Malezyjska ciekawostka – recenzja filmu Irul: Nawiedzony hotel

Joanna Kułakowska
2022/11/18 09:00
0
0

Filmy grozy w stylu found footage to rzecz o długiej tradycji na Zachodzie, ale novum w niektórych krajach Azji. Jak poradzili sobie Malezyjczycy?

Azjatyckie horrory, thrillery i szeroko pojęte filmy grozy generalnie tworzone są w różnorakiej konwencji, faktem jest jednak, że jeśli chodzi o różnorodność gatunkowego podejścia, umiejętność straszenia, artyzm i czyste rzemiosło zarówno w kwestii realizacji, jak i pomysłowości przodują Korea Południowa, Japonia i Chiny, czyli kraje Dalekiego Wschodu, które odruchowo kojarzą nam się z azjatyckim kinem. Azja – i co za tym idzie azjatycka groza – to jednak również Indie, Pakistan i na przykład Malezja. Paradokumenty i utwory z gatunku „znalezione amatorskie nagrania”, czyli szokujące taśmy pozostałe po nieszczęśnikach, którym przydarzyło się coś tajemniczego i strasznego i którzy oczywiście – zgodnie z regułami rzeczonego gatunku – nie wyszli z tego żywi, jak najbardziej pojawiają się w kinematografii wspomnianych wyżej krajów (warto wspomnieć chociażby o świetnym, kultowym już japońskim Noroi w reżyserii Kôjiego Shiraishiego z 2005 roku, któremu to filmowi polscy dystrybutorzy dali jakże wymyślny tytuł Klątwa), natomiast okazuje się, że ten rodzaj przekazu jak dotąd nie został porządnie wykorzystany w hinduskim kręgu kulturowym, na przykład w ogóle nie pojawił się w Malezji. Irul: Nawiedzony hotel w reżyserii i wedle scenariusza M.S. Prema Natha to kompletna nowość na tym rynku i pierwszy found footage w języku tamilskim.

Malezyjska ciekawostka – recenzja filmu Irul: Nawiedzony hotel

W kontrze do lokalnych gustów

M.S. Prem Nath, czyli Prem Nath Pillai, jest twórcą, który chce ożywić rodzime kino gatunkowe, nadać mu sznyt światowy. Znany jest między innymi z wyreżyserowania pierwszego filmu o zombie w języku tamilskim. Podobnie Irul: Nawiedzony hotel z 2021 roku skierowany jest przede wszystkim do ludzi, którzy niechętnie sięgają do zachodniej sztuki filmowej, stanowiąc rodzaj zachęty, by otworzyli się na coś nowego, wyjrzeli poza czubek własnego nosa i docenili sztukę przedstawicieli innych kultur, a zarazem dostrzegli cały wachlarz możliwości, jakie niesie własna kultura (w filmie pojawia się nawet ironiczny żart na ten temat, kiedy to jeden z bohaterów, zgłaszający pretensje, aby zostać nie tylko dźwiękowcem, ale i profesjonalnym operatorem kamery, prostodusznie przyznaje, że w ogóle nie ogląda innych produkcji niż tamilskie). Tu warto zwrócić uwagę na charakterystykę Malezji, której społeczeństwo składa się z trzech licznych grup etnicznych: Malajów, Chińczyków (pewna część zasymilowana z Malajami) i Hindusów – głównie Tamilów pochodzących z południa Indii (ok. 2 milionów). Czy to dziwne, że w danym państwie istnieje kinematografia przeznaczona przede wszystkim dla ludzi określonego pochodzenia? Grupa jest liczna, a do tego w grę wchodzi odrębność tożsamości. Z tym wiąże się pewna ciekawostka. Na początku widz/widzka z Zachodu może poczuć nieliche zaskoczenie, gdy – zamiast spodziewanego obcego języka – w filmie Irul: Nawiedzony hotel usłyszy nader specyficzną wersję angielskiego... Jednakże wszystko staje się jasne, gdy zdamy sobie sprawę, że wspomniane części składowe malezyjskiego społeczeństwa muszą się jakoś między sobą porozumiewać. Ironią losu spoiwem pozostał język kolonialny – co jeszcze bardziej uwypukla motyw związany z kolonializmem, jaki występuje w obrazie M.S. Prema Natha.

W kontrze do lokalnych gustów, Malezyjska ciekawostka – recenzja filmu Irul: Nawiedzony hotel

GramTV przedstawia:

O czym traktuje Irul: Nawiedzony hotel? Oczywiście, jak sam tytuł wskazuje, o nawiedzonym hotelu, a dokładniej rzecz ujmując, o ludziach, którzy tam trafili i marnie się to dla nich skończyło. Kiedy jednak zajrzymy głębiej, wnikając w metaforę prezentowanej opowieści, na plan pierwszy wysuwa się nieuchronne fatum, niemożność wyrwania się z przeklętego kręgu losu – wpadania w problemy, które niczym efekt domino zgotowała niefrasobliwa lub po prostu pechowa rodzina bądź konieczności płacenia upiornego haraczu, by choć przez chwilę normalnie funkcjonować. To niejako obrazuje sytuację wielu tamtejszych obywateli i obywatelek – zadłużonych, zmęczonych, poszukujących nowych perspektyw, lecz przygniecionych nieusuwalnym balastem przeszłości na karku, żyjących w cieniu traum ludzi przed nimi. Co ciekawe, miejsce, w którym M.S. Prem Nath i jego ekipa osadzili fabułę, istnieje naprawdę i ma spory wpływ na malezyjską popkulturę. Hotel Crag, jeden z najsłynniejszych przybytków Malezji, od wielu lat niszczeje, gdyż... ma status przeklętego, nawiedzonego, zamieszkanego przez niebezpieczne duchy.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!