produkt Zhang Yimou, znany polskim widzom pod tytułem Cesarzowa, do udanych zdecydowanie nie należy.
Dlaczego Cesarzowa, mimo że przyjęty na całym świecie tytuł brzmi: Course of the Gold Flower? Cóż, polscy dystrybutorzy nie raz i nie dwa zasłynęli tajemniczymi, wzbudzającymi konfuzję poprawkami tytułów... Tym razem widać postanowili, zapewne w trosce o to, by widzowie się nie pogubili, od razu zwrócić naszą uwagę na centralną postać dramatu.
Film opowiada bowiem o cesarzowej Fenix, małżonce cesarza Pinga, wmanewrowanej w sytuację nie do pozazdroszczenia (aczkolwiek jak się okaże – również z własnej winy). Nad wyraz urodziwa, a zarazem niegłupia dama jest niewolnicą dworskiego ceremoniału, a także całej tradycji nakazującej absolutne posłuszeństwo cesarzowi. Oznacza to w praktyce, że nie może mu się otwarcie przeciwstawić ani w najprostszych sprawach, ani w obronie własnego zdrowia i życia. Zatem przez dziesięć lat posłusznie przyjmuje tajemnicze lekarstwo na anemię. Co prawda na nią nie choruje, ale jej boski małżonek uznał, że tak. Przyjmuje ową substancję nawet wtedy, gdy jej stan wyraźnie się pogarsza...
Nie tylko kontakt cesarza z małżonką wydaje się nader specyficzny. Szybko odkrywamy, że także relacje z synami do wzorcowych nie należą. W przeszłości oraz w chwili obecnej rozgrywa się wiele intryg, atmosfera jest aż gęsta od niedomówień. To oczywiste, że raczej prędzej niż później wydarzy się coś koszmarnego.
Brzmi zachęcająco, nieprawdaż?
Jakże więc zdumiewa to, że niemal cała pierwsza połowa filmu poraża straszliwą nudą. Gdyby to była europejska produkcja, można by rzec: „nudne jak flaki z olejem”. Ponieważ jednak na stół wjechała chińszczyzna, lepiej powiedzieć: „nudne i mdłe jak niedogotowany ryż w niedoprawionym sosie, który miał być pikantny”. Przesadność owego stwierdzenia znakomicie komponuje się z przesadą emanującą z całego obrazu Zhang Yimou. Jesteśmy bowiem przytłoczeni ogromem i bogactwem dekoracji (owszem, trzeba przyznać bardzo pięknych – naturalnie dla tych, którzy cenią chińską sztukę), całymi armiami statystów, które maszerują w te i we wte przed naszymi oczami, barwami przyprawiającymi o oczopląs.
Jedyną ciekawostkę w pozytywnym tego słowa znaczeniu stanowi sposób przedstawienia dworskiego życia. Widzimy liczne oddziały wojskowych, służebnic i eunuchów, wstające, ubierające się i wykonujące swe obowiązki na komendę, na uderzenie drewnianych pałeczek, jak w upiornym zegarku. Słyszymy monotonną recytację, informującą o mijaniu kolejnych godzin, według której toczy się życie cesarskiego pałacu. Patrzymy na ludzi, którzy stali się kukiełkami, trybikami w wielkiej machinie. Budzi to zimny dreszcz na grzbiecie, lecz to już przynajmniej jakaś emocja... Innych próżno by oczekiwać.
Pomimo przepychu oraz niezaprzeczalnego faktu, że w pewnym momencie akcja nareszcie żwawiej rusza do przodu, Cesarzowa sprawia wrażenie dziwnie mdłej i bezpłciowej... Przy czym nie chodzi tu o samą Gong Li, która jest niezłą aktorką i bardzo piękną kobietą (czterdziestka na karku bynajmniej nie odejmuje jej ani ociupiny urody - podobnie jak w przypadku wielu innych Azjatów płci obojga). Niestety nawet ona oraz partnerujący jej, jako cesarz Ping, Chow Yun Fat – znany z wielu hollywoodzkich produkcji – nie byli w stanie uratować filmu. Raz, że wydawali się w gorszej niż zwykle „kondycji aktorskiej”. Dwa, że cokolwiek starali się pokazać, ginęło w natłoku efektów, czy raczej efekciarstwa. Dramat bohaterów całkowicie utonął w przepychu – nadmiarze przedmiotów, kapiącego ze ścian i strojów złota – a także w wielu bezsensownych scenach. Choćby absurdalny pojedynek ojca z synem w pierwszej połowie filmu; a może po prostu chodziło o to, byśmy mieli pewność, iż obaj są „twardymi herbatnikami”.
