Ratchet & Clank: Q-Force - wrażenia z prezentacji gamescom 2012

Robert Sawicki
2012/08/26 20:08
0
0

Prawdopodobnie jestem jedyną to taką osobą w promieniu setek kilometrów od miejsca, w którym stukam to w klawiaturze siedząc bez koszulki, ale serię Ratchet & Clank na PS3 uważam za właściwie najlepszą, najprzyjemniejszą i najcieplejszą serię obecnej generacji. Dlaczego? Bo tak właśnie jest. Po „Czterech za jednego”, którego nazwa ledwo przechodzi mi przez palce, grzecznie czekałem na uczciwy, prawdziwy sequel. I wygląda na to, że jeszcze sobie trochę poczekam, bo Q-Force „to nie to”.

Prawdopodobnie jestem jedyną to taką osobą w promieniu setek kilometrów od miejsca, w którym stukam to w klawiaturze siedząc bez koszulki, ale serię Ratchet & Clank na PS3 uważam za właściwie najlepszą, najprzyjemniejszą i najcieplejszą serię obecnej generacji. Dlaczego? Bo tak właśnie jest. Po „Czterech za jednego”, którego nazwa ledwo przechodzi mi przez palce, grzecznie czekałem na uczciwy, prawdziwy sequel. I wygląda na to, że jeszcze sobie trochę poczekam, bo Q-Force „to nie to”. Ratchet & Clank: Q-Force - wrażenia z prezentacji gamescom 2012

I sam fakt, że Ratchet & Clank: Q-Force to hybryda normalnego sequela (bo zawiera normalną historię) i bezczelnego off-spina (bo zawiera off-spinowy gameplay) delikatnie mówiąc mnie Wkyy.... uurzył i zdenerwował, nie mówiąc już o ogólnej panice sali – nie byłem jedyną osobą, która wcześniej nie miała okazji zobaczyć gry w akcji, a szczególnie mechaniki, która wysuwa się tutaj na pierwszy plan. Ale spokojnie, tekst nie będzie opierał się jedynie na narzekaniu, znajdziemy też chwilę na parę słów wyjaśnienia.

O ile, tak jak już wspomniałem, historia w grze ma być pełnoprawną opowieścią, do której Insomniac zdążył nas już przyzwyczaić, o tyle już sam gameplay to najzwyczajniejszy w świecie tower defense z perspektywy trzeciej osoby. Każda nasza sesja podzielona będzie na dwa etapy – przygotowawczy i obronnym. W trakcie przygotowań do walki, zadaniem Ratcheta będzie obudowanie bazy odpowiednimi wieżyczkami, śmiganie po polu bitwy w poszukiwaniu broni (bo teraz wszystkie bronie znaleźć będzie można w specjalnych punktach porozrzucanych po mapach) i uzyskanie psychicznego spokoju w możliwie najszybszej manierze. Co dalej? NO ZGADNIJCIE. Przeciwnicy atakują, wieżyczki bronią, a my albo pomagamy naszym systemom obronny w odparciu hord przewracających się przeciwników, albo dalej latamy po mapach w poszukiwaniu jeszcze lepszego arsenału.

