P.D. James – „Ludzkie dzieci” – recenzja

Trashka
2006/11/10 20:30
7
0

Grom z jasnego nieba

Grom z jasnego nieba

Grom z jasnego nieba, P.D. James – „Ludzkie dzieci” – recenzja

To, że nowe pokolenia przychodzą na świat i przejmują schedę po rodzicach wydaje się rzeczą tak pewną i oczywistą, jak sama Ziemia pod stopami. Ale staruszka-planeta nie ma monopolu na wieczność i nie zawsze będzie tańczyć swój taniec wokół życiodajnej gwiazdy. Młodzi biorą sprawy w swoje ręce i zmieniają świat, swe dziedzictwo, w oczach jednych na lepsze, zaś drugich – na gorsze, jednak w efekcie i tak życie toczy się niemal tak samo: morze zbrodni, a na jego falach unosi się nieco tratw ratunkowych z dobrych uczynków. Czyńcie Ziemię sobie poddaną. A co, jeśli pewnego pięknego dnia na Ziemi nie pojawi się już nikt nowy, by odróżnić dobro od zła?

Czy świat wiele na tym straci, że żaden człowiek nie obejrzy już wschodu słońca?

Powieść P.D. James prowokuje niejedno pytanie budzące niepokój u każdego myślącego człowieka. I nie chodzi tu jedynie o przygnębiającą wizję opustoszałych, rozpadających się miast, dzikiej natury powracającej na utracone pozycje, która już nikogo nie zachwyci, niszczejących zdobyczy kultury i nauki, których nikt już nie doceni. Bo nie będzie już inteligentnych istot, chyba że przybędzie ktoś z odległych gwiazd, by wykonać odpowiednik pstryknięcia kilku fotek, nic tak naprawdę nie pojmując. Niczym horda japońskich turystów na wycieczce po kompletnie nie znanym kraju. Znacznie bardziej przerażające wydaje się schyłkowe stadium ludzkości. Starzejące się społeczeństwo, które powoli, lecz nieuchronnie zdaje sobie sprawę, że nie ma nadziei, że już nigdy i nigdzie, w żadnym kraju świata, nie zabrzmi płacz dziecka.

Autorka przedstawia wnikliwy, klinicznie zimny opis degeneracji ludzkich pragnień i zachowań. Jej książka opowiada między innymi o samotności wobec nieuniknionego, o różnych rodzajach braku nadziei i różnych metodach radzenia sobie z poczuciem bezsensu życia, ale także o tym, do czego zdolny staje się człowiek, gdy wbrew wszystkiemu ową nadzieję otrzyma. To studium poczucia wyobcowania ze świata, poczucia zdradzenia przez siłę wyższą, lecz także zapis walki o człowieczeństwo, wolność wyboru, podmiotowość, choćby tylko po to, by godnie umrzeć. Wbrew zapędom rządu, wtłaczającego przydatnych w rolę biernych przedmiotów, a niepotrzebnym fundującego Wyciszenie... Globalne nieszczęście spadło na ludzkość nagle niczym grom z jasnego nieba. I podobnie jak on nosiło znamiona boskiego gniewu. W roku 1995, roku nazwanym Omegą, urodziło się ostatnie dziecko na naszej planecie. Z początku nikt nie przeczuwał, że oto nadszedł początek końca ery człowieka. Naukowcy postanowili zbadać przyczynę i wyleczyć ową „chorobę”, jak każdą inną. Przeżyli prawdziwy szok, gdy okazało się, że nie tylko nie można znaleźć samca homo sapiens dysponującego żywotnym nasieniem, ale i sperma zmagazynowana na potrzeby sztucznego zapłodnienia lub badań medycznych przestała spełniać kryteria. Nagle w mistyczny sposób... stała się martwa. Oczywiście, wszystkie państwa postanowiły połączyć się w wysiłku ratowania ludzkiej rasy, wkrótce powstało jednak pytanie – której... I wybuchły waśnie międzyrasowe o zaszczyt przetrwania, o złudne lekarstwo. Złudne, gdyż nikt go nie znalazł pomimo upokarzającego programu badań kobiet i mężczyzn w odpowiednim wieku. Nie znalazł, pomimo że nastał już rok 2021.

