Piraci z (nie) Karaibów - recenzja anime Black Lagoon

p0nczek
2020/03/13 17:40
2
0

Jest kilka rzeczy które, kiedy mówię o ulubionych mangach czy anime, powtarzam do znudzenia. Ta recka wiąże się z jedną z nich: "gdyby Tarantino robił anime to by zrobił Black Lagoon".

Za każdym razem kiedy odświeżam sobie tą serię utwierdzam się w tym przekonaniu. Sam autor, Rei Hiroe, nie kryje się z mówieniem co było inspiracją do powstania jego najbardziej rozpoznawanego dzieła. James Ellroy, John Woo, Quentin Tarantino oraz Stephen King - to ich prace, oraz wiadomości i artykuły o współczesnych piratach pozwoliły narodzić się najbardziej zamerykanizowanemu serialowi animowanemu jaki Japonia widziała.

Po prawdzie nasi bohaterowie nie nazywają siebie samych "piratami", a prędzej "kurierami". Przewożą towar z punktu A do punktu B. A że czasami trzeba ów towar odebrać siłą - no cóż. W ten sposób "werbują" nowego członka załogi - japońskiego biznesmena Rokuro. Cudzysłów użyty umyślnie, bo tak po prawdzie porywają go dla okupu i nasz bohater staje się szczęśliwą ofiarą syndromu sztokholmskiego - po tym jak został skreślony przez własne szefostwo i zachłysnął się wolnością którą cieszą się jego porywacze przyjmuje miano Rock i zatrudnia się w Black Lagoon.

Kim zaś są jego nowi współpracownicy? Dutch czyli nowy przełożony. Duży, raczej małomówny szef firmy "kurierskiej" z tajemniczą przeszłością. Spec od IT - Benny. Trochę lekkoduch, trochę pacyfista, także z tajemniczą przeszłością. Na koniec zaś osoba chyba najważniejsza czyli Revy - wariatka z dwoma berettami. O ironio to właśnie ona robi za mięśniaka (a właściwie spluwę) całej ekipy. Jest niezwykle niebezpieczna, niecierpliwa i... ma tajemniczą przeszłość. Razem tworzą ekipę podobną do bohaterów legendarnego Bebopa (nie mają tylko psa...skandal!), gdyby Bebop był przepuszczony przez filtr filmów akcji lat 80 i 90. Skandaliczne porównanie? Może, ale chętnie będę go bronił. Fight me! (Dodam tylko, że oczywiście CB jest ogólnie lepszy itp. w mojej opinii... żeby nie było niedomówień.)

Piraci z (nie) Karaibów - recenzja anime Black Lagoon

Nie myślcie za to, że tutaj plejada ciekawych postaci się kończy. Daleko nam do tego. Ogólnie Black Lagoon rozpieszcza nas pod tym względem. Mamy tu wszystko: weterana wojennego który jest właścicielem baru który nieszczęśliwie często wymaga remontów, szefa triady żywcem wyrwanego z filmów Woo, ruską mafię z rodowodem radzieckich komandosów, kolorową uzbrojony po zęby kościół czy kolorową menażerię łowców głów (w tym gothic lolita z piłą łańcuchową). Zbyt normalnie? Spoko - fikcyjne miasto Roanapur uraczy was także duetem kazirodczych bliźniąt "wampirów" czy żeńskim "terminatorem". Prawie zapomniałem o neonazistach... Przez w sumie chyba dziesięć story arców podzielonych na 24 odcinki serii TV (często traktowane jako dwa sezony po 12) i 5 odcinków serii OVA, nasza ekipa wykonuje większe lub mniejsze zlecenia wpadając w duże kłopoty.

Oczywiście dzieło studia Madhouse nie jest pierwszą serią w której mamy tak przytłaczającą liczbę postaci pobocznych (które, o ile żyją, często przewijają się w serii do końca). W przeciwieństwie jednak do wielu character-driven anime, tutaj w sumie niewiele wiemy o ich przeszłości. Hiroe nie rozpisuje się zbytnio na temat tego kim była każda z postaci (no może poza Rockiem) zanim trafiła do Roanapur. Co jakiś czas fani dostaną jakiś ochłap czy wyrywek z przeszłości danej postaci, ale biografii tych postaci napisać się po prostu nie da. Mam wrażenie, że jest to integralną częścią klimatu całej serii - nie liczy się to co było, nie myśl też za bardzo o przyszłości. Liczy się tylko tu i teraz. Zabijesz albo zginiesz.

