Assassin's Creed IV: Black Flag - recenzja

Łukasz Wiśniewski
2013/10/31 19:30

Karaiby, Złota Era Piratów, bitwy morskie, piękne plenery plus Templariusze i Asasyni - to się nie mogło nie udać. Jeśli ktoś liczył na upadek serii Assassin's Creed, to się zawiedzie....

Assassin's Creed IV: Black Flag wyznacza nową jakość w serii. Widać, że twórcy dobrze się zastanowili, w którą stronę ruszyć po zakończeniu głównej "trylogii w pięciu częściach". Zarówno historia odtwarzana w Animusie, jak i warstwa współczesna bazują na ciekawych pomysłach. Niewątpliwą zaletą jest zdecydowane postawienie na walki morskie i związane z tym klimaty marynistyczne. Na uwagę zasługuje też coraz większe zaciernie granicy pomiędzy przedstawioną w grze współczesnością a naszym światem. Nazwanie jednego ze studiów Ubisoftu Abstergo Entertainment to mistrzowski pomysł. Zwłaszcza, że w tym studiu (no dobrze, jego fikcyjnej wersji) spędzamy nieco czasu... jako jedna z osób tam pracujących.Assassin's Creed IV: Black Flag - recenzja

Assassin's Creed bez Desmonda

Zgodnie z obietnicami twórców, w Assassin's Creed IV: Black Flag do Animusa nie wchodzimy jako Desmond. W zasadzie wchodzimy jako my, bo postać nie ma określonych personaliów, nawet płci... Ot, zaczęliśmy pracę w Abstergo Entertainment, a naszym zadaniem jest ekstrakcja i uporządkowanie wspomnień Edwarda Kenwaya mających posłużyć za materiał wyjściowy do gry o piratach. Jakim cudem więc śledzimy dalej losy linii genetycznej, Milesów? Cóż, technologia idzie naprzód. Zresztą mamy szansę poszperać i dowiedzieć się bardzo wiele o historii projektu Animus, odsłuchać nagrania z prac z pierwszymi obiektami, zobaczyć wczesne prototypy urządzeń... Znajdziemy tez opracowania Templariuszy na temat ich sławnych przedstawicieli, czyli wrogów na których polowaliśmy we wcześniejszych częściach. Jest nawet dokument dotyczący potencjalnych nowych scenerii dla kolejnych gier Abstergo Entertainment.

Jeśli ktoś się zastanawia, co dalej z wydarzeniami z finału Assassin's Creed III, to zapewniam, że w pewien sposób temat jest kontynuowany. Bardzo sensownie zresztą. Nie będę jednak zdradzał szczegółów, bo za dużo potencjalnych spoilerów. Jeśli ktoś nie lubił misji z Desmondem, to niech odetchnie: jako pracownik studia tworzącego gry nie wykonujemy ryzykownych akcji. Jedynie szwendamy się po firmie. Swoją drogą co nieco dodatkowych informacji o sytuacji, nie zawartych w samym wątku fabularnym, można odkopać osiągając kolejne poziomy w trybie wieloosobowym Assassin's Creed IV: Black Flag. To jakby kolejny element układanki, bo przecież tryb multi to też produkt Abstergo Entertainment bazujący na sieci Animus... Mogę jedynie zdradzić, że teraz bardzo czekam na kolejną część, bo wszystko zmierza w bardzo ciekawym kierunku.Assassin's Creed bez Desmonda, Assassin's Creed IV: Black Flag - recenzja

Republika Nassau

W warstwie wspomnień działamy jako Edward Kenway, ojciec Haythama. Prosty człowiek, który wyruszył do nowego świata by zdobyć bogactwo. Pirat, który czasem woli się podawać za kapra. Zwykły chłop zamienił się w twardziela, który z niejednego pieca chleb jadł. Jednocześnie jest trawiony obsesją stania się kimś więcej, obsesją tak silną, że nawet kochająca żona nie była w stanie z nim wytrzymać. Nic dziwnego, że kiedy Edward przez przypadek trafia w wir zmagań Templariuszy i Asasynów, wkręca się w temat całkowicie. Tajne spiski i coś, o co walczą wpływowi ludzie dla niego oznacza jedno: bogactwo. Obsesja nabiera nowego wymiaru, do tego nasz bohater wkręca w to wszystko swoich znajomych z pirackiej Republiki Nassau. Assassin's Creed IV: Black Flag po raz pierwszy w historii serii nie ma protagonisty należącego do jednej z tajnych organizacji, lecz wolnego strzelca ciągniętego w dwie strony. Ciekawa odmiana.

