Odkrywanie AS-a

Maciej Parowski
2007/10/24 19:23

SAPEK i my

SAPEK i my

Sukces ma wielu ojców, Andrzej Sapkowski – bez wątpienia jednego.SAPEK i my, Odkrywanie AS-a

Ale medal należny odkrywcy jego talentu wypadałoby powiesić na piersiach paru osób. Andrzej (i jego wiedźmin Geralt) jest laureatem II konkursu „Fantastyki” na opowiadanie, ogłoszonego w 1985 roku, wkrótce po zamknięciu konkursu pierwszego – z 1982 roku. Jedynym aktywnym później literacko odkryciem pierwszego konkursu był Feliks W. Kres, autor trudno uchwytnego gatunkowo Maga. Opowiadaniu najbliżej było do konwencji fantasy, o której, nawiasem mówiąc, małe mieliśmy wówczas pojęcie. Wiedźmin, wydrukowany w grudniu 1986 r. w „Fantastyce”, to też literatura fantasy, ale już jednoznaczna, choć zarazem ekstrawagancka i przełomowa. Przekonywaliśmy się o tym w następnych latach.

Sapkowski, żeby była jasność, nie wygrał konkursu (rozstrzygniętego w 1987 roku). Zwyciężył Marek S. Huberath dramatyczną, katastroficzną, przeszczepową i humanistyczną SF Wrócieś Sneogg, wiedziaaaam. Co począć, lobby fantastyki problemowej było wówczas w „Fantastyce” silniejsze od rozrywkowego, a „Wiedźmin” za dobrze się czytał (sic!), by stanąć na szczycie podium. Za to Rafał A. Ziemkiewicz, ówczesny lider rozrywkowego lobby, odegrał potem znaczącą rolę w popularyzacji Sapka.

Ale ani Rafał, ani ja nie możemy sobie przypisywać zasług pierwszego odkrywcy. Lektorów konkursowej poczty było wielu, trafiło na Marka Zalejskiego, grafika pisma. Latem 1986 r. nagabnął mnie Marek w redakcji na Mokotowskiej z plikiem trzydziestu stron maszynopisu w dłoniach i palnął historyczną kwestię – Maciuś, przepraszam, ja się co prawda zupełnie na tym nie znam, ale mnie się to opowiadanie zwyczajnie spodobało. Z radością zaplanowałem tekst z marszu do numeru grudniowego, ale sekretarze redakcji wyliczyli, że muszę Wiedźmina skrócić o 10 stron. Jak głupi powiedziałem: „OK.”. Na szczęście opowiadanie było tak pięknie napisane, tak krystalicznie skomponowane, że mimo paru podejść do tekstu z ołówkiem w ręku zdołałem wyrzucić tylko jeden akapit, Sapek bodaj nigdy go nie przywrócił. Powiedziałem, że dalej nie skracam... Musisz!... Nic nie muszę – to była druga historyczna kwestia w temacie Sapka. – Skróćcie sobie opowiadanie zagraniczne!... Wymienili opowiadanie zagraniczne, a Sapek poszedł bez strat. Oczywiście, że od razu się spodobał. Wszystkim!

Choć skali przełomu, jaki zafundował nam Wiedźmin, ani nie nazwaliśmy, ani nie ogarnęliśmy od razu. Wiosną w tym samym roku 1986, przy którego końcu zjawił się Geralt z Rivii, odbył się spęd fantastów w SGPiS. Jakiś oczytany w przekładach czytelnik złożył wówczas obywatelskie zamówienie na polską fantasy. I wszyscy, jacy tam byli – Baraniecki, Oramus, Ziemkiewicz, Żwikiewicz... tak, wszyscy się zarzekali, że nie chcą mieć nic wspólnego z podobnymi głupotami.

W grudniu zjawił się Sapek i jednym opowiadaniem zmienił układ. Odświeżył konwencję fantasy, której de facto nie znaliśmy – zaproponował postać, świat, zmodyfikowaną (postmodernistycznie) konwencję czy raczej literacką metodę, czym dał początek modzie. A może – stylowi. Jego luz, energia, jego metatekstowe gry, jego erudycyjne wstawki, jego ostentacyjna gotowość czynienia z fantasy wehikułu współczesnych także dylematów.... zmieniły świadomość piszących. Robią dziś swoje, nie wiedząc, że sieją na gruncie przeoranym i użyźnionym przez Sapka. Był inny polski fantasta, który wykonał z Polakami podobną robotę. Myślę o Lemie, o jego literackich grach, czerpiących jeszcze z Paska, z Leśmiana, o wpływie Lema, z którego długo się otrząsali autorzy II-giej i III-ciej generacji. Sam Sapek, on też nie wziął się znikąd, przyznawał się zresztą do Lema – nie na darmo nazywał zrazu Geralta PIRXEM POLSKIEJ FANTASY.