Fabuła „Ludzkich dzieci” rozgrywa się w Wielkiej Brytanii, państwie zmienionym nie do poznania. Coraz starszym obywatelom, nurzającym się w beznadziei i samobójczych myślach, cierpiącym na depresje i załamania nerwowe, zależy już tylko na bezpieczeństwie, wygodzie i rekreacji. Z jednej strony widzimy wybuchy agresji, przemocy, upust zmysłów w ramach walki z nudą, z drugiej zaś ludzie obojętnieją i tracą energię, wielu nie chce już nawet uprawiać seksu. Okazuje się, że seks zupełnie oddzielony od prokreacji, choćby nawet był to dreszcz strachu związany z niechcianą ciążą, kompletnie stracił urok. Z racji wspomnianych pragnień bezpieczeństwa, wygody i rozrywek mieszkańcy oddali swój los w ręce przekonującego, charyzmatycznego Xana Lyppiatta. Mianował się on zarządcą Wielkiej Brytanii i stanął na czele marionetkowej Rady Anglii. Zaoferował im możliwość wygodnego i beztroskiego życia, zarazem skutecznie pozbawiając resztek wolnej woli, serwując iście upiorną wersję „łagodnego” totalitaryzmu, w miękkich aksamitnych rękawiczkach. Teraz ludzie zmieniają się w zdziecinniałych szaleńców albo pławiące się w przeszłości półautomaty. Niewygodni są usuwani przez Państwową Policję Bezpieczeństwa, bazującą na tak zwanych Omegach – ostatnim ludzkim pokoleniu, przerażająco wyzutym z uczuć.

P.D. James w fascynujący i oryginalny sposób rozwinęła w powieści kilka wzorców, na stałe zakodowanych w naszej wyobraźni dzięki wielu antyutopiom i dystopiom – na przykład dzięki utworom Janusza A. Zajdla, „1984” Orwella, czy książce „Nowy Wspaniały Świat” Huxleya. Pomimo śladów wyraźnie wskazujących na inspirację tymi ostatnimi książkami autorka kieruje uwagę czytelników i czytelniczek ku nieco innemu aspektowi dehumanizujących rządów Xana (dużo groźniejszego od Wielkiego Brata). On dba o pozory demokracji. W imię przywracania Anglikom poczucia własnej wartości pozbawia ich zainteresowania tym, co się wokół nich dzieje, współczucia wobec tych, co przestali sobie radzić z rzeczywistością, oraz imigrantów z biedniejszych krajów, obróconych w przymusowych robotników... U James uderza ukazanie kwestii żądzy władzy jako ostatniego odruchu obrony przed nudą u chorobliwie ambitnej jednostki oraz analiza jej skutków.

Akcja powieści koncentruje się na historyku Theo Faronie, kuzynie i dawnym doradcy Xana. Główny bohater to osobnik wzbudzający przede wszystkim odrazę. Jest w pewnym sensie nieludzki, choć nie ma to nic wspólnego z okrucieństwem, gdyż nawet do tego wydaje się niezdolny. Jest zimny, płytki, egoistyczny i za wszelką cenę unika odpowiedzialności. Sprawia wrażenie niepokojąco podobnego do kuzyna. Jednakże pewnego dnia jego życie ulega dramatycznej odmianie. Poznaje Julian, radykalną działaczkę, członkinię grupki pragnącej poderwać ludzi przeciwko Lyppiattowi. Powoli budzi się ze snu – budzi się w nim człowieczeństwo, zdolność do współczucia i miłości. Wątek ten nie stanowi jednak romansu w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Jest to raczej romans metafizyczny. Uważni czytelnicy i czytelniczki dostrzegą alegorię historii biblijnej (a nawet kilku), która stała się kamieniem węgielnym chrześcijaństwa (nie mylić z fanatycznym katolicyzmem w polskim wydaniu). Gotowość do uczuć i poświęceń stanowi jeden z najważniejszych motywów.

