Alan Wake na PC - recenzja

Patryk Purczyński
2012/06/19 10:15

Pecetowego Alana Wake'a ocenić jest bardzo ciężko. Ma swoje atuty (związane zwłaszcza ze sposobem wydania), ale są i wady w rozgrywce. Tym niemniej, dobrze się stało, że pisarz wreszcie na blaszaki przybył.

Pecetowego Alana Wake'a ocenić jest bardzo ciężko. Ma swoje atuty (związane zwłaszcza ze sposobem wydania), ale są i wady w rozgrywce. Tym niemniej, dobrze się stało, że pisarz wreszcie na blaszaki przybył. Alan Wake na PC - recenzja

W maju 2010 roku Alan Wake zadebiutował na Xboksie 360. Remedy Entertainment nad swoim survival horrorem pracowało przez kilka lat, a przez niemal cały ten okres gra była zapowiadana w dwóch wersjach: na wspomnianą konsolę Microsoftu i komputery osobiste. Kilka miesięcy przed premierą okazało się jednak, że do sklepów trafi wyłącznie ta pierwsza. Trudno zapomnieć rozczarowanie, jakie wśród pecetowców wywołała ta decyzja. Po dwóch latach wreszcie doczekali się jednak opowieści o pisarzu nękanym koszmarami na swojej platformie. Czy warto było przez cały ten czas zaprzątać sobie głowę tym tytułem? Odpowiedź brzmi: tak, chociaż ma on swoje przyległości.

Alan Wake to przede wszystkim historia opowiedziana w grze, dlatego trudno ten element pominąć - nawet jeśli został już zanalizowany na wszystkie strony przed dwoma laty. Tytułowy bohater przybywa wraz z żoną Alice do Bright Falls, by oderwać się od rzeczywistości. Owo oderwanie wypada nader okazale, choć zapewne nie tak wzięty pisarz je sobie wyobrażał. Już pierwszego dnia Alice ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, a Alan, próbując ją uratować, wskakuje do pobliskiego jeziora i... budzi się ni z tego, ni z owego w rozbitym samochodzie. Na to wszystko zwalają się jeszcze czające się w ciemnościach kreatury, które źle reagują jedynie na światło. Nie jest więc dobrze, zwłaszcza, że Alan musi przebijać się nocą przez ciemny las.

Fabułę twórcy prowadzą umiejętnie, zmuszając gracza do snucia rozmaitych hipotez - czy za zniknięciem Alice stoją siły nadprzyrodzone, a może została rzeczywiście uprowadzona? Albo to wszystko to kolejny zły sen, z którego Alan wybudzi się, gdy tylko dotrzemy do finału tej opowieści? Pytania się mnożą, na niektóre szybko uzyskujemy odpowiedź, inne zostają nierozwiązane, a z czasem dochodzą i nowe wątki. Do tego gra raczy nas rozmaitymi informacjami pobocznymi, które dopełniają wydarzenia prezentowane na ekranie. Na swojej drodze tytułowy bohater odnajduje kolejne kartki maszynopisu własnego autorstwa, w radioodbiorniku słucha audycji z najświeższymi, często niepokojącymi, doniesieniami z Bright Falls, na ekranach telewizorów pojawiają się trudne do wyjaśnienia nagrania. Ekipie Remedy tak udało się napisać tę opowieść, że gracz wręcz pożąda podanych w takiej formie informacji, które są w stanie zaserwować nowe fakty, lub chociaż poniekąd wytłumaczyć przedziwne zajścia - a to rzadkie osiągnięcie.