I choć całość nie jest dość skomplikowana i opiera się głównie na obronie własnej bazy, to i tak sprawia masę frajdy. Pełnoprawny sequel czy nie, to wciąż tytuł, który umili nam kilka wieczorów, szczególnie jeśli wieczory zamiast ze znajomymi, czy też drugą połówką (a takowych nie wszyscy mają :'( ) spędzamy rozmawiając z konsolą. Całość została zorganizowana tak, by nie nudzić monotonią i stawiać przed nami kolejne wyzwania i z tego, co widziałem, to rzeczywiście działa. Nie jestem pewien, jak została w to wszystko wciśnięta fabuła – pytałem o to faceta z Insomniaca zakładając, że gra opierać będzie się o schemat przerywnik filmowy -> bronienie bazy -> przerywnik filmowy -> bronienie kolejnej bazy. W odpowiedzi dostałem tylko krótkie „No chyba jakoś tak to będzie mniej więcej wyglądać”, więc pozostaje czekać na kolejne gameplaye i bardziej szczegółowe informacje od developera. Tym razem, single-player to nie wszystko. Nie będzie zabawy w magiczną, rodzinną kooperację rodem z Ratchet & Clank: Czterech za Jednego, gdzie cała rodzina okładała się poduszkami, bo jeden domownik radził sobie lepiej od drugiego. O nie. Tym razem w poduszkach będą schowane odpowiednio ciężkie żelazka, bo Q-Force wprowadza tryb dla wielu graczy, w którym grają oni przeciwko sobie. Multiplayer pojawił się ponoć dlatego, że gracze błagali o przywrócenie takowego już od czasów „Up your arsenal” z PlayStation 2, ale że gry nawet nigdy nie widziałem na oczy, to nie zamierzam kwestionować takiej argumentacji. Do konkretów: w trybie wieloosobowym będziemy mogli prowadzić potyczki 1v1 lub 2v2, w których będziemy mieli podobne zadanie, co w trybie dla jednego gracza. Sęk w tym, że oprócz obrony własnej bazy będziemy w stanie wysyłać hordy jednostek na bazę nieszczęśnika, który stanął po przeciwnej stronie barykady i jednocześnie samemu szuruburować z właśnie trzymanej broni prosto w jego wieżyczki. Mecze mają trwać po 10-15 minut po to, by stanowić idealne rozwiązanie dla osób, które muszą zagrać w coś na szybko. Och, leniwe społeczeństwo dyktujące zasady rynku swoim leniwym lenistwem, kto by pomyślał.

To, co zasługuje na uwagę, to jednorazowego użytku, cytuję, „przycisk paniki”, z którego może skorzystać każdy z graczy. Po jego wciśnięciu nasze budynki chowają się na 30 sekund, w czasie których my możemy spokojnie zająć się przeciwnikami robiącymi nam bałaganisko w bazie. Ot, wciskacie przycisk i macie 30 sekund świętego spokoju, kiedy inni gracze wyrywają sobie włosy z różnych części ciała. Przydatna opcja, kiedy ktoś już stoi nad Wami z wyjątkowo ciężką poduszką w chwili, gdy macie myśli samobójcze.

GramTV przedstawia:

Wiadomo, kwestie graficzne też trzeba omówić i jedyne, co mogę o nich powiedzieć to tyle, że pod tym względem można mówić o przynależności do „standardowej” części serii. Gra wygląda jak minimalnie ulepszony Crack in Time, stąd dalej przyjemnie patrzy się na śmigającego po ekranie Lombaksa. I tutaj mam wyjątkowo mieszane uczucia. Z jednej strony klimat Ratchet & Clanka próbuje wylewać się z ekranu i ponownie da się wyczuć to samo ciepło – ten sam klimat, który zamieniał żałosne wieczory przy telewizorze w przygodę życia, jakkolwiek smutnie by to nie brzmiało. Z drugiej strony, w kwestii rozgrywki nie ma niczego, czym ów klimat mógłby się podeprzeć, bo zamiast wielkiej, epickiej (tak, lubię to słowo i nie mam zamiaru rezygnować z jego używania) przygody, mamy zabawę w tower defense z perspektywy trzeciej osoby. Jeśli jesteście w stanie przeboleć ten fakt i zależy Wam głównie na tym, by dobrze się bawić, możecie już zacząć odkładać gotówkę na Q-Force. Osobiście, swoje pieniądze zostawiam na kolejnego, pełnoprawnego Ratcheta, o ile kiedykolwiek się ukaże. Ustawieni są posiadacze Vity, bo gra nie dość, że umożliwia cross-play, to i zalicza się do polityki crossbuy (kup grę na PS3, dostań wersję na Vita i vice-versa).

Ładne, fajne i przyjemne bronienie bazy z nie najgorszym klimatem i odpowiednią historią. Może i nie jest to normalny sequel, ale przynajmniej nie jest to też perfidny, kiepskiej jakości off-spin jak w przypadku Czterech za Jednego. Może i zmienię swoje zdanie po samodzielnym ograniu ewentualnego dema, ale na chwilę obecną gry po prostu nie chcę.

Chyba, że naczelny załatwi mi ją do recenzji, wtedy to wiadomo.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!