Niezwykle ciekawa kwestia, budząca sporo przemyśleń, dotyczy wspomnianego pokolenia Omega. Od dzieciństwa traktowani jak bogowie i ostatnia, niespełniona nadzieja, otoczeni zabobonnym lękiem i szacunkiem, a zarazem terroryzowani badaniami i ciągłym nadzorem. Teraz wydają się odrębną rasą – są piękni, jakby na dowód złośliwości niebios, lecz zachowują się jak bezduszne potwory. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przy okazji dostała nam się forma krytyki niewłaściwie zrozumianej idei „bezstresowego wychowania”. Z kolei różnice między kobiecymi Omegami a męskimi wyglądają na krytykę nadmiernego hołdowania typizacji płciowej.

Tematyka owej książki – zanik prokreacji i wynikająca stąd tragedia – oraz chrześcijańskie odniesienia mogą zostać zinterpretowane jako ukłon w stronę wszystkich „autorytetów” trąbiących na alarm, wzywających kobiety i mężczyzn, by powrócili do tradycyjnego modelu rodziny i zaczęli się radośnie rozmnażać, zanim będzie za późno. To znaczy: cywilizacja Zachodu upadnie, a Europa zamieni się w Eurabię. Tymczasem wystarczy przeczytać treść ze zrozumieniem, żeby dojść do wniosku, iż pisarce chodziło o nieco bardziej wyszukane przemyślenia i napomnienia.

Można oczywiście traktować to tylko i wyłącznie jako ostrzeżenie przed marnowaniem wielkiego daru, który może być przecież zabrany, przed stratą nie do odrobienia.

GramTV przedstawia:

Ale można również zauważyć, iż James zwraca uwagę na fakt, że rok Omega nie miał nic wspólnego z ludzkimi pragnieniami i decyzjami – także z programami politycznymi krajów ogłaszających politykę prorodzinną. Autorka kieruje wzrok na zagrożoną podmiotowość kobiet, na zamach na ich wolę – nie ważne, czy pragną poddawać się ginekologicznym badaniom, czy też nie – są do tego zmuszane przez państwo. W pewnej części dotyczy to też mężczyzn. Jeśli udałoby się znaleźć żywe nasienie, zdrowe kobiety zostałyby zapłodnione w imię dobra ludzkiej rasy, obojętne, czy chcą tego, czy nie. James zdejmuje z kobiet odium „grzechu” braku chęci posiadania dziecka, a zarazem pokazuje, że niezależnie od sytuacji i tak zostają uprzedmiotowione. Ukazuje terror konieczności prokreacji. Gdyby jakimś cudem w owym świecie ziszczonej grozy powszechnej bezpłodności jakiś człowiek nosił w sobie potomka, zostałby potraktowany jako instrument do zdobycia władzy i dominacji. Ta kobieta nie zostałaby otoczona kultem, lecz użyta niczym cenny inkubator...

Jedna interpretacja nie przeczy drugiej, wręcz przeciwnie: przenikają się nawzajem i uzupełniają.

„Ludzkie dzieci” to utwór bardzo ambitny, jednak zapewne nie każdemu przypadnie do gustu. To książka znakomita, o interesującej konstrukcji, epatująca metafizyką. Prowokuje do namysłu. Czym jest nagła, niewytłumaczalna naukowo katastrofa ludzkiego rodzaju? Próbą? Ostrzeżeniem? Przygotowaniem pod nowy, lepszy siew? Czy ludzkie dzieci, wychowane przez istoty na wpół oszalałe przez brak nadziei na spadkobierców, pozostałyby „ludźmi”?

Powieść podszyta jest nieustającym niepokojem, zawiera też kilka niesamowitych, stawiających dęba włosy scen, lecz intryga nie należy do skomplikowanych. Brak tu eksplodujących „fajerwerków” nagłych zwrotów akcji.

Narracja toczy się dość spokojnie, oparto ją na analizie moralności, obserwacjach psychologicznych i takiż dywagacjach. Z niektórymi my, młodzi, (autorka, pisząc tę opowieść, miała siedemdziesiąt dwa lata) możemy się nie zgadzać. Odbiorcy raczej wyraźnie poczują, że historia została przedstawiona przez kogoś, kto naprawdę bardzo dużo widział, więc nawet gdy mówi o nadziei i potencjalnym szczęśliwym końcu, nie uwolni się od odrobiny goryczy.