Najpierw mówiło się, że to się znakomicie czyta, że to jest znakomicie napisane, że po mistrzowsku reanimuje zapomniane polskie baśnie. Malkontentowi, który zarzucił Sapkowskiemu „zżynę” z legendy o strzydze, spisanej przez Zmorskiego, zgrabnie na łamach „Fantastyki” wyjaśniał Ziemkiewicz zasady literackiego pastiszu i wskazywał na suwerenną u Andrzeja mistrzowską artystycznie warstwę językową. Inny czytelnik, zachwycony, przysłał na adres redakcji prywatną nagrodę dla AS-a (nie pamiętam – 1000 czy 500 złotych, wtedy to były chyba miliony). Podobną parę lat wcześniej dostaliśmy z Polchem i Rodkiem za Funky’ego Kovala.

„Fantastyka” podała do wiadomości ogółu nazwiska dobroczyńców, o co mieli oni do redakcji pretensje, bo ich namierzał urząd podatkowy. Ale Andrzejowi, który rdzewiał w zwijającej się Centrali Handlu Zagranicznego, musiały takie oznaki dobrego przyjęcia poprawiać humor, dawać do myślenia i dodawać odwagi. Kto wie, czy to nie nagroda od bezimiennego dziś ofiarodawcy przeważyła i pomogła AS-owi podjąć ryzyko przejścia na literackie zawodowstwo. W dodatku w tym czasie, jakoś tak wiosną 1988 r., pojechał do Sapka na rozmowę Ziemkiewicz.

Przywiózł wywiad, z którego dziś zdaje się wynikać, że Sapek jeszcze nie wszystko sobie do końca przekombinował, a na pewno nie wszystko zdecydował się powiedzieć. A mnie dał Rafał do przeczytania nie podpisany egzemplarz Drogi, z której się nie wraca, spytał, czy rzecz mi się podoba, a potem kazał jeszcze odgadnąć autora. Oba testy przeszedłem pozytywnie i Droga... ukazała się w „Fantastyce”, a po niej parę następnych tekstów, które dosłownie zdemolowały środowisko. Zmiotły paru ambicjonerom sprzed nosa kilka Zajdli, zwróciły uwagę na AS-a wielu osób.

Kiedy po wybuchu wolności powstał „Fenix” Rafał znów pojechał do Łodzi, tym razem namawiać Andrzeja na zmianę barw klubowych. Sapkowski wybrnął z sytuacji po mistrzowsku, „Fantastyka” (już Nowa...) dalej dostawała wiedźmińskie kawałki, ale Rafał wydrukował w „Fenixie” oryginalne, jajcarskie współczesne opowiadanie W leju po bombie, za co też był Zajdel – jak najbardziej zasłużony. Trochę się pokłócili dopiero przy Pirogu w 1993 roku, w którym Sapek ośmieszył żałosne strategie niektórych polskich autorów fantasy, najzwyczajniej w świecie psujących mu rynek, ale potem się pogodzili.

Sapek ze wszystkimi się godził, był drobnej kości, chyba nie umiał się bić, opanował więc do perfekcji sztukę negocjacji. Pamiętam, wracaliśmy bodaj w roku 2001 z Krakonu, namawiał mnie, żebym przeprosił Anię Brzezińską, nawet nie za to, co napisałem, ale za to, jak to mogło (bo niestety mogło) być odczytane. Jeszcze w Tunelu, jeszcze w Kielcach uważałem, że chrzani, między Radomiem a Warszawą przyznałem mu rację – i dobrze się stało, bo prosto z dworca poszliśmy na Koszykową, na imprezę Supernowej, gdzie znalazła się też Ania. Wbrew temu, co dziś można sądzić, wcale nie od razu rzucili się na Sapkowskiego wydawcy.