Z fabułą wiąże się jednak bardzo poważny zarzut, a jest nim w żadnej mierze niesatysfakcjonujące zakończenie. A w zasadzie trzy zakończenia, bo Alan Wake na PC ukazał się przecież z obydwoma dodatkami, Sygnał i Pisarz, co akurat stanowi duży plus. Trudno mi jednak nie odnieść wrażenia, że właściciele Xboksa 360 byli zwyczajnie naciągani na kasę. (Spoiler) Podstawowa wersja kończy się nijak, twórcy nie stawiają kropki, ani nawet kilku ostatnich zdań. Tych szukać trzeba zatem w dodatkach. I o ile pierwszy kończy się ordynarnym "To Be Continued...", tak drugi... ponownie zostawia gracza bez klarownych odpowiedzi i mógłby mu towarzyszyć taki sam napis, jak w przypadku pierwszego. (Po spoilerze) Na dobrą sprawę dodatki stanowią całość z podstawową wersją, dlatego określenia "skok na kasę" w przypadku wersji pecetowej użyć nie można tylko z uwagi na fakt, że są już w zestawie.

Rozgrywka oparta jest na prostym schemacie, z którym trzeba się jednak oswoić. Po fazie przejściowej nie ma już jednak z nią większych problemów, tym bardziej, że starcia z przeciwnikami oparte są w zasadzie na jednym schemacie: naświetlamy mrocznego jegomościa, po czym pakujemy mu odpwiednią ilość śrutu. Możemy przy tym stosować uniki, korzystać z otaczających nas przedmiotów, a czasem warto też wziąć nogi za pas i uciekać w stronę światła. Twórcy od czasu do czasu starają się to urozmaicać, jednak momentami brakuje wyrazistych i interesujących pomysłów. Nie ma też co liczyć na wyjątkową różnorodność broni, ale trzeba tu pamiętać, że Alan Wake to nie strzelanina. Ważniejsze od pistoletów i strzelb są w tym przypadku sposoby rozświetlenia okolicy. Gra uczy nas, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, oszczędzania amunicji i baterii do latarki, co w przypadku tego typu produkcji jest akurat wskazane.

Jako survival horror Alan Wake z pewnością się sprawdza, ale nie w 100 proc. Stopień odczuwanego strachu i rosnącego ciśnienia w obliczu świadomości, że za spowitymi ciemnością, a niekiedy także mgłą, drzewami czai się zły, uzależniony jest od posiadanego arsenału. Zwłaszcza, gdy radzenie sobie z przeciwnikiem mamy już opanowane, a amunicji, baterii i rac pod dostatkiem, produkcja Remedy niespecjalnie jest w stanie podnieść adrenalinę. Jeśli jednak mamy świadomość własnej bezbronności, lub ograniczonych możliwości poradzenia sobie z watahą mrocznych kreatur, serce staje w gardle. Twórcy zastosowali ponadto kilka sprawdzonych metod straszenia, z wyskakującymi zupełnie niespodziewanie zza węgła wrogami i pojawiającymi się nagle wizjami, które równie szybko znikają. To wszystko okraszone jest świetnym, znakomicie budującym napięcie udźwiękowieniem, do którego jeszcze wrócimy.

Czas najwyższy przejść do tego, co jest dla survivalu Remedy nowością, czyli działania na pecetach. Komputerowej wersji Alana Wake'a czas nie oszczędził - dwa lata, jakie minęły od premiery gry na Xboksie 360, pozostawiły na niej widoczne ślady, nawet mimo tego, że na blaszakach wygląda ona ładniej niż na konsoli Microsoftu. Nie są to na szczęście szramy, które oszpecałyby wygląd, a jedynie lekkie muśnięcia, doskwierające tym, którzy bez grafiki na najwyższym poziomie przeżyć nie potrafią. Zresztą, w tym roku wyjdzie zapewne jeszcze niejedna produkcja, która poziomem wizualizacji nie dorówna odświeżonemu Alanowi Wake'owi.