Na pewno warto przeczytać „Ludzkie dzieci” P.D. James, choćby dlatego, że jej studium przypadku homo sapiens z cywilizacji Zachodu ociera się o geniusz. Ponadto jest bardzo na czasie w związku z aktualnymi pomysłami niektórych polskich polityków, próbujących przekonać nas, że rozmnażanie się jest świętym obowiązkiem wobec kraju, a nie wyrazem gotowości psychofizycznej i wolnej woli podmiotu.

Plusy: + myśl filozoficzno-metafizyczna + obserwacje i rozważania psychologiczne + oryginalne rozwinięcie antyutopijnych motywów + pełen grozy i niepokoju nastrój + interesująca konstrukcja utworu Minusy: - dłużyzny - znikoma ilość nagłych zwrotów akcji Autor: P.D. James Tytuł: Ludzkie dzieci Przekład: Maria Gębicka-Frąc Wydawnictwo: MAG 2006 Wydanie: okładka miękka, 280 str. Cena: 29,99 zł

Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
11/11/2006 20:25

Traska wszystko fajnie, ale moim zdaniem niepotrzebnie przemycasz własne poglądy polityczno-społeczne (szczególnie tuż przed wyborami samorządowymi). Recenzja recenzją, ale pisanie o tym, że tylko Ci ludzie są inteligentni, którzy odczytają przesłanie powieści tak jak Ty, to jednak lekka przesada. Choć jednocześnie przyznaję, że jest to postawa dość powszechna. A żeby było zabawniej to jest ona szczególnie widoczna u polityków, z którymi jest Ci wyraźnie nie po drodze. I nie, nie mam innych przekonań politycznych Ale jednocześnie nie uważam umieszczania własnych poglądów religijno-społeczno-politycznych w recenzji książki (która to przecież nie odnosi się bezpośrednio do naszych kłopotów) za dobre miejsce.O JeRzym natomiast można z całą pewnością powiedzieć jedno - typowy facet. Opowiadań wiele, natomiast słów je opisujących - mało. I jak zwykle w kontakcie z Jego recenzjami pozostaje mi lekki niedosyt. Czekam tylko, aż któregoś dnia JeRzy uzna, że za całą recenzję wystarczy komentarz typu:" książka jest ok. Polecam." ;-)Na dniach ma wyjść nowy Morgan, jest może nadzieja na recenzję? A no i oczywiście "Lux Perpetua" Sapkowskiego.

Usunięty
Usunięty
11/11/2006 20:25

Traska wszystko fajnie, ale moim zdaniem niepotrzebnie przemycasz własne poglądy polityczno-społeczne (szczególnie tuż przed wyborami samorządowymi). Recenzja recenzją, ale pisanie o tym, że tylko Ci ludzie są inteligentni, którzy odczytają przesłanie powieści tak jak Ty, to jednak lekka przesada. Choć jednocześnie przyznaję, że jest to postawa dość powszechna. A żeby było zabawniej to jest ona szczególnie widoczna u polityków, z którymi jest Ci wyraźnie nie po drodze. I nie, nie mam innych przekonań politycznych Ale jednocześnie nie uważam umieszczania własnych poglądów religijno-społeczno-politycznych w recenzji książki (która to przecież nie odnosi się bezpośrednio do naszych kłopotów) za dobre miejsce.O JeRzym natomiast można z całą pewnością powiedzieć jedno - typowy facet. Opowiadań wiele, natomiast słów je opisujących - mało. I jak zwykle w kontakcie z Jego recenzjami pozostaje mi lekki niedosyt. Czekam tylko, aż któregoś dnia JeRzy uzna, że za całą recenzję wystarczy komentarz typu:" książka jest ok. Polecam." ;-)Na dniach ma wyjść nowy Morgan, jest może nadzieja na recenzję? A no i oczywiście "Lux Perpetua" Sapkowskiego.

Usunięty
Usunięty
11/11/2006 11:12

"Ludzkie dzieci"Ciekawe, naprawdę ma się ochotę przeczytać.




Trwa Wczytywanie