Inspirowany słowiańską mitologią emocjonujący pościg za ukojeniem duszy. W teorii i troszkę w praktyce.
Z grami wideo jest tak, że czasami wcale nie potrzeba dużo marketingu, aby czymś się zainteresować. Niekiedy wystarczy jeden rzut oka na screeny, który powoduje natychmiastowy zachwyt nad oprawą wizualną. Tak miałem z Selfloss, które urzekło mnie od pierwszego wejrzenia. Do tego stopnia, że nawet nie zauważyłem, że to kolejna produkcja która próbuje zdobyć uwagę graczy tak bliską nam słowiańską mitologią. Czy jednak fakt, że w trakcie zabawy natrafimy na Babę Jagę wystarczy, aby przytrzymać gracza na dłużej przed ekranem? Aż sam nie wiem o tym myśleć. Niezła zapowiedź recenzji…
Głównym bohaterem Selfloss jest Kazimir, starszy człowiek z laską, dawny uzdrowiciel. W tle skrywa się nie tylko leczenie, ale i przywracanie do życia, a także dawny rytuał, który pomoże ukoić zranioną duszę protagonisty. Na więcej szczegółów jednak nie liczcie. Selfloss to typowa gra, która niczego nie mówi wprost, a jedynie karmi (czy raczej głodzi) gracza strzępkami informacji. Najczęściej w postaci pojedynczych wypowiedzi napotkanych postaci, które zazwyczaj nic nie wyjaśniają. Osobiście nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Wydaje mi się, że zbyt wielu twórców uparło się na to, że tak tajemnicze poprowadzenie fabuły to jakaś wyższa sztuka. Nie podzielam takiej opinii. Nie każdy ma taki talent jak twórcy Inside czy Limbo, którzy potrafią to robić w sposób wyrafinowany. Troszkę więc żałuję, że deweloperzy Selfloss nie zdecydowali się na nieco bardziej otwarte poprowadzenie fabuły.
Ważnym elementem historii są wieloryby. Do tego stopnia, że twórcy wymieniają je w pierwszych zdaniach własnego opisu Selfloss. Faktycznie w grze można je spotkać, najczęściej wypuszczone na brzeg i proszące Kazimira o pomoc. W kilku przypadkach będzie to nawet nasze zadanie. Ogólnie pomoc rannym i uwięzionym zwierzętom to jeden z ważniejszych elementów gry. Najczęściej są one wodne - oprócz wielorybów można spotkać np. żółwie. Warto w tym momencie przypomnieć sobie inspiracje mitologią słowiańską. Szczerze mówiąc nie widziałem ich w grze prawie do samego końcu, aż w historii pojawiła się Baba Yaga. Najwidoczniej deweloperzy mało dokładnie zapoznali się z naszą lokalną kulturą, bo wieloryby zdecydowanie tam nie występują. Na ich obronę mogę dodać, że w Selfloss są też odniesienia do mitologii nordyckiej. Nawet są one ważniejsze, bo przemierzanie świata na łódce to istotny element gry. Jeśli więc ktoś napalił się na obiecywaną słowiańskość, uprzedzam że jej tam za dużo nie ma.
Przejdźmy do rozgrywki. Owiana tajemnicą i mało wyjaśniająca historia nie zasługuje na więcej uwagi. Gameplay to przede wszystkim gra przygodowa z pewnymi elementami logicznymi, a nawet walką. Podstawa to przemierzanie świata i pomaganie potrzebującym zwierzętom. Spora część poziomów jest liniowa, ale na każdy rozdział przypada też jedna nieco bardziej otwarta sekcja. Możemy wtedy poruszać się po małej przestrzeni (zawsze dużo w niej wody, którą przemierzamy na łodzi) i kombinować co zrobić, aby przejść dalej. Trzeba wtedy dobrze poznać teren i szukać jakiegoś miejsca, w którym coś da się zrobić i odblokować nowe przejście. Klasycznie też w takich sytuacjach można gdzieś utknąć, nawet jeśli zagadki nie są wybitnie trudne. Nie da się jednak ukryć, że dodaje to grze nieco głębi i sprawia, że przejście kampanii zajmuje więcej czasu.