Jeśli zastanawia was, skąd w takim razie u Edwarda takie bajeczne umiejętności, które dotąd wiązały się z treningiem Bractwa, to nie jest to niedopatrzenie twórców. Poznacie odpowiedź. Może nieco naciąganą, ale zarazem rzucającą sporo światła na kilka kwestii związanych z genotypem przodków Desmonda. Tak czy inaczej, nietuzinkowe umiejętności zapewniły Edwardowi ważne miejsce w społeczności Nassau. Nie jest może jednym z Gubernatorów, ale przyjaźni się z nimi naprawdę blisko. A pozostawać w dobrych stosunkach z takimi ludźmi jak "Calico" Jack Rackham, Benjamin Hornigold, Charles Vane czy wreszcie Edward Thatch, szerzej znany jako Czarnobrody - to nie lada wyczyn. Tak, faktycznie wszystkich tych sławnych piratów poznajemy grając w Assassin's Creed IV: Black Flag . Bynajmniej nie przelotnie. Podobnie jak dwie damy, które w pirackim fachu nie ustępowały facetom: Anne Bonny i Mary Read

Losy Republiki Nassau i jej samozwańczych Gubernatorów to - obok tajnej wojny - druga kluczowa część fabuły. Śledzimy losy tej wielkiej, ale zarazem szalonej idei. Kto zna historię, może spodziewać się zakończenia owego wątku. Assassin's Creed IV: Black Flag nie bawi sie w upiększanie historii i dopisywanie szczęśliwych zakończeń. Ponownie, jak to już było w poprzedniej części, dorosłe potraktowanie tematu bardzo pomaga scenariuszowi. Ponownie też w kilku momentach można się wściec na scenarzystów, ale tak po cichu, bo gardło będzie ściśnięte... Szalone sny umierają. Gdzieś pośrodku tego miota się nasz bohater, którego obsesja plącze losy innych i pcha go ku samotności. jasne, wiemy, że kiedyś sobie ułoży życie, przecież będzie miał żonę i syna, ale na tym etapie Edward Kenway jest postacią tragiczną.

Wszystkie przewijające się przez grę postacie historyczne są bardzo pieczołowicie ukazane. Mają wyraziście zarysowane charaktery i życiowe motywacje. To osoby z krwi i kości, a nie byle NPC. Możemy je lubić albo nie - ale nie będą nam obojętne. Wiele pomaga też strona wizualna, bo graficy z Ubisoftu zadbali o to, by modele zarówno nawiązywały do zachowanych wizerunków, jak też o to, by robiły wrażenie. Swoje dodali aktorzy podkładający głosy, uzupełniając całość o charakterystyczną wymowę. Oczywiście z podobnym pietyzmem potraktowano głównego bohatera, dbając, by doskonale wpisywał się w to malownicze towarzystwo. Krótko podsumowując: na poletku fabuły i bohaterów Assassin's Creed IV: Black Flag to kolejny spory krok naprzód. bardzo cieszy, że seria rozwija się w stronę coraz poważniejszych opowieści. Republika Nassau, Assassin's Creed IV: Black Flag - recenzja

Karaibski tygiel

Świat przedstawiony to siłą rzeczy miniaturka Karaibów. Nie zmienia to faktu, że Assassin's Creed IV: Black Flag oferuje nam obszar nieporównywalnie większy niż we wcześniejszych częściach serii. Po prostu cały realny region przeskalowano do czegoś grywalnego. Mamy trzy duże miasta: Nassau, Kingston i Hawanę, szereg mniejszych osad, oraz bezludne wysepki, plantacje, pirackie schronienia... jest tego naprawdę sporo i sporo też da sie tam robić. Począwszy od prostych misji polegających na zabójstwie, aż po rozbudowane, kilkuczęściowe opowieści. Mamy tez bitki w karczmach, gonienie za umykającą melodią (wzbogaca to szantowy repertuar załogi), poszukiwania artefaktów i skarbów. Tych ostatnich zarówno na lądzie, w oparciu o mapy, jak też pod wodą. Tylko dzięki poszukiwaniom skarbów da się odblokować najlepsze ulepszenia okrętu Edwarda, Kawki.

GramTV przedstawia:

Wiele rzeczy ładnie się spina i zachęca do eksploracji. By ulepszać okręt musimy mieć budulec, a ten pozyskujemy z wrogich jednostek. Rozwijanie Kawki to kluczowa sprawa, bo tym razem walki na morzu to nie osobna linia misji, a samo sedno rozgrywki. Mocny okręt pozwoli nam na rozbicie obrony fortów, co da nam świetne bazy wypadowe oraz odsłoni wszelkie lokacje na danym fragmencie mapy. Jeśli nie będziemy polować - zarówno na ladzie, jak i z łodzi wielorybniczej - ciężko będzie ulepszyć sprzęt Edwarda. Nieźle nakręca też poszukiwanie kluczy, potrzebnych do uzyskania dwóch specjalnych pancerzy. Assassin's Creed IV: Black Flag nie ma w zasadzie pustych misji, które sie robi dla uzyskania 100% ukończenia gry. Za wszystko są jakieś bonusy i nagrody. W najgorszym wypadku coś do poczytania i poszerzenia wiedzy gracza o Karaibach Złotej Ery Piractwa.Karaibski tygiel, Assassin's Creed IV: Black Flag - recenzja