Dużo wcześniej i bardziej skwapliwie – graficy. Choć też nie wszyscy, jeden z nich tak nie mógł sobie z figurą Wiedźmina poradzić, że na ilustracjach do opowiadania narysował Geralta z tyłu, od strony potylicy. Ani razu nie pokazał twarzy. Za to Polch wprost dyszał chęcią zrobienia komiksu wg Wiedźmina. Próbowałem go studzić szkicem Wiedźmin Geralt jako podróżnik w czasie (prawdziwa literatura to jest to, co się ciężko rysuje), pokazującym, jak skomplikowana literacko i mitologicznie jest to postać. Niebanalną konstrukcję literacką wiedźmina Geralta jako opowieści i postaci analizowały potem Agnieszka Fulińska, Dominika Materska (później Oramus), Kasia Kaczor... Wszystko to anglistki tresowane na Tolkienie; na polonistykach nie wykładali chyba wtedy odpowiedniej do fantasy aparatury krytycznej.

Pewnie właśnie dlatego wydawcy nie od razu zaiskrzyli. Proponowałem Książce i Wiedzy do antologii „Drogę, z której się nie wraca”, krzywili się, że to jednak już nie Wiedźmin, i że Sapek im z tego wygląda na – uwaga ! – typowego autora jednego opowiadania. Oficyna Reporter wydała w 1990 r. tomik pierwszych opowiadań w mojej redakcji, w ogóle nie umieli, może nie próbowali tego sprzedać. Mirosław Kowalski i SuperNowa, Boże – gdybyście słyszeli, jak Mirek histeryzował, jak wątpił, jak się uskarżał i bał, wydając w 1991 r. pierwszy tomik opowiadań Miecz przeznaczenia ze znakomitą okładką Polcha. Ale to była niepewność powszechna. Nikt nie mógł wiedzieć na 100%, jak wyposzczony i spragniony zachodniej popkultury rynek zareaguje na autora o polskim nazwisku. Sapek także w tej dziedzinie dokonał rewolucji, nie tylko zmienił gatunek, ale zachęcił wydawców do śmielszego sięgania po krajowych autorów.

Słówko jeszcze o Polchu. Były wizualne kłopoty z Wiedźminem, pisałem o tym – szkic Wiedźmin Geralt jako podróżnik w czasie wisi w Sieci. Bardzo dużo ludzi z ambicjami rzuciło się na Bogdana, zazdrosnych, że nie dostali tej roboty. Widziałem plansze i kadry niektórych z nich. Zachód słońca, sylweta wojownika z mieczem na plecach, twarz najczęściej nie do rozpoznania. A Boguś z twarzą sobie poradził znakomicie, nawet mi kiedyś pokazał, jak to zrobił. Dał Geraltowi fizis znanego aktora, dodał blizny, zmarszczki i – uwaga – grzywkę swojej starszej córki, Pauliny. Ten aktor to wcale nie był Żebrowski, ale Żebrowskiego do filmu ucharakteryzowali właśnie na Polchowego wiedźmina; dotyczy to w filmie paru innych postaci, choćby tej drużyny ludzko-krasnoludzkiej, która w Granicy możliwości idzie na smoka. W ogóle cały film ucharakteryzowano na plastyczną robotę Polcha, producent filmu, Lew Rywin, był wówczas wszechmocny, Boguś wszedł z nim nawet w spór prawny, ale bez szans. A kiedy Rywin zmalał, Bogusiowi się odechciało, powiedział, że nie będzie kopać leżącego. W dodatku z filmu był taki pożytek, że ludzie, którzy wcześniej pomstowali na nasz komiks, raptem zaczęli o nim lepiej mówić. Robiłem, to znaczy, pisałem scenariusze (scenopisy) tego komiksu w latach 1991-95, a Sapek pisał Sagę.

Robiłem, to znaczy, pisałem scenariusze (scenopisy) tego komiksu w latach 1991-95, a Sapek pisał Sagę. Bardzo dobrze się stało, wstępna koncepcja, żeby on sam przerabiał na grafikę narracyjną swoją już skończoną mistrzowską robotę, stanowiła pomysł paranoika. Dlatego po jednym zapoznawczym pijaństwie z Polchem i obejrzeniu, jak nieefektownie wyglądają od strony literackiej scenariusze Kovala, Andrzej powiedział scenopisarstwu pa-pa i robotę scedował na mnie. Wszystkie scenopisy i moje komiksowe grepsy, upozowane na ekwiwalenty jego literackich sztuczek, z humorem zatwierdzał. Ba – dopisał dowcipny dialog o sprzedawaniu kota, wymyślał imiona nowych postaci, bo ja do tego nie miałem głowy za grosz.