Układy walk we wschodnich superprodukcjach na ogół budzą żywsze uczucia i miło się je ogląda. Tutaj nie powalają na kolana. Przyjemnie cieszą wzrok jedynie oddziały morderców sprytnie poruszających się dzięki linom z ostrzami i kotwiczkami. Ale żeby nie było za dobrze, przy okazji wykonywania przez wspomnianych wojowników misji, zleconej przez władcę, uważni obserwatorzy dostrzegą pewien wyraźny błąd logiczny. Może reżyser liczył, że otumani widzów scenerią i nikt nic nie zauważy. Ponadto wyrastające jak spod ziemi armie budzą zdziwienie i przyprawiają o lekki ból głowy. Trochę śmieszą. W pewnym momencie ginie coś koło dwudziestu tysięcy ludzi. Nikt się tym nie przejmuje – rozpoczyna się Święto Chong Yang. Cóż, Chiny to kraj ludny.
W tym miejscu warto poinformować osoby zainteresowane historią Chin, że nie powinny się niczemu dziwić i szukać walorów stricte edukacyjnych. Dowiadujemy się, iż akcja rozgrywa się w 928 roku, gdy władała dynastia Tang. Natomiast lata 907-960 to nowy okres rozbicia, okres pięciu dynastii. Od 926 roku panowała tak zwana późniejsza dynastia Tang, będąca w rzeczywistości zasymilowanymi Turkami - nie istniał podówczas ani cesarz Ping, ani cesarzowa Fenix, ani też książęta Jie, Cheng i Xiang. Przedstawiona masakra nie miała miejsca. Po prostu Cesarzowa stanowi nie film historyczny, lecz ekranizację sztuki teatralnej autorstwa Yu Cao, przedstawiającej całkowicie fikcyjną historię (co oczywiście żadną wadą nie jest).
Podsumowując, trzeba powiedzieć, iż film oferuje przede wszystkim gigantyczne rozczarowanie. O muzyce nic nie zostało wspomniane, ponieważ ciężko tak określić zbitki dźwięków podkreślające newralgiczne momenty. To, co musiało być fascynujące na deskach teatru – zranione uczucia bohaterów, oszustwo, zdrada i intryga, pożądanie władzy bądź kochanka, pojedynki – zostało całkiem przyćmione przez przerost formy nad treścią. I nie można rzec, że to charakterystyczny dla Azjatów zabieg, gdyż na ogół rozmach, wykwintność i patos w ich filmach służy choćby podkreśleniu siły symboli, legendy, mitu, tradycji. Potencjalnie fascynująca fabuła nuży. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż miało się do czynienia z jakąś mdławą parodią greckiej tragedii (w dodatku okraszonej na końcu ckliwą popową piosneczką). Cesarzowa mogłaby zachwycić chyba tylko bezkrytycznych amatorów chińszczyzny w każdej postaci, nawet jeśli podane „danie” okazuje się łykowate, nieprzyprawione i grozi niestrawnością.
Plusy:
+ piękne dekoracje i kostiumy (otrzymały nominację do Oscara)
+ ukazanie grozy dworskiego ceremoniału
Minusy:
- bezsensowność wielu scen (z pewnym błędem logicznym włącznie)
- porażająca nuda przez niemal całą pierwszą połowę filmu
- nadmiar przepychu przyćmiewający dramat bohaterów
- nużąca fabuła
Tytuł: Cesarzowa (Man cheng jin dai huang jin jia)
Reżyser: Zhang Yimou
Scenariusz: Zhang Yimou
Zdjęcia: Xiaoding Zhao
Muzyka: Shigeru Umebayashi
Obsada: Chow Yun Fat, Gong Li, Yay Chou, Qin Junjie, Li Man, Liu Ye, Ni Dahong
Produkcja: Hong Kong / Chiny 2006
Dystrybucja: Best Film
Strona WWW: tutaj