Gemini Rue - recenzja

Adam "Harpen" Berlik
2012/01/29 10:00

Joshua Nuernberger, projektant Gemini Rue udowodnił, że w dobie wysokobudżetowych gier można stworzyć coś znacznie mniejszego i zostać zauważonym. Trzeba mieć jednak świetny pomysł i odpowiednio go zrealizować.

Gemini Rue - recenzja

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Gemini Rue zostało wydane dwie dekady temu, ale nic bardziej mylnego - jej twórca postanowił odnieść się do klasycznych przedstawicieli gatunku gier przygodowych i zaserwował nam grafikę w stylu retro. Oznacza to, że na ekranie widzimy rozpikselowane postacie oraz lokacje, a całość została wygenerowana w wyjątkowo niskiej rozdzielczości (obraz bez rozciągnięcia na cały ekran pewnikiem będzie niewiele większy od znaczka pocztowego). Oprawa wizualna Gemini Rue jednocześnie jest jej największą wadą, bowiem jest niezwykle przestarzała, ale i zaletą - klimat "tamtych czasów" wręcz wylewa się z ekranu monitora, a ponadto gra ma wyjątkowo niskie wymagania sprzętowe. Zadziała praktycznie na każdym pececie - nawet takim, który przyniesiecie z piwnicy.

Akcja Gemini Rue przenosi nas o niedalekiej przyszłości i została osadzona w cyberpunkowym świecie, przywołującym na myśl choćby Blade Runnera i Beneath a Steel Sky. Należy wiedzieć, że gra, pomimo niezbyt zaawansowanej grafiki, adresowana jest głównie do dorosłych, ponieważ charakteryzuje się niezwykle dojrzałą fabułą, opowiadającą o losach dwóch postaci. Pierwszą z nich jest Azriel Odin, który udaje się do miasta Pittsburgh, umiejscowionego na planecie Barracus, w celu odnalezienia swojego brata, natomiast drugą Delta 6, więzień przetrzymywany w Centrum 7, który został złapany podczas próby ucieczki. Postanowiono wyczyścić mu pamięć.

Co łączy obu bohaterów? Bardzo wiele, ale o tym przekonujemy się dopiero w trakcie rozgrywki. Początkowo wydaje się, że autor ma zamiar opowiedzieć nam osobne historie, gdyż co jakiś czas przełączamy się pomiędzy protagonistami, a sporadycznie kierujemy także innymi postaciami. Co ciekawe, w niektórych momentach gra zmusza nas do tego, a innym razem daje wolną rękę, dzięki czemu - gdy utkniemy w wątku Odina - możemy spróbować przejść dalej fragment z udziałem Delty 6 i na odwrót. To dobre rozwiązanie. Zazwyczaj, kiedy nie możemy sobie poradzić z jakąś zagadką, po prostu wyłączamy grę i wracamy (bądź nie) do niej a jakiś czas. Tutaj natomiast nie musimy rezygnować z zabawy.

Niewątpliwie największym atutem Gemini Rue jest właśnie opowiadana historia oraz wykreowane postacie. Dlaczego? Joshua Nuernberger przygotował świetne dialogi, które brzmią, jak z życia wzięte - są przekonujące, pełne ciekawych informacji, momentami odrobinę zabawne, ale najczęściej bardzo poważne. Czyli bohaterowie mówią dokładnie to, my byśmy powiedzieli będąc na ich miejscu. I to, że tak naprawdę Odinem czy też Deltą 6 mógłby być każdy z nas. Nie ma tu miejsca na jakiś przerysowanych protagonistów, wzorem Batmana czy Spider-Mana - historia ta mogłaby być prawdziwa, choć nie jest. I to właśnie świadczy o kunszcie scenarzysty - potrafi on zatrzymać przed monitorem gracza, który na co dzień gra w nowoczesne tytuły bazujące na najnowszych technologiach. Czyni to serwując absorbującą fabułę i sprawia, że graczowi zależy na losach postaci (przejmuje się nimi).

GramTV przedstawia:

Umieszczenie w grze Gemini Rue dwóch mocno różniących się od siebie grywalnych bohaterów pozwoliło twórcy na przygotowanie lokacji o odmiennym klimacie. I tak, jako Azriel Odin, trafiamy na wspomnianą planetę Barracus, na której atmosfera - co tu wiele ukrywać - z pewnością wszystkim psuje humor: pada deszcz, jest ciemno, a ludzie, których spotyka nasza postać na swojej drodze niezwykle nieprzyjemni. Nie brakuje wśród nich żebraków, narkomanów, a także innych typów spod ciemnej gwiazdy. Dlatego też pomyślne wykonanie zadania jest wyjątkowo trudne, gdyż mało kto - przynajmniej na początku - chce z nami współpracować i odpowiedzieć na nasze pytania. Natomiast wcielając się w Deltę 6 będziemy mieli okazję eksplorować Centrum numer 7, które do złudzenia przypomina szpital. Ale nim nie jest - to ośrodek, w którym przetrzymuje się pacjentów wbrew ich woli, a także przeprowadza się na nich różne niebezpieczne zabiegi.