Pracując nad przeróbką opowiadań, czytywałem więc jego Sagę nieregularnie, dwa pierwsze tomy bodaj w dwie noce, żeby napisać szkic towarzyszący wejściu na rynek paru polskich książek SupeNowej, potem przeglądałem je tylko. Teraz przygotowując się do komiksowej realizacji nie opowiadań, lecz sagi, spostrzegłem, że jest to pod każdym względem (również metrażowym) wielka, imponująca literacka góra lodowa, nie do ogarnięcia jednym spojrzeniem, z jeszcze większą, niewidoczną dla profana, lecz silnie znaczącą częścią podwodną. Przeczytałem zresztą powtórnie nie tylko Sagę, ale i młodsze o parę lat opowiadania wprowadzające (Kwestia ceny, Coś więcej, Miecz przeznaczenia), przeczytałem też to alternatywne zakończenie przygód wiedźmina Geralta napisane dla Krzyśka Papierkowskiego i wydrukowane najpierw przez Gdański Klub Fantastyki, i widzę, jak rozlegle była to pomyślana robota. Sapkowski kupę rzeczy dobrze sobie poukładał, dużo wcześniej, zanim różne mądrale zaczęły to oceniać, ważyć, krytykować.

Zajrzałem na przykład do starych recenzji, nim przeczytałem CZAS PODAGRY inteligentnego skądinąd Roberta Klementowskiego i nie mogłem zrozumieć, o co chodzi w jego zaczepkach. Szedłem po śladach Andrzeja, podziwiałem misterny krój i jakość tkaniny. Najwięcej o tym bogactwie można przeczytać u wspomnianej Kasi Kaczor – w książce Geralt, czarownice i wampir. Teraz - za sprawą gry CD Projektu - Wiedźmin, sporadycznie dotąd tłumaczony przez Niemców i Rosjan, naprawdę może podbić świat, zwłaszcza że od niedawna mamy także przekłady angielskie i francuskie. Grze towarzyszyć więc będą książki. Podobno także komiksy. Uderzenie dokona się na paru poziomach i nie ograniczy się do jednego sezonu. Odkrywanie Sapka wkroczy w fazę globalną, raz więc to nie my po śladach obcokrajowców, ale to obcokrajowcy będą kroczyć po naszych śladach. Porównywalne to jest – pod względem jakości i multimedialności – z ekspansją Sienkiewicza, którego Sapek wielbi i daje za wzór, a którego Gombrowicz nazwał pierwszorzędnym pisarzem drugorzędnym. Zawsze, kurczę, to samo. A daj Boże zdrowie (literackie) Sienkiewiczowi, Gombrowiczowi i Sapkowskiemu. Amen!

GramTV przedstawia:

O autorze

Maciej Parowski jest znanym polskim pisarzem, publicystą, redaktorem i krytykiem literackim. Od 25 lat, czyli od momentu powstania, związany z czasopismem "Fantastyka" (dzisiaj "Nowa Fantastyka"). Przez te lata, jako redaktor działu prozy polskiej i redaktor naczelny tego pisma - do upadku komunizmu jedynego periodyku fantastycznego w Polsce - miał niebagatelny wpływ na kształt rodzimej literatury fantastycznej. Z powodu rozbieżności wizji literackich przez jakiś czas pozostawał w stanie "kreatywnego konfliktu" z ówczesnymi młodymi wilkami polskiej fantastyki, dziś również uznanymi pisarzami i publicystami - między innymi z Rafałem A. Ziemkiewiczem i Jarosławem Grzędowiczem. Po ówczesnych burzach pozostał tylko jeden ślad: zróżnicowane nurty w fantastyce znad Wisły. Aktualnie ponownie (po złożeniu funkcji redaktora naczelnego) zajmuje się działem prozy polskiej w "NF", tworzy też periodyk dla "zaawansowanych czytelników" - "Czas Fantastyki". Erudyta, wizjoner, żywe srebro, aktywny popularyzator fantastyki. Poza tym - last but not least - de facto odkrywca talentu Andrzeja Sapkowskiego.

Komentarze
21
Usunięty
Usunięty
28/10/2007 10:25

Ni wszytko przeczytąłem alr arttykuł bardzo ciekawy ;0

Usunięty
Usunięty
26/10/2007 16:51

Strasznie duzo tych tekstów powiązanych z Wiedźminem, nie ma się co dziwić w końcu to najlepsza Polska gra, napewno wszystkich nie przeczytam ale może chociaż jakąś część.

Usunięty
Usunięty
25/10/2007 18:30

5 stron duużo heh chociaż jest co czytać:D




Trwa Wczytywanie