Nie wszystko niestety działa jak w szwajcarskim zegarku. W mojej rozgrywce zdarzyło się, że nie dostałem nagrody za ukończenie serii zabójstw. W rankingu mam ich 30, jak trzeba. Nagrody (świetnej broni) brak. Co gorsza, a jednej z osad mam wciąż... nieukończone zabójstwo. Ale aktywować się go nie da (bo wszystkie zrobiłem!). Zapomnijmy więc o 100% ukończenia... Nieco spuszczono z tonu, jeśli idzie o posiadłość. Bliżej pod tym względem Assassin's Creed IV: Black Flag do drugiej odsłony serii niż trzeciej. Po prostu zajmujemy posiadłość, odnawiamy ją, coś dobudowujemy i umieszczamy w środku dzieła sztuki. Rozwijamy tez przytań, by mieć na miejscu możliwość napraw i ulepszeń okrętu, werbunku załogi. Budujemy sklep i schronienia dla najemników oraz tancerek (te ostatnie dwa ulepszenia dają nam możliwość korzystania z ich usług za darmo na całej mapie).

Walka na morzu i na lądzie

Jeśli idzie o starcia na lądzie, Assassin's Creed IV: Black Flag nie wprowadza jakichś poważniejszych zmian. Wciąż obowiązuje zasada pojedynkowa, urozmaicana specjalnymi zdolnościami wrogów. Nieco lepiej niż dotąd wychodzą roszady wrogów, gdy uda im się wytrącić nas z rytmu. Aż by się chciało, by model walk poszedł krok w stronę serii o Batmanie, ale to co najważniejsze jest: emocje, koncentracja i widowiskowe zgony. Zwiększyło się ponownie znaczenie skrytych akcji, to duży plus. Arsenał został w porównaniu do poprzedniej części ograniczony, bo mamy tylko zestawy wszelkiej maści rapierów i kordelasów oraz zestawy pistoletów. Żadnych pałek i toporów. Dobrze, bo i tak nikt z nich chyba nie korzystał. Jak się uprzemy, zawsze możemy użyć broni wroga. bywa to wręcz konieczne, gdy be broni dostajemy się podwodnymi jaskiniami do kryjówek przemytników.Walka na morzu i na lądzie, Assassin's Creed IV: Black Flag - recenzja

Najważniejsze są i tak walki morskie. To największa siła Assassin's Creed IV: Black Flag. Zręcznościowe, dynamiczne, zupełnie nie symulacyjne. Za to cieszące oko i pompujące adrenalinę. Do wyboru mamy zróżnicowaną broń, przypisaną do różnych punktów statku. Celując z boku oddajemy salwę burtową, bez celowania miażdżymy wroga ciężkim ostrzałem krótkiego zasięgu. Celując z dziobu miotamy kule łańcuchowe, by spowolnić okręt nieprzyjaciela. Mamy też moździerze. Brak jedynie kartaczy, bo podczas abordażu i tak działają specjalne zasady. Trzeba zabić iluś załogantów, a przy większych jednostkach eliminować oficerów, kapitana, strzelców wyborowych na masztach, wysadzać proch, odcinać banderę - zależnie co się nam wylosuje.

Okręty wroga też dysponują swoimi sztuczkami. Większe jednostki oddają serię salw, używają ciężkich kul, a liniowce katują nas z moździerzy. Mniejsze rozrzucają wybuchające beczki, a brygi uwielbiają taranować. Na dodatek pogoda może wprowadzić dodatkowy chaos - tornada i fale sztormowe nieźle psują nam szyki. Za to na nasza korzyść działa to, iż Hiszpanie z Anglikami toczą walki. Czasem warto się podłączyć, ostrożnie, by nie ostrzelać drugiej strony i skorzystać... Gdy kontrolujemy forty, pojawia sie opcja wciągania zbyt silnych okrętów w zasadzkę. Trzeba jednak być czujnym i dobijać taranowaniem, by od razu przejść do abordażu - forty lubią niszczyć nasze pryzy... Każdy przejęty okręt można wykorzystać do połatania swojego, można tez go odesłać, by poprawić opinię o nas, albo... dołączyć do floty. owa flota w Assassin's Creed IV: Black Flag zastępuje w pewnym sensie gildię (bo Edward przecież nie jest Asasynem).