Najbardziej doskwierają chyba animacje - twarze postaci nie przedstawiają żadnych emocji, najczęściej tępo patrzą one przed siebie. Wyjątku nie stanowią tu nawet przerywniki filmowe. W ten beznamiętny charakter mimiki wpasowuje się zresztą narracyjny głos głównego bohatera. O ile do wypowiadanych przez aktorów kwestii "na żywo" nie można mieć większych zastrzeżeń, tak Alan opowiadający o swoich przeżyciach zwyczajnie nuży. Bardzo słabo wypada również animacja ruchu ust poszczególnych postaci. Gdyby wyłączyć głośniki, nie sposób byłoby odczytać na jego podstawie, co mówią bohaterowie gry. Niekiedy zdarza się nawet, że wypowiadany tekst zupełnie nie współgra z poruszaniem się warg. Dziwnie prezentują się ponadto animacje tytułowego bohatera, gdy wchodzi on po schodach lub stromych fragmentach podłoża. W tym pierwszym przypadku stopy często lewitują w powietrzu lub wtapiają się w kolejne stopnie.

GramTV przedstawia:

Zdecydowanie słabiej niż grafika i animacje wypada jednak fizyka Alana Wake'a. Interakcja ze światem jest bardzo ograniczona - nawet gdy pisarz poruszy jakiś przedmiot, nie przesuwa się on zbyt przekonująco. Często pojawiają się ponadto niewidzialne ściany, a główny bohater blokuje się w miejscach, przez które spokojnie powinien się przedostać. Wyjątkowo mocno działa na niego grawitacja, bo nie daje sobie rady z wgramoleniem się na przeszkody powyżej jego kolan. Jakiekolwiek skoki w misjach rozgrywanych nad różnego rodzaju przepaściami związane są z ryzykiem, że pisarz - choć wyląduje w odpowiednim miejscu - stoczy się przez jeden nieuważny ruch czy nawet obrócenie myszki w inną stronę. Zapewne właśnie z uwagi na tę kiepską fizykę i słabe współgranie postaci z otaczającym ją światem tak mało w grze zagadek logicznych, które do rozwiązania wymagałyby nieco sprawności Alana. A szkoda, bo tego typu wyzwania do survival horroru pasują przecież jak ulał.

Na drugim biegunie znajduje się udźwiękowienie. Ludzie odpowiedzialni za ten aspekt wykonali fantastyczną robotę - nuty dobywające się z głośników fenomenalnie budują napięcie i to głównie dzięki nim czujemy, jak serce przyspiesza, a w brzuchu zaczynają grasować chochliki. Nawet gdy na ekranie nie dzieje się nic przeraźliwego, akompaniament buduje napięcie i zwiastuje zbliżające się zagrożenie. Ma on też odpowiednie tempo, i oczywiście jest uruchamiany w trafnych momentach, podobnie jak we właściwych chwilach milknie. Świetnie wypada również muzyka, którą słyszymy na końcu każdego z epizodów i w wybranych fragmentach misji. Pop-rockowe kawałki wpadają w ucho i po zakończeniu zabawy z Alanem Wakiem można ich słuchać dalej dzięki dołączonemu do Edycji Specjalnej soundtrackowi z 13 kawałkami.

Ano właśnie - tu docieramy do momentu, w którym grze należą się największe pochwały. Sama produkcja jest dobra, możne nawet bardzo dobra, ale to wydanie zasługuje na szczególną laurkę. W cenie niższej od normalnych premier można bowiem otrzymać nie tylko produkcję Remedy Entertainment, ale też wspomnianą ścieżkę dźwiękową i kilka innych gadżetów (144-stronicowa książka, bonusowe DVD, naklejki, plakat, pocztówki - szczegóły możecie poznać w naszym wideo, na którym Krzysiek Ogrodnik odpakowuje Edycję Specjalną Alana Wake'a). W ten sposób pecetowcom wynagrodzono dwa lata oczekiwań na przybycie nękanego koszmarami pisarza. I za to końcowa ocena idzie w górę o jeden punkt. Słówko należy się jeszcze lokalizacji. Pierwotnie Alan Wake miał się nad Wisłą ukazać w pełnej polskiej wersji językowej, jednak po zmianie dystrybutora postawiono na wydanie kinowe. Choć w tłumaczeniu nie ustrzeżono się drobnych błędów, ogólnie pozostawia ono po sobie dobre wrażenie - spektakularnych wpadek nie stwierdzono.

