Z ŻYCIA POLITYKA.
Doskonale pamiętam dzień w którym się tutaj wprowadziłem, to było zaraz po przysiędze. Było ciepłe październikowe popołudnie, a lekki wiatr powoli przesuwał czerwono-żółte liście po placu przed budynkiem. Napawała mnie duma. Nasz pojazd zatrzymał się niedaleko głównego wejścia. Wyszedłem z samochodu, a zaraz pojawiło się przy mnie czterech mężczyzn i udaliśmy się razem w kierunku ciężkich dębowych drzwi – budynek był imponujący, biel ścian przywodziła mi na myśl honor i szlachectwo, a kolumny podtrzymujące część stropu, przypominały mitycznych herosów. W tej chwili dumę wyparło niesamowite podekscytowanie. Otworzył się przede mną zupełnie inny świat, świat dający wiele nowych możliwości i praktycznie nieograniczone pole działania, poczułem jak rozbudziła się we mnie moc do działania. Kiedy przechodziłem przez drzwi mojej uwadze nie umknęło nawet ciche klapnięcie zamykającej bramy. Bez chwili zwłoki moja obstawa zabrała mnie do pomieszczenia, które miało zostać moim gabinetem. To niesamowite, poczułem się ważniejszy niż kiedykolwiek dotąd. Przestudiowane tomy Maksa Webera i lata ciężkiej pracy, przyniosły wymierne korzyści.
W końcu dotarliśmy do mojego biura, wszedłem do środka a obstawa została na korytarzu zamykając za mną drzwi. Podszedłem do okna i rozejrzałem się dookoła. Pejzaż był przepiękny, naprawdę zasłużenie miejsce to zyskało miano Belwederu. Pierwszego dnia świętowałem, ale już od drugiego począłem rozsyłać odpowiednie dyrektywy, powołałem odpowiednie urzędy i nadałem kilka ważnych listów za granicę. Jestem tradycjonalistą, dlatego korzystam z ręcznie pisanych listów.
Dziś mija dokładnie pięć lat od mojej przeprowadzki w to miejsce. Wiele się nie zmieniło, lub być może wszystko się zmieniło. Jedno wiem na pewno - zostałem zdradzony. Sejm odmówił posłuszeństwa, próbowano nawet zamachu na moje życie dwa lata temu. Jednak dzięki moim umiejętnościom dyplomatycznym i znajomościom nikt nie wywołał rewolucji i nikt nie wzniecił buntu. Można by rzec, że wyprowadziłem kraj z fatalnej sytuacji.
- Panie doktorze... – rozległ się niepewny głos w pokoju obok - ...nasz pacjent nie ruszył się dziś sprzed okna. Obawiam się, że może znów dostać ataku tak jak dwa lata temu.
- To minie – odparł spokojnym głosem doktor. To typowe zachowanie dla osób z zaburzeniami świadomości. Ale dla pewności posiłek podamy mu z lekiem uspokajającym.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Znów ktoś przeszkadzał mi w moich rozmyślaniach, jednak nakazałem wejść. Domyśliłem się, że to gospodyni przyszła z posiłkiem. Kazałem jej zostawić kolację na biurku i wróciłem do rozmyślań. Postanowiłem na zakończenie zadać sobie jeszcze pytanie... Czy jestem dumny z siebie ? Odpowiedź była oczywista – Tak, zostałem przecież wybrany na kolejne pięć lat...