GramTV przedstawia:
Rozgrywka początkowo przypomina The Last Campfire, ale to głównie wierzchnia warstwa, bo w praktyce produkcja Hello Games mocniej stawia na zagadki. W pewnym momencie Selfloss mocniej idzie w stronę Little Nightmares, ale w tym przypadku do celu również jest daleko. Kiedy w drugiej połowie zabawy klimat robi się bardziej słowiański, czuć też ducha mało znanego, ale bardzo udanego Bramble. Nadal jednak ciężko mówić o klonie którejś z tych produkcji. Może to być plus, ale z drugiej strony jest efektem tego, że Selfloss nie ma niczego, czym może wyróżniać się na tle innych produkcji. Świat to troszkę jak przeniesienie mitologii słowiańskiej na Islandię, a rozgrywka to absolutny standard. Kilka prostych sekcji platformowych, odrobinę walki i mało skomplikowane zagadki. Rozgrywka jest relaksująca, ale czy to wspomniana na wstępie emocjonująca przygoda? Nie sądzę.
Magiczna laska wojownika
Kilka słów warto poświęcić na walkę. Często jest tak, że gry które nie mają rozbudowanych i dopracowanych mechanik potrafią w takich momentach srogo rozczarować gracza. Nie inaczej jest w Selfloss. Głównym zagrożeniem w grze jest Miazma, plaga która niszczy faunę i florę. Potrafi też tworzyć mniejsze lub większe potwory. Do walki z nimi wykorzystujemy światło z magicznej laski, która jest podstawowym narzędziem w grze. Niestety kilka rzeczy nie działa jak należy. Przede wszystkim niezrozumiałe jest to, że część przeciwników po naświetleniu umiera, a inni zostają chwilowo zamrożeni i trzeba ich rozwalić serią klasycznych uderzeń. Jeszcze gorzej, że laska ma ograniczoną moc (jak amunicja). Niekiedy na planszy, na której walczymy nie ma jak jej zregenerować i można w pewnym momencie zostać w sytuacji, z której nie ma wyjścia. Trzeba więc dać się zabić i spróbować jeszcze raz, w idealny sposób przechodząc sekwencję. Ani to ciekawe ani mądre. Wręcz wygląda jak dziura w level designie, której nikt nie zauważył. Albo wręcz krater.
Jeśli więc coś mnie odpychało od Selfloss to była to właśnie walka. Jeśli zaś coś przyciągało to przede wszystkim niesamowity design. Ta gra wygląda przepięknie nie tylko dzięki wykonaniu, ale i świetnemu stylowy. Oczywiście można się czepiać, że mało on słowiański, ale jednak nie można mu odmówić uroku. Tutaj doszukiwałbym się największego atutu gry. Pytanie tylko czy tyle wystarczy, aby dać szansę Selfloss. W grze nie ma wielkich emocji, innowacyjnych mechanik, wyzwania czy ogromnej głębi rozgrywki. Jest za to względnie relaksująca przygoda, bez większych zagrożeń i poganiaczy. Design świata idealnie odzwierciedla te doznania. Jest miło, przyjemnie, nawet jeśli tematyka nie zawsze to potwierdza.
Każdy kto doszedł do tego miejsca recenzji musi sobie odpowiedzieć na pytanie czy potrzebuje takiej gry. Powoli zaczyna się jesienny wysyp dużych premier, konkurencja jest ogromna, a liczne hity przyciągają uwagę. Czy w takich okolicznościach jest miejsce na taką grę jak Selfloss? Wydaje mi się, że relaksująca rozgrywka to jednak nieco za mało. Nie jest też tak, że pod tym względem to fantastyczne rozwiązanie. Wiele jest produkcji, które robią to lepiej. Trudno też powiedzieć, aby to była pozycja obowiązkowa dla każdego, kto gustuje w gatunku. Można zagrać, będzie w tym nieco przyjemności, ale nic też się nie stanie jeśli sobie odpuścicie.
I taki to już los gry małego zespołu Goodwin Games. Ogromna praca raptem trójki ludzi, którzy zrobili wiele, aby stworzyć coś wyjątkowego. Na tle produkcji z większym budżetem i zespołem ich Selfloss nie jest dziełem wybitnym, ale zasługuje na uznanie. Chociażby za ten wkład pracy. Nie będę więc na siłę polecać tej gry, ale chciałbym przynajmniej okazać uznanie dla tego, co na trudnym rynku gier udało się osiągnąć małemu zespołowi. Jeśli więc w jakiś sposób urzekł Was design Selfloss, dajcie szansę tej grze. Nie będzie to growe doświadczenie Waszego życia, ale też źle czasu nie spędzicie.
7,0
Słowiańska to ta gra nie jest, ale kilka godzin dobrej zabawy zagwarantuje
Redaktor z prawie dziesięcioletnim stażem na Gram.pl. Zajmuję się głównie recenzjami i publicystyką. Od kilkunastu lat moją specjalizacją jest polski gamedev.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!