Alan Wake to, jak zaznaczyłem już we wstępie, gra, na którą warto było czekać. Mimo braku szczególnej różnorodności rozgrywki, dostarcza, razem z obydwoma dodatkami, ponad 10 godzin przedniej zabawy. Straszy kiedy trzeba, niekiedy śmieszy, umiejętnie podsuwa użytkownikowi pytania. Dzieło Remedy świetnie dozuje też emocje - mamy tu długie wprowadzenia, chwile napięcia i wreszcie akcję dokładnie wymieszaną z narastającą grozą; to survival w pełnym tego słowa znaczeniu i pod tym względem, podobnie jak w przypadku świetnie poprowadzonej fabuły (za wyjątkiem jej zakończenia), gra przez te dwa lata nic nie straciła. Cieszy obecność obu rozszerzeń, Sygnał i Pisarz - dzięki ich obecności produkt jest tak naprawdę kompletny. Rozszerzenia oferują nie tylko kolejną możliwość wypadu do Bright Falls, ale też odmienną stylistykę i sposób przedstawienia opowieści.

Minus należy się za to producentom za kwestie techniczne. Pecetowy Alan Wake nie daje po sobie specjalnie odczuć, że najpierw dostępny był na konsoli - sterowanie, razem z wszystkimi grafikami interfejsu, dostosowane jest do potrzeb użytkowników komputerów, poprawiono także jakość wizualizacji. Jeśli macie więc ochotę na solidną porcję strachu podaną na telerzu wykwintnej fabuły, nie zastanawiajcie się - inwestycja w ten tytuł to pewniak, nawet mimo doskwierających mu niedoskonałości.

Kup edycję specjalną Alan Wake na PC w sklepie gram.pl
Kup edycję standardową Alan Wake na PC w sklepie gram.pl

8,0
Witamy na pecetach, panie Wake
Plusy
  • wreszcie jest na PC!
  • znakomicie poprowadzona fabuła
  • bogactwo świata
  • interesująca mechanika
  • doskonałe udźwiękowienie i przyjemny soundtrack
  • oba dodatki w zestawie
  • fantastyczne, bogate wydanie w niewygórowanej cenie
Minusy
  • zakończenie
  • rozgrywce nieco brakuje różnorodności
  • mocno kuleje pod względem technicznym
  • główny bohater topornie reaguje na polecenia
  • animacje i mimika
Komentarze
31
Usunięty
Usunięty
23/06/2012 10:36

Mnie gra strasznie rozczarowała. Najbardziej brakowało mi eksploracji w nocy. Niestety w nocy non stop się walczy przez co gra szybko robi się monotonna :/

Usunięty
Usunięty
22/06/2012 16:41

Eee?"Minus należy się za to producentom za kwestie techniczne. Pecetowy Alan Wake nie daje po sobie specjalnie odczuć, że najpierw dostępny był na konsoli - sterowanie, razem z wszystkimi grafikami interfejsu, dostosowane jest do potrzeb użytkowników komputerów, poprawiono także jakość wizualizacji. "Skoro nie daje się odczuć, że to port z konsoli, to za co należy się minus? ;>

mr-nadol
Gramowicz
21/06/2012 20:38

Zamiast kłócić się o to kto jest na czym najładniejszy dodam że jest możliwość swobodnej kamery przy użyciu kontrolera z X360 lub PS3 w trybie emulacji kontrolera X360. Dopiero wtedy można zobaczyć jak ogromną grą jest Alan, i okrojenie go z sandboksa do liniowej gry było krokiem wstecz. Jednak grę trzeba kiedyś wydać i moim zdaniem wyszła bardzo dobrze. Prawdopodobnie cała okolica widoczna na rozsianych w grze mapach została wymodelowana, nic tylko podziwiać.




Trwa Wczytywanie