Flota może składać się maksymalnie z piętnastu okrętów i pływa do obu Ameryk, Afryki i Europy. Zarabia dla nas kasę i przywozi rozmaite cenności. Aby było czym handlować, szlaki musza być oczyszczone - tu toczymy symboliczne bitwy wysławiając maksimum trzy jednostki, mające przypisane role. Możemy wspomagać się wybuchającymi beczkami, które pozyskujemy między innymi pomagając naszym znajomym. pomoc polega na skróceniu czasu potrzebnego na ukończenie misji handlowej, więc korzyść jest w pełni obopólna. Najdłuższe wyprawy zajmują i 20 godzin, więc jest o co walczyć - swoją drogą okręty płyną bez względu na to, czy konsola jest włączona, bo ten element realizowany jest przez serwery Uplay. Im lepsze okręty we flocie, tym lepiej. Dlatego warto na jakiś czas (gdy już możemy podjąć takie wyzwanie) utrzymywać czwarty poziom ścigania, bo wtedy polują na nas fregaty i liniowce...

Szanty i złote plaże

Muzyka towarzyszy nam cały czas. Załoganci śpiewają szanty rytmowe, a w tawernach rozbrzmiewają pieśni kubryku. Wizualnie Assassin's Creed IV: Black Flag ustępuje GTA V, ale to w sumie nie wstyd. Owszem, pierwszoplanowe postacie są doskonale dopracowane, ale tło wypada nieco bladziej, mimo wielkiej dbałości o detale i oddanie klimatu Karaibów owej epoki. Ładnie wyglądają też bohaterowie w trybie multiplayer. Chyba są najbardziej widowiskowi z całej serii. Jeśli myślicie, że warto poczekać na premierę nowej generacji konsol, to od razu mówię: niekoniecznie. grałem nieco w te grę na PlayStation 4 i wygląda owszem lepiej, ale nie jakoś powalająco.

Szanty i złote plaże, Assassin's Creed IV: Black Flag - recenzja

Skoro mowa o multi, to mamy tu ewolucję, ale nie rewolucję. Wciąż wszystko opiera się na sprawdzonym modelu, czyli skradamy się a nie biegamy. W sumie jest sześć trybów rozgrywki, ale i tak najwięcej osób gra w klasyczny już Manhunt. Mamy też możliwość pogrania ze znajomymi w trybie współpracy. Wyzwania są tu zupełnie inne - gorąco polecam. Ciekawostką jest Laboratorium, czyli mozliwość tworzenia własnych starć. Chyba wspomniałem o wszystkich ważnych elementach. Więcej detali znajdziecie w osobnych artykułach (w ramach Tygodnia z Assassin's Creed IV: Black Flag). Reasumując: dostaliśmy kolejną perełkę w kategorii gier akcji z otwartym światem, minimalnie ustępującą kreatywnością GTA V ale nadrabiającą klimatem. Pozycja obowiązkowa.

9,6
Aye, Ubisoft trzyma poziom. Arr!
Plusy
  • najlepsza gra akcji o piratach
  • rewelacyjne bitwy morskie
  • mnóstwo dobrych szant
  • tradycyjnie świetne animacje walki
  • nietuzinkowa historia
  • barwni bohaterowie niezalezni
  • całkiem nowy protagonista
  • multi rozwijane w dobrym kierunku
Minusy
  • mechanika walki mogłaby ewoluować
  • drobne niedoróbki
  • opisany w recenzji bug
Komentarze
74
Usunięty
Usunięty
27/04/2014 11:16

Jestem na etapie 3 częsci i nie mogę się doczekać aż pojawi się w niższej cenie ;)

Usunięty
Usunięty
01/12/2013 00:25

@Kadaj, Ring5Dzięki za odpowiedzi, grę już zakupiłem :D Może to tak nie wypada się już cieszyć, ale jestem przekonany, że będę się dobrze bawił - wszystkie gry Ubi, w które ostatnimi czasy grałem prezentowały naprawdę bardzo wysoki poziom :)

Usunięty
Usunięty
30/11/2013 15:16
Dnia 30.11.2013 o 13:31, pawbuk napisał:

czy w ACIV jest więcej do robienia niż w ACIII?

Ja w III robiłem poza wątkiem głównym w zasadzie tylko rozbudowę posiadłości i gildię asasyńską, a jeśli o Black Flag chodzi, to mam już prawie 30 godzin na liczniku i jestem dopiero po VII rozdziale, bo bardzo dużo czasu spędziłem na morzu bawiąc się w pirata.Co jest do zrobienia?-rozbudowa okrętu-rozbudowa kryjówki-łupienie statków - bitwa na morzu + abordaż (z rożnymi celami dodatkowymi, np. podpalić skład prochu czy zamienić flagę)-zdobywanie fortów-zlecenia-nurkowanie i przeczesywanie wraków-zarządzanie flotą handlową-grabienie magazynów-szukanie skrzyni ze skarbami-polowanie na wielorybyA załoga śpiewa szanty w czasie morskich wędrówek. *_*




Trwa Wczytywanie