Po wielu latach kontynuacji doczekał się jeden z najlepszych polskich indyków. Sprawdzamy, czy po czasie nie stracił swojego blasku.
Nieprzeciętnie uroczy – te dwa słowa najlepiej oddają moje odczucia co do Bulb Boy. Z pozoru mała gra zyskała głównie dzięki temu, że w 2015 roku Steam jeszcze nie był tak zalany różnymi rzeczami, dzięki czemu łatwiej było się wybić. Duetowi twórców pomógł też fakt, że ich produkcja wyjątkowo przypadła do gustu pewnemu Szwedowi. W tamtym czasie numerem jeden na YouTube był PewDiePie, który nie tylko lekko wypromował żarówkowego chłopca, ale też razem z jego twórcami, Arturem i Szymonem, stworzył grę mobilną Poodie. Czasy się jednak zmieniły, a Bulb Boy wraca jak gdyby nigdy nic. Czy to znowu zadziała?
Warto jeszcze dodać, że po drodze zmienił się też skład zespołu Bulbware. Na pewnym etapie Szymon Łukasik sprzedał swoje udziały i rozpoczął solową karierę, której efektem był wydany w zeszłym miesiącu, oryginalny i ważny pod względem tematyki indyk Bad Cheese. Mimo wszystko nowy Bulb Boy nie różni się specjalnie od oryginału. Na pewno bez zmian pozostaje design, który zawsze był mocną stroną gry. Wszystko jest kolorowe, unikatowe i w pełni oddające niekiedy lekko glutowaty i obleśny charakter tego świata. Do tego rusza się bardzo zgrabnie. Wizualnie jest to więc prawdziwa perełka – dokładnie tak jak w 2015 roku.
Poważna misja w niepoważnym świecie
Żarówkowy chłopiec nie tylko wygląda cudownie, ale ma też ważne zadanie do wykonania. Skończył się dżem i trzeba iść po nowy do piwnicy. Dokładnie tak. Bulb Boy jest niczym stare kreskówki, w których niezwykłe przygody zaczynały się z absolutnie błahych powodów. Tutaj pójście po zapasy odkrywa mroczne sekrety domu głównych bohaterów, pełnego przeróżnych robaków i glutów. Wśród tych okropności czai się też ohydny stwór, który chce opanować cały budynek. To on stanowi główne zagrożenie. Z pomocą latającego pieska i zazwyczaj kompletnie bezużytecznego dziadka, tytułowy bohater będzie musiał nie tylko uciec przed zagrożeniem, ale też skutecznie się go pozbyć.
Pod kątem mechaniki Bulb Boy 2 to przygodówka, którą najłatwiej porównać do dorobku Czechów z Amanita Design. Nawet w jednym, krótkim momencie pojawia się mechanika z Machinarium, w której możemy wydłużać i skracać nogi głównego bohatera, sięgając dzięki temu w nowe miejsca. W końcu żarówki mają to do siebie, że można je odkręcić, a więc i głowę bohatera da się przymocować do innego korpusu. To też sprawia, że kolejne sceny (gra jest podzielona na małe etapy) są od siebie bardzo różne, a twórcy pozwalają sobie na maksymalną kreatywność. Nic tutaj specjalnie nikogo nie ogranicza, a to sprawia, że w Bulb Boy 2 trzeba się liczyć z częstymi zmianami perspektyw czy podejścia do rozgrywki.
GramTV przedstawia:
Skoro sceny są niewielkie, również zagadki logiczne nie należą do najbardziej rozbudowanych. Nie traktuję tego jako zarzut, bo sam nie mam ochoty na skomplikowany point&click. W Jar of Despair nawet kiedy utkniemy gdzieś (brak systemu podpowiedzi) pomóc może strategia klikania wszystkiego na wszystkim, bo liczba kombinacji nie jest duża. Gra nie jest więc wybitnie trudna, ale też nie napiszę, że jest prosta. W kilku miejscach trzeba chwilę pokombinować. Do tego dochodzą jeszcze mini-gierki, które również lekko rozpalają szare komórki. Szkoda tylko, że jest ich tak mało. Na koniec trafiła się nawet quasi zręcznościowa walka z bossem. W przygodówkach takie rzeczy zazwyczaj nie sprawdzają się, ale tutaj jest to miły i ciekawy dodatek, idealnie pasującym do takiej gry.
Bulb Boy 2: Słoik kreatywności
Siłą Bulb Boy nie są jednak zagadki logiczne. To jest oczywiście ważne, ale pierwsza część zachwyciła mnie przede wszystkim wspaniałym designem oraz niesamowitymi pokładami kreatywnych, często totalnie odjechanych pomysłów. Sequel oczywiście powiela to pierwsze, sprawiając że to jedna z najbardziej unikatowych wizualnie gier roku. Tym bardziej że twórcy włożyli ogrom pracy w zapełnienie swojej produkcji szczegółami. Co jednak z tą kreatywnością? Jar of Despair bez wątpienia jest niezwykle unikatowy i często zaskakujący. Każda scena jest inna, z własnym pomysłem i ciekawą realizacją. Mimo wszystko pierwsza część w mojej pamięci była pod tym kątem jeszcze bardziej odjechana i ekscytująca. Może to idealizowanie przeszłości, a może po prostu drugi raz podobne podejście nie działa już tak dobrze.
Zachwytów jak przy recenzji pierwszej części nie będzie. To nie jest sequel idealny, który przebija genialną pierwszą część. Troszkę brakuje świeżości i pojedynczych scen, które zrobiłyby na mnie naprawdę duże wrażenie. Jedynka miała też bardziej horrorowy charakter, który w sequelu jakby się ulotnił. Nadal jednak jest to wspaniała produkcja, niezwykle dopracowana i pełna uroku. Pomysł na Bulb Boy jest tak unikatowy, że z ogromną przyjemnością wróciłem do tego świata. Myślę, że gdyby za tym projektem nie stało polskie, mikro studio indie, a wspomniana na początku Amanita Design, mówilibyśmy o jednej z najlepszych produkcji kultowego studia zza naszej południowej granicy. Dlatego w szczególności zachęcam do poznania Bulb Boy 2: Jar of Despair. Czasy dla niezależnych przygodówek nie są najłatwiejsze, a więc tym bardziej polskiemu deweloperowi przyda się dodatkowe wsparcie.
Zwłaszcza, że Bulb Boy jest tego wart.
7,9
Żarówka nie świeci już tak jasno, ale nadal daje dużo światła
Plusy
Cudowny design i animacje
Plansze wypełnione szczegółami
Przyjemna, ani nie za trudna, ani nie za łatwa rozgrywka
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!