Gemini Rue to stara szkoła w najczystszej postaci, choć z domieszką ciekawych patentów. Gracze, którzy nade wszystko cenią sobie zagadki logiczne o zróżnicowanym poziomie trudności, z pewnością będą zadowoleni grając w dzieło Nuernbergera. Łamigłówek jest pod dostatkiem i przy niektórych trzeba spędzić sporo czasu, by odnaleźć klucz do rozwiązania. Nie musi nim być odpowiednio wykorzystany przedmiot - gdzieniegdzie zamiast tego należy znaleźć właściwego rozmówcę i wyciągnąć od niego jakąś informację. Nie brakuje jednak mniej skomplikowanych fragmentów, z którymi poradzimy sobie w mgnieniu oka. Oprócz nich w grze zawarto - ku mojemu zaskoczeniu - sekcje wymagające strzelania, w których wykazujemy się zręcznością. Na szczęście nie należą one do zbyt wymagających, choć można w nich zginąć.

Oprawa graficzna Gemini Rue budzi mieszane uczucia - mnie osobiście się bardzo podoba, choć wiadomo, że spełnia ona współczesnych standardów. Nie o to jednak chodzi. Warto także zwrócić uwagę na udźwiękowienie - dialogi w zdecydowanej większości brzmią dość sztucznie, co w moim odczuciu jest zaletą (podobnie jak grafika) - kiedyś zatrudnienie prawdziwych aktorów było nieosiągalne i to właśnie chce pokazać Nuernberger w swojej grze. Kwestie wypowiadane przez aktorów nie są więc pełne życia, emocji i zaangażowania - to dobrze, bo by zbyt mocno kontrastowało to z oprawą wizualną. Świetnie brzmią natomiast odgłosy otoczenia - w ośrodku jest raczej cicho i tam sporadycznie nacieszymy swoje uszy, ale w mieście to już zupełnie co innego. Momentami warto przystanąć na chwilę, by po prostu posłuchać, jak pada deszcz. Naprawdę.

Gemini Rue to czarny koń ubiegłego roku. Produkcja, o której przed premierą nikt nie słyszał, okazała się być jednym z najlepszych tytułów minionych dwunastu miesięcy. Ma wszystko to, czego oczekujemy od przygodówki: świetnie poprowadzoną, w tym przypadku wyjątkowo dojrzałą fabułę (jej ukończenie zajmuje niespełna osiem godzin), wyraziste postacie, dobrze zaprojektowane lokacje, przemyślane zagadki o różnym poziomie trudności i niesamowity klimat. Atmosferę buduje oczywiście stylizowana na lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku grafika, która powoduje, że niejednemu entuzjaście przygodówek łezka zakręci się w oku. Gracze młodsi stażem mogą jednak nie docenić kunsztu twórcy, ale mimo to powinni przymknąć oko na oprawę wizualną i dać szansę Gemini Rue.

P.S. Warto wiedzieć, że Gemini Rue podczas festiwalu gier niezależnych 2010 Independent Game Festiwal otrzymało wyróżnienie za najlepszy projekt studencki. Oczywiście zgarnął je twórca gry, Joshua Nuernberger.

8,5
Klimat wylewa się z ekranu
Plusy
  • świetna fabuła
  • wyraziści bohaterowie
  • zagadki
  • zróżnicowane lokacje
  • niesamowity klimat
  • oprawa audiowizualna (budzi sentyment)
Minusy
  • oprawa audiowizualna (mimo iż budzi sentyment, jest przestarzała)
Komentarze
16
Bodzio-Gracz
Gramowicz
11/02/2012 18:51

Ciekawa gra, ciekawa recenzja :)

Gumisiek2
Gramowicz
04/02/2012 22:03

"Service Unavailable", gdy próbuję wejść w link.

Usunięty
Usunięty
04/02/2012 21:48

> Co do gier ogólnie - sprzedawca zawsze winien służyć informacją, czy gra jest, czy nie> jest oparta o Steam, Origin, Stardock, a także czy wymaga aktywacji przez internet/telefon.W supermarkecie nie będę biegać za sprzedawcą, bo obawiam się, że on wie tyle, co ja :) Poza tym - informacja o Steam owszem była - nie mogę twierdzić, że CDP nie dopełniło obowiązku informowania o własnościach produktu (huk, że niezbyt dużą czcionką z tyłu pudełka - to nie jest nielegalne). Ja się dałam naciągnąć, bo się nie spodziewałam, że akurat to muszę sprawdzić, i tyle.Zupełnie na marginesie: uważam, że coś jest wyraźnie nie w porządku, jeśli w celu grania w grę kupioną w polskim sklepie, teoretycznie od polskiego dystrybutora, w trybie offline, muszę zaakceptować umowę w języku angielskim, która np. nakłada na mnie obowiązek samodzielnego stwierdzenia, czy nie korzystam z elementów kryptograficznych Steam wbrew przepisom eksportowym USA... Nawet jeśli większość ludzi traktuje te umowy jak fikcję literacką.W związku z czym mam nadzieję, że przyszłe nabytki z tej serii też będą bez obowiązkowego Steama, bo inaczej będę się musiała obejść smakiem, dla zasady. :-)Ukłony z podziękowaniami. :-)




Trwa Wczytywanie