Dodatkowego smaczku całości dodaje to, że ogólnie ze świecą szukać postaci, która nie byłaby antybohaterem w całej tej serii. Na pierwszy rzut oka, Rock wyróżnia się z grona wszystkich gangsterów, ale to bardzo mylne wrażenie, jako ten nieskazitelny. Nie dajcie się nabrać i dobrze wam radzę miejcie z tyłu głowy, że on tak samo, jak wszyscy inni w tym zepsutym mieście, wybrał taki styl życia świadomie.

Technicznie to anime to miód na oczy. Jeśli przez ostatnie 3 minuty nikt nie strzelał, to zaraz zacznie. Designy postaci Hiroe są fantastyczne i bardzo charakterystyczne. Silnie czerpie z wspominanej przeze mnie popkultury kina akcji, wyciągając wszystkie klisze jakie się da i podając je w najlepszy sposób, w jaki to możliwe. Dla fanów militariów to jest pozycja obowiązkowa - gun porn jest wszechobecny, a do tego dojdą jeszcze łodzie, samochody, śmigłowce itp. Audio. Bogowie to audio! Wszelkie strzelaniny czy wybuchy są tak soczyste, że można dostać przyjemnej gęsiej skórki.

GramTV przedstawia:

Oprawa muzyczna podobnie - szybkie, dynamiczne kawałki akompaniują scenom akcji, a emocjonalne, melancholijne momenty ozdobione są spokojnymi, smutnymi melodiami. Do tego koniecznie trzeba wspomnieć genialny opening grupy MELL "Red fraction" i niezwykle klimatyczny, spokojny ending (Don't look behind - EDISON) którego wplatanie się w finałowe sceny każdego odcinka zapowiada nam jego koniec.

Krótki, osobny akapit dorzucę, żeby wspomnieć o popularnym twierdzeniu (poza Japonią rzecz jasna), iż lepiej Lagoona oglądać z angielskim dubbingiem. Jest to o tyle wskazane, iż w świecie tego anime wszystkie postaci rozmawiają ze sobą właśnie po angielsku, zaś po japońsku potrafi gadać tylko Rock (cały jeden story arc to wykorzystuje). Osobiście nadal wolę oryginalną ścieżkę, bo jestem do niej przyzwyczajony, ale rzeczywiście da się całkiem przyjemnie oglądać też dubbing. Zwłaszcza, że go nie cenzurowali.

Marzy mi się aby ktoś na zachodzie złapał się za ten tytuł i zrobił jego wersję live action. Nie ma chyba w całej twórczości kraju kwitnącej wiśni tytułu, który byłby łatwiejszy do zaadoptowania przez Hollywood. Rei Hiroe wysłał za pośrednictwem Black Lagoon list miłosny do tego głupkowatego, niedorzecznego i nierealistycznego kina akcji. Tego samego kina akcji które dawało, daje i (przynajmniej mi) będzie dawać dużo radochy także w przyszłości.

Krótkie PS: Anime można zobaczyć obecnie na platformie Netflix. Swego czasu było wydane na DVD w Polsce, ale już raczej jest nie do dostania. Mangowy pierwowzór wydaje wydawnictwo Waneko, ale kilka tomów jest już tylko na rynku wtórnym, za dość wysokie stawki.

9,0
Jeśli jesteś fanem kina akcji do wyniku dodaj 1
Plusy
  • Wszystkie postaci to ciekawi antybohaterowie
  • doskonałe dialogi
  • świetna oprawa audio/video
  • bezmyślna rozwałka, a w tle poważne dylematy moralne
Minusy
  • Jesli nie lubisz kina akcji, to nawet się nie zbliżaj
  • mangowy pierwowzór Hiroe robi w tempie „jeden rozdział/kiedy mi się zechce”
Komentarze
2
KadwaO
Gramowicz
13/03/2020 20:02

Obrona kościoła wymiata XD 

MisticGohan_MODED napisał:

To wkurza kiedy twórca mangowej serii totalnie olewa sprawę... Hellsing też przecież wychodził w tempie 1 tom na rok...

Tutaj raczej autor skończył po 9 tomie historię... i wydał 10 po ponad 3 latach i ... został wydany jeszcze 11, ale Waneko (dydawca w pl) trochę poleciał w kulki i można było go kupić tylko w przedpremierze...

MisticGohan_MODED
Gramowicz
13/03/2020 17:52

To wkurza kiedy twórca mangowej serii totalnie olewa sprawę... Hellsing też przecież wychodził w tempie 1 tom na rok...